"Odziedziczyłam domek na Mazurach. Z przystojnym lokatorem..."
Fot. Adobe Stock

"Odziedziczyłam domek na Mazurach. Z przystojnym lokatorem..."

"Zawsze myślałam, że zwykłym ludziom takie historie się nie przytrafiają. Żyłam sobie spokojnie i wygodnie. Nie miałam męża ani dzieci i nie narzekałam na swój los. A że czasami brakowało bliskiej osoby? No cóż, nie wszystko się w życiu układa. Kiedy tak rozmyślałam, nagle zadzwonił telefon. Jakiś adwokat powiedział, że dziadek, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy, zostawił mi spadek..." Ewelina, 31 lat

Telefon adwokata wyrwał mnie z kąpieli. Facet usiłował mi wmówić, że mój dziadek zapisał na mnie dom. To było zupełnie niemożliwe. Nigdy nie poznałam swojego dziadka, a poza tym wydawało mi się, że on już dawno nie żyje. No właśnie, wydawało mi się... Właściwie to ja na temat swoich dziadków od strony mamy nie wiedziałam kompletnie nic.
– Halo! Jest tam pani?! – mężczyzna po drugiej stronie słuchawki podniósł głos.
– Tak, tak – odpowiedziałam pospiesznie, a potem dodałam z namysłem. – Może lepiej będzie, jak porozmawiamy o tym wszystkim osobiście, a nie przez telefon.

W domu o dziadkach się nie mówiło

Odkąd pamiętam, wszystkie moje pytania o dziadków zbywano w domu milczeniem. Wreszcie przestałam poruszać ten temat, bo widziałam, że mama się denerwuje. Nawet w szpitalu, gdy próbowałam coś z niej wydobyć, odparła tylko:
– Nigdy nie miałaś dziadków i teraz nie są ci potrzebni. Równie dobrze możesz sobie wyobrazić, że wcale ich nie było.
Ale najwyraźniej jednak byli, bo jak inaczej mogliby mi teraz zostawić spadek?! Niestety nie miałam kogo już o to zapytać, bowiem moi rodzice od kilku już lat nie żyli.
Na spotkaniu prawnik potwierdził to, o czym mówił wcześniej przez telefon.
– Jest mały problem – dodał na koniec. – Nie tylko pani dziedziczy ten dom.
– Jak to, nie tylko ja? Czyżbym miała rodzeństwo, o którym nie wiem? – pytałam.
Nie. Ale dziadek miał o dwadzieścia lat młodszą żonę. Adoptował jej syna z poprzedniego małżeństwa. Jemu też zapisał część majątku. Ten syn chce sprzedać nieruchomość.
– Jestem wszystkim bardzo zaskoczona – powiedziałam, siadając z wrażenia w fotelu. – Ale, nim podejmę decyzję, najpierw chciałabym pojechać zobaczyć domek.
„A więc dlatego dziadka odtrąciła rodzina. Adoptowany syn i o dwadzieścia lat młodsza żona! Wszystko jasne”, pomyślałam.

Tam było po prostu pięknie!

W następnym tygodniu udałam się na Mazury. Kusiła mnie możliwość sprzedania tego domu. „Może za uzyskane fundusze mogłabym sobie gdzieś pojechać i zwiedzić trochę świata?”, myślałam. „Cóż ja, warszawianka miałabym robić na wsi zabitej dechami?!”, zastanawiałam się.
Na dworzec w Olsztynie wyjechał po mnie syn dziadka. Byłam ciekawa, jak wygląda.
– Dobrze, że pani wreszcie jest – nawet się nie uśmiechnął na przywitanie. – Nie mam czasu, żeby tu siedzieć tyle dni, a sprawa spadkowa ciągnie się już dość długo.
– Dziękuję za miłe przywitanie. Myślałam, że pan będzie nieco bardziej uprzejmy. Chyba nie za ten brak wychowania mój dziadek zapisał panu połowę domu.
Facet nic nie odpowiedział. Jedno było pewne, od razu poczuliśmy do siebie niechęć.
Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, dosłownie mnie zamurowało. Budynek był zwykłą wiejską chałupą, ale zadbaną, a największy mój podziw wzbudziło miejsce, w którym się znajdował. Domek stał na skraju ogromnego jeziora z małą przystanią, zaś całość otaczał piękny brzozowy las.
– Boże, jak tu pięknie! – krzyknęłam z zachwytu.
– Mam nadzieję – mężczyzna pokiwał głową – że dość szybko uda nam się znaleźć kupca.
W jednej chwili postanowiłam nie godzić się na sprzedaż, także na przekór temu niesympatycznemu typowi.
Nazajutrz powiedziałam mu, że chcę zatrzymać dom.
– Co pani wygaduje?! – krzyknął ze złością. – To nie należy tylko do pani. Ja też mam tu coś do powiedzenia. Nie zamierzam się z panią użerać. Ja po prostu chcę jak najszybciej uzyskać pieniądze.
Wreszcie stanęło na tym, że Jan wraca do siebie do Łodzi, a ja mogę sobie robić, co chcę, byle tylko on nie był stratny.
– Niech się pani dobrze zastanowi. Albo sprzedajemy, albo spłaca pani moją część – powiedział na pożegnanie.

