"Zorganizowałam narzeczonemu przyjęcie niespodziankę. Dziś wiem, że to był fatalny pomysł..."
Nigdy nie rób nikomu niespodzianek. Bo się mogą źle skończyć...
Fot. 123RF

"Zorganizowałam narzeczonemu przyjęcie niespodziankę. Dziś wiem, że to był fatalny pomysł..."

"Zawsze, od kiedy pamiętam, miałam ochotę zrobić komuś przyjęcie niespodziankę. Dlatego kiedy Julek w końcu mi się oświadczył i tym samym stał się moim oficjalnym narzeczonym, pomyślałam, że to idealny moment..." Asia, 28 lat

Wiedziałam, że przyjęcie niespodzianka wymaga starannego zaplanowania, dlatego wszystko miałam dobrze przemyślane...
– Co byś chciał dostać na urodziny? – zapytałam najpierw kontrolnie.
– Najbardziej ciebie – zamruczał.
– Da się zrobić – uśmiechnęłam się i zerknęłam w kalendarz.
– O, nie! – jęknęłam, udając zaskoczenie. – Nie będzie mnie w twoje urodziny – powiedziałam z żalem. – Mam szkolenie. Wyjeżdżam w środę i wracam w piątek.
– Czyli w czwartek nici z seksu – zrobił minę smutnego spaniela.
– Niestety. Ale wiesz co – udałam, że właśnie wpadłam na genialny pomysł. – Przeniesiemy imprezę na sobotę!
Pierwszy problem miałam z głowy. Moja praca wymagała częstych wyjazdów, więc Julek przyjął te słowa bez żadnych podejrzeń. Teraz musiałam wszystko zorganizować, ale w tajemnicy przed nim.

Zamówiłam, tort i zaprosiłam gości

Najpierw zamówiłam tort. Potem goście.
– Cześć, mówi Ilona – dzwoniłam po kolei do każdego z przyjaciół Julka. – Za tydzień, w czwartek, Julek ma urodziny, pamiętasz?
– Tak?... No jasne! – brzmiała najczęściej odpowiedź. – Bo co?
– Organizuję mu przyjęcie niespodziankę – wyjaśniałam. – I myślę, że byłoby mu miło, gdybyś przyszedł.
– Przyjęcie niespodziankę?...
– No wiesz, jest ciemno, wszyscy się chowają, a potem wyskakują i krzyczą: „niespodzianka!”.
– A nie boisz się, że Julek zejdzie na serce? – zaniepokoił się Krzysiek.
– Coś ty – roześmiałam się. – Serce to on ma jak dzwon! Z moimi znajomymi było dużo łatwiej. Może dlatego, że to głównie kobiety. Wszystkie, jak jeden mąż, przyjęły zaproszenie, a niektóre zgłosiły się nawet do pomocy. Najgorzej było przekonać naszych rodziców.
– Wybacz, córcia, ale mnie nie podoba się ta zachodnia moda – moja mama była konserwatystką do szpiku kości.
– Nie marudźcie, już wszystko zaplanowałam – ucięłam dyskusję. – I oczywiście Julkowi ani słowa! – powiedziałam groźnie.
– Mam tylko prośbę, nie chcę mówić rodzicom Julka, bo oni na pewno przed nim wygadają się. Byłoby super, gdybyście umówili się z nimi na ten czwartek i po prostu ich przywieźli do mieszkania. Rodzice niechętnie kiwnęli głowami, a ja wykreśliłam kolejny punkt z listy.
Podliczyłam gości. Razem z nami było siedemnaście osób. Sporo. Ale nie zamierzałam się teraz wycofywać. Kupiłam Julkowi prezent i zajęłam się planowaniem samej imprezy. 
 – Co masz zamiar robić jutro? – zapytałam w środę od niechcenia. – Daj spokój! – westchnął. – Będę musiał zostać dłużej w pracy. Wojtek ma pilny projekt i potrzebuje wstępnej wyceny. „Dobra jest!”, uśmiechnęłam się do siebie. Wojtek, czyli szef Julka, też był zaproszony na imprezę i obiecał, że postara się go zatrzymać w firmie.
– Czyli o której będziesz wolny?
– Nie wiem... Pewnie koło ósmej. A dlaczego pytasz?
– Tak tylko... Chcę zadzwonić z życzeniami – skłamałam gładko.

