"Czy to możliwe, żeby gorące uczucie do mężczyzny wyparowało w jednej chwili? Tak! Ja to właśnie przeżyłam! Zostały mi żal i wściekłość, uraza i poczucie zmarnowanego czasu, bo nie tak sobie to wyobrażałam. Oczywiście, wyrzucałam też sobie, że mu zaufałam, ale wydawał się taki przekonujący..." Lucyna, 51 lat
Poznaliśmy się u znajomych. Rafał od razu przedstawił mi swoją sytuację rodzinną, bo chciał, aby nie było niedomówień.
– Jestem od pięciu lat w separacji – powiedział smutno.
– A ja po rozwodzie – odpowiedziałam na to. – Pewne rzeczy warto zakończyć, zanim zacznie się nowe.
– Uważasz, że ja swojego małżeństwa nie zakończyłem? – obruszył się. – I dlatego nie chcesz mi odpowiedzieć na pytanie, czy będziemy się spotykać?
– Między innymi dlatego. Poza tym, czemu ci się tak spieszy? Chciałabym cię najpierw poznać – odparłam.
– Powiem ci wszystko. Moja była żona jest chora. Bardzo chora. A ja nie chcę jej ostatnich chwil zatruwać rozmowami o rozwodzie. – Zmarszczył brwi. Był naprawdę zmartwiony. – Jednocześnie jednak cały czas jej powtarzam, że ją wspieram tylko jako przyjaciel. To trudna sytuacja, ale dotąd znośna. A teraz ty się zjawiłaś.
– Wziął mnie za rękę i wtedy poczułam, że chcę mu wierzyć.
Od początku starał się mnie informować, co się dzieje. Mówił, że żona była poważnie chora. Podczas pierwszych kilku miesięcy naszego związku trzy razy lądowała w szpitalu. Wtedy byłam wyrozumiała, bo się denerwował i przejmował, mniej się spotykaliśmy, częściej do niej jeździł.
– Muszę jej pomagać – tłumaczył mi. – Ona nie ma nikogo innego.
– Nie ma żadnych przyjaciółek, koleżanek z pracy? – dziwiłam się.
– Widzisz, ona ma... Głupio mi tak mówić, ale to też było powodem rozwodu... Dość trudny charakter. Niełatwo zaprzyjaźnia się z ludźmi. Nie to, co ty.
Poczułam się wtedy lepsza, wyróżniona. I nawet przestałam zazdrościć. Bo jak miałam zazdrościć chorej kobiecie, która nie miała ani jednej oddanej przyjaciółki. To jakaś żałosna istota. A on był dobrym człowiekiem, chociaż – musiałam to przyznać – mało asertywnym. Zawsze odbierał od niej telefon, potakiwał, zgadzał się na to, co mówiła.
– Czemu się nie spotkamy? – dziwiłam się. – Mieliśmy iść do kina.
– Krystyna źle się czuje.
– No tak, jej odmówić nie możesz – naburmuszyłam się. – A może nie chcesz? – Kochanie, ile razy będziemy o tym rozmawiać? Jak mam odmówić komuś, kto jest tak chory. Zresztą, to już niedługo. Co cię zapewne ucieszy – dodał kąśliwie. Poczułam się głupio i podle.
Owszem, czasem myślałam z niechęcią o tej całej Krystynie, która wydzwaniała do niego, przeszkadzała nam SMS-ami i przez którą musiałam nieraz zmieniać plany. Ale z drugiej strony, ona miała tylko chorobę i jego. I nie życzyłam jej śmierci. On tymczasem dawał mi do zrozumienia, że to fakt, który zaraz nastąpi.
– Jest aż tak źle? – spytałam.
Pokiwał głową. Pogłaskałam go po ramieniu. Miał dość zmartwień. Nikomu nie opowiadałam o tym, że Rafał z takim oddaniem zajmuje się chorą byłą żoną. Uważałam, że to tylko nasza sprawa. Poza tym, jeśli sytuacja była tak poważna, to sama się niedługo rozwiąże. A on będzie przez ten czas potrzebował mojego wsparcia.
Tymczasem częstotliwość widywania się Rafała z byłą żoną narastała. Było mi z tym trudno. Nawet bardzo. Przyszły wakacje, podczas których niestety nie doszło do naszego wspólnego urlopu. Krystyna znów wylądowała w szpitalu. Okazało się też, że Rafał miał problemy w pracy.
– Kto wie, czy nie czeka mnie bezrobocie – mówił. – Może przełóżmy ten urlop.
