"Za namową koleżanki wybrałam się na wczasy nad Bałtykiem. Już w czasie podróży wpadł w oko pewien mężczyzna. Szpakowaty, z iskierkami uśmiechu w oczach. Zagadał do mnie dopiero na wieczorku zapoznawczym. Był między nami pociąg fizyczny. Nie będę mówiła, że nie... Po powrocie zaprosił mnie do swojego domu, na wsi. Czuję, jakbym unosiła się pół metra nad ziemią. Normalnie latam...!" Bożena, 63 lata
Cześć, Bożenko! – usłyszałam wesoły głos Marysi w telefonie.
– No, cześć, kochana! Jak tam, co słychać?
– Wszystko gra, a u ciebie?
– Kochana, miałam piękny sen. Pierwszy raz w życiu latałam! – przyznałam.
W słuchawce usłyszałam śmiech przyjaciółki.
– Z czego tak się chichrasz?
– Masz po prostu, Bożenko, ochotę na romans i figle w łóżku – rzuciła Marysia.
– Co takiego? – oburzyłam się nieco.
– Spokojnie, czytałam gdzieś kiedyś o znaczeniu snów i nieuświadomionych potrzebach... No wiesz, w końcu seks to jedna z podstawowych ludzkich potrzeb... A ty żyjesz w celibacie, od kiedy ten twój, pożal się Boże, mąż wziął i zmarł.
– Marysiu, nie mówmy źle o zmarłych. Leon napsuł mi krwi, to prawda, ale ostatnie lata naszego małżeństwa były bardzo spokojne.
– Tak... – Marysia westchnęła. – Taki niby święty Leon... Wszystkim mydlił oczy, tyran. Mam nadzieję, że chociaż siedzi w czyśćcu.
– Marysiu...
– Masz rację, Bożenko, koniec z tym gadaniem o zmarłych. My żyjemy i wiesz co, dzwonię z propozycją. Irenka, wiesz, przewodnicząca rady naszego osiedla, dzwoniła, bo organizuje posezonowy turnus wczasowy nad morzem dla emerytów i rencistów. Są dofinansowania, dwa tygodnie wyniosłyby nas po tysiąc dwieście złotych od osoby. W tym jest przejazd i jakieś atrakcje na miejscu. Dwa tygodnie! Zamykasz drzwi na klucz i nic cię nie interesuje, a przy tym wypoczywasz, zmieniasz klimat. To co, zapisać cię, bo ja na pewno jadę.
– Muszę to przemyśleć...
– Bożeniu! Nad czym tu myśleć? Przecież cię stać! Masz dobrą emeryturę po tym swoim żołdaku. Co, zabierzesz oszczędności ze sobą do grobu? A może poznasz jakiegoś fajnego mena nad Bałtykiem...
– Żałuję, że ci powiedziałam o tym śnie, był taki piękny, a ty sprowadziłaś go do zwykłego, przyziemnego seksu.
– To są fakty! Bożenko, już się nie bocz, tylko myśl, co spakujesz ze sobą nad morze. Zapisać cię?
– Zadzwonię do ciebie jutro i ci powiem.
Nigdy nie byłam nad morzem późną jesienią, pomyślałam też, że Marysia ma trochę racji, ileż mi życia zostało? Trzeba korzystać!
Jeszcze wieczorem zadzwoniłam do przyjaciółki i powiedziałam jej, że chcę jechać. Ucieszyła się.
– Będzie fajnie, zobaczysz.
Dwa miesiące później jechałyśmy do ośrodka wypoczynkowego w Ustce.
– W wakacje co tu się dzieje. Wszędzie młodzież, sodoma i gomora... – opowiadał pan Edziu siedzący koło nas w autokarze. – Tak, kiedyś trafiłem tu z żoną, córką i wnukami. I od tamtej pory w sezonie wybieram mniejsze miejscowości. To miasteczko dla tych, którzy nie lubią nudy. Ale zimą myślę, że będzie spokojnie i to bardzo...
Marysia spojrzała na mnie wyczekująco. Tylko się uśmiechałam.
– Wiesz, nawet fajny ten Edward... – rzuciła. – Przynajmniej coś mówi, a nie jak reszta tych starych, nadąsanych pryków.
– A mnie wygląda na gawędziarza... Erotomana gawędziarza – szepnęłam jej do ucha i parsknęłyśmy śmiechem.
Mnie za to już w czasie podróży wpadł w oko inny mężczyzna. Szpakowaty, z iskierkami uśmiechu w oczach. Obserwował towarzystwo, raczej się nie odzywał. e nie mówiłam o tym Marysi, po co? Z niej to jest niezła pleciuga. Jeszcze by mi wstydu narobiła. Ośrodek, do którego przyjechaliśmy, bardzo mi się spodobał. Wokół były tereny zielone, teraz iskrzące się bielą mrozu. Szłyśmy do plaży sosnowym lasem. Kochałam ten zapach żywicy. Byłam w pokoju z Marysią, ale podobno niektórzy mieli też jednoosobowe. Jedzenie było dobre, obsługa miła, no i w głównym budynku znajdował się basen, więc co rano chodziłyśmy z Marysią popływać.
