"Kiedy jego syn wyszeptał jedno zdanie, zrozumiałam, że nic już nie będzie jak dawniej..."
Fot. 123 RF

"Kiedy jego syn wyszeptał jedno zdanie, zrozumiałam, że nic już nie będzie jak dawniej..."

"Na to wyznanie trafił Jakub, który właśnie zajrzał do pokoju. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam w jego oczach ból. Odwrócił się i odszedł. Wyplątałam się z objęć małego i poszłam za jego ojcem..." Olga, 30 lat

Kochałam Tatry, ale nigdy nie byłam w nich latem. W tym roku nadarzyła mi się taka okazja – przyjęłam zlecenie na opracowanie albumu o Tatrach wspólnie z fotografem, który mieszkał w małej tatrzańskiej wiosce. Jego dom stał na zboczu wzgórza. Zapukałam, drzwi się otworzyły, lecz... nikogo za nimi nie zobaczyłam. Spojrzałam w dół. Chłopiec, który stał na progu, miał może sześć lat i przyglądał mi się z ciekawością.

– Dzień dobry – uśmiechnęłam się.

– Tatuś jest tam – chłopiec pokazał palcem budynek gospodarczy.

Obejrzałam się. Mężczyzna w swetrze z surowej owczej wełny rąbał drewno kilkanaście metrów ode mnie.

– Dzień dobry! – zawołałam.

– Słucham panią – zmarszczył brwi.

Jestem Olga. To ja mam robić z panem ten album – wyjaśniłam.

– Jakub – skrzywił się i zaczął wrzucać drewno do wielkiego kosza, jakby mnie tu nie było. Facet z całą pewnością nie był miły, za to robił dobre zdjęcia i świetnie znał góry.

– Idziemy – podniósł kosz i wsadził go pod pachę. – Pokażę pani pokój.

Poszłam za nim. W sieni czekał na nas jasnowłosy chłopczyk.

– Mam na imię Olga – powiedziałam.

– Ja Jaś – uścisnął mi dłoń z powagą. – Przyjechałaś tu do nas na wczasy?

– Do pracy – sprostowałam.

Jego ojciec odstawił kosz i wziął małego na barana.

– Chodź, pokażemy pani pokój – miękkie brzmienie głosu, jakim zwracał się do syna, zupełnie do niego nie pasowało.

Pokój był piękny, a gospodarz zrobił pyszną herbatę z pigwą, tyle tylko że prawie się nie odzywał, kiedy ją piliśmy. Za to jego syn paplał bez przer­wy. Opowiadał mi o swoich zabawkach, o bajkach w telewizji i książkach.

– Ja umiem czytać i pisać – chwalił się.

Łatwo było go polubić. Jego ojciec za to robił wrażenie mruka i obawiałam się, że praca z nim nie będzie łatwa.

„Nie powinnaś tu przyjeżdżać” – te słowa zabolały jak cios

Myliłam się. Jakub pracował szybko i rzetelnie. W sprawach pozazawodowych nadal zachowywał ogromną rezerwę wobec mnie. Za to jego synek często zapraszał mnie do wspólnej zabawy. Jakub obserwował to z wyraźną niechęcią. Dziwiłam się temu aż do dnia, kiedy jeździliśmy na rowerze. To było jakiś tydzień po moim przyjeździe. Wróciłam właśnie z zakupów i na podwórzu spotkałam Jasia, który wyciągał z szopy wielki stary rower.

– Pojeździmy? – zapytał.

Chwilę później mały siedział na ramie roweru i udawał samolot, a ja kręciłam kółka na podwórzu. Świetnie się bawiliśmy, gdy zauważyłam Kubę – stał w progu i przyglądał się nam.

– Nieźle wam idzie – powiedział. – Zaraz odfruniecie! Jasieńku, wejdź do domu i przynieś lemoniadę. Pewnie chce wam się pić...

Janek ochoczo spełnił polecenie, a jego ojciec spojrzał na mnie zimno.

Nie powinnaś tego robić – rzucił.

– Jeździć na rowerze? – spytałam.

– Przywiązywać go do siebie. Niedługo wyjedziesz, a on będzie tęsknił.

– Przecież ja go do siebie nie przywiązuję. Lubię go, bawimy się razem...

– O tym właśnie mówię – warknął.

– To co mam robić? – zdenerwowałam się. – Odpędzać go od siebie?

