"Wymyśliłam wspaniały prezent dla teściowej i... przez przypadek odkryłam rodzinny sekret"
Fot. Adobe Stock

"Wymyśliłam wspaniały prezent dla teściowej i... przez przypadek odkryłam rodzinny sekret"

Chciałam zrobić teściowej niespodziankę, ale potrzebowałam do tego jej zdjęcia z młodości. Zaczęłam przeglądać stare fotografie. Tych z dzieciństwa teściowej było niewiele. Wszystkie pochodziły z czasów powojennych. Na jednym ma około pięciu lat, siedzi z rodzicami i siostrą. Wszyscy mieli kruczoczarne włosy, tylko ona nie. Jej ciasno zaplecione warkocze były prawie białe! Musiała wdać się w dalszych przodków – pomyślałam wtedy... Marzena, 54 lata

Moja teściowa kończyła wtedy osiemdziesiąt lat. Z tej okazji wyprawiliśmy jej huczne urodziny. Mąż jest najstarszy z rodzeństwa i wziął na siebie sprawy organizacyjne. Ustalił, że razem z bratem i dwiema siostrami po równo podzielą się kosztami. Miało to być przyjęcie z didżejem, który przygotuje muzykę dla ludzi w każdym wieku. Chcieliśmy, żeby bawiła się cała rodzina!

Rozmyślałam nad jakimś wyjątkowym prezentem

Chodził mi po głowie portret wykonany ołówkiem. Mąż mojej koleżanki z pracy był utalentowanym rysownikiem.
– Poszukaj dobrego zdjęcia teściowej, najlepiej z czasów młodości – poleciła Ewka. – Do imprezy urodzinowej Marek wyrobi się bez problemu. Taki portrecik nie zajmie mu dużo czasu. Wiem też, że niebawem będzie wysyłał obrazy do oprawienia. Jak się pospieszysz z fotografią, to góra za dwa tygodnie będziesz miała gotowy prezent.
– Po pracy wstąpię do Zofii i pożyczę album ze starymi zdjęciami – odparłam. – Razem ze Zbyszkiem wybierzemy najlepsze.     
– Tylko się nie pomylcie – roześmiała się koleżanka. – W dzieciństwie dzieciaki są bardzo do siebie podobne.
– Nie ma obawy. Teściowa wygląda zupełnie inaczej niż jej młodsze rodzeństwo. Nawet od brata jest wyższa o dobre pół głowy. Kiedyś się im przyjrzałam na pogrzebie ich stryjecznego brata. Stali obok siebie. Jak na kobietę, jest bardzo wysoka.
Zajrzałam do teściowej, pożyczyłam album pod pretekstem zrobienia drzewa genealogicznego i wróciłam do domu. Dziwnie na mnie spojrzała, gdy wspomniałam o tej genealogii, ale zdjęcia mi pożyczyła.

Musiała wdać się w dalszych przodków...

Mąż był jeszcze w pracy. Zrobiłam sobie herbatę, położyłam album na stole i zaczęłam przeglądać stare fotografie. Tych z dzieciństwa teściowej było niewiele. Wszystkie pochodziły z czasów powojennych. Na jednym ma około pięciu lat, siedzi z rodzicami i siostrą, a jej mama trzyma w beciku braciszka. Zaczęłam się intensywnie wpatrywać w to zdjęcie. Wszyscy mieli kruczoczarne włosy, oprócz mojej teściowej i tego najmłodszego chłopczyka, bo jego włoski, jeśli w ogóle już je miał, zakrywała czapeczka. Zofia musiała być bardzo jasną blondynką, bo ciasno zaplecione warkocze były prawie białe. „Ona jest podobna zupełnie do nikogo”, pomyślałam za klasykiem. „Po swojej matce odziedziczyła chyba tylko płeć. Ma inne oczy, nos i usta. Musiała wdać się w dalszych przodków”.
W końcu znalazłam ładne zdjęcie. Najwyraźniej zrobiono je do dowodu osobistego albo do jakiejś legitymacji. Spoglądała z niego bardzo ładna dziewczyna o chłodnej urodzie, pociągłej twarzy i ostro zarysowanych kościach policzkowych.

