"Chciałam, żeby moje nowe mieszkanko miało klimat, dlatego szukałam starych mebli, którym podaruję drugie życie. Pewnego dnia dnia znalazłam w internecie mebel, który nazywano wodniarką. Umówiłam się na odbiór. Gdy zajechałam na miejsce, sprzedający już na mnie czekał. Ten chłopak okazał się niesamowity, a ja już wiem, że marzenia się spełniają! Monika, 25 lat
Byłam w siódmym niebie, bo spełniło się moje marzenie o kupnie własnego mieszkania. Udało mi się to jeszcze przed kryzysem. Moja radość nie trwała jednak długo, bo wiadomo: wojna, inflacja, zmiana stóp procentowych i rata kredytu się podwoiła. Jakoś jednak dawałam radę związać koniec z końcem. Cieszyłam się tym, że mam zrobioną łazienkę w marmurze i kuchnię w zabudowie. Reszta musiała poczekać na lepsze czasy.
Kiedy do nowego mieszkanie przyjechali rodzice i babcia, staruszka popłakała się, widząc, że śpię na karimacie i kilku kocach.
– Monisiu, kupże sobie łóżko. – Załamywała ręce.
– Babciu, kupię, kupię, jak trochę odłożę. Już niewiele mi brakuje. Zaraz będzie wygodny materac, a za kilka miesięcy rama.
Babcia podreptała do przedpokoju po swoją wiekową czarną torebkę w stylu królowej Elżbiety II i zaczęła w niej czegoś szukać.
– Mam tu taki tajny schowek pod podszewką, w którym noszę parę zaskórniaków – przyznała.
– Babciu, no coś ty! I tak dostałam od ciebie i od rodziców mnóstwo pieniędzy na wykończenie mieszkania, nic mi nie dawaj!
– Oj tam, oj tam, teraz przyjechałam na parapetówkę, to co tak z gołą ręką do wnuczki, wykluczone.
Po chwili babcia wyjęła malutką, ale całkiem grubą różową kopertkę, chyba po jakimś zaproszeniu, i wręczyła mi ją.
– Proszę, to na ten materac.
– Babciu… – Rzuciłam się jej w objęcia. – Dziękuję!
Rodzice na nowe mieszkanie też mieli dla mnie prezent, dostałam małą pralkę, która idealnie mieściła się w łazience. O tym pomyśle mamy wiedziałam już wcześniej, bo ona nie uznawała niespodzianek, ale radość z karty podarunkowej do sklepu AGD też była wielka.
Co prawda nie było w nim zbyt wielu mebli, ale za to miało klimat. Zainwestowałam w słomkowe żyrandole, powiesiłam na ścianach kilka obrazów, które dostałam od zaprzyjaźnionych grafików, i stare zdjęcia rodzinne. Od rodziców koleżanki otrzymałam piękny, okrągły stół. Tak mi się podobał, że zamiast kupić materac, oddałam go do renowacji. Chyba dobrze zrobiłam, bo był ozdobą mojej nowoczesnej białej kuchni.
– Taki stół mieliśmy kiedyś w starym mieszkaniu – powiedziała babunia. – Dziadek bardzo go lubił. A potem się przeprowadziliśmy do bloków i dostałam z zakładu bon na meble. Kupiliśmy takie jasnobrązowe z ławą, którą można było rozłożyć i stawała się sporym stołem. A okrągły stolik najpierw wynieśliśmy do altanki na działkę, a potem to nie wiem, co się z nim stało.
– Oddałaś go, mamo, Celinie, bo cię prosiła – przypomniała moja rodzicielka jakby z lekką urazą.
– Ach tak, rzeczywiście! No jak jej miałam poskąpić starego stołu, skoro jej Staszek co roku dawał nam sadzonki pomidorów i ogórków? A zresztą, nie ma co rozpamiętywać. Ważne, że Monisia ma teraz taki sam. – Uśmiechnęła się babcia.
Tego dnia częstowałam gości kremową zupą z pomidorów i pyszną tartą z kurczakiem i brokułem. Wszystko ugotowane w mojej ślicznej, nowej kuchni. Naprawdę cieszyłam się swoim gniazdkiem i byłam wdzięczna najbliższym, że pomogli mi je urządzić.
– No, wnusiu, teraz to brakuje ci tylko jakiegoś chłopaka od serca, co? – zapytała babcia, mrugając do mnie.
– Ach, babciu, może by się przydał, ale jakiś konkretny, bo tych, których spotykałam dotychczas, to nawet nie chciałabym ci przedstawić. No i musiałabym się zakochać, tak jak ty w dziadku, a mama w tacie, bo inaczej to nie ma sensu…
Babcia zaczęła się śmiać.
– Pewnie, wnusiu, pewnie. Serce ci wszystko podpowie.
Już następnego dnia zamówiłam materac, czekałam tylko na dostawę. Pojawił się dwa dni później. Ależ był wygodny!
