Adam był jednym z kontrahentów mojego szefa. Nigdy nie nosił obrączki, specjalnie zwróciłam na to uwagę, bo nie marnowałabym czasu na żonatego faceta! Potem przekonał mnie, że to ja jestem dla niego najpiękniejsza i najważniejsza. Byłam taka naiwna... Aneta, 25 lat.
Zaczęło się jak bajka. Nikt nigdy nie traktował mnie tak, jak on. Odkąd tylko pierwszy raz go zobaczyłam, czułam, że to mężczyzna, dla którego stracę głowę...
Właśnie rozstałam się z Marcelem, byłam więc wolna. Pracowałam w biurze jako sekretarka, zbierałam pieniądze na studia podyplomowe. Chciałam wiedzieć więcej i coś osiągnąć. Byłam ambitna. Gdy spotkałam Adama, nie szukałam miłości, miałam inne plany. A jednak trafiła mnie jak grom z jasnego nieba. Adam był jednym z kontrahentów mojego szefa. Od razu zwróciłam na niego uwagę. To był ktoś: wprawdzie nieco starszy i lekko szpakowaty, ale świetnie ubrany, z prezencją i pewnością siebie, której brakowało młodszym mężczyznom. On również zwrócił uwagę na mnie i moje kompetencje. Poprosił, żebym coś dla niego załatwiła.
– Wyglądasz na najbardziej ogarniętą – powiedział. – Nie zawiedziesz mnie, prawda? Oczywiście, że zamierzałam dać z siebie wszystko. Chciałam mu zaimponować, żeby później szepnął dobre słówko mojemu szefowi. Chyba faktycznie mnie pochwalił, bo zostałam stałym pośrednikiem między szefem a Adamem. Nie zauważyłam rozbawionych spojrzeń, jakie rzucał mi przełożony, gdy wysyłał mnie z kolejnym zleceniem ani potępiającego wzroku kadrowej. Nie dziwiłam się też, że Adam zamiast zaglądać do biura, wyciąga mnie z papierami do kawiarni albo na lunch. Imponowało mi to, bo zawsze wybierał drogie lokale.
– Biznesy należy załatwiać w odpowiedniej oprawie – mówił.
Pierwszy raz przespałam się z nim po miesiącu. Zadzwonił, że musimy się pilnie spotkać, bo coś jest nie tak z jakąś umową. Był piątek, grubo po godzinach pracy... Nie nabrałam się. Założyłam krótką, seksowną sukienkę i dałam się zawieźć do hotelu. Potrzebowałam mężczyzny na poziomie i podjęłam ryzyko, żeby go zdobyć. Spełnił wszystkie moje oczekiwania: piękny pokój, szampan, obsługa. No i też dobrze wiedział, co ze mną zrobić... – Mam żonę – rzucił dwie godziny później, gdy mniej więcej było po wszystkim, a on zaczął się pospiesznie ubierać, zerkając na zegarek. – Jest piekielnie zazdrosna, muszę wracać. Ale spokojnie, pokój jest opłacony do rana. To był... Szok. Adam nigdy nie nosił obrączki, specjalnie zwróciłam na to uwagę. Nie marnowałabym przecież czasu na żonatego faceta! Nie zamierzałam tego tak zostawić. Podniosłam się z pościeli i urządziłam mu karczemną awanturę. Wyzywałam go od oszustów i pytałam, jak, do diabła, mógł mi to zrobić. Zaskoczył mnie tym, że wcale się nie bronił. W pewnym momencie po prostu usiadł na brzegu łóżka i schował twarz w dłoniach. Wyglądał naprawdę żałośnie, jak zbity pies.
– Nie mogę się od niej uwolnić – wyjaśnił poruszony. – Bardzo bym chciał, uwierz mi, ale ona ma mnie w szachu. Kiedyś miałem spore kłopoty, państwo polskie nie jest łaskawe dla biznesmenów, i musiałem przepisać na nią większość majątku. Zyta rządzi wszystkim twardą ręką i wie, że nie mogę jej zostawić. Straciłbym dorobek życia. To akurat mogłam zrozumieć. Wiedziałam, że często się tak postępuje, nie byłam naiwną dziewczynką.
– Gdy cię pierwszy raz zobaczyłem – opowiadał Adam, czule dotykając dłonią mojego uda – to jakbym na nowo otworzył oczy. Cały świat aż pojaśniał, a ja znowu poczułem, że żyję. Jednak nic więcej nie mogę ci obiecać... Kochaliśmy się ponownie, jeszcze namiętniej niż poprzednio. Pomyślałam, że żona to problem do rozwiązania na później. Ostatecznie, co ona mnie obchodziła? Jak wyjaśnił mi Adam, dla niego była tylko starym meblem, którego nie mógł się pozbyć. Ja byłam najpiękniejsza i najważniejsza. Dawał mi to wyraźnie odczuć dzięki prezentom i bajkowym randkom, które jakoś udawało mu się upychać w napiętym kalendarzu.
