"Wyszłam za mąż z rozsądku, licząc na to, że miłość obudzi się z czasem. Nie obudziła się. Może dlatego, że przez całe dwadzieścia pięć lat w moim sercu był mój pierwszy chłopak Maciek? Byliśmy w sobie zakochani, mieliśmy razem studiować i podbijać świat. Gdy bez słowa wyjechał do USA, nie umiałam o nim zapomnieć..." Helena, 43 lata
Czasem, choć muszę przyznać, że są to naprawdę wyjątkowe sytuacje, czujemy, jak w naszym życiu zaczyna działać przeznaczenie. Na co dzień nie wierzę w cuda, ale to, co wydarzyło się tego ponurego, styczniowego dnia, można zaliczyć do tej właśnie kategorii...
Siedziałam w kawiarni, w mojej ulubionej galerii handlowej, wlewałam w siebie kolejną kawę i próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku. Za wielkimi, mokrymi od deszczu ze śniegiem oknami miasto jarzyło się tysiącem rozmazanych świateł, a ja tłumaczyłam sobie, że przede mną jeszcze całe życie... „Samotne życie”, szeptał mi do ucha jakiś złośliwy dżin i całe tłumaczenie diabli brali. Nie dało się ukryć faktu, że właśnie tego dnia mój mąż ostatecznie wyprowadził się z domu. Wiedziałam, że tak będzie, mogłam się tego spodziewać... A jednak. Uczucie pustki i rozpaczy rosło we mnie z każdą godziną. Już od dawna nie działo się między nami dobrze. Jak twierdził Tomek, coś się wypaliło. Ja uważałam, że tego czegoś nigdy nie było. Wyszłam za niego z rozsądku, licząc na to, że miłość obudzi się z czasem. Nie obudziła się. Tomek uciekł w pracę, ja, cóż, ja uciekłam w marzenia. O mężczyźnie idealnym, który zobaczy we mnie kobietę wartą wszystkiego, co najlepsze. Również uwagi i miłości, których nie dawał mi mąż... Dopiłam kawę i wstałam, żeby przed powrotem do pustego mieszkania odwiedzić jeszcze kilka sklepów.
Szłam główną aleją galerii, gdy ktoś zawołał: – Lenka, Helenka, to ty?! Zatrzymałam się gwałtownie. Był tylko jeden człowiek, który mnie tak nazywał. Maciek. Serce podeszło mi do gardła. Odwróciłam się powoli i... Nic. Ludzie mijali mnie obojętnie. Szukałam wzrokiem mężczyzny, który... W zasadzie nie wiedziałam, jak wygląda. Ostatnio widziałam go ponad dwadzieścia pięć lat temu. I byłam pewna, że już więcej nie zobaczę.
– Lena, tutaj! – Nagle zauważyłam jakiegoś biznesmena, który macha w moją stronę. Nienagannie skrojony garnitur, lekko przerzedzone, ale perfekcyjnie przystrzyżone włosy, teczka.
– Maciej?! – Jeszcze nie byłam pewna, ale kiedy się zbliżył, zauważyłam niebieskie oczy schowane za okularami w złotych oprawkach. – To ty! – krzyknęłam.
– Co za niespodzianka! – zawołał i już po chwili tonęłam w jego ramionach.
– Nawet nie wiesz, jak długo o tym marzyłem – szepnął w moje włosy.
– Wiem – odparłam przez łzy.
– Nic się nie zmieniłaś! Co tutaj robisz?
– A ty? Przecież wyjechałeś na drugi koniec świata! – mówiliśmy jedno przez drugie.
W końcu Maciek odsunął mnie na długość ramion i spojrzał mi w oczy. – Właśnie lecę na spotkanie, ruszam z nowym biznesem. Słuchaj, spotkajmy się, wieczorem. Zapraszam cię na kolację.
– Zgoda. – Uśmiechnęłam się. Umówiliśmy się na dwudziestą, wymieniliśmy numerami telefonów, a potem jeszcze długo stałam i z niedowierzaniem patrzyłam, jak mężczyzna mego życia znika w tłumie.
