"Krysia jest ode mnie tylko o półtora roku młodsza. Wychowywałyśmy się razem. Byłyśmy bardzo zżyte. Zwierzałyśmy się sobie z pierwszych radości i pierwszych trosk. A później wykorzystałam kłótnie siostry z narzeczonym i... zdradziłam ją. Popełniłam błąd i ten błąd mógł mnie teraz kosztować życie..." Barbara, 39 lat
– Białaczka. Jedynym ratunkiem jest przeszczep szpiku – słowa lekarza docierały do mnie, ale nie byłam w stanie ich przyswoić. Czułam się tak, jakby wszystko nagle znalazło się za mgłą. Więc umieram?
Owszem, ostatnio nie czułam się najlepiej. Właśnie dlatego wybrałam się do lekarza. Parę osób zwróciło uwagę, że jestem bardzo blada. Po przebiegnięciu kilku metrów miałam wrażenie, że coś mnie dusi albo że serce nie mieści mi się w klatce piersiowej. Zauważyłam też na swojej skórze siniaki pojawiające się bez przyczyny, a ostatnio ujrzałam dziwne, czerwone kropki. Ale wszystko składałam na karb przemęczenia. Jestem samotną matką, pracuję na trzy etaty, to jak mam się dobrze czuć?
Jakiś czas temu skaleczyłam się w pracy przy zaklejaniu listu. W normalnej sytuacji zatamowanie takiego krwawienia nie przysparzałoby większej trudności, ale ja nie mogłam sobie z tą drobną ranką poradzić przez wiele godzin! Krew płynęła i płynęła. Nigdy nie miałam problemów z krzepliwością krwi. Ale nie poszłam do lekarza, bo nie miałam kiedy. O 15.00 kończyłam pracę na poczcie. Biegłam do domu, żeby przygotować obiad dla siebie i syna. Najczęściej jedliśmy byle co – mrożoną pizzę, makaron z gotowym sosem albo gołąbki kupione w sklepiku obok. Nie mogłam sobie pozwolić na stanie przy garach, bo o 17.00 musiałam już być w kolejnej pracy. Sprzątałam biura. Kończyłam około 21.00. Czasami w nocy brałam jeszcze dyżury na parkingu. Nie dostawałam za to dużo, ale na podstawowe potrzeby starczało. Nic dziwnego jednak, że przy takim trybie życia byłam zmęczona. Nigdy jednak nie rozczulałam się nad sobą. Aż pewnego dnia zemdlałam w pracy...
Obudziłam się w szpitalnej sali o błękitnych ścianach. Nade mną pochylał się lekarz, który beznamiętnym głosem mówił:
– Zrobiliśmy pani wszystkie badania. Poprosiliśmy o konsultację hematologa. Niestety, to nie było zwykłe omdlenie. Cierpi pani na ostrą białaczkę szpikową. Pomóc mogłaby jedynie transplantacja szpiku, ale nie oczekiwałbym cudu. Kolejka oczekujących na przeszczep jest długa, a o zgodność tkankową trudno. Nie będę pani oszukiwał. Chyba że ma pani rodzeństwo, wtedy szanse na znalezienie dawcy mocno zbliżonego pod względem zgodności tkankowej znacząco rosną. Zadrżałam, kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Mam rodzeństwo. Siostrę. Ale od 15 lat nie rozmawiałyśmy ze sobą...
– Pani stan jest poważny – oznajmił lekarz. – To nie jest czas na rodzinne niesnaski. Jeśli istnieje choć cień szansy, że między szpikiem pani a siostry istnieje zgodność tkankowa, to powinna pani z tej szansy skorzystać. I to szybko. Nie ma pani dużo czasu. Powiem wprost, jeśli ta droga zawiedzie, powinna pani zacząć szykować się do odejścia z tego świata i pomyśleć, kto zajmie się pani synem, gdy pani zabraknie.
Te słowa były dla mnie jak lodowaty prysznic. Wychowywałam Antka sama. Z jego ojcem rozstaliśmy się, gdy byłam w ciąży. Moi rodzice zmarli parę lat temu. Z siostrą nie miałam kontaktu. „Jeśli umrę, Antoś trafi do domu dziecka”, uświadomiłam sobie i wtedy podjęłam ostateczną decyzję. Nieważne, ile mnie to będzie kosztowało. Muszę odnaleźć siostrę i namówić ją, żeby została dla mnie dawcą szpiku. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe zadanie.
Krysia jest ode mnie tylko o półtora roku młodsza. Wychowywałyśmy się razem. Byłyśmy bardzo zżyte. Zwierzałyśmy się sobie z pierwszych radości i pierwszych trosk. To mnie pierwszej Krysia powiedziała, że się zakochała. Do dziś pamiętam, jak opisała swój stan.