W kolejnym tygodniu odwiedziła mnie koleżanka z pracy. Kasi też bardzo podobało się moje mieszkanko.
– Fajnie, że nie jest przeładowane! I te retro dodatki… Super! – chwaliła.
– Tak, chciałabym upolować jeszcze jakąś zgrabną szafkę do przedpokoju. Wiesz, najlepiej antyk. Nad nią powiesiłabym spore lustro, a na niej postawiłabym klimatyczną lampkę.
– O! Świetny pomysł! Wiesz, są takie portale, gdzie ludzie ogłaszają, że oddadzą coś za darmo albo za niewielkie pieniądze. Patrzyłaś? – zapytała Kaśka.
– Nie…
– Sprawdź, mówię ci! Czasem ludzie pozbywają się fajnych rzeczy.
Jeszcze tego samego wieczoru usiadłam z laptopem przy moim ulubionym stole i zaczęłam szukać. Byłam wdzięczna Kasi za radę, bo niemal od razu znalazłam za niewielkie pieniądze ramę łóżka, którą wystarczyło tylko pomalować, w moim przypadku na biało. I mebel, który nazywano wodniarką. Nie był może jakimś totalnym antykiem, ale najważniejsze, że stylem pasował do mojego stołu. Już planowałam, że go odnowię.
Napisałam do sprzedającego i umówiłam się na odbiór mebla. Na szczęście wodniarka nie była zbyt duża, więc stwierdziłam, że po złożeniu tylnych foteli na pewno zmieści się w samochodzie.
Następnego dnia wieczorem podekscytowana wjechałam w zieloną, starą dzielnicę miasta, gdzie znajdowały się piękne, secesyjne wille i domy wielorodzinne. Gdy zajechałam na miejsce, sprzedający już na mnie czekał.
„O matko, jaki przystojniak”, przeszło mi przez myśl, gdy parkowałam auto. Chłopak wyglądał na artystyczną duszę, miał miły uśmiech i takie ciepłe spojrzenie.
– Cześć! – rzucił na powitanie. – Monika po wodniarkę, prawda? – zapytał.
– Cześć, tak, to ja!
– Maciek – przedstawił się. Podałam mu dłoń, a on przytrzymał ją chwilkę dłużej, patrząc mi w oczy.
Obejrzałam mebel, który stał w garażu wielorodzinnego domu.
– Fajny, biorę – powiedziałam, po czym wyjęłam portfel, żeby zapłacić rzeczoną stówkę.
– Wiesz co, mam jeszcze takie okrągłe lustro do kompletu, jak chcesz, dam ci je w gratisie.
– Serio? – ucieszyłam się.
– Ale lustro jest na górze.
Poszliśmy na drugie piętro. Wspinając się po schodach, rozmawialiśmy o renowacji mebli. Maciek powiedział, że remontuje mieszkanie po babci i planuje odnowić kilka antyków. Gdy weszłam do mieszkania, zobaczyłam, o co dokładnie mu chodzi. Lokum było pełne przepięknych staroci.
– Uwielbiam taki klimat! – rzuciłam.
– Moja babunia miała gust, to prawda! – zaśmiał się. – Dla mnie ciut tu za dużo wszystkiego, dlatego część chcę sprzedać. Czeka mnie jeszcze cyklinowanie podłóg, kafelkowanie łazienki, no i odmalowanie ścian. Mieszkanie ma klimat i chcę, żeby tak zostało.
Zaimponował mi.
Po chwili zaproponował herbatę i powiedział, że mogę sobie wszystko pooglądać.
– Może znajdziesz coś, co ci się spodoba, a ja będę chciał to sprzedać – rzucił.
Było mi trochę głupio, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Oglądałam meble i pamiątki, a Maciek zaparzył pyszną czarną herbatę z wyczuwalnym smakiem mango.
– Babcia lubiła dobre herbatki – wyjaśnił. – Ale mi jej brakuje. Z tym miejscem związanych jest wiele fantastycznych wspomnień… – opowiadał.
Podobało mi się tam wiele rzeczy, ale nie kupiłam nic prócz wodniarki i lustra, które po renowacji stały się ozdobami mojego mieszkanka. Ale Maciek podobał mi się najbardziej…
Z Maćkiem mam kontakt do dziś… Kontakt to w sumie mało powiedziane. My po prostu jesteśmy w sobie totalnie zakochani! Nie widzę poza nim świata, to świetny gość, miły serdeczny i bardzo rodzinny. A jak się lubią z moją babunią! Szok. Babcia pokochała go jak własnego wnuka! Zawsze gdy do niej przyjeżdżamy, robi dla Maciusia swoje słynne pierogi. A ostatnio, kiedy myślała, że nie słyszę, podpytywała go o nasze plany na przyszłość.
– Niech się babunia nie martwi – zapewnił ją. – Szykuję coś w złocie i diamentach.
Babcia aż klasnęła w dłonie, a ja westchnęłam ze szczęścia. Czekam zatem cierpliwie, bo przecież już wiem, że marzenia się spełniają!