„Ale gbur!”, pomyślałam, gdy wyjechał...

Wreszcie mogłam cieszyć się wspaniałym miejscem. Miałam nadzieję, że odkryję, czemu moja mama zerwała kontakty z rodzicami. Stało się to przed śmiercią babci, zanim dziadek związał się z matką Jana. Niestety, nie znalazłam nic, co mogłoby wyjaśnić naszą rodzinną tajemnicę.
Ani się spostrzegłam, kiedy minęły trzy dni i musiałam wracać do Warszawy. Byłam już przekonana do zatrzymania domku. Nie wiedziałam tylko, jak spłacić jego połowę. Może gdybym sprzedała swoje mieszkanie?

Myślałam, że Wielkanoc znowu spędzę samotnie

Zbliżała się Wielkanoc, podczas której zwykle czułam się naprawdę samotna. W Wielki Piątek rano, niewiele myśląc, spakowałam walizkę i pojechałam na Mazury. Na miejsce dotarłam późnym wieczorem. Byłam strasznie zmęczona i powoli zaczynałam żałować swojej pochopnej decyzji. Jeszcze okazało się, że światło nie działa. Nie mogąc znaleźć drewna, siedziałam w ciemnościach i robiłam się coraz bardziej zła. Wtedy nagle usłyszałam czyjeś kroki. Złodzieje!? Aż mi skóra ścierpła. „Ładnie się skończy ten mój wyjazd”, przewidywałam najgorsze. Byłam przestraszona nie na żarty.
– Co jest, do jasnej cholery!? – usłyszałam najpierw potworny rumor, a potem gniewny głos. Przysięgłabym, że gdzieś go już słyszałam. – Kto postawił tutaj torby?
Tym człowiekiem był mój nowy „znajomy”. Całkiem zapomniałam, że przecież go nie znoszę i chyba z radości, że to nie złodzieje, na oślep pobiegłam w jego stronę.
– Boże, jak dobrze, że to pan! Bałam się, że jacyś złodzieje albo bandyci – powiedziałam, odetchnąwszy z ulgą. – Co pan tu właściwie robi?! – zapytałam, kiedy poczułam się już trochę pewniej.
Godzinę później siedzieliśmy przy stole. Okazało się, że oboje wpadliśmy dokładnie na ten sam pomysł.
– Zupełnie nie sądziłam, że nie masz nikogo, z kim mógłbyś spędzić święta. Spieszyło ci się do Łodzi, no to pomyślałam…
– No popatrz, ja miałem w stosunku do ciebie podobne przypuszczenia. Byłaś taka oschła i niemiła. Poza tym byłem pewien, że jesteś wściekła z powodu podziału majątku.

Świetnie się nam rozmawiało!

