"Niedawno wprowadziłam się do Marcina, ale okazało się, że sąsiedzi w jego bloku mnie nienawidzą! Okazywali mi wrogość. Długo nie rozumiałam, co ja im zrobiłam? Aż pewnego dnia sąsiadka powiedziała mi, że na tym osiedlu nie będę miała życia, bo wszyscy współczują Bożenie, byłej żonie Marcina. Zostawił ją dla mnie... Podobno mnie również wymieni wkrótce na młodszy model..." Monika, 28 lat
Przeraziłam się, kiedy na wycieraczce znalazłam martwego szczura. Nie wiedziałam, co z tym zrobić… Wyrzucić do śmietnika? Jakoś nie wypadało. Pewnie dlatego swoim zwyczajem uciekłam od problemu. Zamknęłam drzwi, schowałam się w domu. Tego dnia nie wyszłam na zakupy, ugotowałam obiad z tego, co miałam pod ręką. Zadzwoniłam tylko do Marcina, żeby go ostrzec.
– No dobrze, posprzątam to – stwierdził.
Kochany! Wiedział, jak się boję takich rzeczy, więc postanowił mnie wyręczyć. Miałam szczęście, trafiłam na prawdziwy skarb. Wprawdzie krótko byliśmy razem, jednak sądziłam, że to się nigdy nie zmieni. Tak długo czekałam na takiego faceta jak Marcin. Było warto, zapewniam!
Zdechły szczur nie był pierwszym ani ostatnim dziwnym wydarzeniem, jakie mnie spotkało po przeprowadzce do Marcina. Któryś z sąsiadów non stop wycierał brudne buciory o naszą wycieraczkę. Dzień w dzień błoto, zgniłe liście, połamane gałązki albo… albo i coś gorszego. Niektórzy są naprawdę bezczelni! Nie miał swojej wycieraczki czy po prostu robił to specjalnie? Bo muszę przyznać, że ludzie na tym osiedlu okazali się wyjątkowo niemili.
Parę razy nawet próbowałam się zaprzyjaźnić, szczególnie na początku, ale zawsze trafiałam na ścianę. Kłaniałam się, uśmiechałam do sąsiadek, przytrzymywałam drzwi… Nic z tego! Wszystkie się krzywiły, prychały na mnie wrogo. Bez żadnego powodu ani sensownego wyjaśnienia. Po prostu traktowały mnie jak zło konieczne.
– Nie rozumiem tego – żaliłam się partnerowi. – Przecież nic złego im nie zrobiłam.
– Nie przejmuj się – odpowiadał, nie patrząc na mnie. – Przyzwyczają się… A zresztą, dlaczego tak ci na tym zależy? To tylko sąsiedzi, nie rodzina – tłumaczył rozsądnie. – Kiedyś się stąd wyprowadzimy i nawet nie będziesz pamiętać tych wrednych bab.
To również była prawda. Planowaliśmy budowę domu, bo jednak małe mieszkanko na osiedlu to nie to samo. Moje życie układało się ostatnio tak cudownie, nigdy bym nie pomyślała, że to możliwe. Ale kiedyś musiałam walczyć sama, a teraz u mojego boku stał Marcin, mój bohater.
– No nie! – jęknęłam kilka dni później, gdy wyszłam z mieszkania i zobaczyłam, że nie tylko wycieraczka jest cała zasyfiona. Drzwi i ścianę wokół ktoś również wysmarował bliżej niesprecyzowaną mazią.
Cofnęłam się do domu. Nici ze spaceru! Zdjęłam kurtkę, naszykowałam mydliny i zabrałam się do sprzątania. Błoto lepiej schodzi, zanim zaschnie, inaczej trzeba drapać i kombinować, a ja dopiero co zrobiłam paznokcie.
– Jak tak można? – pomstowałam z rękami po łokcie w mydlinach. – No jak?! Co za okropne osiedle! Ludzie sumienia nie mają… Za grosz! Bydło, po prostu bydło!
– Zgadzam się – poparł mnie nieoczekiwanie czyjś głos. – Ludzie to bydło i nie mają sumienia.
W połowie schodów stała jedna z sąsiadek. Taka starsza i chyba najbardziej opryskliwa ze wszystkich. Do tej pory, gdy się mijałyśmy, demonstracyjnie odwracała głowę. Ewidentnie mnie nie lubiła, chociaż nie miała powodu. Przecież się nie znałyśmy. Nie zastanawiałam się, dlaczego nagle jest dla mnie miła. Miałam ochotę się wygadać.
