„Jolanta wychodziła z siebie, żeby Antoni się nią zainteresował, ale on adorował Danusię, zapraszał ją na kawę, na spacery, na dancing. Ale to nie zrażało Joli, towarzyszyła im podczas tych wyjść. Bomba wybuchła tydzień później”. Krystyna, 62 lata
Na skierowanie do sanatorium czekałam ponad pół roku. W końcu dostałam powiadomienie, że mój turnus zaczyna się w ostatnim tygodniu września. Zadzwoniłam od razu do syna. Obiecał, że zawiezie mnie swoim autem.
– Synu, ja tylko chciałam, żebyś odstawił mnie na pociąg. Po co będziesz się telepał taki szmat drogi? – oponowałam.
– Mamo, z przyjemnością przejadę się nad morze – zapewniał. – Zrobię sobie krótki wypad, wynajmę pokój w hotelu, prześpię się, pójdę rano na plażę, zjem obiad i wrócę do domu.
– Skoro tak, to dobrze. – Uśmiechnęłam się zadowolona, bo prawdę mówiąc, przyjemniej się jedzie wygodnym samochodem niż przepełnionym pociągiem. Bo można się zatrzymać, wyprostować nogi, napić się kawy czy spokojnie zjeść.
Zdjęłam z pawlacza walizkę i zaczęłam się pakować. Oprócz wygodnych dresów i kurtki, które kupiłam na tę okoliczność, spakowałam także eleganckie bluzki, spódnice, trzy sweterki, spodnie, apaszki i trzy pary butów. W końcu człowiek nie tylko na zabiegi i basen będzie chodził, prawda? Sanatorium mieściło się w dosyć dużej, nadmorskiej miejscowości, niedaleko niemieckiej granicy, więc zakładałam, że będzie gdzie pójść na kawę. A do kawiarni przecież nie wypada iść w dresie i adidasach, może młodzi to praktykują, ale ja jestem starej daty i przywiązuję wagę do wyglądu. Jak się wybiera między ludzi, trzeba wyglądać czysto, schludnie i elegancko.
Wyjechaliśmy w sobotę z samego rana, na miejscu byliśmy przed czternastą. Recepcjonistka w sanatorium przywitała mnie uśmiechem, powiedziała co i jak, po czym poinformowała, że będę zakwaterowana w trzyosobowym pokoju na drugim piętrze.
– Mam nadzieję, że miło spędzi pani u nas czas – dodała dziewczyna, ukradkiem spoglądając na mojego syna, który stał obok.
– Ja też mam taką nadzieję – odparłam.
– Pani współlokatorki są w pokoju. Jest jeden klucz, wychodząc z budynku, należy zostawić go na recepcji – poinstruowała mnie na koniec.
– Będę pamiętać. – Skinęłam głową. – Czy syn może zanieść mi walizkę na górę? – chciałam się upewnić.
– Tak, oczywiście. – Dziewczyna potaknęła. – Jak się pani rozpakuje, to proszę podejść do stołówki, a potem do pielęgniarki i lekarza.
– Dobrze. Dziękuję – powiedziałam lekko skołowana nadmiarem informacji i wrażeń.
Adam chwycił walizkę i poszliśmy do windy. Chwilę potem zapukałam do drzwi pokoju, do którego zostałam przydzielona.
– Proooszę! – usłyszałam melodyjny głos.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Przy stoliku siedziały dwie babeczki mniej więcej w moim wieku i robiły sobie makijaż, jedna z nich miała wałki na głowie.
– Dzień dobry – przywitałam się. – Jestem Krystyna, współlokatorka – przedstawiłam się.
Panie otaksowały mnie spojrzeniem.
– Dzień dobry, ja jestem Jola, a to Danka. – Blondynka wskazała ruchem głowy na koleżankę. – Rozgość się. Chyba ci nie przeszkadza, że masz łóżko przy oknie? My wolimy przy drzwiach. – Spojrzała na koleżankę i się uśmiechnęła znacząco.
– Nie, nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – odparłam.
