„Kochałam go i nie mogłam uwierzyć, że wszystkie moje nadzieje i plany rozpadają się jak domek z kart. Z drugiej strony nie mogłam przymykać oczu na jego kłamstwa. A tych, jak się okazało, było bez liku... Aleksandra, 29 lat
Obracałam w dłoni niewielką kartkę, którą przed kilkoma minutami wyjęłam ze skrzynki pocztowej. Trzy razy przeczytałam napisany ostrym charakterem pisma tekst, który bez wątpienia był zaproszeniem do złożenia wizyty.
Tym, co wytrąciło mnie z równowagi, był podpis. Wyglądało na to, że na rozmowę zaprasza mnie matka mojego narzeczonego, która – wbrew temu, co mówił – wcale nie mieszkała w odległej bieszczadzkiej wiosce, lecz w niewielkim mieście oddalonym o niespełna dwadzieścia kilometrów od naszego. Odległość i jej zaawansowany wiek to były, zdaniem mojego narzeczonego, główne powody, dla których jeszcze się nie spotkałyśmy...
Michała poznałam półtora roku wcześniej na firmowej imprezie. Raz do roku nasz zarząd organizował dla kierowników poszczególnych filii konferencję zakończoną wielkim bankietem. W tym roku uczestniczyłam w niej po raz pierwszy. Przed kilkoma miesiącami awansowałam na zastępcę szefa działu sprzedaży i dlatego dostałam to zaproszenie. Szybko przekonałam się, że konferencja była jedynie przykrywką dla trzech dni nieustającej zabawy i romansów. Ostatniego dnia podczas bankietu wiedziałam już dokładnie, kto z kim i kiedy, i szczerze mówiąc, miałam dość. Siedziałam samotnie przy barze, czekając na moment, w którym będę mogła niepostrzeżenie wymknąć się do swojego pokoju.
– Chyba niezbyt dobrze się bawisz? – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
– Niespecjalnie – spojrzałam rozbawiona na faceta siedzącego obok. – Ale do tego nie potrzeba towarzystwa.
– Szkoda – uśmiechnął się rozbrajająco. – Bo właśnie to miałem ci zaproponować...
Wbrew swoim planom spędziłam z nim resztę tego wieczora. Michał był współwłaścicielem firmy, która zajmowała się organizacją całej imprezy. Był też uroczym, dowcipnym facetem. Szybko okazało się, że mamy podobne poczucie humoru i podobne poglądy na wiele spraw. Świetnie się nam gadało. Pod koniec imprezy wymieniliśmy się numerami telefonów i pożegnaliśmy się na korytarzu hotelowym. Resztę nocy, która mi wtedy została, spędziłam na zastanawianiu się, czy zadzwoni. Czułam, że między nami „zaskoczyło”, ale nie wiedziałam, czy on też to tak odbierał...
Zadzwonił do mnie dwa dni po powrocie do domu. Umówiliśmy się na wypad do kina. Po kinie poszliśmy na spacer. Było już bardzo późno, kiedy żegnaliśmy się przed moim blokiem. Nie przeczę, że miałam ochotę zaprosić go do siebie, ale nie chciałam, żeby to była przygoda na jedną noc. Postanowiłam najpierw go lepiej poznać... Tak rozpoczęła się nasza znajomość. Z każdym spotkaniem coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Michał był naprawdę świetnym kompanem. Jedyne, co mi przeszkadzało, to jego częsta nieobecność.
– Mógłbyś się do mnie w końcu przeprowadzić – mruczałam niekiedy podczas naszych wspólnych nocy.
– To nie miałoby sensu – tłumaczył mi spokojnie. – Wiesz przecież, że muszę często wyjeżdżać. Tak czy inaczej siedziałabyś w domu sama.
– Ale zawsze mogłabym na ciebie czekać – odpowiadałam przekornie.
W końcu jednak Michał wprowadził się do mnie. Nie miał zbyt wielu rzeczy i rzeczywiście rzadko bywał w domu. Mimo to czułam, że nareszcie spotkałam swoją drugą połówkę. Wiedziałam, że Michał też tak czuje. W skrytości ducha marzyłam już o wspólnym życiu, domu i dzieciach.
Moje nadzieje spełniły się podczas długiego majowego weekendu, który spędziliśmy razem u moich rodziców.
