"Kochanka mojego męża obrażała mnie bezczelnie, po chamsku, bez zająknięcia. Powiedziała, że Artur potrzebuje kobiety czarującej, młodej, a nie ciepłej kluchy w przydeptanych kapciach. To obudziło moją uśpioną ambicję..." Zuzanna, 45 lat
Mieszkałam z mężem od siedemnastu lat i na co dzień nie zastanawiałam się nad tym, jakim jesteśmy małżeństwem. Żyliśmy razem i tyle. Mieliśmy dzieci, wspólny dom, majątek, wspólne sprawy. Może kwestie łóżkowe już od jakiegoś czasu nie stanowiły dla nas tak ważnej części życia jak dawniej, ale po tylu latach zdawało mi się to całkiem normalne. Uważałam, że z fazy namiętności przeszliśmy w fazę przyjaźni, i nie widziałam w tym nic nieprawidłowego. A jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że coś jest nie tak, odczuwałam to w drobiazgach, w sprawach na pozór błahych, ale składających się na istotną całość naszego związku...
– Artur, co się z nami dzieje? – rzuciłam mimochodem podczas kolacji, gdy zostaliśmy przy stole sami. Nie spodziewałam się żadnej znaczącej odpowiedzi, więc ta, którą otrzymałam, po prostu zwaliła mnie z nóg:
– Ktoś pojawił się w moim życiu.
– Co? – spojrzałam na Artura bardziej z ciekawością, niż z zaskoczeniem. Przełknął ślinę, jego twarz spoważniała.
– Od jakiegoś czasu jestem z kimś związany – wyjaśnił cicho i natychmiast dodał, jakby bał się pozostawić mi złudzenia:
– Ona jest dla mnie bardzo ważna. Przy stole zapanowała cisza. Patrzyłam na Artura i próbowałam zrozumieć sens słów, które przed chwilą wypowiedział. Jedyne, co mi się nasuwało na myśl, to naiwne pytanie: „Ale jak to?!” Jak to możliwe, że ten Artur, mój mąż, moja miłość, ojciec moich dzieci, nierozerwalnie związany z domem i całą moją codziennością, zdradził mnie?! Tym sposobem w ciągu jednej niewinnej sekundy stał się człowiekiem obcym i dalekim?! Nie spodziewałam się, że za pierwszym ciosem może nadejść jeszcze i drugi.
– Mówię ci o tym, bo Martyna jest w ciąży. I mam nadzieję, że przez wzgląd na tyle wspólnych, zgodnych lat wykażesz się zrozumieniem i nie będziesz mi tej sytuacji utrudniać.
No coś takiego! Mój mąż, ta chodząca uczciwość, rzetelnie informuje, że będzie miał z kochanką dziecko! I powołując się na spędzone wspólnie lata, liczy na moje wsparcie! Miałam ochotę uderzyć go w twarz i wydzierać się wniebogłosy. Ale zamiast tego zapytałam spokojnie:
– Co przez to rozumiesz?
Spojrzał na mnie błagalnie.
– Chciałbym, żeby między nami wszystko pozostało tak, jak jest – poprosił.
Większość kobiet na moim miejscu wyrzuciłaby go z walizkami za drzwi, ale ja byłam chyba zbyt zszokowana tym wszystkim, żeby przyjąć jakąś zdecydowaną postawę. Artur tymczasem usiłował mnie przekonać, że miłość do innej kobiety, zdrada i dziecko, które niebawem ma się pojawić na świecie, nie wpłynęły na jakość uczuć, które żywi do mnie!
Nie wiem, jak to się stało, chyba po prostu oszalałam i przystałam na to wyjaśnienie. Jednak jego zdrada sprawiła, że wkrótce zaczęłam popadać w dziwne stany... Taki wstrząs nie może przecież w kobiecej psychice nie zostawić żadnego śladu! Nagle poczułam się stara, brzydka, nieatrakcyjna i nie tylko niegodna miłości, ale nawet uwagi. Nie miałam siły, aby walczyć z rywalką. A kochanka mojego męża nie zamierzała być bierna. Zadzwoniła do mnie i zażądała spotkania. A ja, jak ten głupek, udałam się do restauracji, którą wyznaczyła na miejsce spotkania.
Gdy ją zobaczyłam, zrozumiałam, że jest moim przeciwieństwem. Drobna, malutka, eteryczna. Śliczny uśmiech, błękitne oczy i długie falujące włosy. „O, jaka ona słodka!”, pomyślałam. Niestety słodka to ona była, ale tylko z wyglądu. W rzeczywistości mój głupi mąż trafił na cwaną i przebiegłą kobietę. Ślicznotka nie zamierzała zrezygnować z Artura... A on, prócz świństwa, które mi zrobił, był rzetelnym, uczciwym, a przy tym przystojnym i dobrze ustawionym facetem. Słowem: wymarzony partner dla takiej młódki.
Siksa zażądała, żebym natychmiast dała Arturowi rozwód. I dodała, że nie zamierza rezygnować z niczego, co jej się należy, to znaczy z alimentów.
– Artur jest panią zmęczony. On chce kobiety czarującej, młodej, pełnej życia, a nie ciepłej kluchy w przydeptanych kapciach – mówiła mi te chamstwa bezczelnie, bez zająknięcia. Taka była z niej słodka niunia! Dzięki temu obudziła moją uśpioną ambicję! „No nie! Ta siksa nie będzie decydować o moim życiu!”, pomyślałam. „Udowodnię tej dziewusze, że potrafię być jeszcze atrakcyjna. Nie dam sobie odebrać Artura!”, postanowiłam.
