"Moja siostra zaprosiła swoich przyszłych teściów na domowy obiad. Powiedziała im, że uwielbia gotować. Gdy to usłyszałam, zabiłam ją śmiechem. Jedyna rzecz jaką umiała przygotować to chińska zupka z torebki! Eliza błagała, żebym jej pomogła. Nie miałam wyjścia, przygotowałam obiad za nią, ale potem... cały misterny plan się rypnął!" Justyna, 35
– Chińska zupka, jak rozumiem, nie wchodzi w grę? – zapytałam z lekką ironią, bo to była jedyna potrawa, jaką potrafiła przygotować Eliza.
– Zwariowałaś? – popatrzyła na mnie z urazą. – To ma być najprawdziwszy na świecie domowy obiad dla moich przyszłych teściów! – wypaliła.
– Żartujesz! Daniel ci się oświadczył?! – zapytałam zdumiona.
– Widzisz – Eliza zmieszała się lekko. – On myśli... To znaczy ja mu powiedziałam... No więc... On i ja...
– Wyduśże to wreszcie z siebie!
– Powiedziałam mu, że świetnie gotuję – westchnęła.
– No wiesz, na początku niespecjalnie miałam okazję się wykazać, zajmowaliśmy się innymi rzeczami – wyjaśniła, widząc moje zdumione spojrzenie. – No, a potem okazało się... że jego rodzice są właścicielami dwóch restauracji i firmy cateringowej, a na dodatek oboje lubią gotować.
Wybuchnęłam śmiechem. Nie ma co, tym razem moja siostrzyczka wpadła po uszy. Zawsze miała skłonności do koloryzowania rzeczywistości.
– Kiedy odwiedziliśmy jego rodziców, Daniel opowiedział im o mojej „pasji” – stwierdziła ponuro. – Oni się zainteresowali i, nawet nie wiem jak i kiedy, wprosili się do mnie na obiad.
– Może zamów catering.
– Gdzie? – wzruszyła ramionami. – Jedyna firma w mieście należy do nich.
– No to faktycznie masz problem.
– I dlatego musisz mi pomóc. Moje szczęście zależy teraz wyłącznie od ciebie – powiedziała z patosem. – Tylko ty w naszej rodzinie umiesz gotować – spojrzała na mnie. – Wyrodziłaś się czy co?
Miała rację. Od kiedy pamiętam, cały wolny czas spędzałam w kuchni. Skończyło się na tym, że gotowałam obiady dla całej rodziny. Kiedy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się od rodziców, w domu zapanowało coś na kształt żałoby. Mama z niechęcią wróciła do prób przygotowania czegoś zjadliwego, a ojciec ukradkiem zaczął żywić się na mieście.
– Pomogę ci – westchnęłam.
Proszony obiad zaplanowany był na niedzielę, więc nie pozostało zbyt wiele czasu. Cały następny dzień zastanawiałam się nad menu. Próbowałam wyciągnąć jakieś informacje od Elizy, ale ona, niestety, nie znała preferencji kulinarnych swoich przyszłych teściów. Po długim namyśle zdecydowałam się postawić na tradycyjną polską kuchnię z lekką włoską nutą na deser.
W sobotni ranek wyciągnęłam moją siostrunię z łóżka i pojechałyśmy razem na zakupy.
Potem w mieszkaniu Elizy zabrałam się do pracy, bezlitośnie wykorzystując swoją siostrę jako kuchcika. Bez szemrania kroiła, siekała, tarła i ubijała.
– Nie wiedziałam, że to będzie tyle roboty – powiedziała po kilku godzinach, kiedy rosół wesoło pyrkotał na kuchence, a w piekarniku piekły się karmelowe bezy.
– To jeszcze nie koniec – oznajmiłam jej. – Jutro przychodzę rano i kończę.
Następnego dnia przygotowałam swojej rodzinie śniadanie, poszliśmy razem do kościoła, a później zostawiłam męża z dziećmi i pognałam do siostry.
– Co się stało? – z niedowierzaniem spoglądałam na nieopisany bałagan panujący w mieszkaniu Elizy, a dokładniej w jej sypialni i łazience.
– Nic – warknęła półgębkiem, bo jej twarz była wysmarowana jakimś zielonkawym świństwem. – Robię się na bóstwo.
Założyłam fartuszek, włączyłam radio i zabrałam się do pracy. Pół godziny przed planowanym przybyciem gości wszystko było gotowe. Nawet Eliza. Pojawiła się w drzwiach kuchni i zapytała:
– Jak wyglądam?
– Rewelacyjnie – powiedziałam ze szczerym zachwytem, bo moja siostra była naprawdę piękna. – Oczarujesz ich. A teraz słuchaj, powiem ci, co masz zrobić...
– Jak to? – przestraszyła się. – Nie zostaniesz? To dobrze wychowani ludzie – powiedziała szybko. – Nie będą mi się pchać do kuchni. Powiem, że mam bałagan i lepiej, żeby nie zaglądali. A jakby co, schowasz się za szafką.