Ozdobiłam mieszkanie Julka

Następnego dnia wzięłam urlop i już od samego rana razem z moją młodszą siostrą siedziałyśmy w kuchni i pichciłyśmy. Nie planowałam nic wielkiego, ale przecież jak impreza to impreza! Około osiemnastej wszystko było gotowe. Teraz musiałyśmy tylko przetransportować efekty naszej ciężkiej pracy do mieszkania Julka.
Kiedy byłyśmy na miejscu, zabrałyśmy się za robienie dekoracji. W salonie powiesiłyśmy wielki transparent z napisem „Wszystkiego najlepszego”, nadmuchałyśmy balony, rozwiesiłyśmy serpentyny i przygotowałyśmy czapeczki dla gości. Około siódmej wszyscy zaczęli się schodzić. Częstowałam ich piwem lub winem.
– Słuchajcie, chowamy się tutaj – pokazałam dużą kanapę i dwa fotele, które stały w salonie. – I w części jadalnej. Kiedy Julek wejdzie i zapali światło, wszyscy wyskakujemy i krzyczymy: „niespodzianka!”. A potem to już normalnie impreza.
– My też musimy się chować? – moja przyszła teściowa zapytała z urazą. – Jak wszyscy, to wszyscy, ale pani może po prostu zostać na fotelu – jakoś nie mogłam się zdobyć na to, żeby mówić do niej „mamo”... „Może po ślubie mi się uda”, pocieszałam się. – A tutaj macie czapeczki i trąbki. Im więcej hałasu, tym weselej. Krążyłam między gośćmi, dolewając im piwa i wina. Anula stała na straży i obserwowała drogę wjazdową na osiedle. Miała dać znać, gdy tylko zobaczy samochód Julka.

Gdy nadjechał, wszyscy się schowaliśmy

– Jedzie! – powiedziała nagle zduszonym z emocji szeptem i w pokoju nagle zapanował chaos.
– Światło! Cisza...
– Ja tutaj. Gdzie się pchasz?
– Gdzie trąbka?
– Kto mi zwinął czapeczkę?
– Zgaście, do cholery, to światło! – Taka była fajna, cała różowa...
– CISZA! – syknęłam głośnym szeptem i chwilę później głosy zaczęły milknąć. Mieszkanie było ciemne i ciche. Na pierwszy rzut oka wyglądało na puste. Na drugi już nie, bo tu i ówdzie słychać było jakiś zduszony chichot, ktoś oddychał ciężko, a ktoś inny próbował powstrzymać się od kichnięcia. Czekaliśmy w napięciu. Usłyszeliśmy zgrzyt windy, a potem coś głucho uderzyło o drzwi. „Pijany jest czy co?”, pomyślałam. Chwilę później w zamku zazgrzytał klucz i drzwi stanęły otworem. Wyjrzałam zza fotela na korytarz, ale w tym samym momencie zgasło światło na klatce i nic nie zobaczyłam.

Niespodzianka!

Za to usłyszałam dziwne odgłosy. Jakby mlaskanie? I kolejne uderzenia. Ktoś ewidentnie obijał się o ściany w przedpokoju. Wyglądało na to, że Julek naprawdę nawalił się jak messerschmitt. Tylko jak on w takim stanie wrócił do domu? I to samochodem! Dziwne... Chwilę potem odgłosy zbliżyły się do salonu i Julek nacisnął kontakt. Pokój zalało światło. – Niespodzianka! – wszyscy goście wyskoczyli z kryjówek z głośnym okrzykiem.
– Sto lat! – Wszystkiego naj... Do okrzyków doszły odgłosy trąbek, a ktoś nawet wygrywał rytm na bębenku. Hałas był ogłuszający, dlatego dopiero po dłuższej chwili zauważyliśmy, że Julek nie jest sam. Towarzyszyła mu śliczna blondynka w rozpiętej bluzce i spódnicy podciągniętej prawie pod szyję. Julek przyciskał ją do siebie. Na nasz widok zbladła i osunęła się na podłogę.
– Agata?!... – w głosie Wojtka brzmiała zgroza.
– Wody! – krzyknął jednocześnie Julek, klękając obok dziewczyny. – Dajcie jej wody i niech ktoś wezwie pogotowie.
W pokoju zapanowała nagle tak głęboka cisza, że aż brzęczała w uszach. Pierwsza się ruszyłam. Sztywno zbliżyłam się do stołu i nalałam wody do szklanki, a potem podałam ją Julkowi. Ala, moja najbliższa przyjaciółka, podeszła do dziewczyny i zbadała ją pobieżnie.
– Moim zdaniem to serce – mruknęła. – Karetka jest w drodze.

To był już koniec naszego narzeczeństwa

Kwadrans później było już po imprezie. Agata, nowa stażystka w biurze Julka, pojechała karetką na ostry dyżur, rodzice Julka i moi pożegnali się bardzo chłodno i wyszli. Podobnie zrobiła reszta gości.
– Niezła wtopa... Współczuję, stary – mruknął Wojtek pod nosem.
To był koniec naszego narzeczeństwa. Julek, oczywiście, próbował mi tłumaczyć, że to wcale nie jest tak, jak myślę, i że on jej właściwie nie zna. Czuł się samotny i opuszczony w swoje urodziny, i to naprawdę, ale naprawdę nic nie znaczy.
Cóż, ja też oglądałam te same filmy, co on, więc znałam te wymówki na pamięć i nie miałam ochoty znów ich słuchać.
– Wiesz co? – powiedziałam, kiedy już spokojnie i metodycznie spakowałam wszystkie swoje rzeczy. – Na koniec dam ci dobrą radę. Nigdy nie rób nikomu niespodzianek. Bo się mogą źle skończyć. Zwłaszcza dla ciebie. Odwróciłam się i wyszłam, łykając łzy. Może lepiej byłoby, gdybym o niczym nie wiedziała? Może...

 

Czytaj więcej