"– Bycie chrzestną to różne obowiązki, a tobie ostatnio ciągle brakuje pieniędzy – siostra tłumaczyła mi swoją decyzję bez owijania w bawełnę. Te słowa bardzo mnie zabolały. Przecież chrzestny to nie jest sponsor! Monika była materialistką i niespecjalnie się z tym kryła..." Dorota, 31 lat
Rodzice zawsze traktowali mnie i siostrę tak samo. Starali się wszystko równo dzielić na pół. Pamiętam jednak, że jako dziecko zazdrościłam Monice jednego: chrzestnego. Wujek Bogdan był dość majętnym człowiekiem i zawsze przynosił jej kapitalne (i drogie) prezenty. Ja mogłam tylko pomarzyć o takich zabawkach. Moi chrzestni nie byli tacy hojni. A rodzice niechętnie wydawali pieniądze na zbytki. Gdy słyszałam: „To jest za drogie, wybij to sobie z głowy”, wiedziałam, że nie mam się co upierać. Czasami Monika oddawała mi zabawki, które jej się znudziły, a ja byłam szczęśliwa...
Czas płynął, a my stałyśmy się dorosłymi kobietami. Ja pierwsza wyszłam za mąż i urodziłam córeczkę. Naturalną koleją rzeczy poprosiłam siostrę, żeby została chrzestną mojej Asi. Monika zgodziła się, co także było zupełnie naturalne. Nigdy nie oczekiwałam od siostry wielkich prezentów. Nie one były przecież najważniejsze. Nie robiłam jej też wyrzutów, jeśli zapomniała o urodzinach mojej córki. Zdarza się, rozumiałam to. Moje życie nie ułożyło się tak, jak zaplanowałam. Oboje z mężem mieliśmy tak różne charaktery, że mieszkanie pod jednym dachem było jedną niekończącą się awanturą. Poza tym mój mąż miał mnóstwo kawalerskich nawyków, których ja nie potrafiłam zaakceptować. Jak tylko znalazł wolną chwilę, urywał się z kolegami, a mnie w domu w ogóle nie pomagał. W końcu doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dłużej się razem męczyć i podjęliśmy decyzję o rozwodzie. Nie było to dla mnie łatwe. Jakby nie patrzeć, rozwód to zawsze życiowa porażka.
Zostałam samotną matką i musiałam się bardzo starać, by związać koniec z końcem. Nigdy nie starczało na wszystko, a mąż płacił alimenty rzadko i nieregularnie...
– Nie mam z czego – rozkładał bezradnie ręce. Wiedziałam, że pracuje na czarno, ale miałam też swoją dumę. Ile razy mogłam go prosić o pieniądze? Jak już naprawdę nie miałam z czego żyć, szłam się wypłakać mamie. Zawsze pożyczyła mi jakąś gotówkę.
– Oddasz, jak będziesz miała – mówiła, co oznaczało, że nie muszę się spieszyć. Siostra wiedziała, że mam problemy finansowe, ale nie oczekiwałam od niej pomocy. Chociaż zdarzały się dramatyczne sytuacje, nigdy bym jej nawet nie poprosiła o pieniądze. Monika była początkującą fryzjerką i nie zarabiała kokosów. A poza tym poznała chłopaka, z którym wiązała swoją przyszłość i odkładała na wesele. Rozumiałam to wszystko... Każda z nas musiała sobie radzić sama. Tak jak umiała.
Kiedy Monika wyszła za mąż, nasze kontakty stały się sporadyczne. Trudno się jednak dziwić. Ona, młoda mężatka, zajęła się własnymi sprawami. O tym, że siostra jest w ciąży, dowiedziałam się od mamy. Od razu zadzwoniłam do Moni z gratulacjami. A potem przez wiele miesięcy czekałam, aż spyta: „Zostaniesz chrzestną mojego dziecka?”. Nie zapytała... Kiedy Igor przyszedł na świat, pojechałyśmy z mamą do szpitala. Chłopczyk był śliczny. Gdy dziecko skończyło miesiąc, Monika zaczęła coś przebąkiwać o chrzcinach. Znowu czekałam, aż mnie poprosi na chrzestną, ale ona milczała. Nie wytrzymałam i w końcu sama spytałam:
– A wybrałaś już chrzestną?