Wkrótce okazało się, że Jan jest przyjemnym i serdecznym człowiekiem. Siedzieliśmy bardzo długo i rozmawialiśmy. Okazało się, że oboje jesteśmy samotnikami. Nie mamy rodzin ani za wielu przyjaciół. W ciągu tej jednej nocy opowiedzieliśmy sobie swoje życiorysy. A w dodatku... Nikt na mnie nigdy wcześniej tak nie patrzył.
– Co mi się tak przyglądasz? – zapytałam.
– Nie wiem, jak mogłem wcześniej nie zauważyć, że jest w tobie tyle ciepła i uroku.
Potem prawie w ogóle nie mogłam spać. Myślałam o swoim dotychczasowym życiu, samotności, mężczyźnie, który leżał w pokoju obok. Kiedy rano weszłam do kuchni, śniadanie stało już przygotowane na stole.
– Muszę dzisiaj wracać – powiedział niespodziewanie Jan. – Wkrótce się z tobą skontaktuję i wtedy może zdecydujemy, co zrobić z domem – powiedział na odchodnym.
Nie próbowałam go nawet zatrzymać, choć czułam, że w tym momencie moje marzenia pękają jak bańka mydlana.
– Ty idiotko! – mówiłam sobie potem. – To taki sam facet jak wszyscy inni. Na jeden wieczór potrafił się zmienić, a ty od razu wyobraziłaś sobie nie wiadomo co!

Po tylu latach poznałam rodzinną tajemnicę

Byłam wściekła, że dałam się ponieść fantazji. Tak minął cały tydzień, aż przyszedł ostatni weekend mojego urlopu.
„Wrócę do siebie i co dalej?”, pomyślałam smutno i postanowiłam przede wszystkim dobrze się tego dnia wyśpię. Byłam wyczerpana całą sprawą. Rano obudził mnie intensywny zapach kawy. Potem zobaczyłam śniadanie na stoliku obok łóżka, kwiatek w wazoniku i... Janka, który siedział rozparty w bujanym fotelu po dziadku i uśmiechał się do mnie.
– Wróciłem – powiedział, patrząc mi prosto w oczy, a potem podszedł do łóżka, pogłaskał mnie po potarganych włosach i podał małe pudełeczko. – To jest prezent dla ciebie.
Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Drżącymi rękoma uniosłam wieczko i…
– Jaki piękny! – wyrwało mi się. – Ale co to ma znaczyć? Dlaczego mi go dajesz?
– Ten pierścionek należał do twojej prababki, a potem babki. Dziadek dał go mojej mamie z prośbą, aby oddała go kiedyś twojej matce, jeśli w ogóle ją odnajdzie.
– Dlaczego miała jej szukać? – pytałam.
Bo dziadek wyrzucił twoją matkę z domu, jak okazało się, że jest w ciąży. Żałował tego do końca życia. Rok po tym zajściu zmarła mu żona, a moja mama, po kilku latach, w pewnym sensie ją zastąpiła. Była rozwódką, a ja miałem wtedy dwa lata. Twój dziadek był dla mnie dobrym ojcem, nauczył mnie wielu cennych rzeczy. Miałem kochający dom.
W oczach Jana, kiedy o tym opowiadał, pojawiły się łzy. Ja także byłam wzruszona. Wreszcie, po wielu latach, udało mi się wreszcie rozwikłać rodzinną zagadkę.

Nie zamierzamy sprzedać domu

– Tyle rzeczy musisz mi jeszcze opowiedzieć i wytłumaczyć – powiedziałam cicho.
– No właśnie – przytaknął. – Wiesz co – zawahał się – i dlatego pomyślałem sobie, że może jednak byśmy nie sprzedawali tego domu. Właściwie wydaje mi się, że to nie jest konieczne.
Taka propozycja z jego strony zupełnie mnie zaskoczyła. „Niesamowite”, pomyślałam. „Przecież wcześniej upierał się przy sprzedaży, pieniądze były dla niego najważniejsze, nic go więcej nie obchodziło”, dziwiłam się.
– Wiesz, ja też tak uważam – odpowiedziałam po namyśle, starając się za wszelką cenę zachować poważny wyraz twarzy. Ale tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć z radości. – W ostateczności będzie to można jeszcze uczynić. Wiesz co, Janku...
– Słucham? – odparł z uśmiechem.
– Zostaw mnie teraz na chwilę i pozwól, że się ubiorę, a potem zapraszam cię na długi, przyjemny spacer.
Poszliśmy i tak zaczęła się nasza wspólna przygoda. Chciałabym, żeby trwała jak najdłużej. Najlepiej do końca życia…

Czytaj więcej