"Zakochałam się w Tomku. A potem odkryłam, że ta miłość jest ukartowana przez nasze matki...!"
Fot. 123 RF

"Zakochałam się w Tomku. A potem odkryłam, że ta miłość jest ukartowana przez nasze matki...!"

"Nie miałam szczęścia do facetów, ale gdy poznałam Tomka, pomyślałam, że to przeznaczenie. Los nam sprzyjał. Najpierw nieustannie gdzieś na siebie wpadaliśmy, a potem te nieplanowane spotkania zmieniały się w spontaniczne randki. Gdy wyszło na jaw, że wcale nie zetknął nas przypadr, poczułam żal, smutek i rozczarowanie! Co za porażka…" Karolina, 39 lat

Nie pamiętam, czy od samego początku myślałam o Tomku poważnie, ale na pewno bardzo szybko stał mi się bliski. Zdawał się czytać mi w myślach. To było jak powiew wiosny po długiej, samotnej zimie. Nadzieja. Radość. Oczekiwanie na zmianę.
Mój zegar biologiczny tykał coraz natarczywiej, a dzięki Tomkowi przed czterdziestką dostałam bilet do świata, który dotąd podglądałam przez dziurkę od klucza. Z zazdrością patrzyłam, jak koleżanki rodzą kolejne dzieci, mieszkania w bloku zamieniają na domy na przedmieściach, kupują rodzinne auta i wyjeżdżają na wakacje all inclusive, by zasypywać media społecznościowe podkręconymi przez filtry zdjęciami. A ja?
Osiągnęłam sukces. Byłam lubiana, niebrzydka, niegłupia. Ale im więcej miałam atutów, tym bardziej moja matka nie rozumiała, czemu wciąż nie znalazłam męża. Ojciec przebąkiwał coś o przekazaniu cennych genów. Nie zliczę, ile razy próbowali mnie wyswatać. Raz czy drugi to nawet zabawne, ale za entym staje się poniżające. Z Tomkiem było inaczej, a przynajmniej tak mi się wydawało…

Tomka poznałam dzięki... swojej mamie

Zaczęło się od drobnej awarii auta w najmniej sprzyjającym momencie. Mój mechanik był zajęty, więc zadzwoniłam do ojca. Rozmawialiśmy przez głośnomówiący.
– Zostaw to mnie – włączyła się mama. – Syn Basi jest pasjonatem motoryzacji, sprzedaje luksusowe samochody. Zna się na tym.
– Potrzebuję mechanika, nie pasjonata. I to na już, mamo!
Tym pasjonatem był Tomek: wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o niebieskich oczach. W jego spojrzeniu kryła się jakaś łagodność. Włosy przyprószone siwizną, wysokie czoło i piękne brwi. Oceniłam, że jest mniej więcej w moim wieku.
– To mała usterka – wyjaśnił po naprawie. – Ale weź mój numer. Tak na wszelki wypadek.
– Jasne – odparłam i spuściłam głowę, by zakryć włosami zarumienione policzki.
„Podoba mi się”, pomyślałam. Bardzo mi się podoba.

Ciągle na siebie wpadaliśmy

Los nam sprzyjał, cieszyłam się, bo odtąd nieustannie gdzieś na siebie wpadaliśmy i przypadkowe spotkania zmieniały się w spontaniczne randki. Dzięki temu nie musiałam wychodzić z inicjatywą ani szukać okazji do spotkania. Gdybym nie była tak zauroczona, wcześniej by mnie uderzyło, że te hurtowe zbiegi okoliczności są dziwne. Dopiero kiedy spotkałam go w kinie…
Bilet wcisnęła mi mama. Specjalnie w tym celu odwiedziła mnie w pracy.
– Zapomniałam, że mam wizytę u lekarza i zgodziłam się pójść z Basią.
– Żartujesz? – parsknęłam śmiechem. – Przecież ty kochasz seriale. I nie lubisz chodzić do kina.
– Ale z Basią chciałam. Komedia romantyczna, ponoć dobra. – Mama położyła mi bilet na biurku. – Szkoda, żeby się zmarnował.
Właściwie… Nie miałam planów na wieczór.
Na miejscu osłupiałam na widok Tomka.
– Co ty tu robisz? – spytałam, przecisnąwszy się pomiędzy rzędami foteli.
Jako jeden z nielicznych mężczyzn na sali był zmieszany, jakbym go nakryła na czymś wstydliwym.
– Mama oddała mi swój bilet – wyjaśnił. – Zapomniała, że ma dziś wizytę u lekarza. A nie chciała, żeby twojej mamie było przykro…
W kinie zgasły światła i mrok skrył palące mnie ze wstydu rumieńce. Matki wysłały nas do kina… Nie na film, a do kina! To było tak grubymi nićmi szyte... Zakręciło mi się w głowie. Czyli to wszystko… A prosiłam, by darowali sobie podobne praktyki!
Czy on też się zorientował, że nasze matki od początku nami manipulowały? Czy też czuje się zażenowany całą sytuacją? A może brał w tym udział? Albo co gorsza uważa, że ja o wszystkim wiedziałam?!
Po seansie, z którego niewiele pamiętam, Tomek chciał mnie gdzieś zaprosić. Wymigałam się. Odwieźć też się nie pozwoliłam. Musiałam przewietrzyć głowę i przemyśleć kilka rzeczy, zanim stanę twarzą w twarz z matką.

