"Miałam siedemnaście lat, kiedy odkryłam, że jestem w ciąży. Kiedy powiedziałam o tym mamie, zaczęła mnie wyzywać od najgorszych. Usłyszałam, że ona nie chce takiej córki, której musi się wstydzić. Moja starsza siostra wcale nie była lepsza. Powiedziała mi, że jestem głupia i właśnie zniszczyłam sobie życie. Od tamtego czasu minęło dwadzieścia dziewięć lat, a ja mam wiele powodów do dumy…" Kasia, 46 lat
Miałam siedemnaście lat, kiedy odkryłam, że jestem w ciąży. Mój chłopak, Tomek, był w tym samym wieku. Oboje wpadliśmy w panikę. Niestety, nie mogłam liczyć na pomoc rodziny. Kiedy powiedziałam mamie o ciąży, zaczęła mnie wyzywać od najgorszych. Usłyszałam, że ona nie chce takiej córki, której musi się wstydzić. Pewnie zaproponowałaby mi aborcję, gdyby miała na to pieniądze. Moja starsza siostra wcale nie była lepsza. Powiedziała mi, że jestem głupia i właśnie zniszczyłam sobie życie. Niestety, ojca nie miałam, więc nie mogłam liczyć na jego wsparcie. Byłam kompletnie załamana.
Dzięki Bogu, rodzice Tomka wykazali się większym zrozumieniem. Ponieważ matka nie chciała mnie znać, zamieszkałam u przyszłych teściów. To dzięki nim zaczęłam wierzyć, że moja ciąża to jeszcze nie tragedia. To oni nas utrzymywali i traktowali normalnie. Po narodzinach córki musiałam na rok zrezygnować ze szkoły, ale potem wróciłam, żeby zrobić maturę. Tomek zaczął pracę w stolarni. Próbował studiować, ale różnie z tym było. Te trzy lata po narodzinach naszego dziecka były naprawdę ciężkie, ale przetrwaliśmy je.
Po maturze znalazłam sobie pracę w pralni. Uparłam się, że będę miała wyższe wykształcenie, więc zapisałam się na studia zaoczne. Nie spałam po nocach, żeby dać sobie ze wszystkim radę. W tym czasie wzięliśmy z Tomkiem cichy, skromny ślub.
Ledwo dostałam dyplom, odkryłam, że znowu jestem w ciąży. Miałam nadzieję, że w końcu wyjdę na prostą, a tu kolejne dziecko? Nie potrafiłam się cieszyć, ale moja teściowa podtrzymywała mnie na duchu:
– Widocznie tak miało być. Jeszcze trochę się przemęczycie, a potem już będzie normalnie. – Przytulała mnie jak matka.
Byłam jej wdzięczna. Dzięki jej wsparciu uwierzyłam, że dam radę i w końcu wyjdę na prostą.
Urodziłam synka i wszyscy byli szczęśliwi. Odchowałam go trochę, a potem zaczęłam pracować jako księgowa.
Tomek nie skończył studiów, ale okazało się, że zdobył świetny fach. Ludzie zamawiali tyle mebli na wymiar, że mąż pracował nawet po dziesięć godzin dziennie. Po latach, gdy zdobył doświadczenie, wziął kredyt, kupił maszyny i założył własną stolarnię. Nareszcie został swoim szefem. Ja otworzyłam biuro rachunkowe. Po długim okresie zaciskania pasa w końcu zaczęło nam się powodzić. Stać nas było na wakacje za granicą, normalne życie, kształcenie dzieci i budowę własnego domu.
Moja mama, która nigdy we mnie nie wierzyła, przyznała, że jest zdziwiona tym, jak dobrze sobie poradziłam. Siostra ciągle nie może uwierzyć, że miałam w życiu więcej szczęścia niż ona. Sylwia już dwa razy się rozwodziła, a gdy drugi mąż od niej odszedł, sama musiała wychowywać trójkę dzieci. Żadne z nich nie skończyło studiów...
My z Tomkiem jesteśmy razem już dwadzieścia dziewięć lat. Nasza starsza córka jest lekarzem, syn studiuje architekturę, która jest jego pasją. Mamy wiele powodów do dumy, ale najbardziej cieszę się z tego, że nasza miłość przetrwała tyle trudnych chwil. Do końca życia będę też wdzięczna teściom, którzy zawsze nas wspierali.