– Szanowni państwo – zaczął Michał uroczyście podczas kolacji. – Znam Olę już od roku i bardzo ją kocham. Ogromnie się cieszę, że mogłem państwa poznać, i korzystając z tej okazji, chciałbym poprosić państwa o jej rękę.
– Nie wiem, co powiedzieć – mój ojciec spojrzał na mnie z zakłopotaniem. – Oczywiście, będziemy szczęśliwi...
– No pewnie, że będziemy – przerwała mu energicznie moja mama. – Z tej okazji musimy się napić twojej nalewki – podniosła się od stołu i wyciągnęła z kredensu kryształowe kieliszki, których używało się tylko w szczególnych chwilach.
– Mogłeś mnie uprzedzić – szepnęłam z wyrzutem do Michała, wykorzystując chwilowe zamieszanie. – Nie miałabyś wtedy niespodzianki – uśmiechnął się do mnie i wyciągnął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.
Przez resztę weekendu planowaliśmy ślub. Miałam wrażenie, że moja mama odetchnęła z ulgą. W jej mniemaniu byłam bowiem już starą panną. Zbliżałam się do trzydziestki, a kandydata na zięcia nie było. Michał z nawiązką spełniał jej marzenia. Moje zresztą też. Wierzyłam, że teraz wszystko dobrze się ułoży.
– A może w najbliższy weekend wybierzemy się do twojej mamy? – zaproponowałam w pewnej chwili. – To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedział szybko. – Mówiłem ci już, że moja mama nie czuje się najlepiej i w ogóle niezbyt lubi moje wizyty. Trochę się ostatnio pokłóciliśmy...
– Ale chyba teraz to jest najlepszy moment, żeby się pogodzić – zaoponowałam energicznie. – Kiedyś w końcu powinnam poznać swoją teściową.
– Oczywiście, że tak – Michał uścisnął mi dłoń. – Poznasz ją na pewno. Potrzebuję tylko jeszcze trochę czasu.
Mijały jednak tygodnie, a Michał nie proponował mi odwiedzin w swoich rodzinnych stronach. Czasem napomykałam o tym, ale zawsze mieliśmy ciekawsze rzeczy do roboty. Zresztą wolnych wspólnych weekendów mieliśmy tego lata jak na lekarstwo. Oddział, w którym pracowałam, szykował się do przeprowadzki, w związku z czym niektóre soboty musiałam spędzać w pracy. Dla firmy Michała natomiast rozpoczął się gorący okres przygotowywania wszelkich imprez. Widywaliśmy się tak rzadko, że każdą chwilę chcieliśmy wykorzystać do maksimum. Nie było więc czasu na długie rozmowy. Miałam nadzieję, że kiedy wszystko się trochę uspokoi, wrócimy do sprawy i wybierzemy się z wizytą do mamy Michała. Okazało się jednak, że jak zwykle plany sobie, a życie sobie.
Kilka dni zastanawiałam się, co zrobić z zaproszeniem, które niczym puszkę Pandory wyciągnęłam ze skrzynki pocztowej pod koniec sierpnia. W pierwszym odruchu miałam ochotę zadzwonić do Michała, którego jak zwykle nie było w Warszawie, i opowiedzieć mu o wszystkim, ale coś mnie przed tym ruchem powstrzymywało. W końcu pewnego dnia nagle podjęłam decyzję. Jeżeli Michał coś przede mną ukrywał, a tak to wyglądało, to wolałam o tym wiedzieć. Sięgnęłam po telefon i wystukałam podany w liście numer.
– Proszę – ostry głos po drugiej stronie nieco mnie zdeprymował.
– Dzień dobry – zawahałam się przez chwilę – mówi Aleksandra – przedstawiłam się. – Dostałam od pani kartkę i... dlatego dzwonię.
– A to pani – w tonie mojej rozmówczyni nie wyczułam specjalnego entuzjazmu. – Chciałabym się z panią zobaczyć.
Umówiłyśmy się na spotkanie. Następnego dnia po południu stałam przed zieloną furtką i spoglądałam na wypielęgnowany ogródek z kwitnącymi astrami. Wahałam się przez chwilę, zanim nacisnęłam klamkę. W końcu się zdecydowałam. Energicznie pchnęłam furtkę i wkroczyłam na asfaltową ścieżkę wiodącą do niewielkiego zadbanego domku.
