Mam otwarty umysł, dlatego... chodzę do wróżki i wierzę w horoskopy
Fot. 123rf.com

Mam otwarty umysł, dlatego... chodzę do wróżki i wierzę w horoskopy

Życie to wielka zagadka i nawet mała wskazówka może okazać się bardzo pomocna. Dlatego lubię słuchać astrologicznych przepowiedni. Dzięki nim można spojrzeć w przyszłość lub otrzymać dobrą radę. Wiele razy się o tym przekonałam!

Z samego rana wstałam rześka i radosna jak zwykle. Odkąd przeszłam na emeryturę i nie musiałam już chodzić do pracy, świat wydawał mi się o wiele piękniejszy. No i, co nie jest bez znaczenia, miałam więcej czasu na swoje zainteresowania. Mogłam czytać książki i gazety, oglądać ulubione seriale, plotkować z koleżankami i odwiedzać po kolei wszystkie krewniaczki. Żyć, nie umierać!

Wierzę, że gwiazdy kierują naszym losem

Po śniadaniu wybrałam się na ryneczek po drobne zakupy. Przy okazji wstąpiłam do kiosku i kupiłam ulubioną gazetę. Od razu rzuciłam okiem na ostatnią stronę, gdzie zamieszczano codzienny horoskop. Odszukałam swój znak i szybciutko przeczytałam: „Koniecznie zadbaj o zdrowie, pamiętaj szczególnie o oczach”.
– Pani dorzuci jeszcze kilka marchewek – powiedziałam do kobiety prowadzącej stoisko z warzywami. – Trzeba dbać o siebie. Zdrowie ma się tylko jedno.
Obiecałam sobie też, że po drodze do domu wstąpię do apteki i kupię jakieś witaminy. Tak na wszelki wypadek. Gdy już zrobiłam sobie gorącej herbaty i usiadłam w fotelu, przeczytałam horoskop jeszcze raz, na spokojnie. Włącznie ze znakami rodziny i znajomych.
– No, no – zacmokałam, czytając wróżbę dla córki. – A mówiłam, żeby cieplej się ubierała – narzekałam pod nosem, bo znany astrolog ostrzegał, że Ryby mogą w najbliższym czasie złapać jakąś paskudną infekcję, a Gabrysia nigdy nie miała rewelacyjnej odporności.
Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do córki. Odebrała od razu i zaświergotała radośnie do słuchawki. Nie zauważyłam, żeby pociągała nosem. Nie kichała też ani nie miała chrypki.
– Dobrze się czujesz, kochanie? – zapytałam czujnie.
– Tak. A ty, mamo?
– Na pewno nic ci nie dolega? – drążyłam, ignorując pytanie Gabrysi. – Bo w twoim horoskopie napisali...
– Mamo! – jęknęła. – A ty znowu o tym? Daj sobie spokój z tymi horoskopami, przecież to głupoty!
Z oburzenia aż zatamowało mi oddech.
– Jakie głupoty? – oburzyłam się. – Sama prawda! Tyle razy mi się sprawdziło... Pamiętasz, jak miałam operację? Wróżka mi przepowiedziała, że wszystko będzie dobrze. I było!
– Aha, czyli to zasługa wróżki, a nie lekarza? – rzuciła złośliwie moja córka.
– Oczywiście, że lekarza – odpowiedziałam. – Ale wróżka mnie uspokoiła, więc się tak nie denerwowałam. Dzięki temu szybciej poczułam się lepiej.
Gabrysia zupełnie tego wszystkiego nie rozumiała. Była zawsze taka racjonalna... W końcu została inżynierem. A ja wierzyłam, że gwiazdy kierują naszym losem i warto słuchać drobnych wskazówek, które dają nam niebiosa. Wieczorem zadzwoniłam do męża, który wciąż jeszcze pracował, żeby lepiej nie wracał samochodem. W jego horoskopie napisali, że powinien uważać na drodze.
– Może pojedziesz autobusem? – zaproponowałam, a on tylko na mnie nakrzyczał:
– Przecież nie zostawię samochodu na parkingu!
W sumie musiałam przyznać mu rację, bo z kolei w horoskopie miesięcznym, który przeczytałam w innym magazynie, specjalistka od numerologii ostrzegała przed złodziejami. Zostawienie samochodu bez opieki byłoby wielce nierozsądne, na pewno ktoś by się na niego połasił.

Mam sprawdzoną wróżkę

Później obejrzałam swój ulubiony serial i traf chciał, że tam również jedna z bohaterek udała się po poradę do wróżki. Niestety, jasnowidzka okazała się oszustką. Wiem, że takie rzeczy się zdarzają, dlatego ja chodzę tylko do poleconych wróżbiarek. Do tej pory byłam dopiero trzy razy, w tym dwa u pani Zdzisławy. Chodzą plotki, że ma cygańskie korzenie i stąd wziął się jej talent do kart. I faktycznie, co by mi nie przepowiedziała, zaraz się sprawdza. Tak jak wtedy, kiedy powiedziała mi, że muszę natychmiast uregulować długi, bo wpadnę w tarapaty. Wyśmiałam ją oczywiście, bo nigdy nie miałam żadnych długów. Ale pani Zdzisława upierała się, że tak. Wróciłam do domu zła, że trafiłam w łapy jakiejś oszukanej wróżki, aż tu nagle... Bach!

