"Pewnego dnia w naszej firmie pojawił się mój kolega z liceum. Kiedyś byłam w nim beznadziejnie zakochana… Był nawet moment, kiedy liczyłam, że i ja mu się podobam, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Dużo rozmawialiśmy i razem się uczyliśmy, właściwie to ja pomagałam mu się uczyć. I to wszystko. Nasze drogi rozeszły się po maturze. A teraz stał przede mną i miał pracować w moim zespole. Serce zabiło mi szybciej. Przecież nie byłam już szarą myszką jak kiedyś...!" Klara, 31 lat
– Bartek? – zapytałam, niedowierzając, że widzę swojego kolegę ze szkoły.
– O rany! Klara! Jak miło cię widzieć! – Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
– Co ty tu robisz? – zapytałam zaciekawiona, bo nie spodziewałam się takiego spotkania w moim biurze.
– Pracuję. Od dzisiaj. Nie mów, że ty też? – zapytał. a ja z uśmiechem pokiwałam głową.
Ależ on się ucieszył! Ledwie godzinę później okazało się, że mamy pracować w jednym zespole.
– Pani Klaro, proszę wprowadzić kolegę w obowiązki, od dzisiaj będziecie pracowali razem – oznajmił szef, a my oboje bardzo się ucieszyliśmy.
Patrzyłam na Bartka i myślałam, że nic się nie zmienił, wciąż był czarujący, przystojny i taki pewny siebie. Zupełnie jak w szkole. To taki typ faceta, którego wszyscy lubią i który zawsze jest otoczony grupą kolegów i wianuszkiem dziewczyn. Aż dziwne, że się kumplowaliśmy, bo ja zawsze byłam typem outsidera i kujonki. Dobrze się uczyłam, nosiłam niezbyt modne okulary i tanie ciuchy. To nie jest przepis na bycie najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Miałam kilka koleżanek i Bartka, który był moim świetnym kumplem. Skrycie się w nim kochałam, podobnie jak wiele dziewczyn ze szkoły. Był nawet moment, kiedy liczyłam, że i ja mu się podobam, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Łączyła nas tylko sympatia, dużo rozmawialiśmy i razem się uczyliśmy. Właściwie to ja pomagałam mu się uczyć, bo treningi piłki nożnej tak go pochłaniały, że na naukę nie miał już czasu. Robiłam to jednak z przyjemnością, bo bardzo go lubiłam, a on odwdzięczał się, zapraszając na imprezy, na które nikt by mnie nigdy nie zaprosił, i poznawał ze swoimi znajomymi. Nasze drogi rozeszły się po liceum. A teraz stał przede mną i miał pracować w moim zespole. Patrzyłam mu w oczy i widziałam tego przystojnego młodzieńca, który sprawiał, że serce szarej myszki biło szybciej. Tylko że ja już nie byłam szarą myszką i dobrze o tym wiedziałam. Minęło kilka ładnych lat, już nie nosiłam okularów, a tanie ciuchy zamieniłam na stylowe modne ubrania. No i odnosiłam w pracy niemałe sukcesy, co dodało mi pewności siebie. Widziałam w oczach Bartka, że to dostrzega, i sprawiało mi to przyjemność. Byłam podekscytowana na myśl o wspólnej pracy.
– Fajny ten Bartek – powiedziała Sylwia, nasza sekretarka już po kilku dniach. Pokiwałam głową, widząc jej rozmarzony wzrok, doskonale to znałam.
– Tak, bardzo fajny – odpowiedziałam z uśmiechem. a potem z satysfakcją zobaczyłam błysk zazdrości w jej oku, gdy Bartek przyszedł po mnie z kawą.
– Zabieramy się do pracy? – zapytał z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.
– Jasne! Projekty same się nie zrobią – powiedziałam i poszłam z nim.
A potem wzięliśmy się do roboty. Szczerze mówiąc, byłam nieco zaskoczona niskim poziomem jego wiedzy. Dość szybko zorientowałam się, że on nie ma zbyt wielkiego pojęcia o naszej pracy, i trochę się zdziwiłam, że szef go przyjął. Zawsze był przeciwny zatrudnianiu ludzi bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, szczególnie do mojego zespołu, który zajmował się klientami VIP. Adam twierdził, że od przyuczania są staże, a nie specjalistyczne stanowiska i w sumie trudno było się z nim nie zgodzić.
– Bartek, nie wiesz tego? Przecież to dość podstawowa sprawa, szef przyjął cię bez przeszkolenia? – zapytałam w pewnym momencie, gdy mój kolega zaczął tworzyć projekt kampanii, który przeczył podstawowym prawom marketingu.
