"Tę piękną dziewczynę znałem z widzenia. Codziennie rano zjawiała się w dworcowym bistro ze swoim facetem, zamawiali dwie kawy, siadali przy stoliku, po czym zawzięcie się kłócili. On ją atakował, a ona się broniła... Obserwowałem ich i nie mogłem zrozumieć, co ona robi z tym nadętym dupkiem. Pewnego dnia zobaczyłem, jak zapłakana biegnie wydeptaną ścieżką wzdłuż torów. Natychmiast wybiegłem za nią..." Grzesiek
Znałem ją z widzenia. Była nie tylko piękna, ale i bardzo miła! Wiedziałem, że ma na imię Agnieszka. Od dawna szukałem okazji, by podając kawę, porozmawiać z nią, ale jakoś nie miałem śmiałości. A potem razem z nią zaczął się pojawiać arogancki elegancik, więc dałem sobie spokój z zagadywaniem jej...
– Ile w tej dziurze trzeba czekać na kawę?! Pospiesz się, bo nam się spieszy! – dobiegł mnie natarczywy męski głos. Spojrzałem z niechęcią na nadętą minę faceta w drogim płaszczu. "Szkoda takiej fajnej dziewczyny dla niego" – pomyślałem
– Spokojnie, Daniel, mamy jeszcze kwadrans do odjazdu pociągu – odezwała się przepraszającym tonem Agnieszka.
– Proszę się nie przejmować moim chłopakiem. Dzisiaj wstał lewą nogą... – powiedziała, gdy po chwili postawiłem przed parą dwa cappucino. Machnąłem ręką i się uśmiechnąłem. Do niej oczywiście, nie do tego bubka.
– Bardzo panu dziękujemy – rzuciła kobieta. – I jeszcze raz przepraszam...
– Nie ma sprawy – odparłem, odwracając się do kolejnego klienta mojego baru.
– Za co go przepraszasz? – warknął facet. – Chyba nie za mnie! I nie uśmiechaj się tak do kelnera! Flirtujesz z nim?!
– Daniel, błagam cię, z nikim nie flirtuję, po prostu chciałam być miła... – Dziewczyna przewróciła oczami i przelotnie spojrzała na mnie, więc posłałem jej krzepiący uśmiech, co oczywiście zauważył jej facet i znowu miał do niej pretensje.
Codziennie zjawiali się na dworcu jeszcze przed siódmą rano, zamawiali dwie kawy, siadali przy pobliskim stoliku, po czym zawzięcie się kłócili. Chociaż właściwie to on ją atakował, a ona się broniła. „Straszny zazdrośnik”, myślałem, gdy czasem usłyszałem, jak mężczyzna wypomina swojej dziewczynie, że się gapi na jakiegoś faceta albo że się do kogoś uśmiecha, a nie powinna. Ona wszystko starała się obrócić w żart, ale daremnie. Przymilała się więc do niego i przepraszała, a on ewentualnie jej wybaczał, choć nie zawsze. „Co ta wspaniała dziewczyna robi z takim dupkiem?”, zastanawiałem się czasem. „Czy ona nie widzi, że to nie jest mężczyzna dla niej?” Ale miłość podobno jest ślepa, więc co ja się dziwię?... „Gdyby ta Agnieszka kochała mnie, na pewno umiałbym docenić jej miłość”, wzdychałem. Wyobrażałem sobie, że to do mnie mówi: „Kochanie”, gładzi moje ręce i promiennie się uśmiecha. Nie ma co kryć, zadurzyłem się w niej, jednak ona nie zwracała na mnie uwagi. Niestety...
Nie podeszła jak zwykle do baru, tylko usiadła przy oknie. Przygotowałem dwie kawy i zaniosłem do stolika. Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja dopiero wtedy dostrzegłem w jej oczach łzy. Potem ona zobaczyła dwie filiżanki i się rozpłakała.
– Dzięki, ale Daniel... nie przyjdzie... On... ma inną... – powiedziała łamiącym się głosem, po czym zerwała się od stolika i pobiegła prosto na peron. Zamarłem, odruchowo wziąłem obie filiżanki i zawróciłem do baru. Nagle jednak coś mnie tknęło, bo uświadomiłem sobie, że za chwilę wjedzie pociąg, a Agnieszka wybiegła na zewnątrz tak gwałtownie... Odstawiłem kawy na stolik i po prostu ruszyłem za nią. Na dworze padał śnieg, a ja choć wybiegłem z ciepłego pomieszczenia, zupełnie nie czułem zimna. Agnieszka minęła betonowy peron, potem wspięła się na nasyp i pędziła wydeptaną ścieżką wzdłuż torów na wprost zbliżających się świateł lokomotywy. Nie wiedziałem, co chce zrobić. Wolałem nie myśleć, że za chwilę przekroczy jedną z szyn i... Na wszelki wypadek przyspieszyłem kroku i gdy byłem tuż za nią, wyciągnąłem rękę i chwyciłem za jasny kaptur, po czym mocno pociągnąłem. Dziewczyna zachwiała się i przewróciła. Oboje straciliśmy równowagę i sturlaliśmy się z nasypu na ziemię. I wtedy z hukiem przetoczył się skład pociągu...
