"Kiedy mąż mnie zdradził, poprosiłam go, żeby się wyprowadził. Potrzebowałam czasu, żeby wszystko spokojnie przemyśleć i podjąć decyzję, co dalej z naszym małżeństwem. Ale on nie chciał o tym słyszeć! Przeniosłam się więc do pokoju syna, a Sebastian został w naszej sypialni. Wtedy zaczął się koszmar..." Joasia, 36 lat
W naszym małżeństwie od jakiegoś czasu nie układało się najlepiej, a zdrada Sebastiana okazała się przysłowiowym gwoździem do trumny. Poprosiłam, żeby się wyprowadził...
– Tak będzie lepiej... – stwierdziłam. – Muszę przemyśleć parę spraw.
– Chcesz rozwodu? – przestraszył się.
– Jeszcze nie wiem. Zastanawiałam się nad tym, ale...
Sebastian wściekł się.
– Nigdzie się nie wyprowadzę! To także mój dom, razem spłacamy kredyt i razem będziemy tu mieszkać! – postanowił.
Przeniosłam się do pokoju syna, Sebastian został w naszej sypialni i zaczął się... koszmar. Mąż uznał, że miłością nic już nie wskóra. Postanowił zadziałać strachem, by zdobyć nade mną władzę. Codziennie słyszałam, że jestem nieodpowiedzialna i że sama nie dam sobie rady.
– Jak chcesz spłacać kredyt ze swojej marnej pensji? Jak chcesz utrzymać siebie i dziecko? Zastanowiłaś się nad tym?
Wiele wieczorów przesiedziałam z długopisem w ręku, wyliczając swój budżet i możliwości. Wiedziałam, że będzie mi trudno, ale gdybym się bardzo postarała, jakoś związałabym koniec z końcem. Im dłużej trwała ta sytuacja, tym bardziej mąż stawał się złośliwy i agresywny w stosunku do mnie. W końcu nie wytrzymałam. Z pomocą koleżanki napisałam pozew o rozwód i zaniosłam do sądu. Kiedy Sebastian się o tym dowiedział, wpadł w szał. Zaczął mi ubliżać, a ja utwierdziłam się w decyzji, że dobrze zrobiłam. Z niecierpliwością wyczekiwałam na datę rozprawy, ale w duchu drżałam o to, co będzie dalej. Mąż stał się jeszcze bardziej nerwowy, wciąż szukał zaczepki.
Przecież przeprosił, prawda? Gdybym była rozsądną kobietą, tobym mu wybaczyła.
– Zobacz, moja matka jest mądrą kobietą. Ona wygrała...
– Co wygrała?
– Ojciec ją zdradzał, a ona potrafiła wygrać z jego kochanką. Nie rozwiodła się. I zobacz, jakie ma teraz dobre życie. Ojciec przestał biegać za spódniczkami i przeżywają drugą młodość.
– Aha, to znaczy, że powinnam czekać, aż się wybiegasz? – pytałam.
– My, faceci, jesteśmy inni niż wy... Przecież wiesz, że ożeniłem się z tobą, bo cię kochałem.
Nie wiem, czy świadomie użył czasu przeszłego, ale kiedy ja zastanawiałam się nad swoimi uczuciami, dochodziłam do wniosku, że forma „kochałam” jest jedyną właściwą. Niewiarygodne, od naszego ślubu minęło zaledwie siedem lat...
W nocy przebudziłam się. Chyba coś mi się przyśniło, bo wierciłam się i przerzucałam nerwowo z poduszki na poduszkę. Wreszcie otworzyłam oczy.
– Łał! – krzyknęłam.
W pokoju stał mój mąż. Serce zabiło mi szybciej. Oparty o ścianę przyglądał mi się z założonymi rękoma. Usiadłam i szybko włączyłam lampkę stojącą na stoliku. W stłumionym świetle zauważyłam jego wykrzywioną twarz.
– Co ty tu robisz?! – spytałam cicho, by nie obudzić dziecka.
– Patrzę. Nie mogę? Wciąż jesteś moją żoną i mam do tego prawo – odpowiedział zupełnie spokojnie. Potem nachylił się nade mną. – Jesteś moją żoną i nawet gdybym chciał cię zgwałcić, mógłbym to zrobić. Nikt by ci nie pomógł – odparł cynicznie, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedł z sypialni.
Serce waliło mi jak oszalałe. Przez głowę przewijały się najczarniejsze scenariusze. Do rana nie mogłam już zasnąć... Sebastian przyjął nową taktykę. Skoro prośby i groźby nie poskutkowały, postanowił mnie zastraszyć.
Próbowałam unikać męża, ale to było bardzo trudne. Żyliśmy w jednym mieszkaniu i chcąc nie chcąc wciąż na siebie wpadaliśmy. Raz, kiedy mijaliśmy się w korytarzu, przyparł mnie do ściany i złapał mocno za pierś.
