"Po dwóch nieudanych związkach przestałam wierzyć w miłość. A może tylko sobie wmawiałam? Był pewien mężczyzna, Lucek. Myślałam, że mi na nim nie zależy, ale kiedy zobaczyłam go obok Marty, poczułam ukłucie w sercu. Jak mogłam tego wcześniej nie widzieć? Była młodsza, najmłodsza w dziale. Pomyślałam, że nie mam z nią żadnych szans..." Marianna, 35 lat
Marta, moja koleżanka z działu, od zawsze wierzyła, że w pracy znajdzie sobie męża i bardzo zabiegała o naszego kolegę Lucjana. Problem w tym, że on też mi się podobał, chociaż wmawiałam sobie, że tak nie jest.
– Wiesz… Niedługo jest Dzień Kobiet – rzuciła od niechcenia.
– I co z tego? – Wzruszyłam ramionami.
– W taki dzień wiele się może wydarzyć – przekonywała. – To o wiele bardziej ekscytujące niż przereklamowane walentynki. Czy dostaniesz kwiatki, od kogo i dlaczego? Czy to tylko kwiatki, a może coś więcej?
Lucjan wpatrywał się w ekran komputera ze zmarszczonymi brwiami… Taki zamyślony wyraz twarzy bardzo mu pasował. Skupiony, dokładny, konkretny. Inteligentny i zabawny. Lucjan był…
– Khm – chrząknęła znacząco Marta. – Właśnie o tym mówiłam.
– Co? Jak? – Odwróciłam wzrok zakłopotana. – Nie rozumiem.
– Rozumiesz, rozumiesz. – Nie dała sobie zamydlić oczy. – Ale nie martw się. – Mrugnęła do mnie. – Dzień Kobiet, Dzień Kobiet, już wkrótce jest Dzień Kobiet!
Westchnęłam ciężko, wracając do swoich obowiązków.
Marta od zawsze wierzyła, że w pracy znajdzie swoją drugą połówkę. Pewnie właśnie dlatego wybrała głównie męski dział wsparcia technicznego. Niewiele kobiet decydowało się na pracę zmianową z weekendowymi dyżurami. Ale niestety, użytkownicy psuli swoje sprzęty o każdej porze dnia i nocy, dlatego – jak żartowaliśmy często – musieliśmy trwać na posterunku, żeby mieli na kogo nawrzeszczeć.
Po dwóch nieudanych związkach z niedojrzałymi, nieodpowiedzialnymi typami polubiłam życie singielki. Przynajmniej nikt mi nie mendził nad głową i nie oczekiwał, że będę go obsługiwać, gdy wracałam po pracy do domu i marzyłam tylko o odpoczynku. Nie o gotowaniu dwudaniowego obiadu z wyborem surówek i deserem, bo mamusia Tomka do tego go przyzwyczaiła. Nie miałam też ochoty od progu wskakiwać w strój seksownej pokojówki, bo pod moją nieobecność bezrobotny Jurek naoglądał się zbyt dużo pornoli i chciał eksperymentować. Nie, dziękuję, dość idiotów!
Gdy o tym pomyślałam, odechciało mi się kwiatków. Marta nie skończyła jeszcze trzydziestki, więc mogła wierzyć w takie mrzonki. Ja byłam mądrzejsza.
Nic dziwnego, że w Dzień Kobiet przyszłam do pracy nie w humorze, skoro sama tak się nastroiłam. Dotarłam do firmy wcześnie. Byłam tylko ja i Lucek. Rzuciłam krótkie: „cześć”, ale chyba mnie nie usłyszał. Dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy po chwili znalazł się przy moim biurku… Z tulipanem w dłoni.
– Chciałem jako pierwszy… No wiesz. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Najlepszego z okazji Dnia Kobiet.
Wszystkie rozsądne myśli wyfrunęły z mojej głowy. A jednak! Jeszcze wszystko jest możliwe. Przecież Lucjan z jakiegoś powodu postanowił mnie wyróżnić. Czekał z tym tulipanem, czekał właśnie na mnie.
Uciekłam do kuchni pod pretekstem poszukania dla tulipana odpowiedniego wazonika. Było mi trochę głupio, bo jednak w tym wieku nie wypada się rumienić, a czułam, jak palą mnie policzki. Pomyślałam, że Marta miałaby ubaw, gdyby mnie teraz zobaczyła.
