"Z moim mężem łączyła mnie szczególna więź. Rozumiał mnie w stu procentach – jak najlepsza przyjaciółka! Byłam z nim naprawdę szczęśliwa. Aż pewnego wieczoru, przypadkowo, przeczytałam jego wiadomość do naszego wspólnego znajomego. Zaczęłam kojarzyć niektóre fakty. Jak ja mogłam nic nie zauważyć? Jaka ślepa, głupia i naiwna byłam!" Agata, 31 lat
Ten wieczór, kiedy dowiedziałam się prawdy o moim mężu, pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Była sobota, a ja bardzo chciałam, żeby poszedł ze mną na imprezę do naszych przyjaciół. On jednak zrobił zbolałą minę i zaczął kaszleć.
– Idź sama i baw się dobrze. Nie chcę się bardziej rozchorować, mam dużo pracy w firmie – powiedział i naciągnął koc po sam czubek głowy.
Pomyślałam, że faceci to jednak delikatne stworzenia. Byle katar i umierają. Krzysiek miał lekki stan podgorączkowy, spokojnie mógł wziąć aspirynę i iść ze mną, ale nie nalegałam. Dałam spokój i zostawiłam męża w domu. Chyba nie miałam ochoty na jego pojękiwania i ciągłe patrzenie na zegarek. Zapowiadała się dobra zabawa w wypróbowanym towarzystwie, więc grzechem byłoby nie skorzystać.
– Agata, co z Krzychem? – pytali znajomi, kiedy dotarłam na miejsce.
– Leży i cierpi – odparłam z lekką ironią. Jacek, gospodarz domu, zaproponował mi kieliszek wina i coś na ząb, czyli przepyszną tortillę.
– Palce lizać, ale będziesz zionąć ogniem – stwierdził z uznaniem i aż cmoknął.
– Potwierdzam – rzucił Adam, nasz wspólny znajomy, który pojawił się nieco spóźniony.
– Ja bardzo lubię takie ostre rzeczy – mrugnął do mnie.
Faktycznie, Adam lubił mocne wrażenia, poczynając od jedzenia, poprzez sporty ekstremalne, aż po adrenalinę w życiu osobistym. Ha, tak naprawdę to niewiele wiedziałam o życiu osobistym przyjaciela mojego męża. Przywołałam z zakamarków pamięci kobiety Adama, z których żadna nie zagościła w jego życiorysie na dłużej niż tydzień, no, może dwa.
Zabawa trwała w najlepsze, kiedy przypomniałam sobie o bolejącym małżonku. „Biedny Krzyś, może żałuje, że nie przyszedł?”, ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Jest troszkę przewrażliwiony na swoim punkcie, ale poza drobną hipochondrią kochany z niego facet. Postanowiłam zadzwonić i pocieszyć chorego.
Moja komórka leżała obok torebki. Zerknęłam i zobaczyłam nową wiadomość. Była od Krzyśka? Nie, chyba nie od niego... „Jestem w domu. Teren wolny, Agata jest na imprezie, a zresztą wiesz o tym. Przyjedź, kocurze. Tęsknię i całuję. Twój K.” Nie wiedziałam, o co chodzi. Ktoś napisał do mnie, wspominając, że jestem na imprezie? Zaraz, zaraz. Przecież to pisał mój mąż, to jego numer. Ale to nie moja komórka. Ten sam model aparatu, lecz nie mój telefon. To był telefon... Adama, mieliśmy identyczne. Zajrzałam do torby, w środku znalazłam swój. Dlaczego mój mąż pisał do swojego przyjaciela w taki dziwny sposób? Coś się tu nie zgadzało. Kurczę, co jest? Poczułam lęk...
Męża poznałam siedem lat temu, kiedy robiłam z moją przyjaciółką Kaśką zakupy w mięsnym.
– Dzień dobry – usłyszałyśmy za plecami. Za nami stał drobny facet i uśmiechał się do Kaśki.
– Krzysiek? Co tutaj robisz? – zapytała zdziwiona i cmoknęła go w policzek.
– Rozglądam się, żeby coś upolować – powiedział i zatarł ręce.
– Masz ochotę na kawałek krwistego befsztyka? – uśmiechnęłam się.
– Nieeee, tak na serio to ja nie jadam mięsa.
– Nie jadasz? I robisz zakupy w mięsnym, dobre sobie – zdziwiłam się.
– Za to moja kotka jada – zaśmiał się. Kaśka zorientowała się, że nie przedstawiła nas sobie.
