"Moja córka odbiła ukochanego mojej najlepszej przyjaciółce"
Moja córka i facet mojej przyjaciółki zakochali się w sobie!
Fot. 123rf.com

"Moja córka odbiła ukochanego mojej najlepszej przyjaciółce"

"Moja córka postawiła mnie w bardzo trudnej sytuacji. Nagle okazało się, że rywalizuje z moją najlepszą przyjaciółką o uczucia tego samego mężczyzny. Gdy o tym usłyszałam, włosy na głowie podniosły mi się z przerażenia..." Katarzyna, lat 46

Bożena była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się od dziecka, wspólnie dorastałyśmy, nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Była mi bliższa niż siostra. Gdyby ktoś przed rokiem powiedział mi, że coś nas poróżni, nie uwierzyłabym. Razem chodziłyśmy do szkoły, razem tańczyłyśmy na dyskotekach, nawet razem umawiałyśmy się z chłopakami.

Bożena i ja byłyśmy świetnymi przyjaciółkami

Z Bożeną poznałam się w szkole podstawowej. Moi rodzice przenieśli się ze wsi do Koszalina, w którym nikogo nie znałam. Byłam chuda, nieśmiała i zakompleksiona. Pewnego dnia podeszła do mnie na przerwie jakaś dziewczyna. – Jestem Bożena – powiedziała. – Wiesz, że mieszkamy w sąsiednich blokach? Może wpadniesz do mnie po lekcjach? Tak właśnie zaczęła się nasza przyjaźń.

Zyskałam w niej bliską osobę, która pomogła mi odnaleźć się w obcym świecie. Zwierzałyśmy się sobie z największych tajemnic. Byłyśmy po prostu świetnymi przyjaciółkami. Gdy przybyło nam lat, w naszym życiu pojawili się mężczyźni. Niejednokrotnie pocieszałyśmy się nawzajem po przeżytych zawodach miłosnych, których było wiele.
– Chłopcy się zmieniają, a przyjaciółkę ma się tylko jedną – śmiała się Bożena, gdy już wypłakała mi na ramieniu żal po odejściu kolejnego „ukochanego”.

Po ukończeniu szkoły podjęłyśmy pracę. Ja zatrudniłam się jako sprzedawczyni, Bożena została sekretarką. Dziś jestem kierowniczką zmiany w supermarkecie, Bożena ukończyła odpowiednie kursy i zajmuje się teraz rachunkowością.

Oczywiście byłam świadkiem na ślubie przyjaciółki i zostałam matką chrzestną jej synka. A moim świadkiem przed ołtarzem była, naturalnie, Bożena i ona trzymała moją córeczkę do chrztu. Nasi mężowie, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, również przypadli sobie do gustu.

Nieszczęście zburzyło spokój naszych rodzin

Andrzej Bożeny był piekarzem, mój Darek pracował w warsztacie samochodowym. Obaj uwielbiali łowić ryby. Często wyjeżdżaliśmy razem z dziećmi nad wodę, gdzie nasi panowie oddawali się swemu ulubionemu zajęciu, a my opalałyśmy się i pilnowałyśmy naszych baraszkujących beztrosko dzieci.

– Jestem taka szczęśliwa – mawiała wtedy Bożena. – Mam kochającego męża, cudownego synka, mądrą przyjaciółkę. Czego więcej potrzeba kobiecie w życiu?
– Trochę kosmetyków – odpowiadałam złośliwie, nigdy nie będąc zadowoloną z tego, co miałam. Towarzyszyło mi ciągłe poczucie niedosytu wrażeń. Oczywiście miałyśmy swoje problemy, ale ogólnie wszystko dobrze się układało. Nie było powodów do narzekania.

Dziś już wiem, że byłyśmy bardzo szczęśliwe. Dni wypełniały zwykłe zdarzenia, które doceniłam, dopiero gdy nieszczęście zburzyło spokój naszych rodzin.

Był deszczowy, listopadowy wieczór. Szykowałyśmy u Bożeny małe przyjęcie z okazji urodzin Andrzeja. Nasi mężowie zaraz mieli wrócić z wypadu nad rzekę ze świeżymi rybami. W przedpokoju rozległ się dzwonek.
– Pójdę otworzyć – powiedziała Bożena. Za drzwiami stali dwaj młodzi policjanci.
– Pani mąż miał wypadek samochodowy i jest w ciężkim stanie – oznajmił jeden z nich służbowym tonem. Bożena zaczęła przeraźliwie krzyczeć, a ja poczułam się, jakby serce przestało mi bić. Wiadomość o Andrzeju była okropna, ale przecież w samochodzie musiał być też Darek!
– Co z kierowcą? – zapytałam cicho.
– Też nie jest z nim najlepiej – usłyszałam oschłą odpowiedź.

