"Pracuję na poczcie. Gdy pewnego dnia odkryłam w magazynie paczkę, która powinna być dostarczona trzy lata temu, było mi strasznie wstyd. Uznałam, że paczkę trzeba dostarczyć, chociaż bałam się, że mężczyzna, który jej nie dostał, będzie wściekły. I nie pomyliłam się. Był wściekły, ale w jego oczach zobaczyłam coś jeszcze... Cierpienie? Rezygnację? Wkrótce zrozumiałam, że z tą paczką związana jest tragiczna historia..." Kasia, 28 lat
Robiłam właśnie porządki w magazynie, gdy w samym rogu zauważyłam jakąś paczkę. Była przyciśnięta krzesłem i segregatorami, więc musiałam ją pominąć przy poprzednim rozdzielaniu przesyłek dla listonosza. Sięgnęłam po nią, strzepnęłam kurz i spojrzałam na lekko wyblakły stempel. Pamiętam jak dziś, że zbladłam i aż musiałam wziąć lupę, żeby się upewnić, czy dobrze widzę. Paczkę datowano na… okres Bożego Narodzenia, ponad trzy lata temu. Nie dotarła do adresata.
– O Jezu… – jęknęłam, a potem zabrałam ją do okienka pocztowego, bo akurat ktoś do niego podszedł.
Szybko obsłużyłam klientkę, a później sprawdziłam nazwisko na zagubionej przesyłce. Jakiś mężczyzna z wioski obok, ale to nazwisko nic mi nie mówiło. Na mojej poczcie taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Zawsze doskonale wykonywałam swoje obowiązki i wprost nie chciało mi się wierzyć, że mogłam tak nawalić. Dziesięć minut później przyszedł nasz listonosz, więc podałam mu paczkę i kazałam dostarczyć. Spojrzał na nią kątem oka, a potem się skrzywił.
– Chyba pani żartuje… – fuknął. – Przecież ten człowiek nam nogi z dupy powyrywa, jeśli to było coś ważnego. Już lepiej wyrzucić, skoro i tak nie doszło.
– Panie Marku, ja też jestem zdziwiona, jak to się mogło stać, ale my dostarczymy tę paczkę – odpowiedziałam twardo. – To nasza praca.
Listonosz trochę burczał po nosem, ale zabrał ją razem z innymi. Rozumiałam, że jest zły, bo gniew adresata pewnie skupi się na nim, ale nie mogłam pozwolić, żeby świąteczna paczka została wyrzucona. Mowy nie ma.
Dokładnie sześć godzin później na pocztę wparował z impetem jakiś mężczyzna. Widziałam go, jeszcze zanim wszedł do środka. Wysoki, barczysty i tak zły, że nogi mi się ugięły. Trzasnął drzwiami i podszedł prosto do okienka, a ja dosłownie skurczyłam się w sobie.
– Co to jest?! – warknął, rzucając na stół nieszczęsną paczkę.
Była otwarta, ale kartonik poznałam natychmiast. Podniosłam na niego wzrok i spojrzałam prosto w wielkie, ciemne, rozeźlone oczy.
– Bardzo pana przepraszam… – powiedziałam cicho. – To moja wina. Znalazłam dzisiaj tę przesyłkę w samym rogu magazynu, musiała gdzieś się zapodziać… Naprawdę jest mi strasznie przykro – mówiłam, nie spuszczając z niego wzroku.
Dostrzegłam wtedy w jego oczach coś dziwnego. Jakby ogień wściekłości nagle zgasł i zastąpiło go coś innego. Rozczarowanie? Zdziwienie? Desperacja? Nie miałam pojęcia, co to było, ale mężczyzna przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Widziałam, jak opuszcza barki i robi się mniej pewny siebie. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, jakby nagle z kogoś, kto zamierza zabić, wyparowały wszystkie emocje i na ich miejsce pojawiły się zupełnie inne.
– Jeśli w paczce było coś wartościowego… – ciągnęłam, widząc, że patrzy na mnie i milczy. – Zapłacę za straty. Z własnej kieszeni… Przepraszam pana.
Mężczyzna nagle mocno wciągnął w płuca powietrze, a potem odwrócił się na pięcie i wybiegł z budynku poczty. Patrzyłam za nim w szoku, nie rozumiejąc, co się u licha stało…
Dopiero po chwili zorientowałam się, że zostawił na półce ten karton po paczce. Wzięłam go w ręce i odłożyłam na bok. Przez resztę zmiany, a potem jeszcze długo po jej skończeniu, myślałam o wyrazie twarzy tego człowieka. Ta zmiana, ta niepewność. O co tu chodziło? To była dla mnie chyba bardziej dotkliwa kara, niż gdyby mnie po prostu zwyzywał od najgorszych.
Siedziałam w mieszkaniu, dochodziła dziewiętnasta, byłam już po kolacji, a mina tego mężczyzny dalej mnie prześladowała. Wzięłam kluczyki od samochodu, pojechałam do sklepu, kupiłam wielką bombonierkę, kawę i… wybrałam się pod adres, który znalazłam na paczce. Nigdy nie robiłam takich rzeczy i nie wiem, dlaczego wtedy to zrobiłam. To było silniejsze ode mnie i chyba własne poczucie winy dobijało mnie od środka.
Stanęłam przed bramą wjazdową do małego domku na wsi i wcisnęłam przycisk domofonu. Po chwili usłyszałam po drugiej stronie męski głos. Zmęczony i smutny.
