"Byliśmy w sobie kiedyś zakochani, tylko ja byłem za głupi, żeby się zdecydować na dziewczynę, z której wszyscy się śmiali. Gdy zobaczyłem zaproszenie na spotkanie klasowe, zapragnąłem ją znowu zobaczyć..." Janek, 35 lat
Większość ludzi zjawiła się na tym niewydarzonym spotkaniu licealnym i tylko Ninki zabrakło! A przecież to ona wypisała zaproszenia! Myślałem, że skoro Nina jest organizatorką spotkania, to na nim będzie. Tylko dla niej tu przyjechałem...
Nudziłem się jak mops. Krzysiek co chwila poklepywał mnie po kolanie i przypominał mi kolejną stara historię. Widziałem już zdjęcia jego żony, dzieci i jego samochodu. Tomek opowiadał, że jemu w życiu nic nie wychodzi, bo jest za uczciwy, a karierę to teraz mogą zrobić tylko oszuści i złodzieje...
– Krzysiek, a Ninka nie przyjdzie? – zapytałem kolegi. On też, tak jak moja przyjaciółka licealna, mieszkał w Augustowie, więc myślałem, że coś wie.
– Mówiła, że będzie – powiedział. – Musiało jej coś wypaść.
– A co u niej słychać?
– Nie wyszła za mąż i dalej jest taka zakręcona jak kiedyś – roześmiał się.
– Chodzi w za dużych ciuchach, pracuje w urzędzie miasta i zajmuje się kulturą. A teraz szuka sponsorów na jakiś projekt artystyczny. Jak to Ninka.
Uśmiechnąłem się do siebie. Wciąż pamiętałem, jak kupowała resztki materiałów i zszywała z nich te swoje szaty. Nie miała kasy na nowe ciuchy, więc musiała się ratować fantazją. Miała tylko matkę – rencistkę. Odkąd pamiętam, Ninka dawała korepetycje, a i tak nie przelewało im się. Właściwie wszyscy się z Ninki podśmiewali. Z jej dziwnych ciuchów, włosów splecionych w dziwaczne warkocze, z toreb utkanych ze sznurka. No i z jej sztuki... Ninka pisała wiersze, organizowała teatrzyk szkolny i happeningi...
– A wiesz, że Nina wydała tomik poezji – dołączyła się do rozmowy Marta.
– Jak przyjeżdżam do mamy na wakacje, to zwykle udaje nam się umówić na kawę. Ale ja to się dziwię, że właśnie ty nie wiesz, co u Niny. Przecież tak się przyjaźniliście! Ja myślałam, że się macie ku sobie, zanim nie przyprowadziłeś Beaty na studniówkę. Marta mrugnęła do mnie. Posiedziałem z nimi przez chwilę, po czym zmyłem się po angielsku.
Poszedłem nad jezioro. „Myślałam, że macie się ku sobie”, powiedziała Marta. Bo mieliśmy się ku sobie... Tylko ja byłem wtedy za głupi, żeby się zdecydować na dziewczynę, z której wszyscy się śmiali... Pamiętam tę nieszczęsną studniówkę... Nina chyba do końca myślała, że pójdziemy na nią razem. Ale ja zaprosiłem Beatę. Nina w końcu przyszła z jakimś żołnierzem. Był wysoki i przystojny, świetnie tańczył, a Ninka nawet na mnie nie patrzyła. Beata, piękność szkolna, lepiła się do mojego ramienia, a ja wypatrywałem oczy za szkolną dziwaczką. Sprawdzałem, czy nie całuje się ze swoim partnerem.
Po studniówce prawie biegiem odprowadziłem Beatę do domu, a sam poleciałem pod dom Niny. Rzucałem kamykami w jej okno, ale nie otwierała... Wtedy po raz pierwszy nie otworzyła mi okna... A przecież tak wiele razy wcześniej właśnie w taki sposób wywoływałem ją z domu nad ranem. Wypływaliśmy razem łódką na jezioro, ja łowiłem, a ona przy latareczce bazgroliła jakieś wiersze. Tamtej nocy jednak nie otworzyła...
Potem dowiedziałem się, że żołnierz był jej kuzynem. Próbowałem jeszcze dzwonić, kiedy już byłem na studiach w Warszawie, ale nie chciała ze mną gadać. Potem moi rodzice wyprowadzili się z Augustowa, a ja zacząłem staż w międzynarodowej firmie.
Czasem jeszcze śniła mi się Nina i jej kolorowe ciuchy, ale ja przecież... Potrzebowałem innej kobiety, innej żony. Takiej, która nosi kostiumy, która by rozumiała i wspierała moje ambicje. Nie potrzebowałem dziwaczki, która myśli, że pieniądze wszystko psują, a ludzie powinni kierować się sercem, nie ambicją. Ja chciałem zrobić karierę... Nie zauważyłem, że idę w stronę domu Niny, dopóki nie zatrzymałem się przed jej oknem. Paliło się w nim światło. Nie zastanawiając się, podniosłem kamyk i rzuciłem go w szybę. Potem drugi. I trzeci. W końcu otworzyła! Gdy zobaczyłem jej twarz, coś ścisnęło mnie za gardło.
– Janek? – zdziwiła się.
– Nie sądziłam, że przyjedziesz...
– Przecież przysłałaś mi zaproszenie.
– No tak... Ale myślałam, że będziesz zbyt zajęty, żeby przyjeżdżać na jakieś spotkanie licealne – odparła.
– A ty? Czemu nie przyszłaś? Krzysiek mówił, że miałaś być – spytałem.