Tulipan wylądował na honorowym miejscu, dzień toczył się jak zwykle. Mniej więcej o dziesiątej okazało się, że nie tylko Lucek pamiętał. Reszta chłopaków zrzuciła się na ekskluzywne czekoladki, których szeroki wybór pięknie prezentował się na stoliku. Były pyszne i słodkie, to prawda, ale w moich myślach nie zdołały przyćmić tulipana….
Przez pół dnia nuciłam wesoło i fantazjowałam bez kontroli o tym, co mogłoby być, gdy ponownie uderzyła mnie smutna rzeczywistość. W południe do biura przyszła Marta, której akurat tego dnia wypadły badania pracownicze. A wtedy Lucjan ponownie podniósł się z miejsca i jakimś cudem wyczarował drugiego tulipana.
– Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! – powiedział.
– Ojej, dziękuję! – Marta się wzruszyła i rozpłynęła w uśmiechach. – I czekoladki, i kwiatki? Cudownie!
– No bo… tego… – Lucek plątał się pod jej ognistym spojrzeniem. – Zagapiłem się i zapomniałem się złożyć na prezent… I pomyślałem, że… Zrobię coś od siebie.
Wszystko słyszałam. I nagle poczułam się okropnie. Zerknęłam na swojego tulipana – i to zaiste cud, że nie stanął w płomieniach.
„Jestem naiwną pindą”, uświadomiłam sobie. „Zbudowałam cały zamek w chmurach na jednym kwiatku”. Uznałam, że to wszystko wina Marty. To ona mnie odpowiednio ustawiła swoim głupim gadaniem. I Lucjan… Długo myślałam, że może jest nieśmiały. Może w końcu się przełamał…
„Idiotka!”, wyrzucałam sobie. „Idiotka, która ogląda za dużo komedii romantycznych”.
– Chodź na czekoladkę. – Marta stanęła przy moim biurku. – Niby na Dzień Kobiet, a my jesteśmy tylko dwie w całym dziale, ale podejrzanie szybko znikają. A ty masz taką minę, jakbyś potrzebowała cukru.
– Ząb mnie boli – mruknęłam ozięble.
Szef to usłyszał, przejął się.
– Tak coś czułem, że słodycze to nie najlepszy pomysł – stwierdził. – Dziewczyny zawsze się odchudzają… A poza tym słodycze są niezdrowe – dorzucił pod wpływem mojego przeszywającego spojrzenia. Chyba nie sugerował, że któraś z nas powinna przejść na dietę?
Dzięki temu mogłam wyjść do domu wcześniej. Po drodze wyrzuciłam tulipana do śmieci, a później trochę popłakałam nad swoją głupotą. Niestety, wypadki z Dnia Kobiet powróciły już dzień później, aby mnie dręczyć.
– Musimy się odwdzięczyć – zdecydowała Marta, na której biurku wciąż dumnie prężył się tulipan.
Dlaczego nie wzięła go do domu? Czyżby… to też coś znaczyło? Czy ona i Lucek… Może jej tulipan zawierał dodatkowy, czuły przekaz, a ja dostałam drugiego tylko tak na odczepnego? Żeby odwrócić uwagę i nie budzić plotek?
– Halo, słuchasz mnie? – zirytowała się Marta.
Oprzytomniałam, pokiwałam głową. Zdecydowanie za dużo o tym dumałam. Musiałam przestać.
– Co masz na myśli? – zapytałam.
– Dziesiątego marca jest Dzień Mężczyzny – przypomniała z rozmarzonym uśmiechem. – Przyszło mi do głowy, że możemy im coś upiec. Wiesz, ciasteczka, babeczki, cynamonki. Ręczna robótka, nie kupne. Pokażemy, że jesteśmy takie miłe i kobiece.
Nie miałam ochoty tego robić, wolałabym zapomnieć o całym epizodzie z dniami… kogokolwiek! Nie przyniosły nic dobrego, tylko zamieszanie. Ale co miałam poradzić?