Wieczorem drugiego dnia kierownik turnusu, sympatyczny pan Michał, powiadomił nas o wieczorku zapoznawczym. W ośrodku byli również na turnusie rehabilitacyjnym emerytowani górnicy ze Śląska i panie z Koła Gospodyń spod Łodzi. Zapowiadało się ciekawie.
Znalazło się kilku przystojnych górników, którzy wpadli Marysi w oko, więc chwilowo pan Edward poszedł w odstawkę. Mnie natomiast nadal podobał się tajemniczy – jak się okazało – Marek. Siedział z nami przy stoliku podczas posiłków. Przysiadł się również z Edkiem podczas wieczorku zapoznawczego.
– Marysiu, ty chyba też spodobałaś się Edkowi – zauważyłam, gdy kilka razy zaprosił ją do tańca.
– Ech, wolę Zygę z Bytomia. Jak on tańczy. Chłop jak dąb, a na parkiecie porusza się jak pióreczko.
– A nie jest przypadkiem żonaty?
– O matko! No, popatrz, nie pomyślałam o tym. Wydawał się taki zainteresowany...
– A ty nie wiesz, jak to jest z tymi wypuszczonymi z domów chłopami? Może lepiej rozejrzyj się wśród naszych rodzimych panów, z osiedla. Ich to trochę kojarzysz, chociażby z widzenia. Masz rozeznanie, który stary kawaler, który żonaty, a który wdowiec – zauważyłam.
– A wiesz, ten Marek fajny gość – Marysia szybko zmieniła temat, przy tym spojrzała mi głęboko w oczy. – Ale ja u niego to nie mam szans. On ciągle na ciebie zerka. Tylko popatrz, w ogóle go nie kojarzę... Ani ze sklepu czy z ryneczku albo kościoła...
– Co? – zdziwiłam się i zaczerwieniłam.
– Wiedziałam! – rzuciła Marysia. – Wiedziałam, że też wpadł ci w oko. A ty mi nic nie mówisz? Ja ci się zwierzam ze wszystkiego.
– Oj, Marysiu, daj spokój.
Na szczęście w tym momencie podszedł do mnie Marek i poprosił do tańca. Marysia założyła ręce na piersi i kiwała głową z miną w stylu: ja zawsze mam rację!
No i muszę jej przyznać, że tym razem miała. Okazało się, że Marek pojechał na wczasy w zastępstwie brata, który się pochorował. Nie mogłyśmy go z Marysią kojarzyć, bo mieszkał kilkanaście kilometrów za miastem. Był wdowcem.
Po tańcach poszliśmy napić się piwka. Trochę porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, bo Marek miał takie fajne, subtelne poczucie humoru.
Rano, podczas śniadania też miło sobie gawędziliśmy. Edek był tylko trochę milczący.
– Co mu? – zapytałam później Marysię.
– Chyba się na mnie boczy... Za tych górników – dodała, lekko się śmiejąc.
W tym samym momencie podszedł do nas Zyga i zaproponował Marysi spacer.
Ku mojemu zdziwieniu zgodziła się.
– Wczoraj się wywiedziałam. Mówi, że jest wdowcem – poinformowała mnie.
– Tak, z obrączką na palcu?
– Mówi, że jakoś nie może się z nią rozstać – wyjaśniła.
– Ale podrywać cię to już może?
– Ech, nie bądź już taka zasadnicza, daj się człowiekowi rozerwać – dodała i poszła się przebrać w cieplejsze ciuchy.
Edek spojrzał za nią z wyrazem zawodu na twarzy. A ja poszłam na spacer z Markiem. Ewidentnie mieliśmy się ku sobie.
Marek flirtował, ale tak jakoś subtelnie. Był między nami pociąg fizyczny. Nie będę mówiła, że nie. Przecież takie rzeczy czuje się od razu.
Dni szybko mijały. Nie żałowałam, że pojechałam na wakacje w przededniu zimy. Któregoś dnia spadł śnieg, potem chwycił mróz. Bałtyk i plaża wyglądały bajecznie. Marysia flirtowała na przemian, a to z Zygą, a to z Edziem. W końcu obaj się na nią zeźlili i to podczas balu zamykającego turnus. Doszło nawet do małej awantury, a potem panowie poszukali towarzystwa gdzie indziej. Marysia została sama... A ja randkowałam z Markiem, ale do niczego między nami nie doszło, o nie! Nie na wyjeździe, i to pod czujnym okiem Marysi…
Za to po powrocie z wczasów zgodziłam się odwiedzić go w jego domu, na wsi. Marek pięknie mnie ugościł. Choć miałam pojechać tylko na obiad, zostałam na kolację, a nawet śniadanie. Nie wiem, co z tej znajomości wyniknie i nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję, jakbym unosiła się pół metra nad ziemią. Normalnie latam!
Nigdy w życiu bym się nie spodziewała, że podczas takiego wyjazdu poznam człowieka, który tak mnie zauroczy. Sama czasem myślę, że to głupie, ale się zakochałam! I to będąc babcią, emerytką. Jak widać miłość nie liczy godzin i lat. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie. Na razie czekam na weekend. Jedziemy z Markiem do pensjonatu, tym razem w góry.