Maciek, moja miłość z czasów liceum. Ta pierwsza, najważniejsza. Pełna uniesień i westchnień, leżąca na sercu słodkim ciężarem, tyle obiecująca... Mieliśmy razem pójść na studia, romantycznie, na historię sztuki, a potem ruszyć w świat... Niestety, ruszył tylko Maciek, i to znacznie wcześniej, niż zakładaliśmy, bo tuż przed egzaminami wstępnymi. Zniknął bez słowa pożegnania. Jego mama powiedziała, że miał okazję pojechać do wujka w Stanach. Skorzystał. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Gdyby nie nadzieja, że przecież to wszystko się jakoś wyjaśni, że Maciek się ze mną skontaktuje, nie byłabym w stanie ruszyć z miejsca. Jednak pojechałam na egzaminy, dostałam się na studia, a potem czekałam... Ale nie wydarzyło się nic.
– Przed tobą całe życie, córeczko – pocieszała mnie mama. – Zapomnij o nim, ciesz się tym, co jest.
Naprawdę próbowałam się cieszyć. Ale zapomnieć nie umiałam. Przez całe dwadzieścia pięć lat Maciek był w moim sercu, w głowie, we wszystkim, co robiłam i o czym myślałam. Jak jakiś cholerny wzorzec z Sèvres, do którego odnosiłam całe swoje życie...
Tego wieczoru długo siedziałam przy stoliku w restauracji i patrzyłam na Maćka. Był inny. Niby nic dziwnego, ale... W tym obcym w sumie człowieku brakowało mi tego, co lubiłam najbardziej u „mojego” Maćka: lekkiego rozmarzenia, spontaniczności. Wydawał się taki rzeczowy!
– No, to opowiadaj, co u ciebie? Jak ci się układa? Podbiłeś świat? – spytałam.
– Świat nieruchomości na pewno – roześmiał się. – Pojechałem do Stanów, bo zachorował mój wuj, brat matki. Potrzebował kogoś, kto poprowadzi z nim firmę, a potem ją przejmie – powiedział tonem, w którym dało się słyszeć nutę usprawiedliwienia. – Nie miał dzieci. To była prawdziwa okazja! I nie zmarnowałem jej – dodał z dumą. – Ciężko pracowałem, ale rozwinąłem firmę. Dziś prowadzę interesy na czterech kontynentach i już szykuję się do kolejnych podbojów!
– To faktycznie nieźle – wtrąciłam. – A prywatnie?
– No cóż, nie mam czasu na życie prywatne. Czasem trzeba coś poświęcić... Kiedyś tam się ożeniłem, ale to nie dla mnie – powiedział. – Chcesz zobaczyć mój dom? – szybko zmienił temat, a potem pochwalił się wielką rezydencją ze strzyżonymi trawnikami i fontanną.
– A ty? Co u ciebie? – zapytał.
– Mniej spektakularnie – roześmiałam się. – Skończyłam historię sztuki, pracuję w muzeum, dorabiam tłumaczeniami z francuskiego i włoskiego. Właśnie rzucił mnie mąż... – Wzruszyłam ramionami.
– To grubo – westchnął. – Ale słuchaj, najlepsze jeszcze przed tobą! Uwierz mi, związek zawsze jest balastem! Teraz możesz rozwinąć skrzydła! Zmienić pracę, a najlepiej branżę, bo ta twoja to chyba nie jest zbyt dochodowa? – stwierdził. – Pieniądze się w życiu przydają...
Cóż, chyba nie tego spodziewałam się usłyszeć od faceta mojego życia. Ale w sumie...
Wracałam do domu spacerkiem i wszystko układało mi się w głowie. „Nic nie jest takie, jak nam się wydaje”, myślałam. „I nic nie dzieje się bez przyczyny”. Gdybym nie spotkała dzisiaj Maćka, pewnie nadal żyłabym z jego wyidealizowanym obrazem w głowie. To on sprawiał, że nie mogłam ruszyć dalej. W pewnym sensie Maciek ma rację: jeszcze wszystko przede mną. Czas uwolnić się od przeszłości i rozwinąć skrzydła...