"Teściowa krytykowała mnie z uśmiechem na ustach. W końcu coś we mnie pękło..."
Fot. 123 RF

"Teściowa krytykowała mnie z uśmiechem na ustach. W końcu coś we mnie pękło..."

"Zawsze przed wizytą teściowej denerwowałam się. Wiedziałam, że co najmniej kilka razy usłyszę, że nie umiem się malować, ubierać, gotować, mam zły gust, nadwagę i Bóg wie, jakie inne przywary! Starałam się wszystko robić tak, by nie miała się do czego przyczepić, ale jeszcze nigdy mi się to nie udało. To musiało się tak skończyć!" Ola, 32 lata

Stałam nad zupą i co chwilę jej próbowałam.
– Nie jest za mało słona? – zapytałam Rafała.
– Już ci mówiłem, że jest pyszna. Co z tobą? – Mąż spojrzał na mnie z politowaniem.
– Nic, tak jakoś nie jestem pewna. – Wzruszyłam ramionami.
To nie była zupełna prawda...

Bałam się, co powie teściowa

Niebawem miała przyjechać Krystyna, mama mojego męża. To dlatego tak się denerwowałam, nerwowo próbowałam zupy, rozglądałam się po wysprzątanym na błysk mieszkaniu i upewniałam się, że wszystko jest jak należy. Pod skórą czułam jednak, że na pewno i tak coś będzie nie tak. Krystyna to dobra kobieta, mądra, miła, dowcipna i kocha swoje dzieci nad życie. Dla mnie też jest w porządku. Mimo to zawsze, gdy nas odwiedza, rzuci mimochodem jakąś uwagę, która mnie dotyka.
Skarbie, ten żurek jest zbyt kwaśny, potem ci wytłumaczę, jaki błąd robisz – potrafiła powiedzieć przy świątecznym obiedzie. – Przy praniu firanek chyba zapomniałaś o tej w łazience – mówiła innym razem, puszczając do mnie oko.
Kiedy indziej skrytykowała moją sukienkę, dodając, że „do mojej figury nie pasuje ten fason”. Uwagi te, mówione z uśmiechem, zawsze z dobrej woli, sprawiały, że czułam się źle. Przed każdą wizytą Krystyny starałam się wszystko zrobić tak, by nie miała do czego się przyczepić. Jeszcze nigdy mi się to nie udało, a jesteśmy z Rafałem małżeństwem od trzech lat. Tym razem nie było inaczej...

Krytykowała mnie z uśmiechem na ustach

Krystyna przyjechała w doskonałym nastroju. Gdzieś pomiędzy rozmową o pogodzie a plotkami o celebrytach wrzuciła uwagę, że kanapa w salonie nie pasuje do reszty wystroju. A wiedziała przecież, że to ja urządzałam nasze nowe mieszkanie. Rafał równie dobrze mógłby mieszkać w schronie…
– Lubię pastele – próbowałam się bronić.
– Olu, rozumiem, ale ten błękitny jest po pierwsze szalenie niepraktyczny, a po drugie wprowadza zbyt duże zamieszanie we wnętrzu. Wiem, że się starałaś, ale widać brak ci doświadczenia – stwierdziła i płynnie przeszła do omawiania podwyżek żywności.
Zrobiło mi się niewymownie przykro, ale robiłam dobrą minę do złej gry i przytakiwałam, gdy narzekała na cenę oleju rzepakowego. Pewnie bym wytrzymała, gdyby nie kolejna uwaga. Na deser podałam ciasto czekoladowe, które oboje je z Rafałem uwielbiamy. Krystyna też się nim zajadała, ale w pewnym momencie powiedziała:
– Olu, kochanie, może nie bierz już kolejnego kawałka – przystopowała mnie, gdy sięgałam po dokładkę. – Przybyło cię ostatnio tu i ówdzie. No i cukier jest niezdrowy – dodała z łagodnym uśmiechem, który doprowadził mnie do szału.

Coś we mnie pękło...

Z rozmachem odłożyłam talerzyk i wyszłam z pokoju. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam uspokoić rozkołysane emocje w samotności, ale nie było mi to dane.
– No już, kochanie, nie przesadzaj. Ja przecież chcę ci tylko doradzić. – Krystyna weszła za mną do pokoju.
Doradzić? Serio?! A może po prostu ulać jadu? Bezkarnie pokrytykować swoją beznadziejną synową? Ilekroć masz przyjechać, słabo mi ze stresu, bo wiem, że co najmniej kilka razy usłyszę, że nie umiem się malować, ubierać, gotować, mam zły gust, nadwagę i Bóg wie, jakie inne przywary! No aż dziwne, że twój syn się ze mną ożenił! – podniosłam głos.
– Olu! No co ty?! Ja przecież nic takiego nigdy nie powiedziałam! – zaczęła się bronić.
Przeciwnie! Powtórzyłaś to milion razy, a ja mam tego już dość. Staję na rzęsach, żeby cię zadowolić, ale koniec z tym – wycedziłam.
– Myślę, że przesadzasz. Nie wiem, dlaczego się na mnie wyżywasz, nie spodziewałam się tego po tobie. Przemyśl swoje zachowanie i odezwij się, gdy zrozumiesz, jakie głupoty wygadujesz – oznajmiła naburmuszonym tonem i obróciła się na pięcie.
Po chwili słyszałam, że żegna się z Rafałem i wychodzi z naszego mieszkania.
– Hej, co to za wybuch? Mama przecież nie chciała cię urazić. Wiem, że jej uwagi bywają irytujące, ale wiesz, że cię uwielbia – usłyszałam męża, który pojawił się w drzwiach sypialni.
– Daj mi spokój – burknęłam.