– Mamo, to ty się tu ulokuj, załatw, co masz załatwić i daj znać. Może wybierzemy się po obiedzie na spacer. Ja idę do swojego hotelu się zameldować.
– Dobrze. Dziękuję, synku.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, odezwała się Jola.
– Masz przystojnego syna, mniemam, że mąż równie przystojny.
– Tak, Roman był przystojnym mężczyzną – odparłam.
– Upss, przepraszam. Nie wiedziałam.
– Ty zawsze musisz coś chlapnąć. – Danka pokręciła głową. – Krysia, nie gniewaj się na nią, ona tak już ma. Najpierw gada, potem myśli.
Moje współlokatorki wprowadziły mnie w szczegóły pobytu w sanatorium, bo jak się dowiedziałam, były tu już kolejny raz, więc wiedziały, co, gdzie i jak.
– Z nami, Krycha, nie zginiesz. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo Jolanta. – Rozpakuj się, w szafie masz dwie półki i kilka wieszaków.
Kiedy układałam rzeczy, dziewczyny wprowadzały mnie w meandry życia towarzyskiego w sanatorium. Dowiedziałam się, gdzie są najfajniejsze balety i dokąd pójść na kawkę, by poderwać jakiegoś przystojniaka z kasą.
– A wy przyjechałyście tu na podryw? – zapytałam zdumiona.
– Kochaniutka, oczywiście przyjechałyśmy podreperować zdrowie, ale czy przy okazji nie możemy się zabawić? – Jolanta wydęła usta.
– Mnie to raczej nie interesuje – odparłam.
– No i dobrze, jedna rywalka mniej – zaśmiała się Jola. – A, jeszcze jedno, na noc nie zamykaj drzwi na klucz, dobrze?
– A dlaczego?
– Żebyśmy nie musiały się dobijać, jak będziemy wracać z baletów – dodała Danka.
Pomyślałam, że z nimi to na bank nie będę się tu nudzić. I nie myliłam się.
Kiedy ja poszłam na spacer z synem, one ruszyły na podbój. Poznały niejakiego Antoniego, przystojnego wdowca z wysoką emeryturą i z pięknym mieszkaniem pod Warszawą. Cały wieczór rozprawiały o nim.
– Mój ci on! – powiedziała Jolanta, nakręcając wałki na włosy.
– No nie byłabym tego taka pewna – odcięła się Danka.
– Tak? To się jeszcze okaże!
Zapadła cisza. Danka wyszła do łazienki, a Jolanta, podśpiewując, kończyła zakręcać wałki.
Byłam bardzo ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie.
Jolanta wychodziła z siebie, żeby Antoni się nią zainteresował, ale on adorował Danusię, zapraszał ją na kawę, na spacery, na dancing. Ale to nie zrażało Joli, towarzyszyła im podczas tych wyjść.
Bomba wybuchła tydzień później. Do sanatorium przyjechał mąż Danusi. Wpadł jak burza do pokoju i kazał się jej natychmiast pakować.
– Ja ci dam sanatoria! – krzyczał. – Ja wiem, co ty tu wyprawiasz! Gzisz się po krzakach z jakimiś frajerami! O nie, moja droga, nie będziesz mi rogów przyprawiać! Pakuj się i jazda do domu!
Jola z zadowolonym uśmiechem przyglądała się, jak Danusia ze łzami w oczach pakuje swoje rzeczy i wychodzi bez pożegnania.
– Głupia gęś – stwierdziła. – Myślała, że ze mną wygra. Wystarczył jeden telefon do jej mężusia, żeby się tej damessy pozbyć – zaśmiała się tryumfalnie. – Biedny Antoni, będę musiała go pocieszyć, jak się dowie, że Danka go zostawiła dla mężusia, ha, ha, ha, Kryśka – zwróciła się do mnie. – Pożyczysz mi tę satynową, kremową bluzkę? Muszę dziś szałowo wyglądać.
I tak skończyła się przyjaźń między Jolą i Danusią.