– Nie wiem, za jakie grzechy to wszystko. Co ja komu złego zrobiłam? – wylewałam żale, szorując brudną ścianę. – Nigdy w życiu mnie coś takiego nie spotkało, mam już po prostu dosyć, dosyć!
Sąsiadka przyglądała mi się uważnie. Widziałam, jak jedna jej brew unosi się lekko, kpiąco, a w oczach zapalają się dziwne iskierki. Starsza pani wyglądała teraz jak chochlik… albo wiedźma z bajki. Mimowolnie zadrżałam.
– Może nie trzeba się było brać za cudzych mężów? – wypaliła niespodziewanie.
Mokra szczotka wypadła mi z ręki z powrotem w mydliny. Brudna woda ochlapała mi spodnie, kilka kropli spadło na twarz. Wykrzywiłam się z obrzydzenia.
– Słucham? – prychnęłam. – Wypraszam sobie!
Sąsiadka przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała wojowniczo ramiona na piersiach.
– Prawda w oczy kole, co? – zaśmiała się. – Ale my wiemy, my wszystko pamiętamy. Kobietę, która wcześniej była tutaj panią domu, która wybierała tapetę w różyczki w salonie i podświetlane lustro w łazience. Pewnie nie pozwolił ci nic zmienić. Narzekał, że tyle kasy poszło na remont, więc teraz musi starczyć na lata. Dlatego mieszkasz w domu urządzonym od podłogi do sufitu jej rękami i zgodnie z jej gustem.
Nie zamierzałam się usprawiedliwiać z moich życiowych decyzji przed obcą babą. Ta jednak się nie poddawała.
– Ona dla niego wiele poświęciła, wiesz? Utrzymywała ich, gdy on kończył studia. Wszystko z nadzieją, że to inwestycja w przyszłość, że pan inżynier się kiedyś odwdzięczy. No to się odwdzięczył… Kryzysem wieku średniego i młodą dupą. To było takie banalne… – westchnęła teatralnie. – Zwykła, głupia dziunia-sekretarka. Nie wstyd ci?
Nie odpowiedziałam. Podniosłam miskę i zamierzałam już wejść do domu, ale głos sąsiadki ponownie mnie zatrzymał.
– On ukrywa dochody, wiesz? – rzuciła pozornie niedbale. – Ukrywał przed nią, więc tobie zrobi to samo. Dlatego z rozwodu wyniosła tyle, ile starczyło na podłą kawalerkę w starej kamienicy. Ale spokojnie, może tobie wybuduje ten dom, o którym ona marzyła i który jej obiecywał? Chyba że jednak zainwestuje w dzieci… Poznałaś jego dzieci? Podobno jeśli partner nie przedstawi ich kochance, to znak, że już myśli o wymianie. Bo zawsze są młodsze… Widuję cię tu rano, wieczór i w południe. To chyba znaczy, że jest już nowa sekretarka, tak? Młodsza? – zapytała, puszczając do mnie złośliwie oko. – Ładniejsza? Może tym razem blondynka?
– Nie mam pani nic do powiedzenia! – odgryzłam się.
Podniosłam z impetem miskę z mydlinami. Sporo się rozlało, ale uznałam, że posprzątam później. Chciałam uciec, jak najszybciej schować się w domu. Płakałam...
– Ciesz się, póki możesz! – zawołała za mną nieznośna sąsiadka. – Ale życia to ty tutaj nie będziesz mieć. My pamiętamy. I trzymamy kciuki za Bożenkę.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi wejściowe i oparłam się o nie ciężko. W mojej głowie trwała gonitwa myśli. Ta baba… Nienawidziłam tej baby z całego serca! Bo pewnie miała rację. Sama wprowadzałam Anitkę w obowiązki mojego ostatniego dnia pracy. Była świeżo po studiach i miała długie blond włosy. Chodziła na jogę i balet. I miała taki zalotny uśmiech…
Odłożyłam miskę, stanęłam przed lustrem i spojrzałam sobie w oczy. Otarłam łzy. Nie zamierzałam się martwić na zapas. Zrobiłam dobry obiad – ulubione bitki Marcina. A potem zaczęłam przeglądać ogłoszenia z domami na sprzedaż. Nie chciałam mieszkać w miejscu pełnym tak negatywnej energii, zasłużyliśmy na dobry start w nowym miejscu. Tam, gdzie nikt nas nie zna… Ani Bożeny.