Przez pół roku czułam się jak królowa. Wprawdzie Adam już na początku wytłumaczył mi swoją trudną sytuację, jednak ja liczyłam, że jakoś zdoła się wyplątać z tego okropnego małżeństwa. Był takim inteligentnym, cwanym facetem. I czasami, gdy leżeliśmy czule spleceni, to właśnie mi obiecywał.
– Jeśli tylko będziesz cierpliwa, to kto wie? – szeptał. – Wszystko się może zdarzyć.
Po pół roku coś zaczęło się zmieniać. Adam miał coraz mniej czasu.
– Załatwiam teraz poważny interes, zarobię tyle... Dzięki temu coś się w końcu zmieni – opowiadał, gdy zamiast do hotelu wywoził mnie na opuszczony po zmroku parking.
– Mam mało czasu, zaraz muszę wracać. Nie protestowałam. Rozumiałam. Do tej pory zabrnęłam już w to wszystko zbyt daleko, żeby zgłaszać pretensje. Czasami zastanawiałam się, jak to się stało... Jak romantyczne randki w restauracjach zmieniały się w te coraz krótsze, coraz mniej regularne, ukradkowe spotkania?
Adam też coraz rzadziej zaglądał do mojego szefa. Próbowałam subtelnie podpytać o to kadrową. Była najstarsza i podejrzanie dobrze poinformowana, choć niezbyt miła. Obrzuciła mnie kpiącym wzrokiem.
– Po co ma przychodzić? – mruknęła. – Są telefony i mejle, nie słyszałaś o tym? Chyba że pojawi się jakaś nowa sekretarka, wtedy na pewno nas odwiedzi.
– Przeszyła mnie wzrokiem, który sięgał aż do kości.
– C-co to znaczy? – zapytałam, jak mi się wydawało, obojętnie.
– Już ty dobrze wiesz – prychnęła. – Jesteś tak samo głupia jak pozostałe. Myślisz, że jesteś pierwsza? Sekretareczki to chodliwy towar, ale też wymienny. Na twoim miejscu nie wyobrażałabym sobie za wiele.
Nie mogłam tam wytrzymać. Musiałam wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć powietrza. Czy naprawdę dałam się nabrać? Przecież nie byłam taką dziewczyną! Miałam ambicje, chciałam coś osiągnąć, zmienić swoje życie... A tymczasem kompletnie się ośmieszyłam, wdając w romans z żonatym facetem, w dodatku kumplem szefa. Gdzie ja miałam oczy i jak dałam się tak omotać?
Akurat był piątek, a ja nie miałam ochoty wracać do pracy, zrobiłam sobie wolne na resztą dnia. Było jeszcze wcześnie, ale i tak poszłam na drinka. Musiałam zapić przykre myśli, które w końcu – po paru miesiącach zaślepienia – wlewały się do mojej głowy. Gdyby nie alkohol, pewnie nie przyszłoby mi do głowy, żeby... zajrzeć do restauracji, do której zwykle zabierał mnie Adam. Miał swój stały stolik tuż przy oknie, nie musiałam się nawet wysilać, żeby go szpiegować. Zobaczyłam, jak siedzi tam z kolejną idiotką, jeszcze młodszą ode mnie. Chichotała i patrzyła w niego jak w obrazek. Nic dziwnego, że ja lądowałam teraz na parkingu, budżet pewnie nie zniósłby aż tylu wydatków na noce w hotelach. To chyba ostatecznie otworzyło mi oczy. Nie wróciłam już do pracy, wypowiedzenie wysłałam pocztą, a potem spakowałam się i wyjechałam na tydzień do przyjaciółki. Musiałam to wszystko przemyśleć, spojrzeć na swoje życie z perspektywy.
– Dałaś się nabrać, to nie twoja wina – przekonywała mnie przyjaciółka. – Taki facet to drapieżnik, wiedział, jak cię podejść.
– Ale jak ja mogłam tak zwariować?! – wyrzucałam z siebie nad kieliszkiem wina. – Przecież ta naiwna dziewczyna... To nie byłam ja! Co się ze mną stało?
– Niedawno z kimś się rozstałaś, byłaś wrażliwa i bezbronna, a on to wyczuł i wykorzystał. Musisz o tym zapomnieć i żyć dalej. Tak właśnie zrobiłam. Zapomniałam o tamtej toksycznej miłości, przez którą prawie zgubiłam siebie. Stałam się silniejsza i naprawdę samodzielna – sama zapracowałam na swój sukces. A gdy do tego dojrzałam, pojawił się też odpowiedni mężczyzna i prawdziwe uczucie.