"Kiedy Tomasz spytał, czy zostanę jego żoną, zdziwiłam się, że zdecydował się na taki poważny krok. Byłam jednak bardzo szczęśliwa. Nie miałam żadnych złych przeczuć. Pewnego wieczoru odebrałam od niego telefon. W słuchawce usłyszałam coś, co zmroziło mi krew w żyłach..." Beata, 43 lata
To miała być dla nas obojga druga szansa. Oboje z Tomkiem byliśmy przecież po przejściach, on miał nastoletnie córki z pierwszego małżeństwa. Owszem, wiedziały, że od dwóch lat się spotykamy i że właściwie prawie ze sobą mieszkamy, ale co innego „dziewczyna taty”, a co innego żona. Dotychczas ten tytuł nosiła wyłącznie ich matka. Na szczęście okazało się, że bardzo dobrze przyjęły informację o naszym ślubie. Wszystko więc zapowiadało się idealnie...
Ślub miał być kameralny, tylko rodzina i przyjaciele, potem obiad w restauracji i trochę tańców. Kupiłam sobie ładną kremową sukienkę. W wyborze pomogła mi przyjaciółka, Agata. Pracujemy razem, ona też jest po przejściach, sama wychowuje syna.
– Cudnie wyglądasz – pochwaliła, gdy wyszłam z przymierzalni.
– Nie za duży dekolt?
– No co ty! To twój ślub. Masz wyglądać najlepiej ze wszystkich.
– Ciebie nie zakasuję – odparłam szczerze.
Bo taka była prawda. Agata była zjawiskowo piękna. Miała przy okazji mnóstwo uroku, ale także życiowej mądrości.
– Ech, daj spokój. Bo sobie założę na twarz maskę karnawałową, zobaczysz. – Pogroziła mi żartobliwie palcem.
Agata miała być moją świadkową, a świadkiem Tomasza jego wieloletni kumpel, Jacek. Najpierw pomyślałam, że może dzięki naszemu ślubowi Agata kogoś pozna i też będzie szczęśliwa. Ale takie rzeczy wydarzają się w bajkach, a nie w życiu. Piegowaty i rudowłosy Jacek miał żonę, w której był szaleńczo zakochany, oraz trzech synów, którzy byli jak kopie ojca.
Na jakieś trzy tygodnie przed ślubem zawezwał mnie szef i oznajmił, że pokłada we mnie nadzieje. Zabrzmiało to groźnie.
– Jednym słowem, pani Beato, chciałbym, aby pojechała pani na szkolenie do Poznania. Na tydzień. Jęknęłam w duchu. A ślub? Jeszcze nie dopięliśmy wszystkiego z restauracją.
– Oczywiście, panie dyrektorze – odpowiedziałam jednak na głos. Naszemu szefowi się nie odmawia, a ja wiedziałam, że to szkolenie oznacza mój awans. –
Nie gniewasz się, że cię ze wszystkim zostawiam? – spytałam Tomka. – Obiecuję, że jak wrócę, to będę się starać dwa razy bardziej. Wzruszył ramionami.
– To nie mój pierwszy ślub, więc jakoś sobie poradzę – odpowiedział tak ponuro, że aż zachichotałam. On też się roześmiał.
– Dam radę, poza tym mam świadków. Oni też pomagają.
Pojechałam więc spokojna, że rzeczy będą biegły swoim torem, a ja tymczasem zdobędę nowe umiejętności, które tak cenił mój szef. Codziennie wieczorem, zanim zeszłam do hotelowej restauracji na spotkanie integracyjne, dzwoniłam do Tomasza. Później szłam, wypijałam drinka i zwijałam się do pokoju. Koledzy i koleżanki z innych części Polski bawili się do upadłego. Mnie to średnio interesowało.
Któregoś wieczoru, na dwa dni przed powrotem, wdałam się w dyskusję zawodową z Anną, dziewczyną z Przemyśla. Tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłam, iż minęła godzina telefonu do Tomka. Przeprosiłam ją i pełna poczucia winy pobiegłam do pokoju.
– Przepraszam, powinnam zadzwonić godzinę temu – zaczęłam, ale Tomek mi przerwał.
– Nie, nie, nic się nie stało, kotku – mówił jakoś dziwnie. Był pijany?
– Czy ty coś piłeś?
– Oj, zadajesz już pytania jak ślubna – usiłował mnie zbyć żartem. – No dobra, napiłem się z kolegami po pracy. Uparli się, że jak nie mam wieczoru kawalerskiego, to chociaż skoczymy na piwo.
– Rozumiem, nie ma sprawy.
– Śpiący jestem po tym piwie. Idę spać, a ty?
– Ja chyba też. – Dobranoc, maleńka. Kocham cię.
– I ja ciebie – wyszeptałam wzruszona.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Położyłam się w hotelowym łóżku z poczuciem szczęścia. Wracam do domu. Do niego. Niedługo już będę żoną. Przysnęłam, ale obudził mnie dzwonek telefonu. Tomek? Odebrałam i... zamarłam. Usłyszałam jakiś kobiecy głos w jego – a już wkrótce naszym – mieszkaniu. To była Agata... Nie słyszałam dokładnie słów, ale brzmiało jak kłótnia. On coś mówił, ale ciszej, ona coś powiedziała głośniej, stuknął jakiś przedmiot, jakby szkło, potem Agata znów coś powiedziała i znów coś stuknęło. Tym razem głośniej. Zapadła cisza, w której usłyszałam, jak wali mi serce. Rozłączyłam się. Nie zasnęłam już do rana.
Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Co robiła moja przyjaciółka, Agata, w jego mieszkaniu o dwudziestej trzeciej? Nie potrafiłam tak od razu zapytać Tomka, w dodatku przez telefon. Musiałam to usłyszeć twarzą w twarz. Dlatego gdy tylko wysiadłam z pociągu, zamiast rzucić mu się w ramiona, zażądałam powrotu do domu.
