"Zerwałam z przyjaciółka, bo nie wsparła mnie po rozwodzie. Dziś wiem dlaczego i jest mi wstyd..."
Fot. 123RF

"Zerwałam z przyjaciółka, bo nie wsparła mnie po rozwodzie. Dziś wiem dlaczego i jest mi wstyd..."

"Myślałam, że na Ewelinę zawsze będę mogła liczyć. Od dzieciństwa byłyśmy ze sobą bardzo blisko i zawsze się wspierałyśmy. Ale gdy mój mąż ode mnie odszedł, powiedziała, że nie może mi teraz poświęcić swojego czasu, nie może mnie pocieszyć. Byłam podwójnie zdruzgotana. Kiedy po kilku miesiącach przypadkiem ją zobaczyłam, była zmieniona nie do poznania...!" Anna, 40 lat

Ewelinę znam właściwie całe swoje życie. Pamiętam, jak pierwszego dnia w szkole podeszła do mnie z rezolutnym uśmiechem i zaproponowała, żebyśmy zostały „najlepsiejszymi przyjaciółkami”.

Od tamtej chwili byłyśmy nierozłączne

Czułam się samotna, tęskniłam za mamą, ale przy tej drobnej, radosnej dziewczynce od razu zrobiło mi się lepiej. Tamtego dnia usiadłyśmy w jednej ławce. Przez całą szkołę trzymałyśmy się razem. Dobrze się dogadywałyśmy. Nawet na studiach nasze drogi się nie rozeszły. Ja dostałam się na bibliotekoznawstwo, a moja przyjaciółka wybrała pedagogikę. Jednak nadal cały wolny czas spędzałyśmy razem. Obawiałam się, co będzie dalej, kiedy Ewelina zakochała się w Pawle. To była szalona miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku czułam się odstawiona na boczny tor. Na szczęście cztery miesiące później poznałam Grześka. Przychodził do biblioteki, w której miałam praktyki, i ciągle prosił o książki na temat sportów walki. Tak się zaczęło...

Kiedy przedstawiłam Grzegorza Ewelinie, przyjaciółka nie była zachwycona.
– Aniu, jesteś pewna, że to odpowiedni facet dla ciebie? – zapytała zmartwiona. – Wydaje się być trochę z innej bajki... Rzeczywiście, sama się czasem zastanawiałam, co Grześ we mnie zobaczył. On – wysportowany i pewny siebie, i ja – szara myszka, uwielbiająca wieczory w fotelu z herbatą i książką. Ukochany twierdził, że potrzebuje mojego spokoju i że jestem dla niego jak bezpieczna przystań, a ja bezkrytycznie mu wierzyłam.

Ślub też wzięłyśmy prawie w tym samym czasie

Pamiętam nasze wspólne poszukiwanie sukienek, polowanie na buty, planowanie, jakie potrawy podamy podczas przyjęcia. Kiedy Ewelina szła do ołtarza, byłam niemal tak samo wzruszona, jak na swoim własnym ślubie. Widziałam też, że przyjaciółka miała łzy w oczach, gdy ja składałam przysięgę. Na weselu objęła mnie mocno i szepnęła do ucha:
– Obyś zawsze była tak szczęśliwa jak dzisiaj... Modlę się o to z całych sił...

Ona pierwsza zauważyła, że mam problem

To ona pierwsza zauważyła, że coś zaczęło się psuć między mną i Grześkiem. To było kilkanaście lat później, kiedy na tyle przyzwyczaiłam się do stanu małżeńskiego, że wydawało mi się, że nic już nie może się zmienić. Nigdy nie było między nami wielkiej namiętności, ale znaliśmy się na wylot, szanowaliśmy i akceptowaliśmy swoje wady. Czego chcieć więcej?
– Aniu, wszystko między wami w porządku? Grzesiek wydaje się ostatnio taki nieobecny – zapytała kiedyś przyjaciółka.
– Oczywiście, że tak – zbyłam ją. – Ma po prostu dużo roboty. Ewelina obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem, ale nic więcej nie powiedziała. A może to ja nie chciałam słuchać? W każdym razie, kiedy kilka tygodni później, tuż przed naszą siedemnastą rocznicą, Grzesiek zakomunikował mi, że poznał w klubie jiu-jitsu fantastyczną babkę z czarnym pasem i chce rozwodu, nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
– Przykro mi... – rzucił. – Od dawna czułem, że coś się między nami wypaliło. Julia rozumie moją pasję, przy niej mam wrażenie, że znowu zacząłem żyć. A u nas ciągle to samo, wakacje pod namiotem z twoją przyjaciółką i jej mężem, i wycieczki krajoznawcze w weekendy. Ile można?

Gdy odchodził, nie udało mi się zachować klasy

Byłam w szoku. Chciałabym móc powiedzieć, że z godnością pozwoliłam mu odejść, ale to nieprawda. Kiedy pakował walizki prosiłam, płakałam i krzyczałam na zmianę. Nie mogłam pojąć, że to spokojne, miłe życie, które dawało mi tyle satysfakcji, jemu nie wystarczało.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? Przecież moglibyśmy porozmawiać, zmienić coś...Wszystko może się ułożyć, proszę, daj nam szansę! Przysięgałeś, ze nie zostawisz mnie aż do śmierci! – szlochałam. Grzegorz pozostał jednak niewzruszony.
– Jest już za późno – powtarzał tylko.
Odszedł, zostawił klucze na stole, a ja osunęłam się na krzesło kompletnie rozbita. Nie wiem, jak bym sobie poradziła w tamtym okresie, gdyby nie Ewelina. Była przy mnie, gdy płakałam i obwiniałam się o wszystko. Przytulała, gotowała zupy i pilnowała, bym coś jadła, trzymała mnie za rękę i wysłuchiwała moich żali. Na kilka tygodni chyba w ogóle zamieszkała ze mną. Chyba, bo niewiele pamiętam z tamtych dni. Nie byłam w stanie chodzić do pracy, rozmawiać z ludźmi, z trudem wstawałam z łóżka. Jedyne, na co miałam ochotę, to zadzwonić do Grzesia i błagać, by wrócił...

