"Kochałam Maćka, ale nie byłam mu wierna. Uważałam po prostu, że kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni i skoro oni mogą się przed ślubem wyszumieć, to i ja mogę. Teraz musiałam wszystko wyznać, a nie wiedziałam jak..." Katarzyna, 30 lat
Gdy zaczęło boleć mnie podbrzusze, poszłam do ginekologa. Obejrzał mnie, pobrał próbki i kazał zrobić badanie moczu. Kiedy pojawiłam się u niego po raz drugi, rzucił okiem na wyniki badań i spytał:
– Czy ma pani tylko jednego stałego partnera, czy też zdarza się pani... – zawiesił głos.
– Zdarza mi się... Jestem chora wenerycznie? – spytałam.
Lekarz potwierdził, a mnie coś aż ścisnęło pod sercem i zawierciło w żołądku. Bałam się nie tylko choroby, ale przede wszystkim tego, że będę musiała o wszystkim powiedzieć Maćkowi, mojemu partnerowi.
Złapałam chlamydiozę. Bakteria, jak wyjaśnił lekarz, mogła przebywać w moim organizmie w stanie uśpionym przez kilka lat. Nie oznaczało to zatem, że zaraził mnie ostatni partner. Równie dobrze mogłam spotkać drania rok wcześniej. Nie byłam zatem pewna, z kim i kiedy złapałam tę francę. Jedno natomiast było pewne. Musiałam o tym powiedzieć mojemu partnerowi. I oboje powinniśmy poddać się terapii antybiotykowej.
Tylko co ja miałam mu powiedzieć: „Wiesz, kochany, ale nie byłam ci wierna”? Z pewnością zapyta, ilu ich było. I co mam odpowiedzieć, że nie pamiętam? Że nie liczyłam? I choć Maciek zazwyczaj nie przeklina, to jestem pewna, że kilka razy nazwie mnie dziwką, zanim trzaśnie drzwiami mieszkania. No, ale muszę mu powiedzieć. Nieleczona chlamydioza może się źle skończyć.
Miałam trochę czasu, bo Maciek wyjechał w kolejną delegację. Jeździł co dwa-trzy miesiące i wtedy nie było go w domu przez kilka dni. Kiedy siedziałam w mieszkaniu sama, przemyśliwałam nie tylko, co powiem, ale i jak mu to wytłumaczę, że przez te cztery lata, kiedy jesteśmy razem, od czasu do czasu szłam do łóżka z przygodnie poznanym facetem. Dla mnie sprawa była prosta. Jestem osobą nowoczesną, która uważa, że kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni. Oni mogą się przed ślubem wyszumieć, to i ja mogę, prawda? Jeżdżę dużo po Europie jako przedstawicielka handlowa wielkiej firmy. Spotykam się z klientami, przeważnie mężczyznami. Nocuję w dobrych hotelach i niekiedy spędzam wieczory w barze. Od czasu do czasu, nie tak często, jakby się mogło wydawać, spotykam faceta, który na mnie działa. Więc się temu poddaję. To nie ma dla mnie emocjonalnego znaczenia. To jak... masaż tajski. Dający rozkosz, rozluźniający, ale o którym się zapomina zaraz po zamknięciu drzwi. To tylko ciało.
Maćka kochałam. Seks z nim miał całkiem inny wymiar. Ale czy on to zrozumie? Na pewno nie. Jest przecież mężczyzną, i to wcale nie takim nowoczesnym. Niestety nie miałam wyboru. Musiałam mu powiedzieć, i nawet nie było jak skłamać, że się zaraziłam na basenie. Co więcej, musiałam mu to powiedzieć, jak tylko przyjedzie. Zanim będzie chciał iść ze mną do łóżka.
Przez cały tydzień strasznie się denerwowałam. Ćwiczyłam przed lustrem przemowę, starając się znaleźć jak najmniej bolesny sposób powiedzenia facetowi, że go zdradziłam. I zafundowałam mu przy tym chorobę.
Maciek przyjechał do domu w południe. Ja wróciłam po pracy około siedemnastej, niemal nieprzytomna ze zdenerwowania.
Weszłam do domu, powiesiłam płaszcz na wieszaku w przedpokoju. Poczułam zapach pieczeni... Obiad? W wykonaniu Maćka? Co jest?
– Maciek? – zawołałam.
– Tu jestem – dobiegło z pokoju dziennego.
Weszłam i zdumiałam się. Stół był nakryty na dwie osoby, w wazonie stał bukiet róż, na stole paliły się świece, stała butelka wina... „On chce się oświadczyć!”, przeleciało mi błyskawicą w myślach. Och, nie! No i jak ja mogę mu powiedzieć... Popatrzyłam na Maćka. Miał strasznie niepewną minę.