Na nic zdały się nasze zaklęcia i gorące modlitwy: los był okrutny

Tę straszną noc spędziłyśmy w szpitalu, gdzie lekarze walczyli o życie naszych mężów. Obie byłyśmy u kresu wytrzymałości. W ciągu paru godzin przybyło mi wiele lat. Na nic zdały się nasze zaklęcia i gorące modlitwy: los był okrutny.
Andrzej, mąż Bożeny, umarł na stole operacyjnym, a mój Darek miał już na zawsze pozostać kaleką. Obie bardzo przeżyłyśmy to wydarzenie. Ja po jakimś czasie otrząsnęłam się z tego, natomiast Bożena nie. Popadła w apatię i nic do niej nie docierało. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym jej pomóc. Na pogrzebie wyglądała jak własny cień.
– Nie rozumiem... – szepnęła, gdy ksiądz po wygłoszeniu ostatniego słowa rzucił garść ziemi na trumnę. – Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Nie próbowałam odpowiedzieć na jej pytanie. Nie umiałam. Na szczęście tragedia nie oddaliła nas od siebie, przeciwnie: mocniej nas ze sobą związała.

Nie było nam łatwo, ale wspierałyśmy się

Spotykałyśmy się prawie codziennie, pomagałyśmy sobie w domowych obowiązkach i wychowaniu dzieci. Praktycznie obie musiałyśmy radzić sobie same, bo Darek przez pół roku leżał w szpitalu, a potem przeszedł na rentę. Jednak nie wrócił do domu. Zmienił się. Pojechał na wieś do matki. Mówił, że tam chce dojść do normy. Zamknął się w sobie, dręczyły go wyrzuty sumienia, obwiniał się o śmierć Andrzeja.
– To straszne – powiedział mi, gdy odwiedziłam go któregoś razu z córką na wsi. – Zabiłem człowieka, mojego najlepszego przyjaciela! Z początku myślałam, że Darkowi przejdzie ochota na pustelnicze życie i gdy odzyska siły, wróci do mnie i Marysi. Myliłam się. Postanowił zostać na wsi. Uważał, że ze swoim kalectwem nie znajdzie pracy w mieście, a nie chciał, jak mówił, być darmozjadem. Pomagał szwagrowi przy naprawie maszyn rolniczych. Uczył się od nowa sobie radzić.

Byliśmy dziwnym małżeństwem, żyjąc tak na odległość. Nie było mi łatwo samej, ale przyzwyczaiłam się z czasem do swego „panieńskiego” życia. Na początku często go odwiedzałyśmy z Marysią – nasza córka była bardzo spragniona kontaktu z ojcem. Z latami więzy słabły, oddalaliśmy się od siebie.

Czułam, że coraz mniej Darka znam i rozumiem. Jedno co mi pozostało, to czekać, że jednak postanowi wrócić. Więc czekałam. Moje prośby, groźby i błagania nie robiły na nim wrażenia. Z czasem ograniczyłam się tylko do świątecznych wizyt.

Obie żyłyśmy dla naszych dzieci

Skupiłam się na pracy i wychowywaniu córki. Żyłam jej problemami, odrabiałam z nią lekcje, przeżywałam razem z nią pierwsze miłości, poznawałam jej znajomych. Marysia wyrosła na mądrą i dobrą młodą kobietę. Była moim oczkiem w głowie, moją dumą i radością.

Nadal często spotykałyśmy się z Bożeną. Rozumiałyśmy się dobrze, miałyśmy podobne problemy, obie żyłyśmy dla naszych dzieci. Widząc, jak syn Bożeny, Marcin dojrzewa i staje się rozsądnym, zaradnym mężczyzną, marzyłam w skrytości ducha, że kiedyś pokochają się z moją Marysią, pobiorą i będą szczęśliwi. Właściwie obie z Bożeną snułyśmy po cichu takie plany. Ale, jak to często bywa, dzieci nie spełniają marzeń swoich rodziców i wybierają swoją własną drogę.