Odsunęłam szafkę w przedpokoju, żeby tam odkurzyć, i znalazłam niezapłacony rachunek za mieszkanie! Musiał spaść, a ja nie zauważyłam. Ale bym się najadła wstydu, gdybym nie zapłaciła na czas! Rodzina często się ze mnie śmieje, że wierzę w te wszystkie wróżki, wróżby i horoskopy, ale ja wiem swoje. Są na tym świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło.

Pokazałam wnukowi horoskop

Mąż wrócił w kiepskim humorze, bo na parkingu ktoś zarysował mu samochód. Już chciałam mu powiedzieć „A nie mówiłam”, ale miał taką minę, że zrezygnowałam. Później marudził na surówkę z marchewki, bo okropnie jej nie lubi. A ja zrobiłam ją tylko dlatego, że przeczytam o tych słabych oczach, przecież oboje jesteśmy spod tego samego znaku. Pewnie dlatego tak dobrze się dogadujemy. I to już od ponad trzydziestu lat!
– Jedz, jedz, Mieciu, marchewka jest bardzo zdrowa – powiedziałam tylko z uśmiechem, podsuwając mu talerz pod nos.
Następnego dnia przy porannej kawie znowu czytałam horoskop. Tym razem w internecie. Wnuczek mnie kiedyś nauczył, gdy się nim opiekowałam. Jest jeszcze mały, ale już świetnie zna się na komputerach, jak większość dzieci. Wszystko mi pokazał i razem przeczytaliśmy horoskop celtycki, a zaraz potem chiński.
– Jestem tygrysem, jak w „Kubusiu Puchatku”! – cieszył się mały Grześ, bo wcześniej razem oglądaliśmy tę bajkę. – Wielkim strasznym tygrysem!
Wtedy zrozumiałam, dlaczego jest taki dzielny i śmiały, ale syn był na mnie wściekły. Powiedział, że uczę dziecko zabobonów. A ja przecież nie chciałam źle! No bo co w tym niewłaściwego. Mój wnuczek lubi bajki, a te wszystkie wróżby to w pewien sposób bajki dla dorosłych... Przekonują, że będzie lepiej. Zawsze warto w to wierzyć.

Horoskop się sprawdził

Zastanawiałam się, czy powinnam puścić totolotka lub kupić jakąś zdrapkę. Muszę przyznać, że to moja mała słabość. Jednak nie warto grać w ciemno, dlatego poszukałam w internecie wróżby na ten temat. Na portalu, którego nazwy nie pamiętam, mogłam wylosować runę, która miała mi patronować następnego dnia. Oczywiście to zrobiłam i wyszło, że fortuna się do mnie uśmiechnie i przyniesie szczęście w rozmaitych grach losowych. Kolejnego dnia, wracając z targu, znowu zajrzałam do kiosku. Kupiłam gazetkę z krzyżówkami i zdrapkę. Wygrałam całe dwadzieścia złotych! Może to nie dużo, ale ponieważ kupon kosztował tylko pięć złotych, byłam piętnaście na plusie! Jeżeli to nie jest uśmiech losu, nie wiem, co nim jest.

Mam otwarty umysł

Życie nauczyło mnie cieszyć się z drobnych rzeczy. Po powrocie zabrałam się za obiad, bo tego dnia miała do mnie zajrzeć córka. Ugotowałam zupę, zrobiłam zraziki i upiekłam ciasto. Nawet Mietkowi humor nieco się poprawił, gdy zajrzał do kuchni i z rozkoszą wdychał te wszystkie aromaty. Chyba wreszcie zapomniał o rysie na karoserii. Gabrysia była za to kompletnie nie w sosie. Przyszła owinięta po uszy szalikiem, zakatarzona i marudna – jak zawsze, gdy w dzieciństwie łapała wirusa.
– No i wykrakałaś, mamo! – poskarżyła się. – Tyle razy mówiłaś, że będę chora, aż mi wmówiłaś.
– Ja tylko ostrzegałam. – Uniosłam dłonie w obronnym geście. – Co ci szkodziło posłuchać?
– Tylko czytasz te głupie horoskopy – narzekała. – Po co ci to? Co ci to właściwie daje?
– Dobra rada to dobra rada, nieważne, skąd pochodzi – odpowiedziałam filozoficznie.
Bo tym właśnie są dla mnie wróżby i horoskopy. Nie chodzi o to, że bezwzględnie w nie wierzę. Nie, bo nie zawsze się sprawdzają... Ale czasem potrafią doradzić. Zwracają uwagę na rzeczy, o których zapominamy, pędząc gdzieś przed siebie. Uważam, że po prostu mam otwarty umysł. Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Życie to wielka zagadka i nawet mała wskazówka może okazać się bardzo pomocna, prawda? Dlatego jutro znów kupię swoją gazetkę z horoskopem.

Czytaj więcej