– Tak wyszło – powiedziała cicho. – To może zejdziesz do mnie na chwilę? Pogadamy... Zniknęła, ale zaraz otworzyła drzwi.
– Chodź na herbatę – zaprosiła mnie.
Krzątała się po kuchni tak samo drobna jak kiedyś. Miała na sobie śmieszną, kolorową sukienkę i lakierki na wysokim obcasie. Nawet się umalowała.
– Jesteś ubrana do wyjścia, czemu nie przyszłaś? – spytałem.
– Po co? – wyszeptała. – Czym się pochwalę? Nie mam ani męża, ani dzieci. Nie dorobiłam się domu ani samochodu. Nadal jestem Kaczką-Dziwaczką – przywołała swoje stare przezwisko.
– Nina... – powiedziałem ciepło. – Jesteś wspaniała. Zawsze miałaś odwagę robić to, co chciałaś, nigdy nie zwracałaś uwagi na to, co powiedzą inni...
– A ty nie – odparła, siadając. – Ty bałeś się robić to, czego chciałeś. Bałeś się, co ludzie powiedzą.
– Musiałem do tego dorosnąć – wyznałem, a ona roześmiała się gorzko.
– Co u ciebie słychać? – spytała po chwili, podsuwając mi herbatę. – Słyszałam, że mieszkasz w Australii.
– Wróciłem – odparłem. – Pracuję w polskim oddziale australijskiej firmy, jestem... prezesem zarządu – powiedziałem to tak, jakbym się wstydził. Wiedziałem, że mój sukces jej nie zaimponuje...
– Masz żonę – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Rozwodzę się. Okazało się, że nie... że jednak się pomyliliśmy. Na szczęście nie mieliśmy czasu na dzieci, więc rozwód to tylko formalność. A ty? – zmieniłem temat. – Skończyłaś kulturoznawstwo, tak jak chciałaś? Kiwnęła głową.
– Pracuję w urzędzie miasta, zajmuję się kulturą, wiesz... organizuję festiwale, plenery artystyczne, takie tam... Teraz mam taki projekt – zapaliła się. – Tu w okolicy jest taki stary pałac, tani, to znaczy stosunkowo tani, mnie oczywiście na niego nie stać, i trzeba włożyć mnóstwo pieniędzy w remont, ale potem... Potem można by tam zrobić taki... hotel, dom pracy twórczej! Szukam sponsora, ale ciężko mi idzie.
– Jesteś szczęśliwa – powiedziałem.
– Tak. Na ogół tak – poprawiła się. – Czasem myślę, że dobrze by było mieć rodzinę, może więcej pieniędzy, bo wtedy mogłabym więcej zrobić. A ty? Jesteś szczęśliwy? – spytała.
– Byłem szczęśliwy – powiedziałem. – Na początku, kiedy wszystko układało się po mojej myśli... Teraz już nie zastanawiam się nad szczęściem. Mam to moje życie i muszę nim żyć. Jest już za późno, żeby coś zmienić...
– Nigdy nie jest za późno – odparła.
Poszliśmy na spacer, a potem trafiliśmy na salę, na której bawiły się niedobitki naszych licealnych kolegów. Z magnetofonu płynęły już same pościelówy. Przyciągnąłem do siebie Ninkę i zaczęliśmy tańczyć.
– Nigdy nie wybaczyłam ci tego, że nie zatańczyłeś ze mną na studniówce – powiedziała.
– Ja też sobie tego nigdy nie wybaczyłem – odparłem. Tej nocy mieliśmy naszą własną studniówkę. Do rana kręciliśmy się po parkiecie. Później odprowadziłem ją do domu i pocałowałem. Pierwszy raz...
– Cieszę się, że przysłałaś mi to zaproszenie – wyszeptałem.
– Niepotrzebnie przyjechałeś, Janek – powiedziała, patrząc na mnie z gniewem. – Zdążyłam uwierzyć w to, że już na ciebie nie czekam.
– A ja ciągle o tobie śnię – rzuciłem.
Zamknęła za sobą drzwi, a ja zaśmiałem się cicho.
Dopiero kiedy dotarłem do hotelu i spojrzałem na swojego laptopa, na kilkanaście wiadomości na komórce, pomyślałem, że nie da się pogodzić Niny z Warszawą. Że nasz związek nie jest możliwy... Ale kiedy zamknąłem oczy... Zobaczyłem jej twarz i zdałem sobie sprawę, że mam w nosie to, co ludzie powiedzą. Już nie musiałem niczego nikomu udowadniać. Musiałem wrócić do Warszawy następnego dnia. Nina nie otworzyła okna... Ale kiedy kolejnej soboty rzuciłem kamykiem w jej okno, otworzyła i zgodziła się pokazać mi ten pałac. W następny weekend pływaliśmy łódką po jeziorze. Rozmawialiśmy o przeszłości, a potem o przyszłości. Prawie pół roku widywaliśmy się tylko w soboty...Ale dziś...
Dziś jestem właścicielem domu pracy twórczej, a raczej pewnych starych ruin, w których kiedyś powstanie taka instytucja. Nina porzuciła powłóczyste stroje i biega po budowie w drelichowym kombinezonie i w gumowcach, a ja jestem właściwie jej chłopcem na posyłki. Rozkazała mi też myśleć o marketingu i o przyszłych akcjach kulturalno-oświatowych.
– Bo ty się znasz na świecie – wyjaśniła moja Kaczka-Dziwaczka. No więc jeżdżę po zakupy i myślę... Najczęściej o tym, jak cudowne może być życie, kiedy się nie zastanawia nad tym, co ludzie powiedzą...