"Artur podejrzewał, że spotykam się z jego kolegą, ale o nic nie pytał. Dlaczego? Bo go to nie interesowało? Bo od lat nie obchodziłam go jako kobieta...? Renata, 32 lata
Byliśmy z Arturem małżeństwem już siedem lat. Urodziłam dwójkę dzieci. Kamil miał cztery latka, Beatka prawie siedem. Czy byliśmy szczęśliwi? Artur powiedziałby, że oczywiście. Ja miałam nieco inne zdanie na ten temat...
Wydawało mi się, że w pewnych sferach nie byliśmy do siebie dopasowani. W przeciwieństwie do mnie Artur nigdy nie miał dużego temperamentu, miał niewielkie potrzeby seksualne. Z początku myślałam, że się dotrzemy – że kiedy na świat przyjdą dzieci, ja też będę miała mniejszą ochotę na seks... I rzeczywiście – po narodzinach Beatki marzyłam tylko o chwili dla siebie, pragnęłam się jedynie wyspać. Po odstawieniu małej od piersi zaczęłam mieć większą ochotę na igraszki. Nie, żebym chciała robić to codziennie, ale raz na tydzień – czemu nie? Czy to za często dla faceta ledwo po trzydziestce? Chyba tak, w tym czasie Arturowi wróciły migreny... Co prawda borykał się z tym problemem od lat, ale wydawało mi się, że jego bóle i niedomagania to wymówka, aby unikać zbliżenia. Jemu wystarczało kochanie się raz na miesiąc... A po przyjściu na świat Kamila było jeszcze gorzej!
Nieraz skarżyłam się koleżance, że czuję się odrzucona.
– Artur kocha cię najbardziej na świecie – zapewniała mnie przyjaciółka. – Chcesz namiętności czy prawdziwej miłości? – pytała, a ja zapewniałam, że tego drugiego. Nie kłamałam! A mimo to nie byłam ani szczęśliwa, ani spełniona... Czułam się coraz bardziej sfrustrowana i coraz mniej atrakcyjna, a przecież nie miałam jeszcze trzydziestki! Mąż jakby zapomniał o tym, że oprócz bycia matką i żoną mogę być też kochanką. Nie rozmawialiśmy o tym i to był nasz błąd. Ba! Czułam, że to nawet ja jestem bardziej winna, bo nie inicjowałam rozmowy na ten trudny temat. Arturowi mogło się zatem wydawać, że jestem równie zadowolona, co on...
Dawid bywał w naszym domu praktycznie od zawsze. Był znajomym męża, pracował w szpitalu jako anestezjolog, więc zawsze opowiadał mnóstwo dowcipnych historii z oddziału. Lubił wpadać w wieczorne weekendy – z butelką alkoholu dla nas i tabliczką czekolady dla dzieci. Beatka i Kamil uwielbiali „wujka”. W pewną sobotę urządziliśmy przyjęcie z okazji imienin Artura. Przyszli nasi znajomi, w tym Dawid ze swoją dobrą koleżanką.
– Ślicznie wyglądasz – powiedział mi na powitanie, a potem powtórzył ten komplement jeszcze kilka razy. Nie wzbudziło to moich podejrzeń... Znajoma Dawida wyszła od nas po kilku godzinach – czuła się zmęczona towarzystwem, którego nie znała. Potem wykruszyli się pozostali goście i zostały cztery osoby: Artur i ja, Dawid i nasza wspólna znajoma, Karolina. W pewnym momencie zaprosiła mnie do tańca.
