"Teraz wśród rodziców panuje chora moda, by posyłać maluchy na wszelkie możliwe zajęcia dodatkowe. Wygląda to tak, jakby się ścigali. A przecież nie tędy droga. Kiedy patrzę na wnuczkę, serce mi pęka z żalu. Ona nie ma czasu na zwykłą zabawę..." Jadwiga, 58 lat
Moja poprosiła mnie, bym będziesz odprowadzała Olę na dodatkowe zajęcia. W poniedziałki, środy i piątki ma angielski, we wtorki i czwartki chodzi na włoski i jeszcze dodatkowo na balet. Jakby tego było mało wnuczka w soboty chodzi do domu kultury na zajęcia z rysunku, bo moja córka zawsze żałowała, że nie nauczyła się dobrze rysować.
Próbowałam tłumaczyć mojej córce, że nie podoba mi się aż takie obciążanie dziecka dodatkowymi zajęciami. A może Ola wolałaby po prostu pobawić się lalkami? Jednak, zdaniem mojej córki taka zabawa to tylko strata czasu, bo niczego nie uczy, a Ola jest już w takim wieku, że powinna doskonalić umiejętności.
– Inaczej jej rówieśnicy ją wyprzedzą i straci swoją szansę – pewnego dnia usłyszałam ten argument.
– Szansę na co? – zapytałam wtedy odruchowo.
– No, na lepszą pracę w przyszłości – odparła. – Wie mama przecież, jakie mamy czasy, trzeba być wszechstronnym.
– Ale ona ma dopiero siedem lat. To jeszcze dziecko! – zaprotestowałam.
– Dzieci trzeba wychowywać, a nie rozpuszczać, bo co z nich wtedy wyrośnie? – upierała się.
– Może jednak warto spytać Olę, na jakie chce chodzić zajęcia... – podpowiedziałam córce nieśmiało.
– Ale ona przecież tego nie wie! – wykrzyknęła. – Dziecku trzeba podpowiadać, podsuwać różne rzeczy...
Tylko że moim zdaniem córka niczego Oli nie podsuwa, a zwyczajnie narzuca. Nie powiedziałam tego głośno, bo nie chciałam wywoływać awantury, zwłaszcza że swojej córki nie przekonam. Pewnie bym usłyszała, że nie po to wypruwa sobie żyły w pracy i płaci za te wszystkie zajęcia, aby spotkać się z takim niezrozumieniem z mojej strony.
Gdy próbowałam dyskutować, usłyszałam od swojej córki, że gdy ona była w wieku Oli, prawie nigdzie nie chodziła. Tylko biegała z kluczem na szyi po podwórku. No cóż, nie jest to do końca prawda. Zrobiło mi się przykro, że moja córka nie pamięta, jak było. Zapisywałam ją na różne zajęcia w domu kultury. Dokładnie na te, na które chciała chodzić. Raz wymyślała sobie, że będzie to plastyka, potem znowu zamarzyło jej się, że zostanie harcerką. Nawet kupiłam jej mundurek. I co z tego skoro długo nie zagrzała tam miejsca? W końcu rzuciła mundurek w kąt i o harcerstwie zapomniała na dobre, bo zamarzyła jej się kariera pianistki. Po latach nawet mi to wypomniała... I tak dowiedziałam się, że wina leży po mojej stronie.
– Gdybyś mnie zmobilizowała chociażby do tego, abym nie rzuciła nauki gry na pianinie, pewnie teraz też potrafiłabym tak zagrać – powiedziała pewnego niedzielnego popołudnia, gdy trafiłyśmy na jeden z plenerowych koncertów w naszym mieście.
– Nie przykładałaś się do tego – wyjaśniłam dość oględnie, pamiętając doskonale, jakie były awantury, gdy miała iść na kolejną lekcję, o systematycznym ćwiczeniu w domu nie wspominając.
– Mam w pracy koleżankę, która wprawdzie nie zrobiła kariery, ale przynajmniej potrafi zagrać proste melodie – ciągnęła Ewa. – Nie to, co ja...
„Cóż... Gdybym cię wtedy przymuszała, to dopiero bym miała piekło. Krzyki i płacze... Nie pisałam się na to i nie żałuję”, pomyślałam, zachowując kamienną twarz.
Moja Ewa zawsze miała charakterek i temperament. Do dzisiaj zresztą jej to zostało. Sama robi, co chce, ale uwielbia narzucać swoją wolę innym. Dlatego nawet nie pomyśli, żeby zapytać Olę o zdanie. Zresztą teraz wśród rodziców panuje ta chora moda, by posyłać maluchy na wszystko... Wygląda to tak, jakby się ścigali, czyje dziecko chodzi na więcej zajęć dodatkowych. A przecież nie tędy droga. Zapracowane dzieciaki nie mają czasu na zabawę i tracą szansę na beztroskie dzieciństwo. Kiedy patrzę na zmęczoną i poszarzałą twarzyczkę mojej wnusi, myślę sobie, że wiele bym dała, aby Ewa zrozumiała, że więcej pożytku przyniesie Oli wyganianie się przez godzinę po podwórku, na świeżym powietrzu niż wkuwanie słówek w dusznej sali.
Niestety, żadne argumenty do niej nie trafiają. Całe szczęście, że już niedługo wakacje. Ale we wrześniu znowu się zacznie. Ale ja zamierzam robić tak samo jak w tym roku. swoje. Gdy zaczęło się to szaleństwo z dodatkowymi lekcjami, nauczyłam się oszukiwać... Trzymam z Olą sztamę i gdy widzę, że nie ma ochoty iść na dodatkową lekcję języka czy na balet, wybieramy się do parku. Córce mówię, że zajęcia się nie odbyły albo że nauczycielka zachorowała. Ale źle się czuję, oszukując Ewę, nawet jeśli wiem, że robię to dla dobra wnusi...