Wróciłam do domu, otworzyłam wino i zabrałam się do roboty. A ponieważ dopiero w trakcie robienia muffinków uświadomiłam sobie, że nie mam mleka, zamiast mleka użyłam właśnie resztki wina. Siedziałam w kuchni chyba do północy, ale upiekłam dość babeczek, żeby starczyło dla wszystkich.
„Najpierw czekoladki, teraz słodkie wypieki”, myślałam gorzko, a może i trochę mściwie. „Wybuchnie epidemia cukrzycy… I dobrze im tak!”
Później padłam jak trup, więc zaspałam do pracy.
Tym razem Marta była pierwsza i podbijała serca swoim ciastem. Oczywiście, że musiała się popisać i przygotować tort! Lucjan wcinał go z takim apetytem, że cały usmarował się czekoladowym kremem. Stał bardzo blisko niej… Jak mogłam tego wcześniej nie widzieć? Była młodsza… najmłodsza w dziale. Wiadomo, że jeżeli którakolwiek z nas miała mieć powodzenie, to tylko ona.
Znowu poczułam się gorzej, choć musiałam się twardo uśmiechać, jakby nic się nie stało. Wyszłam do firmowej kuchni, żeby poszukać jakiegoś talerza, na którym mogłabym rozłożyć swoje wypieki. Były smaczne, ale nie wyszły specjalnie ładne – bure, koślawe, mocno aromatyczne z powodu wina. Ech, nie nadawałam się do tego! W porównaniu z Martą wypadałam blado. Przez moment zastanawiałam się, czy nie wyrzucić tego wszystkiego do kosza…
Wtedy do kuchni wszedł Lucjan.
– No, no! – Gwizdnął z aprobatą. – Tego… Fajne babeczki.
Podszedł do zlewu i szorował ubrudzone kremem ręce, ale cały czas zerkał na mnie przez ramię. Serce znowu mi zabiło. Je też miałam ochotę wyrzucić do śmieci. Chyba nie działało właściwie.
– Brzydkie, ale dobre – westchnęłam. – Nie mam talentu do pieczenia, nie tak jak Marta.
Lucek wytarł ręce i zbliżył się do mnie.
– Mogę? – Sięgnął po muffinka.
– Jasne. – Kiwnęłam głową. – Tego… wszystkiego najlepszego – przedrzeźniłam go nie do końca świadomie.
– Super! – pochwalił. – I ten aromat… Wow! Oby nas dzisiaj nie badali alkomatem.
– Spokojnie, alkohol wyparowuje podczas pieczenia.
– Teoretycznie wiem, ale…
Kiedy nikogo innego nie było w pobliżu, rozmawialiśmy ze sobą całkiem swobodnie. Aż się zdziwiłam, bo zawsze myślałam, że milczący Lucek jest nieśmiały… Albo po prostu nie rozmawia ze mną, bo po co, skoro na pewno kocha się w ślicznej Marcie.
„Powinnam zmienić pracę”, uznałam ponuro. „To się robi zbyt skomplikowane”.
– Ona kupiła to ciasto w cukierni – rzucił nagle Lucjan. – Tej tuż za rogiem. Przyłapałem ją, jak szedłem do pracy.
Sądziłam, że żartuje, ale nie. Gdy o tym pomyślałam… Tort nijak nie wyglądał na domowy. Opanowała mnie taka złość! Próbowałam nad nią zapanować, jednak w końcu wybuchłam:
– Wredna małpa! Przecież to był jej pomysł! To ja stałam nad garami do północy, a ona… Ona… Co ty w niej widzisz?
Lucek wydawał się szczerze zdziwiony.
– W Marcie? Nic. – Wzruszył ramionami. – Ale tak się zastanawiałem, czy może lubisz włoską kuchnię. – Spojrzał mi prosto w oczy, a mnie dosłownie zmiękły nogi. – Moglibyśmy kiedyś pójść…
Działo się ze mną coś dziwnego, zdecydowanie. Miałam ochotę śpiewać, tańczyć… Jednak ponieważ nie uporządkowałam jeszcze do końca swoich uczuć, postawiłam na spokój. Uśmiechnęłam się – na tyle zalotnie, na ile umiałam.
– Czternastego marca wypada Światowy Dzień Liczby Pi – odpowiedziałam. – To dobra okazja, żeby coś przekąsić.