– Chodź, w radiu leci fajna muza, musimy się poruszać... Posłusznie wstałam z kanapy. Artur siedział na fotelu i pił swój ulubiony likier. Tańczyłyśmy przez chwilę, aż w pewnym momencie poczułam za sobą Dawida. Stanął za moimi plecami, a po chwili przyciągnął mnie do siebie. Karolinę speszyła ta sytuacja. Wróciła na kanapę i zrobiła sobie kolejnego drinka, a ja... Dla mnie świat przestał istnieć. Czułam tylko ręce Dawida na swojej talii, na biodrach... Artur wciąż siedział na fotelu i przyglądał się, jak obściskuje mnie jego kumpel! Miałam wrażenie, że powietrze w pokoju się zagęściło... Nagle mąż wstał z fotela i oznajmił:
– Jestem zmęczony. Muszę się położyć... A potem odwrócił się do nas plecami i podreptał do sypialni! Karolina też oznajmiła, że czas na nią. Kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi wyjściowych, jeszcze mocniej przylgnęłam do Dawida. Zakręciło mi się w głowie. To ja go pierwsza pocałowałam. I to ja poczułam rozczarowanie, kiedy przestraszony odepchnął mnie i zaczął szukać swojej kurtki. Miał rację. Artur w każdej chwili mógł wyjść z sypialni...
Jednak zadzwonił następnego dnia.
– Przyjdziesz do mnie? – spytał po prostu.
– Kiedy? Zrobiłam to świadomie. Nie można już było za to obwiniać alkoholu. Czułam się tak stęskniona za bliskością drugiego ciała, tak udręczona latami obojętności ze strony męża, że przyznałam sobie prawo do zdrady. Poszłam do Dawida dwa dni później. Było cudownie, więc powtórzyliśmy to w kolejnym tygodniu. Po tylu latach posuchy moje ciało chciało więcej i więcej... Dawid też wydawał się niezaspokojony, więc spotykaliśmy się coraz częściej. Kiedy wracałam po wszystkim do domu i szłam pod prysznic, czułam się okropnie. Brzydziłam się siebie... Odbierałam potem dzieci od babci, patrzyłam na ich ufne twarze i czułam, że zachodzi we mnie zmiana. Jakby przelewała się czara goryczy. Jednocześnie podejrzewałam, że Artur zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ale o nic nie pytał. Dlaczego? Bo go to nie interesowało? Bo od lat nie obchodziłam go jako kobieta? Cierpiałam wewnętrzne katusze i czekałam, aż zrobi mi awanturę. Ale on udawał, że niczego nie widzi. Jakby było mu na rękę, że kto inny zaspokaja jego żonę...
Szykowaliśmy się na przyjęcie u znajomego. Dzieci były u mojej mamy. Siedziałam na brzegu wanny, czesałam włosy i przez uchylone drzwi obserwowałam przymierzającego koszule Artura. „A może on też kogoś ma, więc mu pasuje taki układ?”, zastanowiłam się. „Jak może być tak opanowany?!”, zadręczałam się. W pewnym momencie zobaczyłam, z jakim rozleniwieniem perfumuje się pod pachami, i nie wytrzymałam. Cisnęłam szczotkę w kąt łazienki, wybiegłam do pokoju.
– Po co to wszystko?! – krzyknęłam.
– Ale co? Jakie wszystko? – spytał zdezorientowany.
– Nie znoszę cię – wyszeptałam.
– O czym ty mówisz? – przeraził się.
– Masz gdzieś mnie i to małżeństwo!
– Ja?! – spytał z drwiącym uśmieszkiem.
– Wczoraj, kiedy Dawid do mnie zadzwonił, co pomyślałeś? – spytałam.
Jego twarz gwałtownie się zmieniła. – A powinienem był coś pomyśleć?
– Nic cię nie obchodzi, że się z nim spotykam?
Artur spoważniał. Odłożył butelkę z perfumami na stół, usiadł na sofie i popatrzył na mnie uważnie. W oczach miał smutek...
– Tak mi się wydawało. Ale nie miałem pewności – powiedział w końcu. – Od kiedy to trwa? Od moich imienin?
– Dopiero teraz mnie pytasz? – spytałam i rozpłakałam się.
Zapadła cisza. Artur wstał i zbliżył się do mnie. Położył mi rękę na ramieniu. Strąciłam ją z wściekłością.
– Kim dla ciebie jestem? Wyposażeniem mieszkania? – spytałam.
– Matką moich dzieci.