Nasze dzieci lubiły się i spotykały, ale nic więcej między nimi nie było. Po wielu latach od tragicznej śmierci Andrzeja, zapytałam Bożenę, czy chciałaby jeszcze związać się z jakimś innym mężczyzną. Siedziałyśmy wtedy przy herbacie w moim pokoju. Przyjaciółka popatrzyła na mnie przeciągle.

Początek końca przyjaźni

– Wiesz dobrze, że kobiecie nie jest łatwo żyć samej – zaczęła powoli. – Pusty dom i samotne wieczory, to coś okropnego. Oczywiście, że brak mi kogoś bliskiego, komu można się zwierzyć, do kogo można się czasem przytulić. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, bo miałam podobne odczucia.
– Nie raz zastanawiałam się, czy mogłabym żyć z innym mężczyzną – westchnęła. – Ale zawsze odpowiadałam sobie podobnie: nie. Za bardzo tęsknię za Andrzejem, zbyt go szanuję, zbyt mocno zapadł w moją pamięć. Gdy patrzę na Marcina, który tak przypomina ojca... Nie wyobrażam sobie, żadnego innego mężczyzny mieszkającego razem z nami!

Rzeczywiście, wszystko wskazywało na to, że Bożena już z nikim się nie zwiąże. Często odwiedzała grób Andrzeja, jeszcze częściej wspominała go przy każdej okazji. Ale pewnego dnia Bożena, ku mojemu, a także chyba swojemu własnemu zdziwieniu, zmieniła zdanie na temat mężczyzn w swoim życiu. Był to początek końca naszej wieloletniej przyjaźni...

Któregoś dnia oznajmiła mi po prostu, że pojawił się w jej życiu nowy mężczyzna. Ucieszyłam się i zapytałam, kto to taki. Gdy poznałam szczegóły, nie posiadałam się ze zdumienia. Bożena, od dwunastu lat wdowa, kobieta grubo po czterdziestce, której syn skończył właśnie dwadzieścia trzy lata, zakochała się w... trzydziestotrzyletnim mężczyźnie!

Moja przyjaciółka kwitła. Znów odnalazła urok życia

– Prowadzę rachunki w jego firmie – wyznała rozgorączkowana. – Jest miłym brunetem i ma bardzo piękne dłonie. Dawno nie widziałam Bożeny w takim stanie ducha. Zachowywała się jak nastolatka. Teraz na odmianę wciąż mówiła o Jurku – bo tak miał na imię jej młody wybranek. Opowiadała mi, gdzie byli i co robili, o czym rozmawiali.

– Zupełnie oszalałaś – śmiałam się z niej. – Przecież ten chłopak kompletnie zawrócił ci w głowie! Któregoś dnia będąc u Bożeny poznałam Jurka. Okazał się być przystojnym i spokojnym mężczyzną. Wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Jego pasją były komputery. Handlował nimi i poświęcał im każdą wolną chwilę. Jednak coraz częściej nad swa pasję zaczął przedkładać wizyty u Bożeny. Moja przyjaciółka kwitła. Znów odnalazła urok życia. Coraz mocniej angażowała się w nowy związek. Nie miałam pojęcia, że jej szczęście już niedługo legnie w gruzach, a ja w jakimś stopniu będę za to odpowiedzialna.

Marysia, która akurat kończyła trzyletnie studia językowe, wymyśliła, że powinna zrobić kurs komputerowy, bo przecież taka umiejętność przyda się jej w życiu. Gdy usłyszałam cenę kursu, złapałam się za głowę i poprosiłam Bożenę o pomoc.
– Twój ukochany zna się przecież na tych sprawach, może zgodzi się podszkolić odrobinę moją Marysię? Widziałam, że Bożena wzdrygnęła się w pierwszej chwili na tę myśl (może bała się rywalki?), ale pokonała niechęć i obiecała zapytać Jurka, czy może poświęcić trochę czasu mojej córce i wtajemniczyć ją w sprawy komputerowe.

Bożena wierzyła, że Jurek poprosi ją o rękę

W ten sposób Marysia zaprzyjaźniła się z Jurkiem i spędzała z nim całe godziny przed monitorem. Zauważyłam, że bardzo starannie zaczęła przygotowywać się do zajęć. Ale, o dziwo, więcej uwagi poświęcała swoim strojom i makijażowi niż podręcznikom... Nie wiedziałam, że już niedługo wybuchnie bomba.

