"W internecie pokazywałam szczęśliwą twarz. Prawda wyglądała jednak inaczej..."
Fot. Adobe Stock

"W internecie pokazywałam szczęśliwą twarz. Prawda wyglądała jednak inaczej..."

"To miał być wspaniały wieczór. Przygotowałam ryż po tajsku z krewetkami i mango. Białe wino chłodziło się w lodówce. W salonie płonęły świece. Brakowało tylko JEGO... Już wiedziałam, że nie przyjdzie. Przysłał zdawkowego SMS-a. Znowu wybrał JĄ... Od dwóch lat godziłam się na taki układ. Byłam tą trzecią. Chociaż chciało mi się wyć, uśmiechnęłam się, cyknęłam sobie fotkę. Zdjęcia wrzuciłam na swój profil i opatrzyłam je radosnym podpisem. Wszyscy wierzyli w tę fikcję, bo była taka fotogeniczna..." Julia, 24 lata

Był piątkowy wieczór. Czas, kiedy czujemy się panami świata, bo przed nami dwa dni niczym nieskrępowanej swobody. Nareszcie można wyłączyć komputer, wyjść z boksu w open spasie, zrzucić grzeczną garsonkę i przywdziać szałową kieckę cudem upolowaną na wyprzedaży. A potem pod rękę z ukochanym ruszyć na podbój parkietów modnych klubów... Albo zaszyć się w domu, upichcić coś dobrego i obejrzeć cały sezon serialu, którym tak bardzo ekscytowały się koleżanki z pracy. A potem usłyszeć od chłopaka, że dość już tej telewizji. Czas do łóżka, by trochę w nim pogrzeszyć... Ja wybrałam tę drugą opcję.

To miał być wspaniały wieczór

Przygotowałam ryż po tajsku z krewetkami i mango. Białe wino chłodziło się w lodówce. W salonie płonęły świece. Brakowało tylko JEGO... Już wiedziałam, że nie przyjdzie. Przysłał zdawkowego SMS-a. Znowu wybrał JĄ... Od dwóch lat godziłam się na taki układ. Byłam tą trzecią... Wciąż karmiłam się złudną nadzieją, że w końcu ją zostawi i będzie ze mną. Zadowalałam się kradzionymi chwilami szczęścia, pospiesznymi pieszczotami i już nawet przyzwyczaiłam się do tego, że czmychał z mojego łóżka tuż po tym, jak skończył się ze mną kochać. Nie szantażowałam go, nie stawiałam sprawy na ostrzu noża, nie wykrzykiwałam w kłótni: „Ona albo ja!”. Cierpliwie czekałam... Najbardziej żałosne w tym wszystkim było to, że gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mi, że tak skończę, zaśmiałabym mu się prosto w twarz. Kobiety, które liczyły na to, że kochanek rozwiedzie się z żoną i przycwałuje do nich na białym rumaku, uważałam za ofiary losu. A teraz sama byłam taką ofiarą...

Kochałam Michała szaleńczą miłością

Byłam mu w stanie wszystko wybaczyć. Nawet to, że po raz kolejny mnie wystawił. I to w piątkowy wieczór! Wieczór, który mi obiecał, twierdząc, że jego żona wybiera się na spotkanie z przyjaciółkami. Zmieniła plany, napisał, więc i ja musiałam je zmienić... Włączyłam komputer i weszłam na Facebooka. Zasypały mnie zdjęcia znajomych, którzy chwalili się, jak świetnie się bawią. Nie chciałam być gorsza. Poprawiłam makijaż, który rozmyły łzy goryczy. Uśmiechnęłam się promiennie i cyknęłam sobie fotkę. Wyjęłam z lodówki wino, nałożyłam na talerze ryż po tajsku i sfotografowałam stół. Zdjęcia wrzuciłam na swój profil i opatrzyłam je podpisem: „Romantyczna kolacja przy świecach rozpoczyna upojny weekend”. Nikt nie musiał wiedzieć, że tę romantyczną kolację zjem sama, osuszając zbyt wiele kieliszków wina. Stworzyłam idealną fikcję, która po kilku godzinach została nagrodzona kilkudziesięcioma „lajkami” i komentarzami w stylu: „Tylko pozazdrościć”, „Widzę, że będziesz dzisiaj niegrzeczna”, „Chętnie znalazłbym się na miejscu tego przystojniaka, którego tak rozpieszczasz”...