– Agata, Krzysiek, Krzysiek, Agata – zaszczebiotała i zamachała rękami, dopełniając ceremonii. Choć sceneria daleka była od romantycznej, a wokół pachniało kiełbasą, pasztetem i surowymi wątróbkami, poczułam przyspieszone bicie serca, rumieniec na twarzy i motylki w brzuchu. Zostaliśmy parą, taką, co to mówią, że pasuje do siebie jak ulał. Czułam, że złapałam Pana Boga za nogi.
Krzysiek rozumiał mnie w stu procentach. Łączyła nas niezwykła więź, prawdziwe porozumienie dusz w najdrobniejszych rzeczach. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można rozmawiać z facetem o intymnych sprawach w sposób kobiecy. Potrafił mnie zrozumieć tak, jak tylko kobieta potrafi zrozumieć kobietę. Wyjątkowa intuicja i empatia, którymi obdarzyła go natura, w żaden sposób nie ujmowały mu męskiego uroku.
– Tworzycie zgraną parę – stwierdziła Kaśka niedługo po naszym ślubie. Za moją odpowiedź służyło rozanielenie na twarzy. – Weźmy na przykład mojego Piotrka. Przywary jak u typowego samca... Ogląda mecze, nie sprząta po sobie, rży z obleśnych kawałów, a każdy mój problem tłumaczy miesiączką – żaliła się.
– To fakt, Krzysiek jest jakimś ewenementem... Może przybył z kosmosu? – żartowałam.
– Masz rację, to wszystko tłumaczy. Ziemianie tak się nie zachowują.
Mój mężczyzna chodził ze mną nawet na babskie zakupy, a powszechnie wiadomo, że faceci tego nie znoszą. Potrafił doradzić kolor stanika, krój spódnicy. Nie złościł się z powodu pomadki, którą wybierałam przez piętnaście minut, nie nudził, kiedy przepadałam w przymierzalni na długie chwile.
Na początku jednak jedno mnie martwiło. Nie przypadł do gustu mojemu tacie.
– Jakoś mi się nie podoba – marudził ojciec.
– Przecież nie tobie ma się podobać, tylko Agacie – sztorcowała go mama.
– Miękki jak panna – snuł swoje wywody.
– Aha, ty byś wolał, żeby pił i bił. Wtedy byłby prawdziwym chłopem – złościła się.
– No tak to nie... A co on robi w życiu? – dopytywał się.
– Jest grafikiem w agencji reklamowej – poinformowałam.
– Grafikiem, powiadasz, no dobrze... Ale jakoś mi się nie podoba – dalej narzekał.
– Tato, ale co konkretnie ci nie pasuje? – pytałam zniecierpliwiona.
– A żeby to on sam wiedział – wtrącała się mama.
– Ty się, dziecko, nie przejmuj ojcem, nie ma co robić, to wymyśla. Jesteś szczęśliwa i to jest najważniejsze.
Krzysiek poznał Adama w pracy. Robił dla niego projekt billboardów. I tak się zaczęło. Ten wysoki mężczyzna lubiący adrenalinę bywał w naszym domu bardzo często. Dopiero teraz docierała do mnie cała prawda... Wtedy, na imprezie, dowiedziałam się, że mój mąż jest gejem, a przynajmniej, że lubi także mężczyzn. Wcześniej do głowy by mi to nie przyszło, przecież sprawy łóżkowe układały nam się całkiem dobrze. Zaczęłam kojarzyć niektóre fakty, te wyjazdy Krzyśka, spanie w namiocie z Adamem, bo niby miejsca w domku kempingowym nie było. Jego facet często wpadał do nas na obiad lub kolację, potem wychodzili się przejść i pogadać – „jak facet z facetem”, zaznaczali. Dobre sobie, pogadać... Jak ja mogłam nic nie zauważyć? Jaka ślepa, głupia i naiwna byłam!
Pierwszy szok ukryłam przed całym światem. Poszło mi całkiem nieźle. „Skoro Krzyśkowi się udawało oszukać wszystkich, to mnie też się uda”, doszłam do wniosku. To nie takie trudne żyć w kłamstwie. Wystarczy tabletka na uspokojenie znaleziona w apteczce. Łykasz rano i wieczorem, potem spokojnie udajesz szczęśliwą małżonkę. Udawanie, że wszystko jest ok przestało mi wychodzić, kiedy dowiedziałam się, że będziemy mieli dziecko. Ale problem rozwiązał się sam. Krzysiek powiedział, że odchodzi. Chcą wyjechać z Adamem do innego miasta i tam rozpocząć „nowe życie”, jak to określił. Prawdę mówiąc, nie oponowałam. Pomyślałam, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich...
Kiedy urodził się Maciuś, stwierdziłam, że drobnym ciałkiem i płowymi włoskami bardzo przypomina swojego ojca z niemowlęcych fotografii. Ale czy kiedyś pozna swojego tatę? Tego nie wiem. Zobaczymy, co przyniesie czas...