Przez kolejne dni czułam się fatalnie

Pierwszy raz pokłóciłam się z Krystyną. Ja w ogóle nie lubię się kłócić, a konflikt z mamą Rafała wydawał mi się koszmarem. Nie chciałam jednak jej przepraszać i brać winy na siebie. Uważałam, że miałam rację i czułam ulgę, że to z siebie wyrzuciłam. Żałowałam jedynie, że skończyło się to aferą.
– Nie przejmuj się. Babsko ma to, na co zasłużyło. Te dowcipy o teściowych nie wzięły się znikąd. Wiem z własnego doświadczenia. Czasem fantazjuję, że mój Michał jest sierotą – mówiła moja przyjaciółka, gdy jej się zwierzyłam.
– Coś w tym jest. Krystyna jest w porządku, ale potrafi być strasznie toksyczna – narzekałam.
W głębi duszy wiedziałam jednak, że to nie do końca tak jest.
– Kochanie, myślę, że powinnyście porozmawiać jak dwie dorosłe kobiety – mówił z kolei mój mąż i sugerował, że to ja powinnam wyciągnąć rękę na zgodę.
Co tu kryć, atmosfera była co najmniej ciężka. Już nawet się łamałam i byłam bliska stwierdzenia, że w imię dobrych relacji rodzinnych przeproszę i spróbuję uodpornić się na uwagi teściowej, ale Krystyna mnie ubiegła.

Niespodziewanie do mnie zadzwoniła 

– Cześć, Olu, chciałabym porozmawiać. Dasz się zaprosić na ptysia? – zaproponowała, a ja już miałam zapytać, czy cukier przestał szkodzić, ale ugryzłam się w język.
– Jasne – odpowiedziałam zamiast tego.
Umówiłyśmy się w kawiarni. Szłam na to spotkanie z sercem walącym jak młot. Nie miałam pojęcia, czy skończy się pojednaniem, czy jeszcze większą awanturą.
– Olu, przepraszam – powiedziała niemal od razu Krystyna, gdy usiadłyśmy. – Nie zdawałam sobie sprawy, że sprawiam ci przykrość.
– Ja też przepraszam, powinnam zakomunikować to, co mnie denerwuje spokojniej. Ten wybuch był zupełnie niepotrzebny – wyrzuciłam z siebie.
– I tak długo wytrzymałaś – powiedziała i zamyślona spojrzała za okno. – Kiedyś obiecywałam sobie, że dla swojej córki nie będę taka jak moja matka. Wiele razy słyszałam od niej, że mam krzywe nogi i nie powinnam nosić krótkiej spódnicy, że mięso z piekarnika zawsze wychodzi mi suche, że nie powinnam tak mocno malować oczu, bo mam za małe…. Zawsze znalazła powód do krytyki i zawsze mówiła, że robi to z troski. Szczerze nienawidziłam tych uwag. Dlatego przysięgałam sobie, że kiedy będę miała córkę, postaram się ją wspierać. Los, co prawda, obdarował mnie dwoma synami, ale gdy ty weszłaś do naszej rodziny, od razu zaczęłam myśleć o tobie jak o córce. Uwierz mi, proszę, że nie wyobrażam sobie lepszej synowej i bardzo mi na tobie zależy. – Spojrzała mi w oczy. – Nie chcę, żebyś czuła się przeze mnie tak, jak ja czułam się przez moją matkę. – W jej oczach zaszkliły się łzy. – Obiecuję, że będę nad sobą pracować, ale proszę cię, byś dała mi szansę – dodała.
– Czy twoja mama kiedykolwiek cię przeprosiła? – zapytałam.
– Nigdy, przez gardło by jej to nie przeszło – stwierdziła.
– No widzisz. Nie jesteś jak ona – powiedziałam. – Dziękuję, że mi opowiedziałaś to wszystko. Teraz więcej rozumiem – dodałam i uścisnęłam jej dłoń. – Może umówimy się tak, że ty postarasz się powstrzymać od krytycznych uwag, a ja będę ci sygnalizować, jeśli coś sprawi mi przykrość? – zaproponowałam.
– Brzmi wspaniale – odpowiedziała, a ja pomyślałam, że to chyba ważny dzień dla naszej relacji i teraz na pewno będzie lepiej.

 

Czytaj więcej