"Nie powinnam tego robić, nie wolno mi tego robić, to nielojalność wobec Justyny – powtarzałam sobie po każdym telefonie Sławka, po każdym naszym spotkaniu. Niestety moje postanowienia gdzieś się ulatniały, kiedy tylko słyszałam jego głos. I zapominałam o Justynie, mojej najlepszej przyjaciółce. Krzywdziłam ją, a na cudzej krzywdzie szczęścia nie zbudujesz..." Jagoda, 34 lata
Justynę znałam od podstawówki. Przyszła do naszej szkoły w piątej klasie. Wychowawczyni posadziła ją w mojej ławce, polecając mi zaopiekować się nową koleżanką. „Wierzę, że się zaprzyjaźnicie”, powiedziała. I jakimś cudem tak się stało, choć byłyśmy jak z dwóch różnych bajek. Ona dziewczęca, ja chłopczyca. Ona schludna i wyciszona. Ja rozgadana abnegatka. A jednak nasza przyjaźń przetrwała ponad dwadzieścia lat... Póki jej nie zdradziłam.
Z początku Sławek traktował mnie normalnie, czyli jak przyjaciółkę swojej przyszłej żony, ale później zauważyłam, że dłużej niż tego wymaga sytuacja, zatrzymuje na mnie wzrok. Zaczął też do mnie dzwonić. A to pod pretekstem porady, co kupić Justynie w prezencie, a to z dylematem, jaki kolor Justyna lubi najbardziej. Te niewinne z pozoru pytania rozwijały się w długie rozmowy, już niekoniecznie o Justynie. Mieliśmy zbliżone poglądy na wiele spraw, a czasem wręcz przeciwnie, potrafiliśmy się kłócić do upadłego o jakiś drobiazg. Pewnie do niczego by nie doszło, gdyby firma nie oddelegowała Justyny do pracy za granicą. Pół roku w Madrycie? Nie mogła przepuścić takiej okazji.
Po tym, jak odprowadziliśmy ją na lotnisko, Sławek zaproponował spontanicznie:
– Może wpadniesz do mnie? Zalejmy smutek rozstania.
Zgodziłam się, bo też nie chciałam być sama. Dużo rozmawialiśmy, wypiliśmy po parę lampek wina… Nie pamiętam już, które z nas pierwsze zainicjowało pocałunek...
Obudziłam się w ramionach Sławka i poczułam, że nie chcę, aby przestał mnie obejmować. Następny dzień spędziliśmy razem. Potem kolejny…
Próbowałam walczyć z tym zauroczeniem, ale bardziej z poczucia przyzwoitości i lojalności niż z przekonania.
Wyznał, że zrozumiał to, gdy lepiej mnie poznał.
– Naprawdę myślałam, że to kobieta dla mnie, że przy niej wreszcie się ustatkuję – tłumaczył mi. – Pociągały mnie jej spokój, opanowanie, przewidywalność. Ale kiedy usłyszałem twój śmiech, poznałem twoją spontanicznością, zrozumiałem, że tak naprawdę wcale nie kocham Justyny. Lubię ją, szanuję, podziwiam, podoba mi się jej chłodna uroda, perfekcjonizm, ale kocham ciebie, rozczochrańcu. – Żartobliwie potargał moje krótkie, rozwichrzone włosy.
– Ja też cię kocham – odparłam cicho – ale… Justynę uwielbiam. Od dwudziestu lat. Jest dla mnie bardzo ważna, nie wyobrażam sobie...
– Ciii… nie zadręczaj się, wszystko się jakoś ułoży.
Na razie ukrywaliśmy nasze uczucie przed znajomymi. Baliśmy się, że ktoś może donieść o nas Justynie. Oficjalnie byliśmy przyjaciółmi. A wieczorami zakradaliśmy się do siebie, by cieszyć się sobą jako kochankowie. Żyliśmy trochę w zawieszeniu, nie wiedząc, jak tę sytuację rozwiązać.
– Powiedziałeś jej? – zapytałam Sławka, kiedy wychodząc z łazienki, zauważyłam, że zamyka laptopa.
Pokręcił głową.
– Nie potrafię. To jakieś podłe, nieludzkie zerwać z kim przez internet, gdy jest daleko i właściwie nie może zareagować. Poczekajmy, aż wróci… – westchnął ciężko.
Zastanawiałam się, jak to będzie wyglądało. Kto jej to powie? Ja? On? Oboje?
Często rozmawiałam z Justyną, słuchałam jej barwnych opowieści o życiu w Madrycie i modliłam się, by poznała tam kogoś, w kim się zakocha. Ale ona mówiła o tęsknocie za Sławkiem, pytała, jak znosi rozłąkę, a na koniec zawsze prosiła: „opiekuj się nim”. Gdyby wiedziała, jak chętnie wykonuję to zalecenie...
