"Kochałam Wojtka do szaleństwa. Obiecaliśmy sobie, że po ślubie nie wpadniemy w rutynę, że będziemy pielęgnować naszą miłość i namiętność. I przez jakiś czas rzeczywiście nam się udawało. Do chwili, kiedy odkryłam pierwszą zdradę męża. Byłam zrozpaczona. Ale było już za późno. Za bardzo go kochałam. Po latach dotarła do mnie ważna rzecz..." Magda, 35 lat
Chciałam pobyć sama, skupić się na pracy, marzeniach. Odpocząć. Dlatego na wesele Ani, mojej przyjaciółki, poszłam niejako z obowiązku. Posadzono mnie przy Wojtku, też singlu, i cały mój plan wziął w łeb.
Ten facet miał w sobie coś, czemu trudno było się oprzeć. Jego trzeźwe poglądy na życie, otwartość i optymizm działały na mnie jak afrodyzjak. Gdy po poprawinach zaprosił mnie na kawę, udało mi się przekonać samą siebie, że to nie randka, tylko pokrewieństwo dusz. I oczywiście, przyjęłam zaproszenie.
– Taaak... – zaśmiała się Anka, kiedy jej powiedziałam. – Przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje, zapomniałaś? Ale baw się dobrze. Tylko uważaj, bo Wojtuś to wolny duch.
– Świetnie się składa. Ja też stawiam na wolność – odparowałam.
Wcale nie miałam zamiaru się angażować. Do zakochania było mi daleko.
Wojtek wymykał się definicjom. I to mnie w nim ujęło. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, choć bywały okresy, gdy znikał na całe dnie – męskie wypady w góry, zaległości w pracy. Nie musiał mi się tłumaczyć. Przez parę miesięcy graliśmy przed sobą role dobrych kumpli, ale chyba oboje wiedzieliśmy już, jak to się skończy.
– Chyba się zakochałem... – usłyszałam po naszej pierwszej wspólnej nocy.
– Kłamczuch! – parsknęłam.
Nie chciałam, żeby tak mówił. Bałam się, że znów się sparzę.
– Hej! – pogroził mi palcem. – Tylko bez takich! Wydaje ci się, że wiesz o facetach wszystko?
Zaskoczył mnie jego urażony ton.
– Wy, kobiety, myślicie, że macie monopol na zakochanie, czy jak? – ciągnął.
– Przepraszam... – bąknęłam.
– Nie chodzę do łóżka z każdą dziewczyną, z którą dobrze mi się rozmawia. – dorzucił już łagodniej.
– Rozumiem, że zaraz mi się oświadczysz? – zażartowałam...
Nie musiałam długo czekać. Rzeczywiście, po jakimś czasie Wojtek poprosił mnie o rękę. Pobraliśmy się w drewnianym kościółku za miastem. Na głowie miałam wianek z polnych kwiatów, a do tańca grała nam zaprzyjaźniona kapela. Wszystko wydawało mi się takie... prawdziwe.
Po ślubie nic się nie zmieniło. Obiecaliśmy sobie, że nie wpadniemy w rutynę, że będziemy żyć, jak dotąd. I przez jakiś czas rzeczywiście nam się udawało.
Do chwili, kiedy odkryłam pierwszą zdradę męża. Byłam zrozpaczona.
– Mówiłam ci, to wolny ptak – Ania nie wydawała się zaskoczona. – Myślałam, że wiesz...
– Że to kobieciarz?! – wydmuchałam głośno nos. – Myślałam, że przy mnie się zmieni.
– Odejdź od niego – poradziła koleżanka. – Zanim złamie ci serce.
Ale było już za późno. Za bardzo kochałam. Oczywiście, zrobiłam awanturę, wykrzyczałam Wojtkowi w twarz, co myślę o jego zdradzie, jak bardzo brzydzę się kłamstwem, że cierpię i czuję się oszukana. Słuchał w milczeniu, nie tłumaczył się, nie kajał. Kiedy opadłam z sił, wziął mnie w ramiona.