Ciężko dyszeliśmy, ona szlochała, więc objąłem ją i mocno do siebie przytuliłem.
– Cicho... Nie płacz... Już po wszystkim... – mówiłem, żeby się uspokoiła. – Coś ty chciała zrobić?... – spytałem z wyrzutem.
– Ja... nie wiem – westchnęła. – Nie chciałam się zabić... Chyba... Po prostu zrobiło mi się tak strasznie ciężko na duszy... Daniel był zawsze taki zaborczy i zazdrosny... Gdy wychodzilismy gdzieś, mogłam tańczyć tylko z nim... Zabraniał mi się nawet uśmiechać do innych mężczyzn. Nie ufał mi... A tymczasem sam... – głos jej się załamał.
– Podejrzewał cię, bo sam miał nieczyste sumienie. Jak się dowiedziałaś o jego zdradzie? – dociekałem.
– Spotykaliśmy się od roku i myślałam, że to jest ten jedyny... Ale wczoraj przyjechała do nas jakaś kobieta w ciąży i zrobiła piekielną awanturę... Podobno to jego dziecko... Mieli się pobrać, jednak któregoś dnia on bez słowa wyniósł się od niej i przestał odbierać telefony... Wtedy zamieszkał ze mną... Oszukał i ją, i mnie... – jęknęła.
– Ale to przecież nie powód, żeby kończyć ze sobą – rzuciłem stanowczo. – Ten facet nie był ciebie wart. Od jakiegoś czasu obserwowałem was i zastanawiałem się, co ty w nim widzisz... Agnieszka wzruszyła ramionami. Pociągnęła nosem i szepnęła:
– Na początku na pewno go kochałam, a ostatnio... Sama nie wiem... – Zimno tu. – Wzdrygnąłem się.
– Wstawaj, pogadamy w bistro.
Podnieśliśmy się, otrzepaliśmy ubrania z ziemi i pobiegliśmy w stronę dworca. Czułem, jak tam klienci klną, że nie dostali swojej porannej kawy, a pani Stasia sama nie wyrabia. Kolejka faktycznie była gigantyczna.
– Gdzieś ty był, Grzesiek? – zapytała starsza pani z obłędem w oczach. – O mało mnie tu nie zlinczowali...
– Ratował świat – odpowiedziała Agnieszka, po czym zdjęła kurtkę, umyła ręce i stanęła przy ekspresie do kawy.
– Co podać? – zwróciła się do kolejnej klientki. Nawet się do niej uśmiechnęła. Spojrzałem na nią z podziwem. Sam musiałem się przebrać w coś czystego, bo cały byłem w błocie, więc w tamtej chwili pomoc dziewczyny okazała się bezcenna. Poszedłem na zaplecze, a gdy wróciłem sytuacja była już opanowana. Klienci siedzieli przy stolikach, pili swoje kawy i pałaszowali słodkie rogaliki albo kanapki z szynką i serem. Spojrzałem na Agnieszkę, która z zaróżowionymi policzkami rozmawiała z panią Stasią. W pewnej chwili popatrzyła na mnie i się uśmiechnęła, a potem bezgłośnie wyszeptała: „Dziękuję”. Machnąłem ręką, że to nic takiego, ale moje serce zalała przyjemna fala ciepła. Gdy minął poranny ruch i bistro opustoszało, zapytałem Agnieszkę, czy nie wybiera się do pracy do Warszawy.
– Nie. – Pokręciła głową. – Pracowałam z Danielem w jednym dziale, ale teraz nie mogę na niego patrzeć... Złożę wymówienie i poszukam sobie innej pracy... – dodała z westchnieniem.
– Póki czegoś nie znajdziesz, możesz nam pomagać – zaproponowałem. – Dużo nie zarobisz, ale z głodu nie umrzesz. Pieczemy pyszne croissanty...
– Dzięki – odparła i pocałowała mnie w policzek. – Nawet nie wiesz, jak wiele dzisiaj dla mnie zrobiłeś...
Pomyślałem, że to może być początek czegoś pięknego. I nie myliłem się. Od tej pory już nie ukrywałem przed Agnieszką swojej miłości. Z czasem ona również zdała sobie sprawę, że czuje do mnie nie tylko wdzięczność... I tak zostaliśmy parą. W Boże Narodzenie poprosiłem Agę o rękę, a ona z radością przyjęła moje oświadczyny. Ślub weźmiemy w czerwcu i mam nadzieję, że będziemy ze sobą szczęśliwi.