– Usiądź. Musimy ze sobą poważnie porozmawiać – powiedział, unikając mojego spojrzenia. Usiadłam.
– Chciałem ci powiedzieć... – westchnął ciężko. – Chciałem ci powiedzieć, że jestem chory wenerycznie.
– Co? – na to nie byłam przygotowana. Miały być oświadczyny!
– Lekarz mówi, że to chlamydioza.
O kurczę... To ja go zaraziłam...
– Byłeś u lekarza? Kiedy?
– Dwa tygodnie temu. Widzisz... ja... – zaczerwienił się. I nagle mnie oświeciło.
– Zdradziłeś mnie? – poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
– Wiem, to moja wina – Maciek nadal unikał mojego spojrzenia. – To była chwila, zauroczenie, no i za dużo wcześniej wypiłem. Na tych delegacjach zawsze są jakieś imprezy.
Siedziałam jak zmartwiała i patrzyłam na niego, nie do końca rozumiejąc, co się tak naprawdę stało. To ja miałam mu powiedzieć, że go zdradzałam i przekonywać go, że to nie miało żadnego znaczenia. A teraz okazało się, że człowiek, którego kochałam tak bardzo, że nawet zastanawiałam się, czy nie przyjąć oświadczyn – ten człowiek chodził do łóżka z innymi kobietami. No bo jak była jedna...
– Ile ich było? – spytałam drewnianym głosem. – Tych kobiet na wyjazdach.
Skulił ramiona.
– Nie pamiętam.
– Jak to? Nie pamiętasz, z iloma kobietami poszedłeś do łóżka?
– Nie liczyłem. Powiedziałem ci o wszystkim, bo na pewno cię zaraziłem i powinnaś jak najszybciej poddać się kuracji antybiotykowej. Nagle zerwał się z krzesła i padł przy mnie na kolanach. Złapał mnie za ręce.
– Kasiu, uwierz mi, to nie miało znaczenia. To było czysto fizyczne, instynkt. Rozładowanie jak na siłowni. Wychodzisz i już o niczym nie pamiętasz. Ciebie kocham, z tobą chcę spędzić całe życie, mieć dzieci... Jesteś dla mnie najważniejsza.
To miało być moje przemówienie...
Słuchałam tych słów i nic dla mnie nie znaczyły. Moje serce, całe ciało przeszywał ból i żal. Rozpłakałam się, a Maciek nie mógł mnie uspokoić. Poczucie zdrady i smutku narastało, nie mogłam na niego patrzeć. Uciekłam więc do sypialni.
– Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam, gdy zapukał. – Chcę być sama. Odszedł. Jakiś czas później przez mgłę bólu zaczął przebijać się głos rozsądku: „Ty też jesteś winna. Czyż bilans nie wyszedł na zero? Po co ta cała histeria? Czyż sytuacja nie ułożyła się lepiej, niż mogłaś sobie wymarzyć? Chciałaś się z tego wywinąć, to masz. O co ci chodzi?”. O to, że to boli. Nagle zrozumiałam, że wcale nie jestem aż tak „nowoczesną” kobietą, jak sądziłam. Miłość zmienia wszystko. Tak czułby się Maciek, gdybym mu powiedziała o swoich zdradach. Czy naprawdę chciałabym mu zafundować takie cierpienie?
– Nie musisz nic mówić – powiedziała moja mama, gdy następnego dnia opowiedziałam jej o wszystkim i poprosiłam o radę. – Wet za wet. Oboje zawiniliście, więc powinnaś mu wybaczyć. Ale nie bądź głupia i nie mów mu, że ty też nie jesteś święta. Spojrzałam na matkę zaskoczona.
– Niby dlaczego?
– Może jestem nieco staroświecka, ale uważam, że na faceta dobrze mieć jakiś bat. A Maciek sam wcisnął ci ten bat do ręki.
– To byłoby nieuczciwe – zaprotestowałam.
– Zrobisz jak zechcesz. Ale uwierz doświadczonej kobiecie, która przeżyła trzydzieści parę lat z twoim ojcem. Poczucie winy jest w małżeństwie jak karabin maszynowy. I to ty musisz go kontrolować, a on musi stać pod ścianą na muszce.
Może i jestem głupia. Może i powinnam była posłuchać rady doświadczonej kobiety, ale jakoś nie mogłam. Miałam wrażenie, że bycie prawdziwym partnerem wymaga jednak uczciwości. Poza tym wierzę głęboko, że prędzej czy później każdy trup wypadnie z szafy, więc wyznałam Maćkowi wszystko. Nie będzie nam łatwo znów sobie nawzajem zaufać, ale przynajmniej mamy szansę. W końcu oboje podjęliśmy właściwe decyzje.