Mijały dni, potem tygodnie, a mój ból nie malał

W końcu Ewelina musiała przeprowadzić się z powrotem do siebie, szef dzwonił coraz częściej z pytaniem, czy po wykorzystaniu całego zaległego urlopu zamierzam dalej pracować. Tymczasem ja wciąż nie miałam siły. Pewnego dnia wyjęłam ze skrzynki wezwanie do sądu. Grzesiek wystąpił o rozwód. To był koniec. Nie miałam już po co żyć... Zadzwoniłam do Eweliny. Była jedyną osobą, w której mogłam znaleźć oparcie.
– On chce rozwodu... – jęknęłam do słuchawki. – Nic już się nie da zrobić... Chyba wolałabym umrzeć. Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Słuchaj... ja... ja już nie mogę – usłyszałam drżący głos mojej przyjaciółki. – Nie dam rady dłużej cię wspierać. To dla mnie zbyt trudne. Potrzebuję trochę czasu... Ewelina odłożyła słuchawkę, a ja zamarłam. Byłam zdruzgotana. Właśnie przeżywałam najgorsze chwile swojego życia, a Ewelina, osoba, która była bliższa mi niż rodzina, zostawiała mnie samą!

Jak ona mogła zostawić mnie sam?!

Nagle zaczął kiełkować we mnie gniew. Jak ona mogła mi to zrobić?! Po tylu latach! Przepłakałam całą noc. Wyłam w poduszkę, a potem wypiłam całą butelkę wina, aż zrobiło mi się niedobrze. Rano wstałam i walcząc z koszmarnym kacem odszukałam w internecie numer do psychoterapeuty. Zapisałam się na terapię. Posprzątałam w domu. Umyłam się i ubrałam, zrobiłam zakupy, a potem wpadłam do pracy i oznajmiłam, że wracam od najbliższego poniedziałku. Stwierdziłam, że na złość tym podłym zdrajcom będę żyła dalej. Dam sobie radę bez nich...

Nie odbierałam telefonów od Eweliny

Z Grzegorzem rozwiodłam się dość szybko, bez orzekania o winie. Chciałam jak najprędzej zamknąć ten rozdział w swoim życiu i iść do przodu. Po miesiącu zaczęły się telefony od Eweliny. Nie odbierałam ich, a potem zmieniłam numer. Nie chciałam mieć z nią więcej do czynienia. Za bardzo mnie zawiodła... W sumie jakoś się to wszystko ułożyło. Minęło pół roku. Poszłam na studia podyplomowe i zmieniłam pracę. Wzięłam też psa ze schroniska – Grzesiek nigdy nie zgadzał się na zwierzaka w domu. Podczas spacerów z Guciem poznałam nowe koleżanki. Żadna z nich nie jest dla mnie taką przyjaciółką, za jaką uważałam Ewelinę, ale przynajmniej mam z kim pogadać.

Spotkałyśmy się przypadkiem

Eweliny nie widziałam aż do zeszłego wtorku. Przez cały ten czas starałam się unikać jej jak ognia. Teraz jednak nie miałam takiej możliwości, wpadłam na nią, gdy wychodziłam z kawiarni.
– Anka! – krzyknęła radośnie. – Jak dobrze cię widzieć! Świetnie wyglądasz! Niestety, o niej nie dało się powiedzieć tego samego. Bladą, wymizerowaną twarz otaczała kolorowa chusteczka.
– Często o tobie myślę – ciągnęła, widząc moje zmieszanie. – Przepraszam... Nie powinnam wtedy tak cię potraktować. Ale widzisz... Kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że mam raka... Nowotwór złośliwy piersi. Odchodziłam od zmysłów, że umieram. A ty cały czas powtarzałaś, że nie chcesz żyć. Nie mogłam tego słuchać...

Ewelina myślała, że umiera... Byłam egoistką!

Kompletnie mnie zatkało. Chwyciłam Ewelinę za chude ramiona, przez płaszcz dało się wyczuć wszystkie kości.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! – krzyknęłam. – Przecież bym ci pomogła!
– Byłam pewna, że nie można mi pomóc. Poza tym byłaś zajęta problemami z Grześkiem. A ja... trudno mi było o tym mówić. Na początku nie powiedziałam nawet Pawłowi. Dzwoniłam do ciebie później, ale nie odbierałaś telefonu. Ale nie martw się – dodała szybko, widząc łzy w moich oczach. – Jestem już po drugim cyklu chemioterapii, nie poddaję się, walczę. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Przecież gdybym wiedziała o jej chorobie, zebrałabym się w sobie i zaopiekowałabym się nią. Na pewno! Prawda...? Teraz pewnie już nigdy się tego nie dowiem... Jedno jest pewne: wciąż jeszcze mogę odkupić swoje winy. Na razie udało mi się przekonać Ewelinę, że pora na zmiany i idziemy jutro kupić najpiękniejszą blond perukę, jaką tylko uda nam się znaleźć! 

 

Czytaj więcej