– Mam wrażenie, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią z radości – piszczała podekscytowana. – Czuję, że to jest ten jedyny!
Nie mogłam się doczekać, kiedy poznam to „cudo”. I faktycznie, gdy kilka dni później Bogdan przyszedł do rodziców na kolację, nie mogłam wyjść z podziwu. Musiałam przyznać, że moja mała siostrzyczka ma doskonały gust. Bogdan był przystojny, elokwentny, kulturalny i elegancki. Ideał mężczyzny. Do tego powtarzał, że kocha Krysię nad życie i pragnie jak najszybciej się z nią ożenić. Moja siostra promieniała ze szczęścia, a w moim sercu rodziła się zazdrość. Owszem, spotykałam się w tamtym czasie z różnymi chłopakami, ale gdzie im tam było do Bogdana! Miałam tendencję do wybierania sobie na partnerów niebieskich ptaków, pseudoartystów, jednym słowem mężczyzn, z którymi może i przyjemnie było się chwilę zabawić, ale którzy źle rokowali. Między Krysią i jej ukochanym wszystko układało się sielankowo. Na Boże Narodzenie Bogdan poprosił moją siostrę o rękę, a ona się zgodziła. Wieczorami opowiadała mi o sukni, w jakiej chciałaby pójść do ołtarza. Zwierzała mi się ze wszystkiego. Ponoć oboje ustalili, że swój pierwszy raz przeżyją dopiero po ślubie. – Chciałabym, żeby to była taka wyjątkowa chwila. Wiesz, prawdziwe połączenie ciał i dusz – marzyła na głos moja mała Krysia. Pozornie kpiłam z jej romantyzmu i naiwności, ale w głębi duszy jej zazdrościłam. Czułam, że swój związek buduje na prawdziwym fundamencie i w życiu czeka ją tylko szczęście. Jakże się myliłam.
Im bliżej było do dnia ślubu, tym więcej czasu spędzałam z młodymi. Jako druhna uczestniczyłam w wyborze sali weselnej, zespołu i sukni. Zauważyłam, że młodzi wcale nie byli tak jednomyślni, za jakich chcieli uchodzić. Coraz częściej dochodziło między nimi do spięć. W momentach takich nieporozumień Krysia odchodziła na bok i płakała, a Bogdan zaciskał ręce w pięści i tylko przeklinał pod nosem. Pewnego dnia, po wyjątkowo ostrej scysji dotyczącej wyboru kwiatów do bukietu druhny, Krysia wybiegła z płaczem z kwiaciarni, a ja zostałam z nachmurzonym Bogdanem.
– Co, teraz pewnie będziesz mnie przekonywała, że jestem draniem, bo doprowadziłem do płaczu twoją piękną siostrę? – spytał kpiąco mój przyszły szwagier. – Momentami ta anielskość Krystyny doprowadza mnie do szału. Tak, zakochałem się w niej, bo imponowało mi, że jest inna niż dziewczyny, które do tej pory znałem. Ale czasami chciałbym żyć ze zwyczajną kobietą, a nie duchem, który unosi się kilka metrów nad ziemią i przy każdej sprzeczce chlipie w poduszkę. I te jej zasady, że seks dopiero po ślubie... Szlag mnie trafia, jeśli chcesz wiedzieć!
– Rozumiem – powiedziałam tylko. Wiem, że wtedy powinnam była bronić Krysi. Wytłumaczyć facetowi, że przecież dlatego właśnie zakochał się w mojej siostrze. Ale nie potrafiłam. Nie stanęłam na wysokości zadania...
Spojrzałam wtedy w figlarne, granatowe oczy Bogdana i... ujrzałam w nich te same iskierki, które tańczyły w moich oczach.
– Ja jestem inna niż Krysia – rzuciłam cicho, a on zrozumiał to jednoznacznie. Wyszliśmy wtedy razem z tej kwiaciarni. Pojechaliśmy do jego mieszkania. Zaczęliśmy się całować już w samochodzie... Widziało nas wiele osób, a to małe miasto... Następnego dnia rano Krysia zapłakana zapukała do mojego pokoju.
– To prawda, co ludzie gadają? Zdradziliście mnie?! Nie musiałam odpowiadać. Była moją siostrą, znała mnie doskonale, wystarczyło jej jedno spojrzenie na moją zaróżowioną ze wstydu twarz. Wybiegła z pokoju z dzikim okrzykiem. Chciałam biec za nią, coś tłumaczyć, ale wtedy tego nie zrobiłam, a potem było już za późno.