– No dobrze – zgodziłam się z oporem.
Goście przyszli punktualnie. Daniela znałam, ale byłam strasznie ciekawa jego rodziców. Niewiele jednak mogłam podejrzeć przez uchylone drzwi, bo kuchnia była na samym końcu mieszania. Eliza z wdziękiem zaprosiła gości do salonu i podała aperitif oraz tacę z przekąskami. Ja cichutko ustawiłam talerze z makaronem posypanym siekaną zieleniną na specjalnym stoliku na kółkach i zaczęłam nalewać rosół do wazy.
– Dawaj zupę – siostra wpadła do kuchni z szaleństwem w oczach.
Po chwili wybiegła i zamknęła za sobą drzwi.
Westchnęłam i zaczęłam przygotowywać do podania drugie danie. Ziemniaki dochodziły, a cała reszta była już gotowa. Sprawdziłam tylko, czy sos i buraczki są wystarczająco ciepłe, wyciągnęłam półmiski z piekarnika...
– Słuchaj, czego ty dodajesz do rosołu? – Eliza miała przerażoną minę. – Strasznie im smakuje, ale nie mogą zgadnąć, czego dodałaś.
– O cholera! – zakłopotałam się. – Niechcący sypnęło mi się trochę gałki muszkatołowej. Ale próbowałam i był OK.
– Ja im powiedziałam, że to tajemnica rodzinna – stwierdziła ponuro, ustawiając półmiski na stoliku.
– Tak trzymaj – pokiwałam głową. – W ten sposób się nie zbłaźnisz.
– Tylko że oni stwierdzili, że właściwie to już jesteśmy rodziną... – rzuciła i wyszła.
Wyciągnęłam z szafki bezy. Właśnie zaczęłam posypywać je kakao, kiedy wpadła Eliza.
– Jak zrobiłaś sos? – zapytała znękanym głosem. – I co dodałaś do zrazów?
– Mówiłaś mi, że to dobrze wychowani ludzie – wytknęłam jej. – Nie powinni więc dopytywać się o nasze sekrety rodzinne.
Eliza wzruszyła ramionami i wróciła do salonu. Jak ją znałam, to udało jej się wybrnąć z każdego niewygodnego pytania.
Pół godziny później podała deser. Wyglądało na to, że obiad z sukcesem dobiega końca. Odetchnęłam z ulgą. Za wcześnie.
– Przepraszam – ojciec Daniela stał w drzwiach, ale bynajmniej nie wyglądał na skruszonego. – Myślałem, że tu jest toaleta.
– Drzwi na końcu korytarza – wyjaśniłam sucho.
– A pani jest... – zawiesił głos.
– Sprzątam u pani Elizy – wymyśliłam na poczekaniu.
– Co tu się dzieje? – nagle za jego plecami pojawiła się matka Daniela. – Aha, już rozumiem – pokiwała głową.
– Pewnie pani także gotuje? – ojciec Daniela spojrzał na mnie życzliwie.
– Skąd! – zaprotestowałam gwałtownie.
– Ja mogę wszystko wyjaśnić – w przedpokoju pojawiła się Eliza, a za nią Daniel.
– Nie musisz, dziecko, nie musisz – jej przyszły teść poklepał ją po dłoni. – Cóż, nie każdy może być mistrzem patelni.
– Jesteś uroczą, wspaniałą kobietą – zawtórowała mu matka Daniela. – Ale kucharka z ciebie żadna.
– Skąd wiecie? – w oczach Elizy pojawiła się panika.
– Nie masz zielonego pojęcia o gotowaniu – spojrzeli na nią pobłażliwie. – Dlatego sądzimy, że ten wspaniały obiad przygotowała ta pani – popatrzyli na mnie wyczekująco, a ja machinalnie kiwnęłam głową.
– To Justyna – Eliza stanęła obok mnie. – Moja siostra.
Nie było sensu dłużej się ukrywać. Usiadłam wraz z gośćmi w salonie. Rozmowa dotyczyła głównie gotowania i nawet nie zauważyłam, kiedy minęła godzina. W końcu goście stwierdzili, że czas na nich i pożegnali się z nami wylewnie.
– Przepraszam – powiedziałam, kiedy wyszli.
– Przecież to nie twoja wina – wzruszyła ramionami. – To raczej ja nie zrobiłam dobrego wrażenia.
Myliła się, i to bardzo. Rodzice Daniela byli zauroczeni Elizą, a historię o obiedzie u niej opowiadali jako pyszną anegdotę. Może to ją czegoś nauczy i powstrzyma przed przechwalaniem się na wyrost.
Kilka dni później niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Rozmowa nie była długa.
– Coś się stało? – zapytał mój mąż, kiedy odłożyłam słuchawkę. Musiałam mieć zaskoczoną minę.
– Właśnie zaproponowano mi pracę – powiedziałam z niedowierzaniem. – Przyszli teściowie Elizy chcą mnie zatrudnić w swojej restauracji. No i zaproponowali mi naprawdę niezłą stawkę.