"Miałam wszystko, ale nie byłam szczęśliwa. Zrozumiałam, że wyszłam za mężczyznę, którego nie kocham..."
Fot. Adobe Stock

"Miałam wszystko, ale nie byłam szczęśliwa. Zrozumiałam, że wyszłam za mężczyznę, którego nie kocham..."

"Moja rodzina od razu pokochała chłopaka, którego poznałam na studiach. W sumie się nie dziwiłam. Sebastian był przystojny, inteligentny, kulturalny, z dobrego domu, bogaty... Ja jednak miałam wrażenie, że im bardziej oni się nim zachwycają, tym bardziej mój zachwyt opada. Wtedy jednak okazało się, że jestem w ciąży. Zaczęłam w to brnąć..." Sara, 30 lat

Moją pierwszą wielką miłością był... Mateusz. Znaliśmy się od podstawówki. W szkole średniej byliśmy już parą. Taką wręcz idealną, uzupełnialiśmy się i pasowaliśmy do siebie jak ulał, jak dwie połówki pomarańczy. Byliśmy pewni, że nigdy nikt i nic nas nie rozdzieli.

Rozdzielił nas nasz upór

Po maturze oboje postanowiliśmy iść na studia. Ja od zawsze wiedziałam, że będę studiowała we Wrocławiu. Mateusz uparł się na Poznań. Tam żyła jego babcia i to u niej zamierzał zamieszkać. Namawiał mnie, żebym z nim pojechała. Przekonywał, że będziemy mogli mieszkać razem, zacząć wspólne życie na poważnie. Żadne z nas nie ustąpiło i tym sposobem ja zaczęłam spędzać tygodnie we Wrocławiu, w akademiku, a Mateusz w Poznaniu, u swojej babci. Kontaktowaliśmy się regularnie, dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy mnóstwo SMS-ów, co weekend zjeżdżaliśmy do domu i całe dwa dni spędzaliśmy razem. Ale z czasem zaczęły się między nami nieporozumienia, kłótnie, zazdrość. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej, spotykaliśmy się coraz rzadziej, coraz mniej dzwoniliśmy, coraz bardziej oschle do siebie pisaliśmy… W sumie nawet nie wiem, kiedy się rozstaliśmy. Nie było żadnej kłótni, rozmowy – to wyszło jakoś tak samo z siebie. Kontaktowaliśmy się coraz rzadziej, aż w końcu któreś z nas napisało, że ten związek chyba nie ma już sensu i tak to się skończyło.

Wtedy poznałam Sebastiana

Bardzo dobrze nam się rozmawiało, świetnie się rozumieliśmy. Nie było między nami takiej chemii, jak między mną a Mateuszem, jednak chyba trochę się w nim zakochałam. Pod koniec drugiego roku zostaliśmy parą. Moja rodzina od razu go pokochała. Przystojny, inteligentny, kulturalny, z dobrego domu, bogaty, a do tego porządny i szarmancki. Miałam wrażenie, że im bardziej oni się nim zachwycali, tym bardziej mój zachwyt opadał. Z czasem doszłam do wniosku, że moje uczucie nie jest już tak silne, ale wtedy okazało się, że jestem w ciąży.
Wojtusia urodziłam w wakacje po trzecim roku studiów. Z ogromną pomocą mamy Sebastiana udało mi się wrócić na studia już od października i dokończyć magisterkę w trybie dziennym. Obroniłam ją, będąc w drugiej ciąży. Pod naciskiem naszych rodzin szybko zorganizowaliśmy ślub i wesele, a Boże Narodzenie spędzaliśmy już we czwórkę, z Hanią.

Wydawało się, że mam wszystko

Niby powinnam być szczęśliwa, bo niczego mi nie brakowało. Mieliśmy wspaniały dom, było nas stać na wypady weekendowe, zagraniczne wakacje i markowe ubrania. Sebastian był dobrym mężem i ojcem. Jednak nie czułam się szczęśliwa. Swojego męża owszem – lubiłam. Ale nie mogłam powiedzieć, że go kocham. Był wspaniałym kumplem, ale nie potrafiłam patrzeć na niego jak na mężczyznę. Chwilowa fascynacja i pożądanie minęły już po kilku miesiącach. Może wtedy powinnam to zakończyć, ale pojawiło się dziecko, potem drugie i dalej w to grałam.
Kiedy Hania skończyła trzy lata, udało mi się wygrać rekrutację w prężnie rozwijającej się firmie, a po trzech próbnych miesiącach zostałam skierowana na weekendowe szkolenie. Bardzo się na ten wyjazd cieszyłam. Chęć podniesienia kwalifikacji też miała znaczenie, jednak bardziej chodziło mi o to, że będę mogła wreszcie odpocząć od domu. Od Sebastiana, od dzieci i całej tej codzienności.

Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą

W piątek rano postanowiłam zejść do restauracji na śniadanie. Kończyłam jeść, kiedy nagle usłyszałam:
– Sara? To naprawdę ty?
Poczułam szybsze bicie serca. Znałam ten głos, i to dobrze! Kiedyś nie mogłam bez niego żyć…
– Mateusz?! Co ty tutaj robisz?! – zapytałam zaskoczona.
Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Mateusz przyjechał na to samo szkolenie, co ja. Tyle że to on je prowadził…
– Magisterkę robiłem w Stanach, zostałem tam jeszcze rok po studiach. Potem wróciłem do naszego rodzinnego miasta, otworzyłem swoją firmę i działam – mówił.
Rzeczywiście mama czasem mi o nim wspominała, jednak zawsze starałam się ucinać temat. Sama nie wiedziałam, dlaczego. W każdym razie pogratulowałam mu sukcesu i wyraziłam swój podziw.
– Za to tobie powiodło się prywatnie. Słyszałem o mężu, dzieciach. To ja gratuluję! Sam tak zafiksowałem się na punkcie kariery, że nie mam czasu na życie osobiste – dodał, jakby z lekkim smutkiem, a ja znów poczułam szybsze bicie serca.
Całe szczęście musieliśmy się już zbierać, bo czułam się nieco niezręcznie…
Nie mogłam się skupić. Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Jego zapach, dotyk rąk… Byłam wściekła na siebie, ale te myśli i uczucia były silniejsze. W przerwie uciekłam do łazienki, a po zakończonym wykładzie do swojego pokoju. Bałam się nawet zejść na kolację, nie chciałam go spotkać. Chociaż nie, problem polegał na tym, że ja właśnie bardzo chciałam go spotkać, ale wiedziałam, że nie powinnam.

Wbrew rozsądkowi, pragnęłam znowu go zobaczyć

Nie mogłam spać, tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. Z jednej strony chciałam uciec do domu, żeby już nie spotkać Mateusza, ale jak wytłumaczyłabym się przełożonym? Dopiero co zaczęłam tę pracę, nie mogłam jej stracić. Z drugiej strony, wbrew rozsądkowi, pragnęłam go zobaczyć.
W końcu stwierdziłam, że zachowam się profesjonalnie. Byłam tu służbowo, miałam jak najwięcej się nauczyć i tylko to się liczyło.
Oszukiwałam samą siebie. W ogóle nie chodziło o wiedzę. To nie dla niej cztery razy się przebierałam, nie dla niej robiłam staranny makijaż i nie dla niej biegałam do koleżanek, by pożyczyć czerwoną szminkę.
Mateusz wyglądał wspaniale. Sportowa elegancja, błysk w oku, seksowny uśmiech i ciepły głos. Miałam wrażenie, że nie tylko ja, a cała żeńska część sali wlepia w niego wzrok.
Podczas przerwy podszedł do mnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam, lekko drgnęłam, kiedy usłyszałam jego szept.
– Dzisiaj nie uciekaj, proszę. O 19.00 będę czekał przed wejściem do hotelu – powiedział i poszedł.
Kiedy wychodziłam z pokoju, serce waliło mi jak oszalałe.
– Już się bałem, że nie przyjdziesz – wyznał. – Chodź, coś ci pokażę.
Zanim zdążyłam zareagować, pociągnął mnie za sobą. Nic nie mówiliśmy, tylko szliśmy, trzymając się za ręce. W głowie miałam mętlik. W końcu znaleźliśmy się w parku, przy fontannie. Robiło się już szaro, latarnie świeciły delikatnym blaskiem, panowała magiczna atmosfera! Spojrzałam na Mateusza, on na mnie i nagle… zaczął mnie całować. Poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele i zapomniałam o całym świecie! Ale tylko na moment, potem oprzytomniałam, po czym szybko się odsunęłam.
– Przepraszam, to było silniejsze – westchnął Mateusz. – Smakujesz nadal tak samo…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam tego i jednocześnie nie chciałam. Pragnęłam, żeby mnie całował, ale wiedziałam, że mi nie wolno! Gdy usiedliśmy na ławce, czułam jego zapach. Bałam się, że zaraz znowu dam się ponieść emocjom.

Nie potrafiłam, nie mogłam skłamać...

