"Kiedy Jarek powiedział mi, co będziemy robić, stanęłam jak wryta i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Serio? To miała być ta moja niespodziankowa randka? Czy tylko ja trafiam na takich beznadziejnych facetów?" Beata, 32 lata
Tak bardzo chciałam już kogoś mieć! Po ostatniej, związkowej porażce niby obiecywałam sobie, że już nigdy, że chcę być sama. Ale nadeszła wiosna, wydawało mi się, że widzę wokół siebie same zakochane pary i... znowu zajrzałam do aplikacji randkowej.
Wiem, lepiej poznawać kogoś na żywo. Wśród przyjaciół, ale niby gdzie miałam iść? Do kina? I przyczepić sobie karteczkę, że szukam partnera? Bez żartów... Wylądowałam więc z nosem w aplikacji. Gdy już traciłam nadzieję, że znajdę kogoś sensownego, moje oko wyłowiło sympatyczną twarz. Uśmiech, oczy, jakaś fajna energia bijąca ze zdjęcia spowodowały, że zatrzymałam się przy Jarku. Zaczęłam przeglądać jego profil. Wykształcony, dobrze ubrany, sympatyczny i dość przystojny. Może nie typ łamacza serc, ale to mi akurat pasowało. Bo im przystojniejszy, tym, jak wiadomo, mniej zaangażowany, bo ma za duży wybór wśród płci pięknej. „Raz kozie śmierć”, pomyślałam i go zaczepiłam. Odpisał prawie natychmiast. Zaczęliśmy korespondować. Na początku ostrożnie, z czasem bardziej odważnie. Podobała mi się jego szczerość i prostolinijność. Coraz bardziej przekonywałam się, że miałabym ochotę poznać go „na żywo”. A nie zawsze tak bywało. Czasami po kilku wymianach zdań miałam pewność, że spotkanie byłoby wyłącznie stratą czasu. I mojego, i mężczyzny, z którym się umawiałam. Takie rzeczy po prostu się wyczuwa. Z Jarkiem rozmowa się kleiła. Więc po dwóch tygodniach umówiliśmy się na spotkanie w miłej knajpce w centrum miasta.
Bóg mi świadkiem, że ubierałam się bardzo starannie. Cały wieczór mierzyłam sukienki, by w końcu wybrać tę, w której czułam się najlepiej. Na co dzień nosiłam raczej sportowe ciuchy i stawiałam na wygodę, więc wbijanie się w sukienkę wymagało ode mnie nie lada poświęcenia. Na wierzch narzuciłam skórzaną kurteczkę i ruszyłam na randkę. Liczyłam, że może trafię wreszcie na kogoś naprawdę godnego mojej uwagi. „Oby, oby”, dodawałam sobie otuchy, wchodząc do zatłoczonej kawiarni. Przy stoliku czekał już na mnie Jarek. Uśmiechnął się do mnie szeroko, gdy tylko mnie zobaczył. Pomachał i wstał, żeby mnie przywitać.
– Dzień dobry! – Nachylił się, żeby cmoknąć mnie w policzek, a mnie owionął mocny zapach męskich perfum.
– Cześć – odwzajemniłam jego uśmiech i podałam mu rękę na przywitanie. Gdy usiadłam, opadło ze mnie zdenerwowanie. Jarek wyglądał jak na zdjęciu. Był sympatyczny i normalny. Tylko ubrany jak na wesele. Biała, nieskazitelna koszula, krawat, świetnie skrojona marynarka, lakierki. No, muszę powiedzieć, że nawet w sukience czułam się przy nim dość skromnie. „W dodatku ta zwykła kurteczka... mogłam wziąć żakiet”, gromiłam się w myślach. – Czego się napijesz, Beatko? – spytał od razu Jarek.
– Może białe wino? – uśmiechnęłam się niepewnie, widząc, że przed moim wybrankiem stoi na wpół wypita szklanka z piwem.
– Świetnie! – pochwalił mój wybór mężczyzna i zawołał kelnerkę. Nagle znowu poczułam, że zaczyna mnie opanowywać zdenerwowanie. Jarek patrzył na mnie i niby się uśmiechał, ale jednocześnie czułam jakiś dystans. „Może mu się nie podobam?”, naszły mnie wątpliwości. Wysłałam mu kilka aktualnych zdjęć, więc nie powinien być zaskoczony... A może mi się wydawało?
– No to opowiedz mi coś o sobie, Beatko – zaczął po krótkiej chwili krępującej ciszy Jarek.
– Chyba wszystko już wiesz – odparłam i zaśmiałam się nerwowo. – Zajmuję się sprzedażą, pracuję od kilku lat w niewielkiej, rodzinnej firmie, nie mam dzieci ani męża... Słuchał mnie uważnie, ale zauważyłam, że zerka mi przez ramię. W wolnej chwili spojrzałam w tamtym kierunku. Siedziała tam ponętna blondynka. Typ wypacykowanej laluni, z mocnym makijażem i tipsami, która chodzi do knajp w jednym celu. Siedziała z koleżanką przy drinku i śmiała się głośnym, perlistym, wzbudzającym uwagę otoczenia śmiechem. Poczułam się dodatkowo onieśmielona. No tak... Ja na pewno nie mogłam się równać z tamtą kobietą. Po pierwsze, wyglądałam na jej tle jak dziewczyna z sąsiedztwa, po drugie byłam nastawiona raczej na przyjazną i miłą rozmowę, po trzecie byłam z dziesięć lat starsza. Wszystko to spowodowało, że jeszcze bardziej skuliłam się w sobie.