– Zostaw! – burknęłam.
– Jak będę chciał – uśmiechnął się i ścisnął jeszcze mocniej.
– To boli...
– Ma boleć. Przestało być przyjemnie. Chciałaś wojny, to będziesz ją miała...
Naiwnie pomyślałam, że poproszę o pomoc teściową. Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam o wszystkim.
– Mamo, proszę cię, powiedz coś swojemu synowi, bo inaczej będę musiała zgłosić to na policję...
– Ojca własnego dziecka chcesz podawać na policję? I co ja mam mu powiedzieć? – spytała oburzona. – Jakby nie było, to jeszcze twój mąż, prawda? I ma pewne prawa...
– Niech się do mnie nie zbliża – oburzyłam się.
– Niech sobie robi, co chce – stwierdziła. – Mąż jest mężem. Jak chce dotykać żonę, to ma do tego prawo.
– Jak to? – nie wierzyłam własnym uszom.
– Tak to. Nawarzyłaś piwa, to teraz musisz je wypić.
– Jakiego piwa? – zdenerwowałam się. – Nasze małżeństwo rozpada się z winy Sebastiana... To on zdradził...
– Nic dziwnego, że znalazł sobie kogoś na boku, skoro żona nie pozwala się dotknąć – parsknęła do słuchawki. Nie było sensu z nią rozmawiać. Wściekła przerwałam połączenie.
Tamtego dnia poważnie zaczęłam zastanawiać się nad przeprowadzką, ale tak naprawdę nie miałam się gdzie wynieść. Rodzice mieszkali z bratem i jego rodziną. Już beze mnie było im ciasno... Któregoś wieczora brałam prysznic. Synek już spał, a Sebastian nie wrócił jeszcze do domu. Nie zamknęłam drzwi na klucz, a strumień wody zagłuszył odgłosy z domu. Wyszłam z kabiny, gdy w progu łazienki stanął nagle Sebastian. Przestraszyłam się, bo byłam naga. Pchnął mnie tak, że uderzyłam o umywalkę. Poczułam od niego zapach alkoholu...
– Wiesz, że mogę zrobić z tobą, co chcę? – jego ręką powędrowała w stronę moich ud. Kiedy mnie dotknął, zaczęłam się trząść.
– Przelecieć cię? – zapytał. Starałam się nie okazać strachu, choć serce waliło mi jak oszalałe. Nagle, zupełnie odruchowo, odepchnęłam go. Zaczęliśmy się szarpać, krzyknęłam...
– Mamo?! – usłyszałam głos synka. – Mamo?!!! – stanął na progu przerażony.
– Zobacz, do czego doprowadziłeś? – zdenerwowana szybko nakryłam się szlafrokiem.
– Tym razem miałaś szczęście – Sebastian uśmiechnął cynicznie.
Od tamtego wieczora naprawdę zaczęłam się go bać. Po pijaku faktycznie mógł mi zrobić coś złego. Był większy, silniejszy, a w dodatku koniecznie chciał mi pokazać, że to on jest tu górą... Nie mogłam żyć w ciągłym strachu.
Obiecał, że przyjedzie i porozmawia z Sebastianem po męsku, a ja poczułam, że nie jestem ze swoim problemem sama. Może powinnam wcześniej zadzwonić do Szymona. Zawsze mieliśmy dobry kontakty, dopiero jak wyszłam za mąż, to się zmieniło. Mój brat nie przepadał za moim mężem... Zawsze mi powtarzał, że mogłam lepiej wybrać. Może i mogłam, ale zakochane serce nie sługa i zawsze lepiej wie...
– No proszę – powiedział Sebastian na widok Szymona. – Braciszek pojawił się z odsieczą.
− A pojawił się... Słyszałem, że jesteś ostatnio mocny w gębie. To chodź, porozmawiamy sobie... – zamknęli się w pokoju. Mężczyźni rozmawiali dość głośno, słyszałam ich ostrą wymianę zdań. Ubrałam synka i poszliśmy na podwórko. Nie chciałam, żeby mały tego słuchał. Rozmowa pomiędzy Szymonem a Sebastianem trwała około trzydziestu minut. Kiedy skończyli, brat wyszedł do mnie.
– Nie martw się, siostra – powiedział. – Wszystko będzie dobrze. On cię już nie ruszy. A jakby coś, to od razu do mnie dzwoń.
– Co mu powiedziałeś? – dopytywałam się, ale brat nie chciał zdradzać szczegółów rozmowy. Twierdził, że Sebastian będzie miał, o czym myśleć. Trudno mi było w to uwierzyć. Przecież jedna rozmowa to za mało, żeby zmienić zachowanie człowieka! Kiedy Szymek odjeżdżał, znowu poczułam lęk. Bałam się, że Sebastian będzie próbował się odegrać...