Rozmawialiśmy bardzo długo. Wspominaliśmy. Śmialiśmy się. Zastanawialiśmy się, jak właściwie doszło do naszego rozstania. W pewnym momencie Mati spoważniał i stwierdził:
– Sara, ja nigdy nie przestałem cię kochać, nawet na moment! Dlatego jestem sam. Spotykałem się z kilkoma kobietami, ale żadna nie była tobą, więc dałem sobie spokój. Każdego dnia myślę o tobie i tęsknię. Nie potrafię wymazać cię ze swojego serca. I teraz to spotkanie… To musi być jakiś znak!
Mówił jak nakręcony. Próbowałam mu tłumaczyć, że zbyt wiele się wydarzyło, że mam męża, dzieci, że przeszłość nie ma już znaczenia, wtedy on spojrzał mi głęboko w oczy.
– To powiedz mi to teraz: że kochasz swojego męża, czujesz się szczęśliwa, a ja jestem tylko wspomnieniem – zażądał. – Powiedz to, a dam ci spokój. Każ mi odejść i odejdę!
Nie potrafiłam, nie mogłam skłamać. Nie kochałam Seby, nie byłam z nim szczęśliwa, a widok Mateusza znów obudził w moim brzuchu stado motyli…
Zaczęliśmy się całować. Długo, żarliwie i namiętnie. Jakbyśmy tym pocałunkiem chcieli nadrobić stracony czas, znów nauczyć się siebie na pamięć…
– Mateusz, proszę, odprowadź mnie do hotelu. Chcę ochłonąć, pomyśleć. Chcę… Muszę teraz zostać sama – szepnęłam w pewnym momencie.
Odprowadził mnie, ale ani na moment nie puścił mojej dłoni. Już przed pokojem hotelowym znów mnie pocałował. Miałam wrażenie, że chce wejść, ale nie zwariowałam do reszty, nie zaprosiłam go.
– Przemyśl to sobie. Tylko nie zmarnujmy kolejnych lat. Czekam na telefon – dodał, wręczając mi wizytówkę. – Do jutra.
I poszedł, a ja zostałam. Z tysiącem pytań, wątpliwości i mętlikiem w głowie.
Ostatniego dnia nie zjawiłam się na szkoleniu. Okłamałam koleżankę, że czymś się strułam. Bardzo chciałam go znów zobaczyć, usłyszeć, poczuć… Ale nie mogłam. Musiałam sobie to wszystko poukładać.

Powrót do domu był trudny

Widok dzieci bardzo mnie ucieszył, ale Sebastiana już niekoniecznie. Nie mogłam go znieść, a jednocześnie było mi go żal…
Przez kilka dni chodziłam jak struta. W końcu nie wytrzymałam i napisałam do Matiego, że nie wiem, jak mam postąpić. Powiedział, że przyjedzie i spędzimy cały dzień. Wzięłam wolne, by mieć czas na spokojną rozmowę. Nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć, ale rozmowa sama jakoś się potoczyła… Mati miał rozwiązanie na każdy mój problem. Nie przeszkadzały mu dzieci, zarabiał wystarczająco, by nas utrzymać, mógł załatwić mi adwokata, był gotowy stawić czoła naszym rodzinom i bliskim.
– Sara, kochanie… Jesteś moją drugą połówką… Zmarnowałem już tyle lat bez ciebie, nie chcę stracić nawet sekundy!
Czułam to samo… I byłam przerażona! Nie miałam pojęcia, czy dobrze robię, ale postanowiłam zaryzykować i choć raz zrobić to, czego ja pragnę!
Szczerze porozmawiałam z Sebastianem i wszystko mu wyznałam. Był załamany i zły. Mnie również nie było lekko ze świadomością, że go zraniłam… Ale chyba jeszcze bardziej zraniłabym go, żyjąc dalej w kłamstwie…

Wierzę, że rodzina kiedyś mi wybaczy

Przeniosłam się z dziećmi do wynajętego mieszkania. Im też było bardzo ciężko, ale przynajmniej w tej sprawie byliśmy z Sebastianem zgodni i zrobiliśmy wszystko, by jak najmniej ucierpiały. Nie przedstawiłam im Mateusza od razu. Wszystko działo się stopniowo, powoli.
Oczywiście cała rodzina odsunęła się ode mnie. Zostałam czarną owcą.
– Wszystko dostałaś, dzieci ci bawiłam, żebyś mogła studiować! Ty niewdzięcznico! Ty ladacznico! – krzyczała teściowa.
Po co bawiłaś się w dorosłość, skoro nadal jesteś niedojrzałą smarkulą? – spytała mama – Po co rodziłaś dzieci? Żeby im fundować taką traumę?!
Niejedną noc przepłakałam w poduszkę, zastanawiając się, czy dobrze robię. Nieraz chciałam się wycofać, podkulić ogon i dla świętego spokoju wrócić do Sebastiana.
Byłam twarda, wiedziałam, że to nie przyniosłoby niczego dobrego. Wróciłabym tylko na chwilę i już nigdy nie bylibyśmy szczęśliwi. On by mi nie ufał, a ja żyłabym w poczuciu winy…
Dzisiaj mija rok od naszego rozwodu i wiem, że to była moja najlepsza decyzja. Wojtuś i Hania zaakceptowali wujka Mateusza. Od dwóch miesięcy mieszkamy razem. Jesteśmy szczęśliwi. Chociaż sen z powiek spędzają mi relacje z rodziną, a w zasadzie ich brak. Rodzice i teściowie zerwali ze mną kontakty, widujemy się tylko wtedy, gdy chcą zabrać do siebie dzieci. Wierzę jednak, że kiedyś mi wybaczą i zaakceptują moje decyzje.
Zdaję sobie sprawę, że cena za szczęście była wysoka. Ale wiem też, że taka miłość nie każdemu się zdarza. Mnie się zdarzyła. Po raz drugi. I drugi raz jej nie stracę!

 

 

Czytaj więcej