– Co się stało, kochanie?
– Jestem bardzo zmęczona...
– A głodna? Może wstąpimy do pizzerii?
Z tą kulą w żołądku? W życiu by mi się to nie udało. Pokręciłam głową.
– Nie, jedźmy do domu.
– No to do mnie. Jeszcze do mnie... Bo już niedługo do nas!
Wypiłam dwie herbaty, zanim zdecydowałam się zadać TO pytanie.
– Tomasz, co robiła Agata w nocy w naszym mieszkaniu?
Zatkało go. Wyraźnie to widziałam, zanim zmienił wyraz twarzy na obojętny.
– Słucham?
– Gdy byłam na szkoleniu, zadzwoniłeś do mnie. To znaczy, może przycisnąłeś telefon pomyłkowo. W każdym razie połączyłam się i usłyszałam waszą kłótnię.
– Beata, o czym ty mówisz? Kiedy to było?
– Trzy dni temu! W nocy! Wtedy, kiedy zapomniałam do ciebie zadzwonić i potem...
– Aha. – Tomek zaczerpnął oddech. – Kochanie, trochę się naprułem, to fakt. Przepraszam. Mogłem niechcący nacisnąć telefon. Ale wtedy byłem tu sam. Nie chciało mi się jednak spać, więc włączyłem jakiś głupi film i pewnie ten film słyszałaś. To było o takiej kobiecie i jej mężu, i oni się tam kłócili... Brzmiało sensownie. Może jednak mi się wydawało?
– To był film, tak? O kłócącym się małżeństwie?
– No widzisz! Czyli nie o nas, prawda? – ucieszył się Tomasz.
– Zjedzmy kolację i chodźmy spać. Jutro poniedziałek, a ja muszę wstać wcześniej...
Może gdyby Agata była w pracy i zachowywała się jak zwykle, tobym już nie drążyła tematu. Przyznałabym rację Tomkowi. Ale jej nie było. Od kadrowej, pani Heleny, dowiedziałam się, że wzięła kilka dni zaległego urlopu. Nie odbierała też ode mnie telefonu. Wszystko to było mocno niepokojące. Po pracy pojechałam do niej. Dzwoniłam i dzwoniłam, ale nie otwierała. Odeszłam od bramy i spojrzałam w jej okna. Ktoś stał za firanką. „Błagam, otwórz mi”, napisałam SMS-a. „Martwię się o ciebie”. Znów nacisnęłam dzwonek domofonu. Tym razem mnie wpuściła.
– Co się dzieje? – spytałam, gdy siadłam na kanapie. – Co się stało?
– Nic się nie stało. Muszę trochę odpocząć.
– Zmęczyły cię przygotowania do ślubu?
Nawet w dresie i rozczochrana wyglądała jak bogini. Tylko boginie zwykle nie mają zaczerwienionych oczu i czerwonego nosa. Poczułam, jak wokół mojego serca zaciska się obręcz. Dlaczego aż tak płakała?
– Powiedz mi prawdę. Słyszałam cię w mieszkaniu Tomka. Co tam robiłaś?! – wykrzyknęłam. – Macie romans?
– Nie! – Agata też krzyknęła, zrozpaczona.
– To o co chodzi? Byłaś tam?
– Byłam... – przyznała. Lód objął moje serce. Tomek kłamał.
– Powiedział mi, że słyszałam film. O kłócącym się małżeństwie... Milczała przez chwilę.
– Nie mogłabym cię okłamać, Beata. Ale też nie wiedziałam, jak mam ci to opowiedzieć. Dlatego wzięłam wolne.
– On był pijany, gadał jakieś bzdury do telefonu. Pojechałam tam, bo się przestraszyłam, że coś mu się stanie. Ale to była pułapka. A on zaczął się do mnie przystawiać. – Agata podniosła na mnie pełen bólu wzrok. – Przepraszam, ja nic nie zrobiłam. Powiedział, że chciałby jeszcze zaliczyć taką ślicznotkę, zanim będzie musiał trwać przy żonie...
– Co takiego?
Agata się rozpłakała.
– Poczułam się upokorzona, użyta, to było obrzydliwe... Powiedziałam mu, że ci wszystko powiem, a on na to, że proszę bardzo. To on powie, że sama mu wlazłam do łóżka. I że ty mu uwierzysz.
– Boże... – wyszeptałam ze współczuciem. Jak mogłabym jej nie uwierzyć. To on kłamał. Podły drań! Chciał skrzywdzić moją przyjaciółkę. Ciekawe, ile razy zaliczał inne kobiety w przeszłości, gdy ja byłam poza miastem? Tylko pewnie po cichu, a tym razem po alkoholu puściły mu hamulce. Objęłam Agatę. Drżała na całym ciele. Takich emocji nie da się udawać.
Tomek był bardzo zdziwiony, gdy jeszcze tego samego dnia zabrałam z jego mieszkania swoje rzeczy oraz oddałam mu zaręczynowy pierścionek.
– Ale Beatko, ja byłem pijany. Ja nie chciałem, ona coś wymyśla, nie rób tego... – próbował mnie błagać, a potem wybuchł agresją, że co on powie ludziom, rodzinie i córkom. Przecież ślub miał być za niecałe dwa tygodnie.
– Co chcesz – odparłam chłodno. – Ich też możesz okłamać. Świetnie ci to wychodzi.
Minęło właśnie pół roku, odkąd zerwałam z Tomkiem. Czy żałuję? Czasem mi się zdarza tęsknić, choć wiem, że to podły drań. Ale nie mogłabym żyć z kłamcą i kimś tak ohydnym pod jednym dachem.