– Czekałam na panią – drzwi otworzyły się, zanim jeszcze nacisnęłam dzwonek. – Niech pani wejdzie. Zostałam zaproszona do typowego pokoju gościnnego zastawionego meblami pamiętającymi jeszcze poprzednią epokę. Na etażerce stały modne niegdyś kryształy, a na parapetach pyszniły się rozrośnięte begonie, skrzydłokwiaty i filodendrony. Kątem oka obserwowałam też mamę Michała krzątającą się w kuchni. W niczym nie przypominała kobiety, jaką wyobraziłam sobie na podstawie skąpych informacji przekazywanych mi przez mojego narzeczonego. Na pewno nie wyglądała na osobę schorowaną. Wręcz przeciwnie. Była energiczną, zadbaną panią po pięćdziesiątce.
– Bardzo proszę – mama Michała postawiła na stole filiżanki z kawą i talerzyk z ciastem. – Słodzi pani? – spytała. Pokręciłam przecząco głową, zastanawiając się, w jaki sposób przejść do interesującego nas obie tematu, czyli do Michała. Gospodyni rozwiązała ten problem za mnie.
– Wiem, że spotyka się pani z moim synem – zaczęła, przyglądając mi się badawczo. Sięgnęłam po kawę. – Czy pani wie, że Michał jest żonaty i ma dwoje dzieci?
– O czym pani mówi? – ręka zawisła mi w powietrzu. Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami.
– Tak myślałam – mruknęła jakby do siebie. – Bardzo mi przykro – skrzywiła się lekko w ironicznym uśmiechu. – Sześć lat temu, tuż po studiach, Michał wziął ślub. O tam stoi zdjęcie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na duże ślubne zdjęcie stojące na komódce. Jak automat wstałam i podeszłam bliżej. Obok dużego zdjęcia stało kilka małych, na których uwieczniono dwie dziewczynki w różnym wieku.
– To są jego córki – za moimi plecami mama Michała udzieliła mi odpowiedzi na niezadane pytanie. – Michasia i Justysia.
– Dlaczego on mi o tym nie powiedział? – szepnęłam po kilku minutach, kiedy wreszcie udało mi się dojść do siebie.
– Mój syn, choć ma sporo dobrych cech, to jednak do wiernych nie należy – mama Michała westchnęła ciężko. – Nie wiem, może źle go wychowałam – wzruszyła ramionami. – Pierwszy raz znalazł sobie kochankę niecały rok po ślubie. Maja bardzo źle znosiła ciążę i... Sama pani rozumie. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Próbowałam z nim rozmawiać, ale kazał mi się nie wtrącać w jego życie. Zagroziłam, że powiem o wszystkim jego żonie, więc obiecał skończyć ten romans. Potem przez jakiś czas był spokój.
– Ale pewnie niezbyt długo – prychnęłam.
– Pół roku – przytaknęła moja rozmówczyni – zwykle jednak to były krótkotrwałe romanse. Ja wiem jeszcze o dwóch kobietach, a ile ich było w ciągu tych kilku lat... – ponownie wzruszyła ramionami.
– Tak jak sobie życzył, przestałam się wtrącać w jego sprawy. Z panią jest inaczej.
– Naszego związku raczej nie da się w ten sposób określić – powiedziałam cicho. – Na litość boską, on mi się przecież oświadczył! – krzyknęłam.
– Co zamierza pani zrobić w tej sytuacji? – spytała poważnie. To było naprawdę dobre pytanie. Co zamierzałam zrobić?
Kochałam Michała i nie mogłam uwierzyć, że wszystkie moje nadzieje i plany rozpadają się jak domek z kart. Z drugiej strony nie mogłam przymykać oczu na jego kłamstwa. A tych, jak się okazało, było bez liku. Zataił przede mną, kim naprawdę jest. A był już przecież mężem i ojcem! Jego matka nie była ani stara, ani schorowana i nie mieszkała na drugim końcu Polski... Nie wyjeżdżał też tak często, jak mi mówił. Po prostu część czasu musiał spędzać z rodziną. Dlaczego więc poprosił mnie o rękę. Co zamierzał zrobić?
Czułam się potwornie zraniona, ale miałam zamiar załatwić tę sprawę spokojnie i kulturalnie. Emocje były jednak silniejsze.
– Jak mogłeś?! – krzyknęłam, kiedy w końcu przyjechał po rzekomym służbowym wyjeździe. – Ty kłamco!
– O co ci chodzi? – patrzył na mnie z niepokojem.
– Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi o żonie i dzieciach? Jeszcze przed naszym ślubem czy już po?
