"Pracowałem ciężko cały dzień i po powrocie do domu chciałem zjeść ciepły obiad. Ale, niestety, nie tylko nie było obiadu, ale też w mieszkaniu było po prostu brudno. Moja żona nie pracowała zawodowo, ale nie znosiła też prac domowych. Właściwie to nie wiem, co robiła całymi dniami...?! Ale wiedziałem, co ją zaboli... " Karol, 34 lata
– Kochanie, wstaw sobie pizzę do mikrofali – Bożena dmuchnęła w świeżo polakierowane paznokcie.
– Myślałem, że ugotujesz obiad – zirytowałem się, bo raptem wczoraj mieliśmy rozmowę o tym, że skoro ona nie pracuje, powinna zająć się domem. – Wydawało mi się, że coś uzgodniliśmy.
– A co to za różnica: ugotować samemu czy kupić? – moja żona uśmiechnęła się przepraszająco.
– Dla mnie zasadnicza, bo wolę domowe obiady niż jakieś półprodukty nafaszerowane chemią – odparłem.
– Nie przesadzaj, skarbie.
– Nie przesadzam! – huknąłem. – Zwłaszcza że nie wiem, co ty robisz całymi dniami! – krzyknąłem, rozglądając się po salonie. – Zobacz, ile kurzu na półkach. Na dywanie pełno okruchów.
– No i czemu tak się pieklisz? Kurz się zbiera, bo Bartek biega jak opętany, a dywan... Mały jadł ciastka – Bożena wzruszyła ramionami. – Teraz śpi, więc nie krzycz. Nie chcę, żeby się obudził, bo jestem zmęczona. Ty nie masz pojęcia, co to znaczy użerać się z niesfornym trzylatkiem.
Zawsze miała ten sam argument. A ja przecież spędzałem w domu weekendy i wiedziałem, że nasz syn wcale nie jest tak kłopotliwy, jak przedstawiała to Bożena. Dziecko jak dziecko. Moja żona po prostu nie cierpiała prac domowych, a Bartek stanowił doskonałą wymówkę.
– Staram się, jak mogę – znowu dmuchnęła na paznokcie.
– O swój manicure – dodałem i pomaszerowałem do kuchni, żeby wstawić pizzę. Następnie zabrałem się za zmywanie naczyń, które zalegały od wczoraj w zlewie. Chwilę później omal nie wywinąłem orła przez rozlane na podłodze mleko. „Nie, dosyć tego!”, wściekłem się.
– Dłużej tego nie zniosę – stanąłem w progu salonu. – Jeśli ty nie potrafisz zająć się domem, ktoś musi to zrobić za ciebie.
– Czyli?... – Bożena zmarszczyła brwi.
– Pani do sprzątania!
– Tego jeszcze brakowało, żeby jakaś obca baba mi się tu kręciła – fuknęła moja żona.
– Jeśli przy okazji sprawi, że zapanuje u nas porządek, gra jest warta świeczki – odparłem poirytowany.
– Nie masz na co pieniędzy wydawać? – Bożena była oburzona.
– No właśnie, w związku z tym także trzeba będzie ograniczyć wydatki.
– Karol, daj spokój – Bożena wstała z fotela, demonstracyjnie zbierając ze stolika szklanki i talerze, które nagromadziły się na nim od rana. – Przecież sama doskonale sobie poradzę. Co to? Rąk nie mam? Nie chcę, żeby mnie sąsiadki wzięły na języki. A jak się w rodzinie rozniesie? – mówiła podniesionym tonem. – Jeśli masz za dużo pieniędzy, to kup mi lepiej raczej ten płaszcz, o którym ci mówiłam – powiedziała to już przymilnym tonem.
– Sprzątaczka wyjdzie chyba taniej – wziąłem telefon i zacząłem szukać ogłoszeń rupie mieszkańców naszej miejscowości.
Znalazłem interesujące ogłoszenie i wybrałem numer. Kobieta miała na imię Masza i mówiła ze wschodnim akcentem. Sądząc po głosie, była starsza, a to wzbudziło moje zaufanie.
– Myślę, że co drugi dzień byłoby dobrze. Od kiedy może pani zacząć? Od jutra? Świetnie – ucieszyłem się. Podałem jej nasz adres i powiedziałem, że żona będzie w domu i powie jej, co i jak. – To od piętnastej do osiemnastej. Doskonale. Jak wrócę z pracy, rozliczymy się – dodałem na zakończenie. Zadowolony z siebie zwróciłem się do żony:
– Wygląda na to, że jutro przekroczę próg wysprzątanego domu. I może nawet zjem jakiś porządny posiłek, bo skoro ktoś wyręczy cię w porządkach, znajdziesz chyba czas na ugotowanie mi obiadu.
Bożena nie wyglądała na zadowoloną.
– Nie przeszkadza ci, że ktoś obcy będzie nam zaglądał do każdego kąta? – jeszcze raz spróbowała odwieść mnie od podjętej decyzji.
– Skoro pozostawi ten kąt czysty, to nie – oświadczyłem. – A ty powinnaś mi być wdzięczna. Robię to także dla ciebie. Żebyś nie musiała się tak przemęczać, kochanie – uśmiechnąłem się.
Bożena obrażona syknęła coś pod nosem i wyszła do kuchni, ale ja byłem nieugięty.
No i opłaciło się, bo kiedy następnego dnia wróciłem do domu, wszystko lśniło. Na półkach ani śladu kurzu, dywany odkurzone, podłogi wypolerowane, naczynia umyte. A na idealnie czystym stole podany schabowy z buraczkami!
– Nie wierzę własnym oczom! – powiedziałem zdumiony.
– Jedz, bo zaraz wystygnie – odparła Bożenka, zdejmując przez głowę swój kuchenny fartuszek.
– Już, już. Muszę tylko rozliczyć się z panią Maszą. Gdzie ona jest? – sięgnąłem po portfel.
– Wiesz, Karol... – w zachowaniu żony było coś podejrzanego. – Pani Masza nie miała tu nic do roboty, więc ją odprawiłam.
– Jak to „nie miała nic do roboty”? A kto tu sprzątał? Nie mów mi, że ty – powątpiewałem, ale w duchu cieszyłem się, że mój plan zadziałał. Dobrze znałem swoją żonę. Wiedziałem, co ją zaboli. Żal było jej wydawać pieniądze na panią do sprzątania!
– Nie jest mi potrzebna żadna pomoc – dodała. – Sama potrafię zadbać o swój dom?
– Prawda, kochanie, prawda – objąłem ją.
– I żadna obca baba nie będzie mi się pętała po mieszkaniu – dodała.
– Widzę, skarbie, że w sprzątaniu nie masz sobie równych – nie zwróciłem uwagi na jej oschły ton.
– Mam nadzieję, że już zawsze będzie tak jak dziś: wysprzątany dom i ciepły, domowy obiad na stole. Bożena spojrzała na mnie poważnie.
– To co będzie z tym płaszczem? – zapytała po chwili.
– Hmm, skoro odpadły nam wydatki na panią do sprzątania, to myślę, że możemy przedyskutować to, kiedy już umyjesz naczynia po obiedzie – zażartowałem i w tym momencie na mojej głowie wylądował fartuch Bożeny.
– Tak, tak, kochanie. Naczynia to ja umyję – powiedziałem, przytulając żonę.