– Co? Osobisty ochroniarz wyjechał? – docinał mi mąż. – Znów jesteś sama...
– Nie jestem sama! Jeśli tak trudno ci to zrozumieć, to mogę zadzwonić na policję! – odważyłam się. – Zacznij się zachowywać jak dorosły facet.
– Będę się zachowywał, jak będę chciał. Tobie nic do tego – odparł i wyszedł z domu, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
W końcu nadszedł dzień pierwszej rozprawy. Miała charakter pojednawczy. Sąd chciał mieć pewność, że naszego małżeństwa nie da się ratować. Upierałam się, że nie, ale i tak wyznaczyli nam termin kolejnej rozprawy. Do tego czasu dla dobra dziecka mieliśmy przemyśleć wszystko jeszcze raz. Byłam wściekła, ale starałam się tego po sobie nie pokazać. Jak łatwo się domyślić, Sebastian robił mi trudności. Próbował udowodnić przed sądem, że wcale nie byłam idealną żoną i matką. Że ponoszę winę za rozpad naszego małżeństwa, bo przestałam męża pociągać i nie spełniam obowiązków żony. Nie udało się uniknąć tego, czego się bałam – czyli publicznego prania naszych domowych brudów. W końcu oboje jednak mieliśmy dość, a Sebastian zeznał, że oprócz syna, wspólnego kredytu i mieszkania nic go ze mną nie łączy.
− Kiedy się z nią żeniłem, była inną kobietą... A dziś, ech, szkoda gadać... – machnął z niechęcią ręką.
Kiedy sąd orzekł nasz rozwód, poczułam ogromną ulgę i... radość. Sędzina podała wysokość alimentów, które co miesiąc miał mi wypłacać były mąż, a on się zaczął targować. Żałosne. Na szczęście sędzina była nieugięta...
Tej nocy Sebastian nie wrócił do mieszkania. Co chwilę nasłuchiwałam, czy nie wchodzi. Bałam się, że może być pijany i znów zaczną się jakieś przepychanki. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Dzięki temu sobotni poranek mogłam spędzić z Pawełkiem w kuchni, smażąc naleśniki. Próbowałam mu też wyjaśnić, że właśnie się z tatą rozwiedliśmy. Ku mojemu zdziwieniu zniósł to bardzo spokojnie. Kiedy zauważył, że się rozklejam, przytulił mnie mocno.
– Nie płacz, mamo – powiedział. – Ja jestem już duży i będę ci pomagał. Pocałowałam go, a potem usiedliśmy do stołu, by zjeść pyszne naleśniki. Tak zaczął się mój pierwszy dzień wolności... Koło dwunastej zgrzytnął zamek w drzwiach. Pojawił się Sebastian. Nie sam, tuż za nim wyłoniła się teściowa.
– Przyszedłem po swoje rzeczy – oznajmił. – Wyprowadzam się. Ale nie ciesz się jeszcze, złożę pozew o podział majątku... – powiedział, ale zamilkł, bo za moimi plecami pojawił się Pawełek. Przywitał się z ojcem i babcią. Teściowa zaczęła rozglądać się po mieszkaniu i podpowiadać synowi, co zabrać.
– Nie zapomnij srebrnych sztućców, które dałam ci na tym, pożal się Boże, ślubie – westchnęła. Nie zamierzałam na to patrzeć, więc zamknęłam się z Pawełkiem w pokoju. Czytaliśmy książkę... „Niech Sebastian zabiera, co chce, byle tylko dał mi święty spokój”, myślałam. Przyrzekłam sobie, że już nigdy nie będę przez niego płakać. Nigdy! Po kilkunastu minutach usłyszałam trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Sebastian i teściowa schodzili chyba po schodach. I nagle rozległ się huk. Usłyszałam głośny krzyk kobiety. Odruchowo zerwałam się z łóżka i pobiegłam na klatkę schodową. Zauważyłam teściową, która leżała na schodach, a obok niej otwarta walizka. Tyle naładowała i tak się spieszyła, że na koniec się przewróciła...
– I co się tak gapisz? Jesteś zadowolona? – warknął Sebastian.
– Pomóc wam? – spytałam.
– Nie trzeba! – rzucił ostro, a ja się cofnęłam. Przez okno patrzyłam, jak wsiadają do samochodu. Chyba się o coś kłócili, ale wcale nie było mi ich żal. Byli siebie warci... Wiem, że czeka mnie jeszcze jedna przeprawa z Sebastianem, ale do tego czasu zbiorę siły. Czas pomyśleć o sobie... Nareszcie mam święty spokój. Jeszcze będę szczęśliwa...