– No tak... Nic nie mówiłam? – zmieszała się. – Wybrałam ciotkę Bożenę.
– Ciotkę Bożenę? – zdziwiłam się. – Jak to. A ja?
– Nie gniewaj się, ale w twojej obecnej sytuacji to chyba nie jest najlepszy pomysł. Wiesz, bycie chrzestną to różne obowiązki, a tobie ostatnio ciągle brakuje pieniędzy... Te słowa bardzo mnie zabolały. Bezpośredniość Moniki także.
– Chcesz powiedzieć, że jestem za biedna? – uniosłam się.
– Nie ma się co obrażać, ale taka jest prawda – wzruszyła ramionami.
Obraziłam się na Monikę. Najchętniej w ogóle nie poszłabym na te chrzciny, ale nie chciałam robić przedstawień. Miałam żal do Moniki. Jak mogła mnie tak potraktować? Chrzestnego nie powinno się wybierać według zasobności jego portfela. Chrzestny to nie sponsor. To osoba, która powinna pomagać rodzicom w wychowaniu dziecka. Powinna doglądać, czy maluch dorasta w wierze, a także dawać mu przykład, jak żyć po chrześcijańsku. Dla dziecka ważniejszy jest czas, który mu poświęcamy, niż kosztowne prezenty. Byłam idealistką? Być może, ale Monika strasznie mnie rozczarowała. Tuż przed chrzcinami siostra zapowiedziała wszystkim gościom, żeby nie przynosili prezentów.
– Mile widziane będą koperty z pieniędzmi, bo chcemy założyć synkowi lokatę – mówiła bez zażenowania. – Uznaliśmy, że dla wszystkich tak będzie najlepiej... Kiedy to usłyszałam, zaniemówiłam z wrażenia.
– Monika zawsze była praktyczna – orzekła mama.
Ja bym to nazwała dosadniej. Według mnie Monika była materialistką i niespecjalnie się z tym kryła...
Nadszedł dzień chrztu Igora. Była msza, a ksiądz odprawił sakrament. Potem pojechaliśmy do restauracji na obiad i nastąpiło wręczanie kopert. Ciotka Bożena, która została chrzestną Igora, pracowała w Niemczech jako pielęgniarka. Zarabiała w euro, więc była hojna. W kopercie ofiarowała dziecku (a właściwie jego rodzicom) sześćset euro! Monika nie miała oporów, żeby się tym pochwalić. Nikt z nas nie krył zdziwienia. Dla mnie to było morze pieniędzy. Nawet w prezencie ślubnym nie dałam siostrze tyle gotówki. Nie było mnie stać. Nie omieszkałam jednak powiedzieć głośno, co myślę o zachowaniu siostry.
– Jesteś zazdrosna i tyle! Ty dałaś Igorkowi tylko dwieście złotych! – rzuciła się na mnie.
Zrobiło mi się przykro. Włożyłam do koperty tyle, ile mogłam. Dla mnie dwieście złotych to było bardzo dużo pieniędzy.
Nasze siostrzane relacje bardzo się od tamtej pory popsuły. Widywałyśmy się tylko od święta. Gdy Monika urodziła drugiego synka, nawet nie oczekiwałam, że mnie poprosi na chrzestną. Znowu wybrała kogoś innego. Tym razem to była jej koleżanka z pracy. Domyśliłam się, że finansowo na pewno radzi sobie lepiej niż ja. Monika ponownie zrobiła z chrzcin dziecka przedstawienie. Nie kryłam zniesmaczenia i... przestałyśmy się do siebie odzywać. Nasze wzajemne stosunki jeszcze nigdy nie były tak złe jak teraz. Jest mi przykro. Myślałam, że rodzinne więzi są najcenniejsze, tymczasem dla mojej siostry ważniejsze okazały się pieniądze. Szkoda. Siostra to siostra. Biedna czy bogata... To nie powinno mieć znaczenia.