– Dobry wieczór – powiedziałam. – Czy może pan podejść do bramy? Ja z poczty…
W domofonie zapadła cisza, a potem usłyszałam trzask odkładanej słuchawki. Spojrzałam w kierunku domu, po chwili uchyliły się drzwi, a na zewnątrz wyszedł ten mężczyzna. Z nerwów przełknęłam ślinę, zastanawiając się, co ja najlepszego robię. Podszedł do bramy i spojrzał mi prosto w oczy.
– Chciałam jeszcze raz przeprosić – zająknęłam się.
– Już pani przepraszała – westchnął, świdrując mnie spojrzeniem.
– Wiem, ale… cały czas siedzi mi to w głowie. Ja naprawdę jestem bardzo odpowiedzialna i nigdy nie zdarzyło mi się zgubić czyjejś paczki. Nie wiem, jak to się stało.
Mężczyzna milczał.
– Przyniosłam panu kawę i czekoladki – powiedziałam, czując się idiotycznie. – Wiem, że to marna pociecha, ale może choć trochę osłodzi panu tę niefortunną wpadkę.
Przełożyłam siatkę przez bramę, a on sięgnął po nią i dziwnie na mnie patrzył.
– To była paczka od mojej żony – odezwał się.
– Ojej.
– Trzy lata temu była w delegacji i nie mogła wrócić na święta – wyjaśnił, a jego głos jakby zmienił barwę. – Zginęła w wypadku samochodowym. W połowie drogi powrotnej do domu…. – dodał nagle. Poczułam dreszcze na plecach.
– O Boże… – jęknęłam i nogi się pode mną ugięły. – Bardzo mi przykro… – wydusiłam.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że ta paczka… że to była ostatnia rzecz, jaką ona do niego nadała. I leżała w moim magazynie przez trzy lata. Zrobiło mi się zimno.
– Rozumie pani – powiedział. – Dlatego wpadłem na pocztę wściekły.
– Nie wiem, jak mogę pana przeprosić… – szepnęłam. Czułam się podle.
– W środku był szalik, kartka z widokiem Torunia i pierniczki. Te ostatnie nie nadawały się już do zjedzenia, chociaż spróbowałem – mówił, marszcząc czoło.
– Ojej… – Miałam wrażenie, że cokolwiek nie powiem, będzie to małe, głupie i puste.
Dosłownie widziałam przed oczyma męża czekającego na powrót żony, wypadek, śmierć, dramat, a potem listonosza, który po trzech latach przynosi od niej paczkę. Okropne.
– Mówiła pani, że co tu jest? – Wskazał na siatkę, którą mu podałam. – Czekoladki?
– Tak… i kawa.
– W takim razie… – zawahał się i znów spojrzał mi w oczy. – Zapomnę o tej wpadce, jeśli zje je pani teraz ze mną.
Zdębiałam, a on otworzył bramę kluczem i za chwilę stał na wprost mnie.
– Zapraszam.
– Ale ja…
– Nie jestem psychopatycznym mordercą – rzucił szybko. – Po skamieniałych pierniczkach pogryzanych w samotności chętnie zjem czekoladki w pani towarzystwie.
Spojrzałam niepewnie w stronę jego domu i uświadomiłam sobie, że to obcy człowiek, a ja nikomu nie mówiłam, gdzie się wybieram.
– To może wpadnie pan z tymi czekoladkami jutro na pocztę? – zaproponowałam, wykręcając się od wizyty.
– Chętnie – odpowiedział od razu. Odetchnęłam z ulgą. – O której?
– Pracuję od ósmej do szesnastej.
– Będę zatem o szesnastej – stwierdził i się uśmiechnął.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że jest sympatyczny, jakoś wcześniej mi to umknęło. Pożegnałam się z nim, przeprosiłam raz jeszcze i pojechałam do domu.
Następnego dnia rzeczywiście przyszedł na chwilę przed końcem mojej pracy. Przyniósł tamte czekoladki, zrobiłam kawę i napiliśmy się jej w pocztowej kanciapie. Było naprawdę miło i dopiero pod koniec rozmowy powiedział coś, co dosłownie zwaliło mnie z nóg.
– Kiedy przyszedłem tu wczoraj, żeby panią opieprzyć za paczkę… – zaczął. – Popatrzyła mi pani w oczy i jakbym usłyszał głos mojej żony. Ona zawsze powtarzała, że prawdziwy mężczyzna nie krzyczy na kobiety.
Zrobiłam wielkie oczy.
– To dlatego tak nagle pan wyszedł?
– Też… – zawahał się. – W pani spojrzeniu było wtedy tyle autentycznego żalu, że mnie to zupełnie rozbroiło.
– Bo naprawdę było mi przykro.
– No i… ma pani niezwykłe oczy – dodał. Zarumieniłam się po uszy. – Takie przejmujące.
Od tamtego popołudnia pan Adam (czyli adresat tej nieszczęsnej paczki) zaczął przychodzić na pocztę codziennie, mimo że wcześniej nie bywał tu wcale. Minęło już dobrych kilka tygodni, cały czas zastanawiam się, czy ta zagubiona paczka… hm, czy to nie było jakieś przeznaczenie? Siła wyższa? To może się wydawać śmieszne, ale tak to czasami odbieram. Jego wizyty są dla mnie zawsze powodem do uśmiechu i mam wrażenie, że rodzi się między nami szczególna więź. W jakiś sposób jestem wdzięczna za to, że raz w życiu nie dopilnowałam swoich obowiązków i zapodziałam paczkę. Bo gdyby nie ona, nigdy nie poznałabym Adama…