"Jesteśmy z Markiem małżeństwem od szesnastu lat, mamy udanego syna, żyjemy na przyzwoitym poziomie. Niestety, ostatnio poczułam, że naszemu związkowi brakuje emocji. Po prostu kolejne dni i miesiące są takie same. – To jest nie do zniesienia! – narzekałam. Moja przyjaciółka powiedziała, że ma na takie myśli odtrutkę i... wręczyła mi zaproszenie klasowy zjazd!" Aga, 39 lat
Zaczęły się wakacje, syn był na obozie, a mnie jakby nosiło... Ot, kręciłam się po mieszkaniu bez sensu i nigdzie nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W końcu wybrałam się z przyjaciółką do naszej ulubionej kawiarenki. Nie widziałyśmy się od dwóch tygodni, więc teraz pojawiła się okazja, żeby nadrobić zaległości i pogawędzić. Siedziałyśmy odprężone na otwartym tarasie, ciesząc się słońcem. Nastrój i aromatyczna kawa sprzyjały zwierzeniom...
– Widzisz, Marylka, czasem rozmyślam o moim małżeństwie. Niby wszystko jest w porządku, ale… – zawiesiłam głos. – Sama nie wiem, jak to opisać, żebyś mnie źle nie zrozumiała.
– Śmiało, śmiało, opowiadaj – zachęcała Maryla. – Czasem trzeba się wygadać. Zaintrygowałaś mnie.
– No wiesz… – rozpoczęłam. – W zasadzie nie mogę Markowi niczego zarzucić. Jesteśmy małżeństwem od szesnastu lat, syn zdrowy, żyjemy na przyzwoitym poziomie. Niestety, ostatnio…
– Zdradza cię? – przerwała Maryla. – A tak świetnie się maskuje i pozornie jest taki miły.
– Nie, nie – zaprzeczyłam gwałtownie. – Nic z tych rzeczy. Męczy mnie brak emocji. Po prostu kolejne dni, tygodnie czy miesiące są takie same. To jest nie do zniesienia. Marek jest bardzo solidny, poprawny, ale z drugiej strony zrobił się przewidywalny, wręcz obrzydliwie nudny. Czasem gapię się na niego i myślę: „dni przeciekają mi przez palce, co ja tutaj robię?”.
– Acha, o to chodzi – uspokoiła się Maryla. – Myślałam, że to coś poważniejszego.
Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że była lekko zawiedziona, że Marek mnie nie zdradza. „Nie, to bzdura”, odrzuciłam tę myśl. „Marylka jest moją przyjaciółką od lat, znamy się od szkoły średniej. To dobra dusza i z pewnością dobrze mi życzy”.
– Wiesz, wydaje mi się, że mam nawet na to odtrutkę – dodała po chwili. – Najzwyczajniej w świecie potrzebujesz odmiany, zmiany otoczenia, choćby na krótko. Nasze dawne szkolne koleżanki organizują zjazd klasowy – odparła Aga.
– Mój Boże, spotkanie po dwudziestu latach. Czy to w ogóle ma sens? – zastanawiałam się.
– To tylko jeden dzień. I wiesz co? – zawiesiła głos Maryla. – Wybierzemy się razem.
Bawiłyśmy się już bite cztery godziny. Spotkanie koleżeńskie upływało w wesołej, wręcz szampańskiej atmosferze: dobry podmiejski lokal, pyszne przekąski, świetna muzyka, a przede wszystkim mnóstwo tańca.
Przyglądałam się Helenie, brunetka o znakomitej figurze lekko wirowała na parkiecie. Gdyby się bliżej zastanowić, to nigdy jej właściwie nie lubiłam. Jedno jej jednak musiałam przyznać – zawsze miała niesamowite powodzenie u mężczyzn. Dawniej nazywałyśmy ją nawet, troszkę z ironią, ale też z lekką zazdrością, „piękną Heleną”.
Na chwilę wróciły wspomnienia. W szkole średniej podkochiwałam się w pewnym koledze z klasy. W naszej licealnej klasie było tylko trzech chłopców, choć niestety na zjazd żaden z nich nie dotarł. Pośród nich Adam. Bardzo przystojny, szczupły, a do tego szarmancki chłopak z zawsze zmierzwioną, blond fryzurą i lekko marzycielskim wzrokiem.
Adam miał powodzenie u dziewczyn, ale zwrócił uwagę na mnie i zaczęliśmy się spotykać. Niestety, nasza znajomość nie miała nawet szansy się rozwinąć, bo pojawiła się Helena i wszystko błyskawicznie się posypało. Skończyliśmy szkołę i kontakt się urwał. Ktoś mi nawet mówił, że się pobrali. Minęło mnóstwo lat, a ja przecież nie rozpamiętywałam tak odległych wydarzeń.
„Trochę szkoda, że Adam nie dotarł”, pomyślałam. „A swoją drogą, ciekawe jak im się teraz układa”. Postanowiłam to sprawdzić.
Wykorzystując okazję, przysiadłam się do Heleny, a ta zwracała się do mnie z niebywałą sympatią. „Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że ona tak mnie lubi”, pomyślałam zaskoczona.
– Fajnie, że udało nam się spotkać. – Ogarnęła wzrokiem całą naszą grupkę. – Nie było łatwo dotrzeć do wszystkich, z pewnością internet okazał się bardzo pomocny.
Wypiłam spory łyk wina. Poczułam, że alkohol dodaje mi odwagi.
– Jak ci się wiedzie? – wypaliłam prosto z mostu. – A raczej, jak wam się wiedzie z Adamem? Pewnie idylla: domek z ogródkiem, dwoje dzieci, romantyczne podróże.
Piękna Helena zakrztusiła się winem i odkaszlnęła. Była już wstawiona. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie poklepać jej w plecy.
– Nawet nie wymawiaj przy mnie imienia tego drania – parsknęła. – Owszem, pobraliśmy się, mamy córkę i duży dom...
– To w czym rzecz? – wykrztusiłam zdumiona. – Z tego, co mówisz, jest dobrym mężem.
– Był! – Helena uniosła palec. – Był. Zresztą bardzo krótko. Zostawił mnie po pięciu latach. Mało tego, odszedł z moją rodzoną siostrą! Minęło chyba z piętnaście lat, a ja nie mogę się pozbierać. Przez pięć lat nie chciałam widzieć ani jego, ani siostry. Wyobraź sobie wspólne święta z rodzicami. Do tej pory muszę znosić widok tego zdrajcy.
Wzdrygnęłam się. To musiało być okropne.
Mimowolnie pomyślałam o swoim Marku. Jesteśmy już szesnaście lat po ślubie, a ja nigdy nie miałam powodu, żeby mu nie ufać. Poczułam tęsknotę i zachciało mi się wracać do domu. Minęło wiele lat i nie czułam już specjalnej więzi z tymi wszystkimi kobietami. „A w domu czeka na mnie mój, taki trochę nudny mąż”, pomyślałam z rozczuleniem.