– Przepraszam, kruszynko – wyszeptał mi we włosy. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Wiesz, jak bardzo cię kocham...
Łkałam bezgłośnie, a on, głaszcząc mnie delikatnie po głowie, zapewniał, że jestem dla niego najważniejsza, że to był impuls, chwilowa słabość.
– Przecież jestem – ujął w dłonie moją mokrą od łez twarz i zbliżył do siebie. – Tu i teraz. Tylko to się liczy, prawda? Nie jestem idealny. Ale takiego mnie chciałaś. Pamiętasz, co sobie przysięgaliśmy? Pamiętasz?
Tak. Wolność. Zaufanie. Żadnych ograniczeń...
Wciąż miałam w uszach jego słowa – nie chodzę do łóżka z każdą dziewczyną, z którą dobrze mi się rozmawia...
Słuchałam, co mówi Wojtek, i wbrew rozsądkowi tak bardzo chciałam uwierzyć, że nic się nie stało. Wydawało mi się, że mąż zrozumiał, co czuję. Przez jakiś czas był jak książę z bajki, który stara się spełnić każde życzenie, zanim zostanie wypowiedziane na głos. Doprowadził do tego, że czułam się winna. Bo to nie był jego świat – rozwieszanie prania, wieczorny serial w telewizji, wspólne zakupy. A jednak wszedł w tę codzienność bez słowa skargi.
Uznałam, że tamta zdrada to jednorazowy incydent. Nic nie znacząca przygoda.
Wojtek okazał się najwspanialszym ojcem pod słońcem. Nie migał się od obowiązków, potrafił zajmować się małym całymi dniami. Rozczulał mnie, kiedy wieczorem przygotowywał kaszkę dla Kacpra, a dla mnie nieporadne kanapki.
Niestety, dość szybko okazało się, że dusi się w ciasnej klatce domowego ogniska. Nadal był wolnym ptakiem. Kładł synka do łóżka, całował mnie w szyję i wychodził – przejść się, popatrzeć na gwiazdy, zrelaksować się. A tak naprawdę – spotkać się z inną...
Znów były krzyki, łzy, wystawianie walizek za drzwi, a nawet groźba rozwodu.
A on kolejny raz zapewniał, że jesteśmy sobie pisani, że za mnie i Kacperka oddałby życie.
– Magda – wyciągał do mnie rękę – Madzia, moja wariatka, jedyna taka... – szeptał cichutko i stopniowo kruszył moją złość. – Nie płacz, kochanie... – całował moje opuchnięte powieki. – To drobiazgi. Detale. Ważni jesteśmy tylko my, ważne są nasze niedzielne pikniki nad rzeką, nasza ostatnia noc, jajecznica, którą dla mnie wczoraj zrobiłaś...
Chciałam go zabić za te słowa. Bo kochałam go do szaleństwa, a on nawet nie zaprzeczał, że mnie zdradził.
Czasem, kiedy patrzyłam, jak bawi się z synkiem, podnosił na mnie wzrok, jakby czuł, że go obserwuję. Uśmiechał się tym uwodzicielskim uśmiechem, który przez lata się nie zmienił, i mówił bezgłośnie: kocham.
Przez jakiś czas bałam się, że kiedyś po prostu wyjdzie i nie wróci. Ale on zawsze nad ranem wtulał się we mnie, a potem, po przebudzeniu, patrzył na mnie tak, jak po pierwszej wspólnej nocy, choć przecież przybyło mi kilogramów i cieni pod oczami, a rzeczywistość wokół była taka prozaiczna. W końcu zrozumiałam, że go nie zmienię. Miałam dwa wyjścia – pogodzić się z tym albo zdobyć się na odwagę i odejść. Odeszłam po dwóch latach walki ze sobą. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Bo nikt tak pięknie nie mówił o miłości jak on. Wciąż słyszę jego szept przy moim uchu, czuję jego oddech łaskoczący mnie w kark i choć w głębi serca wiem, że mnie kocha, nie chcę już wierzyć w te słowa. To boli bardziej niż kłamstwo.