Skupiłam się wtedy na Bożenie, która przyznawała, że traktuje swój związek z Jurkiem bardzo poważnie. Myślała o związaniu się z nim na zawsze. Chciała, żeby jej się oświadczył. Marzyła, by zostać jego żoną. Godzinami rozmawiałyśmy o związku, który ze względu na ich wiek był nietypowy i dlatego wzbudzał w Bożenie pewne obawy. Na szczęście obie znałyśmy kilka udanych małżeństw, w których żona była starsza od męża.

– Nie ma reguł – przyznałam. – Najważniejsze jest jednak, aby partnerzy potrafili się ze sobą dogadać. Bożena cieszyła się, że ma we mnie sprzymierzeńca. Czekała z niecierpliwością na tę chwilę, kiedy Jurek zdecyduje się poprosić ją o rękę – a była pewna, że to niedługo nastąpi.

Jurek zaczął unikać mojej przyjaciółki

Wkrótce okazało się, że sprawy nie mają się najlepiej. Jurek zaczął unikać mojej przyjaciółki. Rzadziej pojawiał się u niej w domu. Bożena posmutniała. Całymi dniami czekała na telefon od swego młodego przyjaciela, stała się nerwowa i opryskliwa. Martwiłam się jej stanem. Któregoś dnia przyszła do mnie zapłakana, nieszczęśliwa. Wyglądała na zrozpaczoną.

– To już koniec – powiedziała. – Nic nie wyjdzie z naszych wspólnych wakacji. Okazało się, że Jurek odwołał planowany od dawna wyjazd nad morze i wybrał się sam na Mazury. Powiedział, że musi sobie wszystko przemyśleć i że odezwie się po powrocie. A wcześniej, pod pretekstem reorganizacji firmy, zerwał z nią zawodową współpracę.

Przyszło mi do głowy, że za tym wszystkim musi kryć się inna kobieta. Powiedziałam o tym Bożenie. Spojrzała na mnie, jakbym to ja odbiła jej narzeczonego. – Wykluczone – oznajmiła. – Przyrzekliśmy sobie o wszystkim mówić. Przecież nie zrobiłby mi czegoś takiego... – dodała nieco mniej pewnie. – Nie Jurek.

– Musisz być cierpliwa. Mężczyźni potrzebują czasami rozważyć swoje sprawy w samotności. A po jego powrocie z urlopu powinniście odbyć szczerą rozmowę. Zorientuj się w jego poglądach na temat przyszłości waszego związku. Nie trać nadziei, wszystko może jeszcze wrócić do normy – starałam się ją pocieszyć ze szczerego serca.

Gdy Marysia zaczęła mówić, byłam w szoku

Szybko miałyśmy przekonać się, że nie da się uratować tej znajomości. Potwierdziło się to jeszcze tego samego wieczora. Właśnie siedziałam w kuchni, rozmyślając o rozmowie z przyjaciółką, gdy weszła Marysia. Na twarzy miała minę: „Mam–ci–coś–ważnego–do–powiedzenia!”. Westchnęłam w duchu. „Pewnie też sercowe kłopoty”, pomyślałam. „Co ta Marysia znów wymyśliła?” Gdy zaczęła mówić, włosy na głowie podniosły mi się z przerażenia.

Okazało się, że znajomość z kursu komputerowego przerodziła się w... miłość. Jurek i Marysia byli w sobie bardzo zakochani!
– Spodobał mi się od razu – wyznała szczerze Marysia. – A gdy jeszcze przekonałam się, jaki jest wrażliwy i dobry... Sama rozumiesz... Jest idealnym mężczyzną dla mnie. Mam wrażenie, że to właśnie na niego czekałam przez całe życie!

Marysia rzadko używała wielkich słów, wiedziałam więc, że tym razem sprawa rzeczywiście jest poważna. Nie miałam pojęcia, jak zareagować na jej wyznanie.
– Z początku nie chciałam okazać mu swojego zainteresowania, wiedząc, że Bożena darzy go uczuciem – ciągnęła Marysia. – Ale gdy zaczęliśmy spotykać się częściej, straciłam dla niego zupełnie głowę. Któregoś wieczoru odprowadził mnie do domu – moja córka wyrzucała z siebie słowa jak z automatu.

– Jurek przyznał, że nie jestem mu obojętna. Wtedy moja miłość wybuchła z podwójną mocą. Nic na to nie poradzę, mamo! Sama wiesz, że na miłość nie ma rady. Ja go kocham! Jurek wyjechał na Mazury sam i czeka na mnie. Za dwa dni do niego dołączę – dodała już spokojniejszym głosem. – Cieszę się, że go niedługo zobaczę. Nie mogę się już doczekać. O jedno się boję, mamusiu – teraz jej głos przeszedł niemalże w szept – że skrzywdzimy panią Bożenę – widziałam, że mówienie o tym nie przychodzi mojej córce łatwo. – Martwię się. Wiesz przecież, jak ją lubię. Ona zresztą zawsze była dla mnie miła i kochana. Co mam robić, mamo? Poradź mi, co robić! – usłyszałam trwogę w pytaniu Marysi.