– Możliwe, że trochę pofantazjowałem w CV. – Mrugnął, a widząc moją minę dodał: – Ale tylko trochę! Wiesz, jak jest, bez doświadczenia nie dostaniesz fajnej pracy, a przecież jakoś to doświadczenie trzeba zdobyć i wszystkiego się nauczyć. Na szczęście trafiłem do firmy, w której pracuje mój anioł stróż. – Posłał mi czarujący uśmiech.
Zmiękłam. Gdyby ktokolwiek inny tak zrobił, byłabym oburzona, ale w tym przypadku pogroziłam mu palcem i zrobiłam projekt kampanii niemal sama, tłumacząc mu co i jak.
Niestety dość szybko inni pracownicy zaczęli dostrzegać braki Bartka, wiedziałam, że to będzie oznaczało kłopoty, więc starałam się go kryć. Mówił, że wszystkiego się nauczy, tylko trzeba dać mu szansę. A przecież każdy zasługuje na szansę, prawda? Więc uczyłam go, nierzadko pracowałam za niego i pilnowałam, by nie wydało się, jak mało umie. Byłam jego wspólnikiem. W zamian dostawałam komplementy, zabawne historie i czarujący uśmiech. Ani się obejrzałam, znów się w nim zadurzyłam. Nigdy wcześniej tak bardzo nie stroiłam się do pracy, nie malowałam tak starannie. Czułam się atrakcyjna i kobieca, gdy tak patrzył na mnie i chłonął każde moje słowo. Czasem tylko przyłapywałam go na tym, że niezbyt uważnie mnie słucha, gdy zdradzam mu tajniki naszej pracy.
– Wybacz, nie mogę się skupić, gdy tak wyglądasz – odpowiadał wtedy z niewinną miną, a ja sprzedawałam mu kuksańca, rumieniąc się jak pensjonarka.
Może nieszczególnie chciałam się do tego przyznać, ale liczyłam, że między nami będzie tym razem coś więcej niż tylko zwykła sympatia. Aż do tamtego popołudnia, gdy wychodząc z łazienki, usłyszałam, jak Bartek proponuje Sylwii randkę! Aż przystanęłam.
– A czy ty przypadkiem nie spotykasz się z Klarą? – zapytała czujnie, a ja wstrzymałam oddech.
– Ja? Z Klarą? – Roześmiał się, a ja poczułam się tak, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. – No co ty! My się tylko trochę kumplujemy, wiesz, chodziliśmy razem do szkoły, teraz przypadkiem spotkaliśmy się tu. To koleżanka jak każda inna – zapewnił ją.
Nie wiem, co mu odpowiedziała, bo wróciłam do tej nieszczęsnej łazienki i zwyczajnie się popłakałam. Poczułam się upokorzona. W jednej sekundzie znów stałam się zakompleksioną nastolatką, która odrabia za Bartka lekcje, daje mu ściągać na fizyce i polskim, byle tylko obdarzył ją odrobiną uwagi. Bo w sumie tak właśnie było. Tak bardzo chciałam, żeby Bartek mnie zauważył, że pozwalałam mu się wykorzystywać, a on i tak zupełnie mnie nie dostrzegał. Zwolniłam się wcześniej do domu pod byle pretekstem. Nie chciałam patrzeć na Bartka, będąc w takiej formie. Nie wiem nawet, czy byłam bardziej rozczarowana, czy zła.
– Oooo, jesteś już! Wczoraj strasznie się o ciebie martwiłem! Słuchaj, szef kazał mi przygotować raport, a ja kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać. Pomożesz mi? Nie dam sobie bez ciebie rady – powiedział, gdy tylko weszłam do biura.
Wtedy coś we mnie pękło. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam słabego gościa, który ma urok osobisty i nic poza tym.
– Słuchaj, Bartek, tłumaczyłam ci już kilka razy, jak się robi raporty. Niestety dzisiaj nie będę miała czasu zrobić tego po raz kolejny, bo mam mnóstwo pracy. Myślę, że pokazałam ci już wszystko, co musisz umieć, teraz nadszedł czas, byś sam wypłynął na szerokie wody – odpowiedziałam uprzejmie i nawet przywołałam na twarz uśmiech.
Ależ miał minę! Bąknął coś jeszcze o tym, że jestem niezastąpiona i beze mnie biedaczek zginie, ale byłam nieprzejednana.
Cóż… gdy pozbawiłam go mojego wsparcia, nie zrobił w naszej firmie szalonej kariery, właściwie to nie zrobił żadnej. Gdy tylko szef zorientował się, że Bartek nie ma nic do zaoferowania, pożegnał się z nim. A ja obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie dam się wykorzystywać. A gdy kilka tygodni później Paweł, nasz nieco nieśmiały informatyk zaprosił mnie na kawę, zgodziłam się i coś mi mówi, że może być z tego coś fajnego.