Stwierdziłam, że w takim razie pojadę sama. Czułam się zmęczona. Miałam ciężki rok, zmieniłam firmę, awansowałam i musiałam się napracować, żeby to osiągnąć. Potrzebowałam wytchnienia. Samotne spacery nad jeziorem sporo mi dały. Przede wszystkim dużo przemyśleń. Doszłam do wniosku, że jednak nie jestem do końca szczęśliwa, nie tak, jakbym chciała. Rafał miał dla mnie coraz mniej czasu. Pomyślałam, że powinien jednak żonie postawić pewne warunki. Wytłumaczyć, że nie chce tego rozwodu, ale ma swoje życie. „Trudno, może jestem okrutna”, myślałam zbuntowana, „ale ile mam czekać? Nie chcę już być cierpliwa!”
Pewnego dnia czekała na mnie niemiła niespodzianka. Rafał oznajmił, że został zwolniony z pracy.
– I co teraz będzie? – Załamałam ręce. Ale on nie był zmartwiony.
– Mam już coś na oku.
Postanowiłam, że zanim porozmawiam z nim poważnie o naszych sprawach, wybadam, czy Krystyna jest rzeczywiście taka chora... Wiedziałam, że ma firmę tekstylną. Kiedyś w samochodzie Rafała znalazłam jej wizytówkę. I tak pewnego dnia zajechałam pod adres, który znalazłam na wizytówce.
Okazało się, że na posesji stoją: okazały dom z ogrodem i trochę dalej, oddzielony płotem, spory budynek, do którego zmierzały jakieś kobiety. Podeszłam do jednej z nich.
– Szukam firmy, o tej... – Pokazałam wizytówkę.
– To dobrze pani trafiła. To tutaj.
– A czy zastałam właścicielkę? – miałam nadzieję, że skoro jest taka chora, to usłyszę, że jej nie ma...
– Tak, jest w swoim biurze. Musi pani wejść do recepcji, z drugiej strony.
W tym momencie z budynku wyszła świetnie wyglądająca kobieta i... Rafał. Dźwigał jakąś paczkę. Porozmawiali chwilę, po czym on wsiadł do samochodu z logo firmy i pojechał. Zanim wyruszył, pocałował tę kobietę. A więc to była Krystyna. Mogłam się jej dobrze przyjrzeć. Ładna, zadbana, nie wyglądała na osobę ciężko chorą czy umierającą...
Uświadomiłam sobie, że choroba Krystyny, to ściema. Dotarło do mnie też, że być może oni naprawdę są z Rafałem w separacji, ale zapewne nie z powodów, które mi podawał.
W pierwszej chwili chciałam podejść do niej i rzucić jej prawdę w twarz. Zobaczyć jej minę. Ale czy ona była temu wszystkiemu winna? Czy możliwe, żeby zaufanie i sympatia wyparowały z człowieka w jednej chwili? Tak, ja to właśnie przeżyłam. Zostały żal i wściekłość, uraza i poczucie zmarnowanego czasu, bo nie tak sobie to wyobrażałam. Oczywiście, wyrzucałam też sobie, że mu zaufałam...
Rafał przyjechał do mnie wieczorem, jak gdyby nigdy nic. A ja, jak gdyby nigdy nic, spytałam:
– Jak z pracą?
– Udało się. Mam pracę w transporcie! – powiedział, bardzo z siebie zadowolony.
– Widziałam. U byłej żony? A może obecnej?
Jakby piorun w niego trzasnął.
– Myślisz, że jestem aż tak naiwna? Pojechałam tam dzisiaj. Wiem jedno, Krystyna nie jest umierająca, dobrze wygląda i zapewne świetnie sobie radzi, także materialnie. Fakt, że zawsze widywaliśmy się u mnie, bo tobie tak było wygodniej, teraz jest dla mnie dość istotny. Bo jak sądzę, dalej u niej mieszkasz, być może kątem, co nie zmienia faktu, że jesteś od niej zależny. A teraz też u niej pracujesz. I dlatego się jej trzymasz. Jednym słowem, jesteś wygodnym cwaniakiem i grasz na dwa fronty. Fajnie jest mieć zamożną żonę, byłą czy nie, i kochankę na boku. Nie daruję ci tego, żałosny gnojku.
– Co ty mówisz? – wyjąkał.
– I wiesz, co zrobię? Jak mi przejdzie złość, to sobie z twoją żoną porozmawiam. Na spokojnie, jak kobieta z kobietą. Wygląda na inteligentną babkę, więc pewnie zrozumie, jaki z ciebie marny mąż, były lub nie. Ciekawe, co wtedy zrobisz? – dodałam złośliwie.
Nagle zgarbił się, skurczył i zobaczyłam w jego oczach strach. On się bał, bo ona o tym wszystkim, co wyprawiał, nie wiedziała. I to była dla mnie wystarczająca satysfakcja. Kazałam mu się wynosić i wyrzuciłam rzeczy, które miał u mnie. Zbierał je z klatki schodowej, jak pies z podkulonym ogonem.
Oczywiście, nic Krystynie nie powiem, nie zamierzam się jeszcze bardziej poniżać. Ale on o tym nie wie i to jest właśnie jego kara. Do teraz pewnie żyje w strachu. I dobrze mu tak.