Moja córka odbiła mojej przyjaciółce ukochanego

Nie wiedziałam zupełnie, co powiedzieć, nie byłam w stanie zebrać myśli. Córka postawiła mnie w trudnej sytuacji. Nagle okazało się, że rywalizuje z moją najlepszą przyjaciółką o uczucia tego samego mężczyzny. Właściwie już wygrała tę walkę...

Wyglądało na to, że Bożena nie miała już żadnych szans. – Może wstrzymasz się z wyjazdem? – zaproponowałam, bo nic mądrzejszego nie przychodziło mi akurat do głowy.
– Muszę jechać – usłyszałam. – Zabraniam ci! – wybuchnęłam.
– Mamo, jestem już pełnoletnia – córka postawiła na swoim.

Zostałam w domu sama, nie mogąc jednak znaleźć sobie w nim miejsca. Kilka razy odwiedziła mnie Bożena, która szukała u mnie pocieszenia. Ale ja nie potrafiłam zachowywać się swobodnie, wiedząc, że jej ukochany spędza urlop razem z moją córką na Mazurach. Po dwóch tygodniach z wakacji wróciła Marysia opalona i szczęśliwa.

– Było cudownie – powiedziała. – Jerzy jest wspanialszy niż przypuszczałam. Coraz lepiej nam ze sobą. Jeszcze tego samego wieczora w naszym mieszkaniu pojawił się... ukochany mojej córki. Zdawał się być nieco onieśmielony tą wizytą. Byłam zaskoczona jego przyjściem, ale też ciekawiło mnie ogromnie, co ma do powiedzenia.

– Zawsze lubiłem Bożenę, ale nigdy nie myślałem o przyszłości z nią – przyznał z rozbrajającą szczerością. – Zdaję sobie sprawę, że powinienem wycofać się wcześniej z tego związku, niestety nie zrobiłem tego... Chciałem prosić panią o radę w tej sprawie – wyznał.
– Kocham Marysię i przykro mi z powodu Bożeny. Nie chcę zranić jej uczuć i dlatego wolałbym sam jej o wszystkim powiedzieć.
– Dojrzałe kobiety czują równie mocno, jak młode. Bożenę zaboli to, jak usłyszy prawdę. Ale przecież nie można temu zaradzić – nie dałam mu dokończyć.

Bożena nie słuchała mnie wcale. Właściwie to rozumiałam ją

W jakiś czas później odwiedziła mnie Bożena. Mało mówiła.
– Wiedziałaś o wszystkim od początku – w końcu powiedziała bezbarwnym głosem. – Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała ci wybaczyć.
– Bożena... – zaczęłam, chcąc wytłumaczyć, jak rzeczy się miały. Nie słuchała mnie wcale. Właściwie to rozumiałam ją. – Zawiodłam się na tobie – oznajmiła mi w drzwiach przyjaciółka.

Od tamtej pory minął rok. Marysia i Jurek pobrali się i zamieszkali w jego mieszkanku, zamierzają się przeprowadzić wkrótce do nowego, większego. Moja córka promienieje szczęściem, a ja cieszę się, widząc, jak zgodnym i udanym są małżeństwem...

Niedawno oznajmili mi ogromnie radosną wiadomość: spodziewają się dziecka. Zostanę więc babcią. Wiem, że będę rozpuszczać wnusia lub wnuczkę. Już zaczęłam kupować zabawki i ubranka dla niemowlaka. No i Darek, mój mąż, zaczął pojawiać się znów w domu. Spędzamy ze sobą dużo czasu. Okazało się, że łączące nas kiedyś uczucie nie wygasło całkowicie. Mam nadzieję, że może znów będziemy małżeństwem z prawdziwego zdarzenia.

Martwi mnie tylko Bożena. Cały czas mnie unika. Kilka razy próbowałam zbliżyć się do niej, ale za każdym razem słyszałam, że dla niej jest jeszcze za wcześnie... Musi uporać się ze swoimi emocjami. Wierzę, że uda nam się odbudować naszą piękną przyjaźń. 

 

Czytaj więcej