Wszyscy wierzyli w tę fikcję, bo była fotogeniczna

Ciekawe, ile „lajków” zebrałabym, gdybym opublikowała opuchniętą od płaczu twarz i stos zasmarkanych chusteczek? Przecież gwiazdy internetu nie płaczą! One zawsze są szczęśliwe i zadowolone ze swojego doskonałego życia. W modnych ciuchach, nienagannym makijażu, bez śladu zmarszczek wyprasowanych przez Photoshopa... Łzy w ich świecie nie istnieją. No chyba że są to łzy wzruszenia i radości wywołane pierścionkiem zaręczynowym od tego jedynego, na całe życie...
Od kilku lat idealne życie prowadziłam wyłącznie w internecie. Podróżowałam po świecie, jadłam w modnych knajpkach, brałam udział w koncertach moich ulubionych wykonawców. Byłam na bieżąco
z filmowymi premierami i książkami nagrodzonymi literackimi nagrodami. Uprawiałam jogging i od czasu do czasu shopping. I namiętnie pstrykałam fotki, które później publikowałam na Facebooku i Instagramie. Pstryk. Pstryk. Pstryk. Ten dźwięk towarzyszył mi na co dzień. Koleżanki z pracy zazdrościły mi tego aktywnego i fotogenicznego życia. „Jesteś w czepku urodzona”, mawiały. „Szczęściara z ciebie”, dodawały. Żadna z nich nie miała pojęcia, jak bardzo żałosna i samotna jestem. Życie w fikcji doprowadziłam bowiem do perfekcji. Tylko Anka, moja serdeczna przyjaciółka, znała prawdę, bo tylko z nią byłam szczera.

Ania chciała dla mnie dobrze

– Powinnaś rzucić tego palanta – radziła mi nieraz. – On nigdy nie zostawi żony. Cały czas cię zwodzi. Dlaczego się na to godzisz? – zapytała kiedyś.
– Bo go kocham – odparłam zgodnie z prawdą. – Tak trudno to zrozumieć?
– Ale on cię nie kocha! – powiedziała. – Bo gdyby cię kochał, już dawno byłby z tobą, a nie z nią – wyjaśniła.
– W końcu to zrobi – nie wiem, czy bardziej próbowałam przekonać Ankę, czy raczej siebie.
– Marnujesz najlepsze lata dla gościa, który traktuje cię jak zabawkę – powiedziała. – Rzuć go i zacznij naprawdę żyć, zamiast udawać, że żyjesz!
– Łatwo ci mówić, bo masz kochanego męża, cudowne dzieciaki i pracę, która daje ci satysfakcję – wygarnęłam jej. – Po prostu idealne życie...
– Wiesz dobrze, że moje życie nie jest idealne. Nikt takiego nie ma. No chyba że mówimy o życiu na Facebooku – dodała i spojrzała na mnie wymownie.
– Nie potrzebuję przyjaciółki, która ciągle mnie poucza i szydzi ze mnie! – podniosłam głos, a potem kazałam się jej wynosić.
To była nasza ostatnia rozmowa. By pokazać Ance, że mam ją gdzieś, usunęłam ją ze znajomych na Facebooku...
A teraz była jedyną osobą, do której chciałam zadzwonić, by pożalić się na swój los. Wiedziałam, że ona jedna znalazłaby słowa, które byłyby w stanie mnie pocieszyć. Duma mi jednak nie pozwalała, bym pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę.

Paradoksalnie pomógł mi w tym... Michał

Następnego ranka na Facebooku zobaczyłam jego fotografię. Zdjęcie przedstawiało parę maleńkich bucików, a podpis głosił: „Właśnie się dowiedziałem, że zostanę tatusiem. Ależ się cieszę!”.
Domyśliłam się, że to właśnie dlatego jego żona zmieniła piątkowe plany. Chciała mu ogłosić radosną nowinę. Pod postem aż roiło się od gratulacji.
W pierwszym odruchu miałam ochotę dodać trochę dziegdziu do tej beczki miodu i obnażyć prawdziwą twarz szczęśliwego tatusia. Dałam sobie jednak spokój.
Z nami koniec. Nie dzwoń do mnie więcej, napisałam mu tylko w SMS-ie. A potem otarłam ostatnie łzy, jakie przez niego wylałam, przebrałam się w ciuchy do joggingu i pobiegłam przed siebie. Czułam, że z każdym krokiem zrzucam z siebie balast, który do tej pory mnie unieszczęśliwiał. Nogi same poniosły mnie do domu Anki. Otworzyła mi drzwi, a ja uspokoiłam oddech i powiedziałam:
Kończę z fikcją. Dziś jest pierwszy dzień mojego prawdziwego życia!

Czytaj więcej