Krystyna tego samego dnia wyjechała z miasta. Zrozpaczony Bogdan, który nie ukrywał, że najbardziej na świecie żałuje tego, co zrobiliśmy, powiedział mi, że siostra zerwała zaręczyny. Przekazała mu, że ani mnie, ani jego nie chce więcej widzieć na oczy...
Nie odezwała się do mnie nigdy więcej, a ja miałam inne sprawy na głowie i po prostu zapomniałam o siostrze. Związałam się z kolejnym niebieskim ptakiem, który porzucił mnie, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży. Urodziłam Antka, wyjechałam do większego miasta za pracą. Nie myślałam o Krystynie przez długi czas. Aż do teraz.
– Jak mam cię znaleźć, Krysiu? – szeptałam, przeszukując internet. Przecież minęło 15 lat. Niemożliwe, żeby moja siostra nie wyszła za mąż i nie zmieniła nazwiska. A jednak ktoś nade mną czuwał, bo po kilku minutach trafiłam na stronę szpitala rejonowego z rodzinnego miasta. Nazwisko Krystyny znajdowało się na liście położnych. Odzyskałam nadzieję na życie, ale już po krótkiej chwili początkowy entuzjazm ustąpił zwątpieniu. Przecież ona nie chce mnie znać. Po co mam jej szukać? To nic nie da... Jednak przypomniałam sobie ostre słowa lekarza. Już wiedziałam, co zrobię. Nie miałam siły, by w tym stanie jechać do rodzinnego miasta. Jedyne, co mi pozostało, to zadzwonić do szpitala, w którym prawdopodobnie pracowała moja siostra...
Kiedy podeszła do telefonu i usłyszałam jej delikatny głos, miałam wrażenie, że zemdleję.
– Krysiu, to ja, Basia – wyszeptałam. – Nie odkładaj słuchawki i wysłuchaj mnie do końca... Później zaczęłam mówić jej o chorobie i o Antku, mojej jedynej miłości.
– Wiem, że zrobiłam ci potworną rzecz. Jeśli możesz, wybacz mi, proszę, a przynajmniej zrozum, że jeśli teraz nie dostanę od ciebie szpiku, umrę i osierocę moje dziecko.
– Zastanowię się – usłyszałam, gdy skończyłam mówić.
Głos Krysi był zimny. Nie robiłam sobie wielkich nadziei. Kolejne dni były koszmarem. Nikt do mnie nie przychodził prócz Antka. Zaczęło do mnie docierać, że nie mam szans. Krysia mi nie pomoże. I nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
– Można? – w progu stała Krystyna.
– Oczywiście, wejdź – rzuciłam cicho, bo aż mi zaparło dech z emocji. Krysia bardzo się zmieniła i postarzała. Miała podkrążone oczy i poszarzałą twarz.
Widząc moje przestraszone i pełne winy spojrzenie, od razu wyjaśniła:
– Od dwóch lat cierpię na depresję. Nie bój się, to nie ma nic wspólnego z tobą. Stare dzieje... Już od dawna nie żywię do ciebie urazy. Po prostu nie miałam siły po tym wszystkim, co mnie spotkało, szukać z tobą jakiegokolwiek kontaktu. Przez kolejne dni poznałam bolesną historię jej życia. Siostra zdecydowała się na zawód położnej i codziennie przyjmuje porody od szczęśliwych kobiet, gdy tymczasem ona sama od wielu lat nie mogła zostać matką.
– Wydawało mi się, że piątego poronienia nie przeżyję. Tak bardzo pragnęliśmy dziecka... – szepnęła, nie powstrzymując już łez, a ja mogłam jedynie głaskać ją po głowie.
Po tym zdarzeniu mąż od niej odszedł. Została zupełnie sama i wpadła w depresję.
– Od razu gdy usłyszałam twój głos, wiedziałam, że ci pomogę – przyznała. – Ale nie byłam pewna, czy znajdę w sobie dość siły, by tu przyjechać. Depresja to straszna choroba, ale na szczęście udało mi się zmobilizować.
Byłam jej wdzięczna, że mimo wszystko się pojawiła. Wkrótce obie przekonałyśmy się, że warto wierzyć. Pierwsze testy wykazały, że między mną i Krysią jest pełna zgodność tkankowa. I tak dostałam od siostry drugie życie. Nigdy nie wracałyśmy do tego, co się wydarzyło w przeszłości. W końcu dotarło do mnie, że teraz trzeba budować życie od nowa, nie rozpamiętując tego, co nas poróżniło. I na tym się skoncentrowałyśmy. Jeszcze jestem w szpitalu, Krysia cały czas zajmuje się Antkiem. Już teraz jest jego ukochaną ciocią. A później? Może zdecyduje się zamieszkać z nami i to rozproszy jej samotność? Tak cudownie byłoby mieć znowu ukochaną siostrę obok siebie!