– Nie wiem – potrząsnął głową. – Nie powinnaś tu była w ogóle przyjeżdżać!

Poczułam się, jakbym dostała w twarz. W końcu nie przyjechałam tu dla przyjemności, tylko do pracy. Minęłam go i weszłam do domu szybkim krokiem.

– Przepraszam! – zawołał za mną. – Olga, nie chciałem tego powiedzieć! Po prostu martwię się o swoje dziecko!

W jego głosie usłyszałam ból i zatrzymałam się... Wiedziałam, jak Jakub kocha synka. No i że o matce Janka w tym domu się nie mówi...

Choroba Jasia zmieniła wszystko

Tydzień później Janek zachorował. Jeszcze po południu był zdrowy, ale w nocy obudził mnie jego kaszel. Wstałam z łóżka i zajrzałam do małego: Jakub już przy nim był.

– To chyba nie jest zwykłe przeziębienie – martwił się.

Po wizycie lekarza okazało się, że Janek ma zapalenie oskrzeli. Chłopiec bardzo się męczył i – jak to dziecko w chorobie – był rozkapryszony. Jakub siedział przy nim cały czas. Przez kilka dni pomagałam im: robiłam zakupy i gotowałam.

Któregoś wieczora zajrzałam do nich, żeby spytać, czy niczego im nie potrzeba. Jaś spał, a Jakub siedział przy łóżku.

– Idź się położyć – wyszeptałam.

Pokręcił głową odmownie.

– Śnią mu się koszmary, kiedy choruje. Nie chcę go zostawiać samego.

– Ja z nim posiedzę, a ty odpocznij – przekonywałam.

I tak nie zasnę, martwię się o Janka... Jest dla mnie wszystkim...

Położyłam mu rękę na ramieniu.

– Właśnie dlatego powinieneś odpocząć. Nie pomożesz mu, jeżeli sam się rozchorujesz – powiedziałam miękko.

W końcu dał się przekonać i poszedł do siebie, upewniwszy się, że obudzę go, gdyby małemu się pogorszyło.

Słowa dziecka złamały mi serce

Nie pogorszyło się na szczęście, Janek spał spokojnie do szóstej, a potem poprosił, żeby mu poczytać.

– Wiesz co? – zaproponowałam. – Najpierw zrobię ci omlet, dobrze?

– Duży! – ucieszył się i nagle jego ramionka zacisnęły się wokół mojej szyi.

Lubię cię bardzo – powiedział, a ja poczułam, że gardło mi się ściska.

– Ja cię też bardzo lubię – zapewniłam.

Na to wyznanie trafił Jakub, który właśnie zajrzał do pokoju. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam w jego oczach ból. Odwrócił się i odszedł. Wyplątałam się z objęć małego i poszłam za jego ojcem.

– Jaś po prostu mnie lubi, ja jego też. Co widzisz w tym złego? – spytałam.

– Będzie cierpiał, kiedy wyjedziesz.

– Jakub – westchnęłam. – To jest dziecko, to normalne, że kogoś lubi. On rozumie, że wyjadę, bo mieszkam daleko. Nie będzie cierpiał...

– A ja? – spytał cicho, patrząc na mnie smutno. – Robisz mi kawę, gotujesz obiady, przytulasz mojego syna. Pokazujesz, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyś... gdybym nie był sam...

Zrozumiałam. Nie chodziło tylko o dziecko. Przypadkiem wkroczyłam w ich życie i niechcący rozdrapałam zabliźnioną ranę. Ten mężczyzna tylko z pozoru był silny i twardy. Pod tą maską krył się człowiek wrażliwy i samotny. Zraniłam go...

– Muszę wyjechać, Jaś – zaczęłam.

– Bo mieszkasz w Krakowie?

– Właśnie – uśmiechnęłam się zadowolona, że przyjął to tak naturalnie.

Jakub zaciskał wargi i słuchał uważnie.

Mam lepszy pomysł. Zamieszkaj z nami i zostań moją mamą.

Spojrzałam na Jakuba – przyglądał mi się uważnie. Jego spojrzenie mówiło to, czego nigdy nie powiedział głośno. On też chciał wiedzieć, czy potrafiłabym pokochać ich obu.

– Na razie będę was często odwiedzać, a potem... Potem może zostanę...

Jaś rzucił mi się na szyję, a Jakub nic nie powiedział, tylko chwycił moją dłoń i ścisnął ją mocno.

 

Czytaj więcej