– Twoją żoną! – wysyczałam. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
– Nie znoszę cię – wyszeptałam.
– Wyprowadzę się, jeśli chcesz.
– Słucham? – zatkało mnie.
– Skoro tak to wygląda...
– A jak ma wyglądać? – chlipałam. – Czego ty w ogóle chcesz?! Mogę wiedzieć?
W tym momencie Artur jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się.
– Nie wiem, Renata. Naprawdę nie wiem.
Nie pojechaliśmy wtedy na przyjęcie. A po tygodniu Artur wyprowadził się do swojej matki. Przestałam się spotykać z Dawidem, ale nie było mi lżej. Wręcz przeciwnie – czułam się podle. Tylko dzieci trzymały mnie przy życiu. Miałam potworne wyrzuty sumienia – powinniśmy przegadać wszystko z Arturem! On czuł to samo, bo dawał mi do zrozumienia, że chciałby porozmawiać. Ale straciłam nadzieję, że rozmowa mogłaby cokolwiek zmienić... Spotkaliśmy się po miesiącu przed przedszkolem Kamila. Artur brał dzieci na weekend do siebie. Kiedy go zobaczyłam, na moment przestałam oddychać... Dwa dni później przywiózł do mnie dzieci i... wręczył mi kwiaty.
– Możemy pogadać? – spytał. – Nie musi być dziś, ale na przykład jutro?
Następnego dnia zawiozłam dzieci do mamy i pojechaliśmy z Arturem nad rzekę.
– Poszedłem na terapię – wyznał mąż. – Musiałem, bo... nie rozumiałem, co się ze mną dzieje.
– A ja... przestałam się spotykać z Dawidem – powiedziałam. – Przepraszam za tę zdradę, ale to był... akt rozpaczy. Wtedy mąż mocno mnie przytulił.
– Renata – szepnął. – Renata...
Po moich policzkach płynęły łzy. „Co my zrobiliśmy z naszym małżeństwem? Co z naszymi dziećmi? Kim my tak naprawdę jesteśmy?”, rozpaczałam.
– Dlaczego udawałeś, że niczego nie widzisz? – spytałam.
– Rozmawiałem o tym z terapeutą. Wiem, że bardzo oddaliliśmy się od siebie.
– Miałam wrażenie, że tobie na mnie nie zależy!
– Nie. Nie wiesz, co czułem...
– Czułam, że wszystko ci jedno – przerwałam mu.
Artur pokręcił głową. – Może nie zachowałem się jak mężczyzna, ale... Uwierz, że potrzeba odwagi, aby iść na terapię! Iść do kogoś obcego i mówić o tych rzeczach...
– Jakich rzeczach? – drążyłam.
– No, na przykład o spadku pożądania. I o tym, co się między nami działo. Artur pogładził mnie po twarzy.
Tego dnia dotykał mnie inaczej, patrzył na mnie inaczej. Jakby przez starą, niewrażliwą skórę przebił się nowy mężczyzna. Nagle mnie pocałował. I wtedy poczułam, że mnie pragnie! Boże, nie wierzyłam, że coś takiego jest między nami jeszcze możliwe! Jednak nie chciałam, żeby wracał ze mną do domu. Na to było za wcześnie.
Kilka tygodni później wyjechał w góry. Po jego przyjeździe spotkaliśmy się znowu pod przedszkolem Kamila. Już kiedy go zobaczyłam, zrozumiałam, że zachodzą w nim zmiany. Tym razem chciałam, by wrócił do domu albo chociaż został na noc, ale Artur uznał, że warto jeszcze poczekać.
Zeszliśmy się po dwóch miesiącach. Jego terapia nadal trwa, lecz już wiem, że odzyskałam męża i kochanka. Oboje jesteśmy od siebie różni i mamy inne potrzeby, ale dopiero teraz nauczyliśmy się o nich mówić. To nas zbliżyło i dopiero teraz mogę powiedzieć, że mój mąż mnie rozumie. Mnie i moje potrzeby...