Jarek się rozgadał. Mówił sporo o sobie, o filmie, który ostatnio oglądał, opowiadał jakieś zabawne historyjki. W sumie było sympatycznie. Gdyby nie to jego zerkanie przez moje ramię, rozluźniłabym się nawet i uznałabym nasze spotkanie za dość miłe i udane. W pewnym momencie zamówiłam kolejny kieliszek wina. Alkohol spowodował, że rozwinęłam się towarzysko. Przestałam zwracać uwagę na dziewczynę za mną, zaczęłam nawet lekko kokietować nowego znajomego. Rozmowa popłynęła wartkim nurtem. Więc, gdy się rozstawaliśmy, wszystko wydawało się być na dobrej drodze. Jarek podał mi kurtkę, potem odprowadził na przystanek. W końcu spytał, czy się jeszcze spotkamy.
– Pewnie. Jeśli tylko chcesz – rzuciłam z zachęcającym uśmiechem.
– Bardzo chcę – odpowiedział. – Ale ja wybieram miejsce – zastrzegł od razu. – To będzie niespodzianka.
– Ojej! Jaka niespodzianka? – szczerze się zdziwiłam.
– Niespodzianki są po to, żeby zaskakiwać – zaśmiał się w odpowiedzi Jarek.
– To co? Wstępnie piątek? Po południu? Do domu wracałam podekscytowana. Po niezbyt udanym początku randka wydała mi się całkiem obiecująca, facet rozgarnięty i interesujący, a pożegnanie dające nadzieję na dalszy ciąg znajomości. I ten jego zapach! Czułam go kolejne dni na swojej szyi. Wyobrażałam sobie, że następne spotkanie nie będzie już stresujące i zdecydowanie mniej formalne. Dodatkowo wciąż się zastanawiałam, gdzie zaprosi mnie Jarek. Był taki tajemniczy...
W piątek dostałam od niego wiadomość, że czeka na mnie o siedemnastej przed centrum handlowym. To już całkiem zbiło mnie z tropu. Centrum handlowe? Czyżby tam była ta niespodzianka, o której mi wspominał? Owszem, były tam jakieś restauracje, ale raczej z jedzeniem i mało romantyczne...na pewno nie na randkę. Niemniej jednak pomyślałam, że może Jarek ma jakiś ukryty plan. Ubrałam się więc nieco bardziej starannie niż za pierwszym razem i ruszyłam na spotkanie. Jarek czekał na mnie przed wejściem. Uśmiechał się promiennie i uściskał mnie, jakbyśmy się znali od lat. Ośmieliło mnie to. Wyglądał jeszcze lepiej niż wcześniej. Idealnie ułożone włosy, zgrabnie skrojony płaszcz, firmowe buty i modne spodnie. Znowu poczułam się przy nim jak szara myszka. Weszliśmy do galerii handlowej.
– Mam nadzieję, że wzięłaś kartę kredytową? – tak mnie zaskoczył tym pytaniem, że na chwilkę zaniemówiłam.
– Kartę? – dopytałam w końcu. – Po co?
– Idziemy na zakupy! To moja niespodzianka! – zaśmiał się naturalnie, jakby to było normalne.
– Zakupy? Nie rozumiem... – Stanęłam i spojrzałam na Jarka. Naprawdę nic z tego nie pojmowałam.
– Jesteś fajną dziewczyną, ale twoje ciuchy... Beatka, nie obraź się. Od razu pomyślałem, że brakuje ci kogoś, kto by ci doradził w wyborze ubrań. Znam się na tym, jak mało kto. I pomyślałem, że ci pomogę – wytłumaczył. – No chodź, chodź! Nie pożałujesz! Będziesz wyglądać jak milion dolarów! – pogonił mnie.
Stałam jak wryta i wciąż nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Serio? To miała być moja niespodziankowa randka? W sklepach odzieżowych? Oblała mnie fala wściekłości pomieszanej ze wstydem. Poczułam się tak strasznie upokorzona! W jednej chwili podjęłam decyzję. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ku wyjściu.
– Beatka! Zaczekaj! – usłyszałam jeszcze za plecami. Ale ja biegłam bez oglądania się za siebie. Wściekła, jak mało kiedy, dotarłam na przystanek i wpadłam do pierwszego nadjeżdżającego autobusu, nie patrząc nawet na jego numer. Zasapana usiadłam na wolnym siedzeniu i dopiero po dłuższej chwili zaczęłam się śmiać... Bo nagle cała sytuacja wydała mi się bardzo zabawna. Cóż, kolejne doświadczenie za mną. Teraz na pewno odczekam nieco dłużej, zanim znowu umówię się na internetową randkę. Swoją drogą, czy tylko ja trafiam na takich dziwnych mężczyzn?