Czas powrotu Justyny zbliżał się nieubłaganie, a my wciąż nie wiedzieliśmy, jak jej o nas powiedzieć. Uzgodniliśmy tylko, że trzeba to zrobić delikatnie, aby jak najmniej cierpiała, choć żadne z nas nie miało pojęcia, jak można obwieścić coś takiego bezboleśnie. Myśleliśmy nawet, żeby zniknąć, wyjechać, przenieść się do innego miasta, ale szybko odrzuciliśmy ten pomysł. Chcieliśmy choć w tym być uczciwi.
Ostatecznie wypadło fatalnie. Pojechaliśmy po nią na lotnisko i tam, zaraz po powitaniu, wyznaliśmy Justynie prawdę. Nigdy nie zapomnę jej spojrzenia. Duże, błękitne oczy rozszerzyły się, pociemniały i wypełniły bólem. Niemal namacalnym… Aż pożałowałam w tamtej chwili, że zakochałam się w Sławku.
– Życzę wam szczęścia – powiedziała głucho, po czym szarpnęła za rączkę swojej walizy i sztywno jak robot pomaszerowała w kierunku wyjścia.
Żadnych wyzwisk ani oskarżeń. Żadnych omdleń, błagań czy histerii. Cała Justyna. Zawsze miała klasę. My jeszcze długo staliśmy w hali, czując się tak, jakby przejechał po nas walec...
Justyna szybko załatwiła sobie kolejne przeniesienie, tym razem do Londynu.
Odetchnęliśmy i śmielej rozmawialiśmy o przyszłości. Wreszcie nie musieliśmy się kryć z naszą miłością. Wspólni znajomi spokojnie przyjęli fakt, że teraz jesteśmy parą. W końcu nie wiedzieli, jak do tego doszło, kto z kim zerwał…
Nie czekaliśmy długo ze ślubem. Jeszcze tego samego roku powiedzieliśmy sobie „tak” w USC. Odtąd powinniśmy żyć długo i szczęśliwie, ale… Po fali euforii naszły mnie refleksje. Tak łatwo zamienił Justynę na mnie… Może wkrótce uzna, że ja także jestem pomyłką?
Tym bardziej, że wraz z małżeństwem ustały romantyczne porywy, a Sławek przestał mnie nieustannie zapewniać o swojej miłości. Miałam wrażenie, że teraz ja kocham go bardziej niż on mnie, że mu spowszedniałam i przestał się starać. W każdym jego spóźnieniu dopatrywałam się oszustwa i zdrady. Drobiazgowo wypytywałam, z kim był i gdzie. Miałam pretensje o wyjścia z kolegami i niby przypadkiem pojawiałam się w pubie, by sprawdzić, czy to na pewno typowo męskie spotkanie. Obsesyjnie odnotowywałam każdy brak całusa na dzień dobry i tydzień bez seksu.
Nie wytrzymywałam napięcia i często prowokowałam sprzeczki. Zaczęłam sprawdzać jego komórkę, pocztę, śledzić znajomych na mediach społecznościowych. Kiedy to odkrył, zrobił mi pierwszą awanturę. Krzyczał, że nie życzy sobie, abym go szpiegowała, wytykał mi brak zaufania i szacunku. Odtąd awantury powtarzały się cyklicznie, wywoływaliśmy je na zmianę.
W końcu stało się to, czego obawiałam się najbardziej. Po kolejnej kłótni Sławek zaczął pakować swoje rzeczy.
– Co robisz? – spytałam spanikowana.
On był spokojny. Przerażająco spokojny. I smutny.
– Wyprowadzam się. Tak się nie da żyć…
– Już mnie nie kochasz!
Popatrzył na mnie bezradnie.
– Nie wiem. Wiem tylko, że zakochałem się kiedyś we wspaniałej dziewczynie, której teraz nie lubię…
Boję się, że to kara. Ponosimy konsekwencję budowania naszego szczęścia kosztem Justyny. Chciałabym mu obiecać, że się zmienię, ale nie mam pojęcia, czy uda mi się uporać z podejrzliwością, wynikającą z poczucia winy i braku pewności siebie. Przecież Justyna była chodzącym ideałem, a jednak Sławek ją zdradził. Mnie zaś daleko do ideału.
I tęsknię, bardzo tęsknię za moją przyjaciółką. Zwłaszcza teraz, kiedy potrzebuję jej spokoju, rozsądku, wyważonej rady. Ale nie mam już prawa do jej wsparcia. Wszystko zniszczałam. Może gdyby mi wybaczyła… Ale chyba żądam za wiele, chcąc mieć miłość Sławka i przyjaźń Justyny.