Byłam zła i nie zamierzałam tego ukrywać

Spacer nie pomógł. Gdy dotarłam do domu rodziców, emocje we mnie buzowały. Mama oglądała teleturniej w salonie. Zsunęłam buty i kopnęłam je w kąt. Taki śmieszny bunt.
– O, jesteś! Wpadłaś, żeby mi podziękować za bilet? – zagadnęła dowcipnie.
Nie rozbawiła mnie.
– Możecie przestać knuć – burknęłam.
Stałam w progu salonu. Ręce skrzyżowane na piersiach, policzki gorące. Byłam zła i nie zamierzałam tego ukrywać. Zresztą nie dałabym rady. Miałam ochotę kląć albo coś zniszczyć. Chryste! Niebawem skończę czterdziestkę, rozumiem, że się martwi o swoje potencjalne wnuki, ale to nie tłumaczy jej zachowania. Nie może traktować mnie jak nieporadnej smarkuli, której trzeba wszystko pokazać palcem, nawet faceta, z którym ma ułożyć sobie życie!
– O czym ty mówisz? – Mama wstała i spojrzała na mnie z wyrzutem. Każdy jej ruch wydawał się wręcz teatralny.
– Wygrałaś. Wyswatałaś starą córkę, możesz być zadowolona. Twoja misja dobiegła końca.
– Karolino… – Mama zrobiła krok w moją stronę.
Cofnęłam się i uniosłam ręce. Żadnego przytulania.
– To nie tak, córeczko… Ty jesteś sama, Tomek też. Oboje się sparzyliście, i to nie raz, oboje jesteście ostrożni, nieufni. Pomyślałyśmy z Basią, że może się polubicie. Przecież nie chciałyśmy dla was źle. Tylko trochę pomogłyśmy przeznaczeniu…
– Układanie życia dorosłym ludziom jest złe, mamo! – niemal krzyknęłam.
Drgnęła przestraszona. Chyba nigdy nie widziała mnie tak zdenerwowanej.
Wszystko zepsułaś. Myślałam, że to naprawdę… – urwałam, czując ucisk w gardle.

Czułam żal, smutek, rozczarowanie

Zakochałam się w Tomku. Ta znajomość była najpiękniejszym, co mi się przytrafiło od dawna. Byłam taka szczęśliwa. Wszystko toczyło się naturalnym rytmem. Bez presji. Jakby mimochodem…
Tymczasem nasza miłość została ukartowana i wyreżyserowana. Przeznaczenie? Polegało na tym, że matki wymieniały się informacjami na nasz temat, a potem sączyły je nam dyskretnie do ucha. Jestem urzędniczką wyższego szczebla, pracuję w skarbówce, umiem się zorientować w przekrętach, a tu…
– Boże, jaka ja jestem głupia. Uwierzyłam, że to jest prawdziwe… – westchnęłam, osuwając się na kanapę. Wściekłość gdzieś się ulotniła. Czułam żal, smutek, rozczarowanie. Nie miałam pojęcia, jak dalej pokierować znajomością z Tomkiem. Poddać się knowaniom matki, dać jej satysfakcję, że znowu miała rację? Czy unieść się honorem i pokazać jej, że nie zrobi ze mnie swojej marionetki? Jeszcze zdążę… Póki nie padły żadne poważne deklaracje. Póki kończyliśmy na pocałunkach. Póki nadzieje i oczekiwania nie zmieniły się w plany. Z drugiej strony rezygnować z Tomka tylko dlatego, że matki próbowały nas ze sobą zeswatać? Czy to nie przesada?
Każde wyjście wydawało się beznadziejne.

Nie chciałam go stracić

– Co ty opowiadasz?! – oburzyła się mama. – Jeśli coś do siebie czujecie, to jest prawdziwe! Sposób, w jaki się poznaliście, nie ma żadnego znaczenia! No powiedz jej, Stasiu – zwróciła się do ojca, którego ściągnęła do salonu nasza kłótnia.
Tata uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
– Tu nie chodzi tylko o sposób… – westchnęłam.
– Chodzi o twoją urażoną dumę. Tyle wiem. Zrobisz, jak chcesz. Choć jeśli odrzucisz Tomka, to będziesz żałować.
– Mamo, przestań, wystarczy.
– Skończyłam. Słowa już nie pisnę na ten temat.
Kiedy obrażona wyszła z salonu, wyjęłam telefon z torebki.
Czekała w nim wiadomość od Tomka: „Wszystko w porządku?”.
Serce zabiło mi szybciej. Czyli domyślił się.
„Prawie”, odpisałam.
Nie chciałam go stracić. Czułam, że jest moją ostatnią szansą na założenie rodziny. Spełnienie marzenia o dziecku było w zasięgu ręki, tylko… A jeśli on dalej będzie się zdawał na inicjatywę swojej matki? Jeśli pozwoli jej wiecznie się wtrącać do naszego życia?
Sygnał SMS-a.
„Pojedziesz ze mną w góry na weekend?”
O, proszę, czyli umie wziąć sprawy w swoje ręce. No chyba że to też pomysł mamusi...
Co robić? Tomek wyszedł z konkretną propozycją. Muszę mu coś odpisać.
Nagle ogarnął mnie gniew. Na samą siebie. Kto nie ryzykuje, nic nie traci, ale też nic nie zyskuje.
„Tak”, odpisałam. „Pod warunkiem, że na pocałunkach na dobranoc się nie skończy”.
Dzwonek telefonu. Odebrałam.
– Ty mi nie pisz takich rzeczy, bo zawału dostanę!
Zaśmiałam się cicho i on też.

 

Czytaj więcej