"Nie widziałem Baśki ponad czternaście lat. Kiedy więc niespodziewanie zadzwoniła, poczułem, że będą problemy… Przed oczami przeleciał mi cały ten – niedługi, ale dość toksyczny związek. Jak innym przed śmiercią całe życie. Dziś, gdybym spotkał Baśkę, uciekałbym, gdzie pieprz rośnie, ale wtedy byłem zaślepiony. Przełknąłem ślinę i zapytałem, w czym mogę jej pomóc...?" Tomasz, 35 lat
Tego głosu nie pomyliłbym z żadnym innym. Miękki i słodki, a jednocześnie pełen pretensji.
– Tomasz, musimy się spotkać!
Przyznam, że osłupiałem, a potem szybko przybrałem obojętną minę. Baśka, moja dawna dziewczyna, zadzwoniła, gdy byłem w pracy. Po ponad czternastu latach od momentu, gdy trzasnęła drzwiami w moim, wtedy jeszcze mocno kawalerskim mieszkaniu. Przed oczami przeleciał mi w tym momencie cały ten – niedługi, ale bardzo emocjonalny związek. Jak innym przed śmiercią całe życie. Dziś, gdybym spotkał Baśkę, uciekałbym, gdzie pieprz rośnie. Ale kiedy jest się młodym, pożądanie i fascynacja biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Przełknąłem ślinę.
– Tak, słucham. Jestem trochę… zaskoczony.
– No, ja myślę – powiedziała z satysfakcją. – Trochę się natrudziłam, żeby cię znaleźć. Na szczęście faceci nie zmieniają nazwisk. No i na stronie firmy jest twoje zdjęcie. A w mediach społecznościowych to nawet całej rodziny! Musimy się spotkać i porozmawiać.
– Teraz? Jestem w biurze… – próbowałem się jakoś z tego wyplątać.
– Może być jutro. O siedemnastej. Tam, gdzie zawsze. Znaczy kiedyś. W kawiarni koło kina. Chyba jeszcze pamiętasz, co? – dodała i się rozłączyła.
Najpierw chciałem nie iść. Naprawdę, po co chodzić na kawę z kimś, kto trzasnął drzwiami i sobie poszedł. Zresztą trzasnął trochę słusznie. Związek z Baśką dziś ktoś mądry nazwałby toksycznym. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy w ciągu niecałego roku z osiem razy. Wrzeszczeliśmy na siebie, latały talerze. I jedna lampa, którą Baśka próbowała mnie trafić, ale miałem refleks. Wtedy mi się to wydawało dzikie i podniecające, ale do czasu. W pewnym momencie zrozumiałem, że odejść nie będzie łatwo. Wtedy wdałem się w flirt z jej koleżanką. Baśka wpadła w furię, mało nie wydrapała jej oczu. Po tym właśnie trzasnęła drzwiami, a ja jej nie zatrzymywałem. No, ale potem miałem moralnego kaca. Odeszła, bo została zdradzona, i jeszcze ucierpiała ta niczemu winna dziewczyna, która po tej całej akcji też nie chciała mnie znać.
Z drugiej strony – przecież by się nie odezwała, gdyby to nie było coś ważnego. „Może jest chora, chce mi przebaczyć, czy coś takiego?“, roiłem sobie, ale w końcu doszedłem do wniosku, że jak nie pójdę, to się nie dowiem.
Początek spotkania przyszpilił mnie do krzesła. Baśka wyglądała… cóż, dobrze, ale zupełnie nie tak sobie wyobrażałem ją dorosłą. W szarym garniturku z firmową apaszką…
– No co się gapisz? – warknęła. – Pracuję w hotelu. Na recepcji. Jestem prosto z roboty.
Wypiła łyk kawy.
– I zmęczona jak diabli. Dobra, nie będę owijać w bawełną.
– Zamieniam się w słuch – mruknąłem.
– Tobie się, Tomuś, udało. Masz rodzinę jak malowanie, fajną żonę i córeczkę. Ile ma lat?
– Dziesięć, ale co to ma do rzeczy.
– A nasz syn ma czternaście.
Tak przez moment pomyślałem, że mówi o sobie i mężu.
– Tak, wyszłam za mąż i się rozwiodłam, a Paweł adoptował Kamila, gdy mały miał pół roku.
Ale to nasz syn. Znaczy mój i twój.
– Co takiego?
– Nigdy nie byłeś zbyt bystry – prychnęła Baśka. – Myślisz, że obeszłoby mnie to twoje migdalenie się z Patrycją?
Przed oczami stanęła mi zapłakana twarz Patrycji. Poczułem wielki wstyd. Jak wtedy.
