"Długo myślałam, że nie mam szczęścia do facetów. Każdy, z którym byłam, okazywał się dupkiem: mój eksmąż, Jacuś i nawet Olek, moja młodzieńcza miłość. Nigdy o nim nie zapomniałam, ale nie wierzyłam, że go jeszcze kiedykolwiek spotkam. A jednak stało się..." Monika, 30 lat
Mojego męża zostawiłam po roku małżeństwa, gdy wyszło na jaw, że na boku ma kochankę i dziecko... Przez kilka lat od rozwodu byłam sama. Aż poznałam Jacka. Na początku było fantastycznie. Szał uniesień, wyjazdy na weekendy nad morze albo w góry, namiętne wieczory i późne śniadania, ale kiedy okazało się, że jest zaborczy, gdy zaczął zwracać mi uwagę, że nieodpowiednio się ubieram (czytaj: wyzywająco), gdy zaczął kontrolować każdy mój krok i gdy zrobił mi scenę zazdrości na ulicy, bo uśmiechnęłam się do znajomego z pracy, kazałam mu zabrać szczoteczkę do zębów, kapcie i wynieść się z mojego mieszkania i życia. I tak skończyła się miłość. Chociaż, czy ja wiem, czy to była miłość? Prędzej zaślepienie.
Każdy, z którym byłam, okazywał się dupkiem: mój eksmąż, Jacuś i nawet Olek, moja młodzieńcza miłość. Olka poznałam na wakacjach nad morzem. Był moim pierwszym chłopakiem, chodziliśmy na spacery, całowaliśmy się w świetle księżyca, kochaliśmy się na wydmach... Obiecywał, że będzie pisać, że do mnie przyjedzie. Na obiecankach się skończyło... Rok leczyłam złamane serce, ale nie mogłam o nim zapomnieć. Ech, znów zebrało mi się na płacz....Popłakałam sobie, a potem, by się pocieszyć, poszłam do kuchni po kolejną porcję lodów. Właśnie otwierałam lodówkę, gdy zadzwoniła moja komórka. Ciężko westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu widniało imię mojej przyjaciółki ze studiów, Majki. Rzadko się widywałyśmy, bo mieszkała w innym mieście, ale gadałyśmy często, więc Maja była na bieżąco z moimi perypetiami sercowymi.
– No co tam? – rzuciłam do słuchawki, pociągając nosem.
– To ja się pytam, co tam u ciebie? Jak się trzymasz?
– Nie, nie otwieram sobie żył, jeśli o to ci chodzi.
– To dobrze.
– No, mów, jaki masz do mnie interes – powiedziałam, nabierając łyżeczką lody z pudełka.
– Kochana, nasza chata w górach jest już gotowa. Na sylwestra robimy parapetówkę, więc niniejszym zapraszam cię tam. Nie chcę słyszeć, że masz inne plany, że ci się nie chce, że nie możesz. Jeśli nie przyjedziesz, obrażę się i wykasuję twój numer z telefonu – Maja nadawała jak najęta.
– Po co tyle gadasz? Przyjadę. Przyjmuję zaproszenie. Dziękuję.
– Cieszę się, że się w końcu zobaczymy. Stęskniłam się za tobą, wieśniaro – powiedziała czule moja psiapsióła.
– Ja za tobą też.
– Czekam na ciebie. Wyślę ci SMS-em nasz nowy adres. Paa. Jakbyś zbłądziła, dzwoń.
– OK. No to do widzenia! – powiedziałam i wróciłam na kanapę.
Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty tłuc się na drugi koniec Polski, ale słowo się rzekło. W sylwestra rano wrzuciłam walizkę do bagażnika, odpaliłam auto i ruszyłam w drogę. Po kilku godzinach byłam prawie na miejscu. Prawie, bo ta cholerna nawigacja wyprowadziła mnie w pole, a właściwie w las. Klęłam, na czym świat stoi. Zaczął zapadać zmrok, dookoła żywej duszy, oczami wyobraźni widziałam już stado wilków gotowych pożreć mnie żywcem. Spanikowana zadzwoniłam do Majki. Powiedziała, że kogoś po mnie wyśle. Oddzwoniła piętnaście minut później.
– Podaj swoje współrzędne. Nasz znajomy po ciebie pojedzie. Ma terenowe auto, zielony jeep. Za dziesięć minut powinien być na miejscu.
Był. Kiedy wjeżdżał w tę leśną drogę, na której utknęłam, zamrugał światłami. W tej samej chwili zadzwoniła Maja i potwierdziła, że znajomy zajechał na miejsce i mruga światłami.
Wysiadłam z auta, podeszłam do faceta i nagle nogi ugięły się pode mną. Gapiłam się na niego i nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
– Dzień dobry. Jestem od Mai – powiedział. – Olek.
– Wiem… – powiedziałam drżącym głosem.
Facet spojrzał na mnie zdumiony.
– Monika… – wyszeptał. – A to niespodzianka! Monika! No chodź tu, niech cię wyściskam!
Podszedł do mnie i przytulił mocno.
– Monika… Boże, jak ja się cieszę. Nie wierzę, nie wierzę! Uszczypnij mnie! – mówił chaotycznie.
Nie uszczypnęłam go, tylko wymierzyłam mu policzek.
– A to za co? – zdziwił się.
– Za to, że mnie wystawiłeś do wiatru, za to, że czekałam jak głupia na ciebie, a ty nawet słowem się nie odezwałeś! – wykrzyczałam. – Złamałeś mi serce!
Olek objął mnie i znów przytulił, po czym ciężko westchnął.
– Kiedy wróciłem do domu, dziewczyna, z którą zerwałem przed wakacjami, przyszła do mnie i oznajmiła, że jest w ciąży. Byłem załamany… Bo nie tak miało być. Ja jej nie kochałem, ale skoro miała zostać matką mojego dziecka, musiałem zachować się jak facet. Wzięliśmy ślub. Nie byłem szczęśliwy, wciąż myślałem o tobie, śniłem o tobie, ale miałem zostać ojcem… Dlatego uznałem, że najlepiej będzie, jeśli zerwę z tobą kontakt… To była najgłupsza rzecz, jaką mogłem zrobić. Rok po ślubie dowiedziałem się, że dziecko nie jest moje… Rozwiodłem się i wyjechałem w góry. Z żadną kobietą się już nie związałem…
– Dlaczego się do mnie nie odezwałeś, dlaczego mnie nie szukałeś?
– Bo słyszałem że wyszłaś za mąż.… Nie chciałem komplikować ci życia.
– Rozwiodłam się, a poza tym... Nigdy o tobie nie zapomniałam.
Olek ujął moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie namiętnie.
– Nie pozwolę już, by cokolwiek nas rozłączyło – zapewnił. Popłakaliśmy się oboje jak bobry, a potem pojechaliśmy do Moniki.
Impreza właśnie się rozkręcała. Kiedy weszliśmy do domu, Olek objął mnie i obwieścił wszystkim:
– Poznajcie moją dziewczynę, przedstawiam państwu Monikę.
Rozległy się gromkie brawa.
– Monika, co jest grane? – zapytała Maja, odciągając mnie na bok. – Wy się znacie?
– Od ponad dziesięciu lat. To w nim się zakochałam, gdy miałam dziewiętnaście lat…
To nie był koniec niespodzianek tego wieczoru. Kiedy wybiła północ, Olek… oświadczył mi się.
– Nie chcę cię znów stracić – dodał, wsuwając mi na palec pierścionek zrobiony ze złotka po czekoladkach.
Oświadczyny oczywiście przyjęłam. A w tym roku, w rocznicę odnalezienia się, wzięliśmy ślub…