– Skąd wiesz? – nagle pobladł, a potem ze złością trzasnął pięścią w stół. – Moja matka znowu się wtrąciła, tak?
– To akurat nie jest ważne – nagle wyparowała ze mnie cała złość. – Okłamywałeś mnie przez prawie dwa lata. Jak mogłeś? – w oczach miałam łzy.
– Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – powiedział bezradnie. – Ale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zechciałabyś zostać moją...
– Kochanką? – powiedziałam to z obrzydzeniem, bo zawsze gardziłam kobietami, które rozbijają innym małżeństwa. – Więc zadecydowałeś za mnie.
– Chciałem być z tobą. Winisz mnie za to? – spróbował mnie objąć, ale się odsunęłam. – Przecież jest nam razem dobrze. Z żoną już od wielu lat żyjemy właściwie oddzielnie. Jestem z nią tylko ze względu na dzieci. Ale rozwiodę się z nią...
– Tak? – spojrzałam na niego ze złością. – To świetnie. W takim razie rozwiedź się i wracaj.
– Dobrze, kochanie – uśmiechnął się do mnie pewny wygranej bitwy. – Rozwiodę się. Jutro złożę papiery – wyciągnął do mnie ręce. – A teraz chodź do mnie. Stęskniłem się, wiesz? – wymruczał.
– Ja też – uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko, a potem wysunęłam się z jego ramiom i zabrałam mu klucze od mojego mieszkania. – Wracaj do żony i załatwiaj rozwód – powiedziałam twardo. – Nie chcę cię widzieć, zanim nie będziesz wolny – ściągnęłam z palca pierścionek zaręczynowy. – Wtedy możesz z nim wrócić – popchnęłam go w kierunku drzwi. – Wcześniej nie masz po co się tu pokazywać.
Był tak zaskoczony, że bez wielkich protestów pozwolił się wyprowadzić na klatkę schodową. Z ulgą zamknęłam za nim drzwi.
Zadzwonił do mnie już pół godziny później. Nie odebrałam. Ani wówczas, ani za każdym następnym razem, kiedy dzwonił. Nie odpowiadałam też na jego SMS-y i maile. Nie otwierałam drzwi, kiedy przychodził. Czekałam na informację o rozwodzie. Ale ta nie nadchodziła. W mailach próbował przekonać mnie o swojej wielkiej miłości, tęsknocie, pragnieniu życia ze mną i jednocześnie tłumaczył, że nie może teraz zostawić żony i córek. Ta szarpanina trwała prawie trzy miesiące. Cierpiałam, ale się nie poddawałam. Tęskniłam za nim, jednak bałam się takiego związku. Wiedziałam, że podczas każdego spotkania z Michałem będę miała przed oczami jego żonę i córki. Nie chciałam żyć z takim ciężarem.
Na początku grudnia nagle wszystko się urwało. Tuż przed świętami spotkałam w jednym z centrów handlowych mamę Michała.
– Miałam do pani zadzwonić – zatrzymałam ją przed sklepem z zabawkami. – Ale jakoś nie mogłam się zebrać... Chciałam pani podziękować.
– Chyba niespecjalnie było za co – powiedziała z wyczuwalną ironią.
– Nie było łatwo – przyznałam. – Jednak wolę to niż życie w kłamstwie. Mam nadzieję, że Michał... – nie dokończyłam.
– Na razie wszystko jest w porządku. Przynajmniej pozornie – oznajmiła mi sucho. – Michał spędza więcej czasu z rodziną. Moja synowa o niczym nie wie – dodała po chwili.
– To dobrze – skinęłam głową, myśląc, że może przynajmniej ona będzie szczęśliwa. – Cóż, życzę pani wesołych świąt.
– Dziękuję, nawzajem – odpowiedziała.
Nie miałyśmy już sobie nic więcej do powiedzenia. Byłyśmy kompletnie obcymi kobietami, które na chwilę połączyła osoba jednego mężczyzny. Pożegnałyśmy się i wróciłyśmy, każda z nas, do własnych spraw.
Od tamtego czasu nie widziałam ani Michała, ani jego matki. Pozbyłam się wszystkich rzeczy, które mogłyby mi go przypominać. Rodzicom powiedziałam tylko, że się rozstaliśmy. Nie zadawali pytań. Tak skończyła się moja wielka miłość. I czuję, że minie dużo czasu, zanim ponownie się zakocham. A jeśli tak się zdarzy, na pewno nie będę już taka naiwna i nie dam się zwodzić...