"W hotelu zobaczyłam Artura, męża mojej przyjaciółki. Miał być w delegacji, tymczasem jego "delegacja" miała nie więcej niż dwadzieścia lat, blond włosy do pasa i nogi odsłonięte prawie do tyłka. Jakie to było banalne i jednocześnie żałosne..." Anna, 34 lata
Rok temu zobaczyłam Artura z inną. Nie miałam wątpliwości, że zdradza Joannę, moją najlepszą przyjaciółkę. Dawniej sądziłam, że jego uwodzicielskie zapędy to tylko flirty, bo Artur zawsze kleił się do innych kobiet, ale myliłam się...
Wszyscy widzieli, jaki jest Artur, tylko Joasia, tak bardzo w nim zakochana, niczego nie dostrzegała. A on czuł się bezkarny. Nie cierpiałam go z całego serca, zwłaszcza po tym, jak się do mnie przystawiał. Przez jakiś czas obracałam w żart te jego zaloty, aż do chwili, kiedy zaproponował mi randkę. I na co on liczył? Że się z nim spotkam? Że oszukam kogoś, kto jest mi bliski jak siostra? Że razem będziemy okłamywać Joaśkę? A wszystko zaczęło się na imieninach Joanny.
– Ach, jaką ty masz figurę! – zamruczał mi podczas tańca we włosy. Udałam, że nie słyszę. Przysunął się bliżej i dodał:
– A może wypiłabyś ze mną któregoś wieczoru kawę? Albo lampkę wina? Zacisnęłam zęby.
– Przecież pijemy i kawę, i wino – warknęłam ze złością, ale wcale się nie speszył.
– Ale wiesz... bez świadków – rzucił uwodzicielskim tonem. Ogarnęła mnie wściekłość. Najchętniej dałabym mu z całej siły w gębę, jednak nie chciałam robić skandalu.
– Bez świadków, czyli bez Joasi? – zapytałam, żeby się upewnić.
– Szczególnie bez niej! – zaśmiał się, przekonany, że jestem zainteresowana. Podniosłam głowę i dobitnie, choć cicho, powiedziałam:
– Więc dowiedz się, że ani bez Joasi, ani razem z nią. Rozumiesz? A jak się nie uspokoisz, to jej wszystko powtórzę! Zdębiał. Przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nigdy więcej nie wracaliśmy do tej rozmowy.
Nie raz widziałam, jak zagląda im w oczy, jak obejmuje zbyt czule podczas tańca, gdy Joasi nie ma w pobliżu. Wszyscy znajomi widzieli. Nie mogłam tego znieść! Może powinnam ją wtedy jakoś przestrzec? I choć wielokrotnie nosiłam się z tym zamiarem, to jakoś nigdy nie starczyło mi odwagi. Kiedyś jednak nie wytrzymałam i zagadnęłam przyjaciółkę:
– Wiesz, mam taki problem... Co byś zrobiła, gdyby ktoś krzywdził kogoś bardzo ci bliskiego? Joanna popatrzyła na mnie niczego nieświadoma.
– A mniej tajemniczo? – zaśmiała się.
– No, gdybyś... – zaczęłam i znów się zawahałam. – Gdybyś wiedziała, że twój przyjaciel jest oszukiwany. Jak myślisz, należy mu o tym powiedzieć?
– No jasne. Co za pytanie? Przecież przyjaźń polega na szczerości.
– A jeśli to by miało tę osobę zranić? – ciągnęłam w rozterce. Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem jak inni, ale ja wolałabym najgorszą prawdę, niż gładkie kłamstwo.
Ja też tak uważałam. Nabrałam już powietrza, lecz znów je wypuściłam. Naprawdę nie mogłam jej tego powiedzieć.
Rok temu miarka się przebrała! Zrozumiałam, że dłużej już nie powinnam przymykać oczu na draństwa Artura... Nie spodziewał się, że mnie tam spotka. Wstąpiłam do hotelu przypadkiem. Zabrakło mi papierosów i w drodze do pracy zajrzałam do niedużego kiosku w holu. W pewnej chwili zobaczyłam Artura na schodach z jakąś laską. Joasia dwa dni wcześniej mówiła mi, że pojechał w delegację. Jego delegacja miała nie więcej niż dwadzieścia lat, blond włosy do pasa i nogi odsłonięte prawie do tyłka. Jakie to było banalne i jednocześnie żałosne... Stałam przy kiosku, gdy Artur przeszedł obok, zapatrzony w tę swoją cizię.
– Poczekaj chwilę – powiedział do niej. – Zapłacę za hotel.
– Kup papierosy! – rzuciła, kapryśnie wydymając usteczka.