Mąż wyjawił mi rodzinną tajemnicę

Trzasnęły drzwi, a ja ocknęłam się z zamyślenia. Zbyszek wrócił z pracy.
– Co przeglądasz? – zapytał.
– Wybieram fotografię do portretu – wyjaśniłam. – Chcę zrobić twojej mamie niespodziankę.
– Piękna z niej była kobieta – westchnął. – Chociaż trzeba przyznać, że nawet teraz dobrze się trzyma i nie wygląda na swoje lata.
– Nie zastanawiałeś się, do kogo jest podobna?
– Jak nic, do swojego ojca – odparł.
– No coś ty, widziałam go na zdjęciu, chyba z chrztu wujka Bronka – stwierdziłam. – Miał włosy czarne jak kruk!
– Do prawdziwego ojca – wyszeptał. – Dziadek Stefan ożenił się z babcią, gdy mama miała dwa latka.
– Jesteśmy dwadzieścia sześć lat po ślubie i nic mi nie powiedziałeś? – zdziwiłam się.
– Bo to nie jest powód do dumy.
– Panna z dzieckiem to nie wynalazek naszych czasów – stwierdziłam. – Zawrócił w głowie, a potem zostawił…
– Tu tak nie było.
– Zginął na wojnie?
– Może…
– To twoja babcia nie wiedziała, co się z nim stało? Ludzie szukali się przez Czerwony Krzyż.
– Mówię ci, że to nie tak. Moją babcię w czasie wojny zgwałcili niemieccy żołnierze, rozumiesz? Jeszcze ta przeklęta nordycka uroda!
– Cholera, nie wiedziałam – wyszeptałam. – To musiało być straszne, wychowywać dziecko swojego gwałciciela.
– Sam się dowiedziałem w połowie liceum i to przez przypadek. Rodzice nie należeli do zbyt zgodnych małżeństw. Kiedyś ojciec po pijaku zwyzywał mamę od wnuczek Hitlera.
– Podłe i niskie…
– Pijany wierszy nie składa, a ojciec potrafił być wyjątkowo wredny. Nic nie straciłaś, że go nie poznałaś. Na szczęście nikt z nas się w niego nie wdał. Geny to jednak nie wszystko.
Zjedliśmy obiad i poszłam się na chwilę położyć. Miałam taki natłok myśli, że musiałam ochłonąć po tej rozmowie. „Nie wiem, czy powiedziałaby swojemu dziecku, że zostało poczęte w wyniku gwałtu?”, zastanawiałam się. „Co czuła Zofia, gdy się o tym dowiedziała? To musiał być dla niej straszny szok. Po co burzyć komuś świat? Nie o wszystkim przecież trzeba wiedzieć. Babcia Zbyszka mogła swojej córce tego zaoszczędzić”.  
Następnego dnia dałam fotografię Ewce. Bacznie się jej przyjrzała.
– W młodości była piękną kobietą – oznajmiła ze znawstwem. – To taki skandynawski typ urody. Piękne połączenie chłodu i surowości. Jaki kolor oczu ma Zofia?
– Jasnoniebieskie, ale wpadające w stal – odparłam.
– Oj, chyba jakiś jej daleki przodek przypłynął na łodzi Wikingów.  
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam, a przez głowę przebiegła mi myśl, że na grzbiecie nosił mundur Wehrmachtu.

Geny to nie wszystko!

Portret wyszedł przecudny. Owinęłam go w papier i przewiązałam kokardą. Zdecydowałam, że wręczymy go zaraz po odśpiewaniu „Sto lat!”. Po poznaniu rodzinnej tajemnicy miałam trochę wątpliwości, czy to będzie trafiony upominek. Postanowiłam jednak zaryzykować.
Teściowa, gdy zobaczyła całą rodzinę, popłakała się ze szczęścia. Wręczyliśmy jej prezent i czekaliśmy na reakcję.
– To jest moje ulubione zdjęcie – powiedziała po chwili namysłu. – Zostało zrobione krótko przed maturą. Spójrz, Marzenko, tu widać, że Monisia jest bardzo do mnie podobna. Dziękuję wam z całego serca – wyszeptała i otarła łzy.
Zerknęłam na córkę. Faktycznie, ona nie tyle była podobna do Zbyszka, co do jego matki. Wysoka, szczupła, niebieskooka blondynka. „Oj, krążą w nas te nordyckie geny”, skwitowałam w myślach.
Przyjęcie było bardzo udane. Pogadaliśmy i pobawiliśmy się. Widziałam, że teściowa promienieje radością.
Wiesz, że w moich żyłach płynie obca krew? – wyszeptała mi do ucha, gdy się żegnałyśmy.
– Wiem, mamo, ale geny to nie wszystko – zapewniłam, a ona mocno mnie przytuliła.

 

Czytaj więcej