– No już tak nie przeżywaj. Szybko się pocieszyła i dobrze wyszła za mąż. Ma dwie córki i żyje jak pączuś w maśle. Zresztą ciut się zaokrągliła – dodała złośliwie Baśka. – W każdym razie wściekłam się wtedy, bo podejrzewałam, że mogę być… w ciąży. Potem, jak się potwierdziło, że jestem, to nie chciałam cię znać. A później poznałam Pawła i Kamil ma jego nazwisko. Zresztą, dzieciak nic nie wie…
W głowie miałem kompletny mętlik. Czego ona ode mnie chce?
– Rozumiem, ale… w zasadzie o co chodzi?
– To proste. Trzy lata temu rozwiodłam się z Pawłem, teraz jestem w związku z Markiem…
– Ok. Ale co mnie to…
– Siedź cicho. Kamil nie dogaduje się z ojczymem, mam piekło w domu, dobija mnie czas dojrzewania. A więc pomyślałam, że skoro tyle lat się nie interesowałeś dzieckiem, najwyższa pora to zmienić. Kamil potrzebuje męskiej ręki, a mi się też coś należy za te wszystkie lata!
Przyznam, że jednocześnie byłem przerażony i wściekły.
– Oszalałaś?! Przecież on mnie w ogóle nie zna…
– To pozna. – Baśka nie widziała problemu.
– Przecież myśli, że Paweł jest jego ojcem…
– To chyba pora na prawdę, co? To ja się poświęcałam, nic od ciebie nie chciałam. Czas spłacić długi.
– Nie ma mowy. Po pierwsze dlatego, że ten dzieciak nic nie wie. Skrzywdzisz własnego syna.
– Nie? To może powinnam porozmawiać z twoją żoną? Kobiety i matki szybciej się dogadają!
Spuściłem z tonu. Jola wiedziała o Baśce, bo jej opowiadałem o tym niefortunnym okresie mojego życia. Ale nie wiedziała o Kamilu. Jak ja. I nie chciałem, by dowiedziała się od obcej osoby.
– Dobrze, jak to sobie wyobrażasz? – wycedziłem, żeby ją uspokoić.
– Normalnie. Weźmiesz go do siebie, póki nie skończy osiemnastki. Masz duży dom, stać cię. Niech się uczy i da sobie radę!
Ewidentnie chciała się pozbyć tego dzieciaka!
– Spotkajmy się tu za trzy dni – zaproponowałem. – Muszę to przetrawić.
– Jasne. – Wstała i wzięła torebkę. – Możesz zapłacić za kawę.
Pojechałem do domu, dwa razy łamiąc przepisy ze zdenerwowania. Jola siedziała w salonie. Emilka, nasza córka, bawiła się w swoim pokoju z babcią, która przyszła w odwiedziny.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem żonie.
– Widzę, jesteś bardzo blady. Mamo… – zawołała do teściowej – Tomek wrócił, idziemy na chwilkę do ogrodu.
– Dobrze! – odkrzyknęły zgodnie Emilka i teściowa zajęte ciastoliną.
– No i? Zwolnienia grupowe? – dopytywała się Jola, przypatrując mi się z niepokojem.
– Gorzej… – jąkając się, opowiedziałem jej o wszystkim. To znaczy o tym dzieciaku, o którym nie miałem pojęcia.
Jola dość długo milczała. Zacisnąłem pięści. W końcu spojrzała na mnie.
– Tomasz, każde z nas miało jakąś przeszłość i ja to widzę w ten sposób. Nie wierzę, że to twój syn. Nie sądzę, żeby zwlekała z poinformowaniem cię tyle lat. Powiedz jej tak: Nie podałaś ojca w USC, jeśli chcesz, żebym się zajął Kamilem, to musimy zrobić test na ojcostwo.
– A jak się okaże, że….
– Nie okaże się, jestem tego pewna.
Zrobiłem, jak powiedziała Jola. Baśka urządziła mi karczemną awanturę na parkingu. Wrzeszczała jak obdzierana ze skóry i wyzywała mnie od najgorszych, po czym wskoczyła do auta i… zniknęła.
Jola miała rację. Baśka chciała się pozbyć problematycznego dzieciaka, więc po latach postanowiła wrobić mnie w ojcostwo. Do dziś trudno mi uwierzyć, że można być takim człowiekiem.
Nie zostawiłem jednak tej sprawy tak do końca. Żarły mnie wyrzuty sumienia. Poszukałem informacji i okazało się, że Kamilem zajął się były mąż Baśki, Paweł. Myślę też, że on jest biologicznym ojcem chłopaka, tylko Baśka wymyśliła tę chorą historię, aby mnie wrobić, a jemu odebrać syna. Potem wszedłem na media społecznościowe i znalazłem Patrycję. Wyglądała na szczęśliwą z mężem i dziećmi.
– Przepraszam – szepnąłem do zdjęcia i zamknąłem laptopa. Pewne rzeczy trzeba wziąć na sumienie i zostawić w przeszłości.