– To były dwie doby, prawda? – zapytał uprzejmie recepcjonista. Artur nie zauważył mnie, a ja stałam jak skamieniała. Nie wiedziałam, co robić! Iść do Joasi i powiedzieć, że jej mąż nigdzie nie pojechał, tylko spędził dwie noce w hotelowym pokoju? Czy siedzieć cicho i udawać, że o niczym nie wiem?
„Wolałabym najgorszą prawdę...”, zabrzmiały mi w uszach słowa Joanny. W końcu powiedziałam przyjaciółce prawdę.
Starałam się być delikatna, ale jak można być delikatnym w takiej sytuacji?
– Musiałaś się pomylić – rzuciła cicho, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Joasiu... – podjęłam po chwili – przecież znam Artura od pięciu lat. Nie pomyliłam się. To był on. Nie wiedziałam, co zrobić, ale uznałam, że powinnam ci powiedzieć... Tak mi przykro...
Zacisnęła usta. Myślałam, że się rozpłacze. Było mi jej strasznie żal. Zastanawiałam się nawet, czy nie zrobiłam błędu, ale zaraz odrzuciłam tę myśl. Przecież musiałam!...
– Bardzo mi było ciężko przyjść z tym do ciebie... – zaczęłam, ale urwałam speszona wyrazem jej twarzy. Joanna patrzyła na mnie z gniewem.
– Ciężko?! – rzuciła impulsywnie, jakbym to ja ją oszukała. – Myślisz, że nie widzę w twoich oczach satysfakcji? Zatkało mnie.
– Satysfakcji?... – powtórzyłam zdziwiona. – Joasiu, ja... – zaczęłam znowu. – Przecież nie mówię ci o tym, żeby triumfować, choć zawsze uważałam, że jesteś dla Artura za dobra... Zupełnie się nie spodziewałam, że ta i tak już trudna rozmowa przybierze taki obrót.
– Powiedziałam ci o tym, bo uważałam, że powinnam.
Moja przyjaciółka siedziała jak posąg, a ja odniosłam wrażenie, że rozmawiam z kimś obcym.
– Nie mam pojęcia, co chcesz w ten sposób osiągnąć – rzuciła w końcu wyniośle. – I bardzo mi przykro, że bawisz się moim kosztem. Ale jedno wiem na pewno, że Artur nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. To prawda, on lubi się bawić – ciągnęła – i podoba się kobietom. Jest przystojny, więc nic dziwnego. Ale zdrada?!...
Milczałam. Nie czułam się na siłach jeszcze raz tego wszystkiego powtarzać. A Joanna coraz bardziej się zacietrzewiała. W końcu podniosła na mnie głos.
– Nie sądziłam, że ty, właśnie ty, przyjdziesz do mnie z tymi plotkami! – krzyczała. Czuła się zraniona i pewnie to żal kazał jej tak mówić. Rozumiałam ją i starałam się uspokoić, ale to nic nie dawało. Aśka broniła się przed prawdą coraz zacieklej. W końcu zarzuciła mi, że wymyśliłam to oszczerstwo.
– Nie. Powiedziałam ci prawdę. A co ty z tym zrobisz... – podniosłam się z krzesła – to już twoja sprawa – dodałam i ruszyłam do wyjścia.
Wieczorem zadzwoniła do mnie. Myślałam, że ochłonęła, ale myliłam się.
– Rozmawiałam z Arturem – rzuciła chłodno. – Powiedział, że był w delegacji i ja mu wierzę, ale mówił coś jeszcze... – zawiesiła głos.
– Tak? – spytałam.
– Że to ty się do niego przystawiałaś, a ponieważ odrzucił twoje zaloty, mścisz się na nim...
Przymknęłam oczy. Już nie byłam ani oburzona, ani nawet dotknięta, tylko zdziwiona. Jak mogłam się tak zapętlić?!
Od tamtej rozmowy minął rok. Nasza przyjaźń przestała istnieć. Tłumaczę sobie, że widocznie nie była prawdziwa i nie warto o nią walczyć. Jednak w głębi serca czuję straszliwy smutek.
Niedawno spotkałam Joannę na ulicy. Ucieszyłam się tak bardzo, że nie zważając, czy zechce ze mną rozmawiać, zatrzymałam się i uśmiechnęłam.
– Wiesz... – zaczęła. – Rozstałam się z Arturem. Zasiałaś we mnie tak silne podejrzenie, że... nie umiałam go już kochać tak jak wcześniej – dokończyła, opuszczając głowę. – A teraz... jestem zupełnie sama – rzuciła oskarżycielskim tonem i szybko odeszła. Dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Gdy tylko słyszała mój głos, odkładała słuchawkę. Żal mi Joasi. I siebie. I naszej przyjaźni. Nie chciałam kłamać, a jednak od miesięcy nie mogę uporać się z pytaniem, czy prawda była w ogóle komuś potrzebna...