Nie przypuszczałam, że urażona duma może być takim motorem napędowym! Zmobilizowałam wszystkie siły i wzięłam się w garść. Mąż był interesującym mężczyzną, zależało mi na nim. Lubiłam te wspólne podróże, wyjazdy na narty, rozmowy, nawet nasze spory. Spędziliśmy razem wiele lat i nie widziałam powodu, żeby rezygnować z następnych.
– Musisz się zdecydować, ona albo ja – postawiłam mu ultimatum. Okropnie się bałam, że wybierze ją, ale stało się inaczej. Niestety, Artur nie powiedział tego, na co skrycie liczyłam: że zostawia ją, bo kocha tylko mnie! Wahał się. Niby był w domu, ale ciągle do niej jeździł. W tak zwanym międzyczasie jego kochanka poroniła. Ta okoliczność stała się jej nową bronią. Twierdził, że Martynka, tak o niej mówił, jest bardzo wrażliwa i że strata dziecka jest dla niej końcem świata.
– Nie chcę jej rujnować życia – powiedział w końcu i poprosił, żebym dała mu czas na załagodzenie sytuacji. „A mnie nie krzywdzisz?”, zadałam sobie podstawowe pytanie, a odpowiedź na nie była naprawdę prosta: „I to bardzo!” Miałam tego wszystkiego dość.
– Jeśli nie możesz o niej zapomnieć, to zapomnij o mnie – powiedziałam i wystawiłam jego walizki za drzwi. A ten baran nawet o mnie nie zawalczył! Tylko potulnie pojechał do niej. To zabolało mnie najbardziej! Wtedy też zrobiłam dokładny remanent swojego życia. Chciałam w nim zmienić wszystko, tylko po to, żeby Artur zobaczył, co traci!
Zaczęłam od zmiany garderoby. Noszone zazwyczaj wygodne podkoszulki, dżinsy i trampki zastąpiłam zwiewnymi sukienkami i szpilkami. Potem zmieniłam makijaż i uczesanie. Fryzjer zlikwidował nudny kolor moich włosów, nakładając kasztanowy odcień farby, i namówił mnie na dziewczęcą fryzurę z grzywką. Te zmiany spowodowały, że Artur znowu zapragnął być ze mną! Kiedy przywiózł dzieci z basenu i zobaczył mnie stojącą w progu, po prostu zaniemówił. Widziałam, jak pożądliwie zerka na moją ponętną sylwetkę.
– Zuzanna! – zawołał. – Zuzanna... – powtórzył z podziwem cicho.
Nazajutrz przyjechał do mnie z kwiatami i zaprosił na kolację. Zaczęliśmy się spotykać. Jak para zakochanych. Teraz to ja byłam górą, a Martynka zachodziła w głowę, gdzie jej przyjaciel znika na całe wieczory! W końcu Artur poprosił, żebym mu dała drugą szansę. Był na każde moje skinienie. Zakładał uszczelkę, naprawiał kosiarkę. Woził mnie do fryzjerki, po zakupy... Jego zachowanie sprawiało mi dziką satysfakcję.
Wygrałam ostatecznie, gdy pewnego dnia zapytał, czy pozwolę mu wrócić do domu.
– Popełniłem niewybaczalny błąd, wiem o tym i proszę cię, żebyś zapomniała, że byłem taki głupi! Triumfowałam. Potrzymałam go jeszcze trochę w niepewności, a potem łaskawie przyjęłam z powrotem. I znów byliśmy razem. Martyna poszła w zapomnienie... Znów, jak za panieńskich czasów, uwodziłam go, a on mnie adorował. Nocami odkrywaliśmy tajniki namiętności... Na pozór wszystko było dobrze... Tylko że z dnia na dzień coś się we mnie buntowało. Kiedy stroiłam się w modne fatałaszki, coraz częściej zadawałam sobie pytanie: kim ja właściwie jestem? Bo na pewno nie sobą! Czułam się jak aktorka na scenie, odgrywałam kogoś mi zupełnie nieznanego, obcą osobę, z którą w głębi serca przecież nic mnie nie łączyło. Nie miałam osobowości kokietki i nie taką mnie Artur kiedyś pokochał i poprosił, bym szła z nim przez życie. Wtedy odpowiadało mu, że jestem dobrym przyjacielem, za którym nie trzeba się uganiać i wciąż na nowo zdobywać. Czym więc było to, co działo się między nami teraz? Prawdą czy fałszem?
I nagle zrozumiałam, że jeśli zdecyduję się z nim zostać, to będę tak walczyć o niego do końca życia. Każdego dnia, z trudem łapiąc oddech, będę musiała udawać kogoś, kim nie jestem. Bo wciąż będzie wisiało nade mną widmo Artura, który może mnie zostawić, bo już raz to zrobił. Zrozumiałam, że nie potrafię mu już zaufać. „To ja, zdradzona i skrzywdzona, teraz dwoję się i troję, żeby utrzymać cię przy sobie! No nie, tak dłużej być nie może!”, postanowiłam w myślach. „Koniec z przywdziewaniem cudzej skóry, tylko po to, żeby ten zdrajca nie przestawał mnie kochać!” Nie chciałam do końca życia uganiać się za kimś, kto nie umie docenić, że ma prawdziwego przyjaciela u swojego boku.
Rozstałam się z Arturem. Był zdumiony tym, co zrobiłam. Patrzyłam, jak pakuje swoje rzeczy, i wiedziałam, że robi to po raz ostatni. Straciłam Artura, ale odzyskałam siebie. Trochę trwało, zanim polubiłam swoje nowe życie, w którym nie było już miejsca na smutek. Teraz jestem z tym naprawdę szczęśliwa.