"Na to wyznanie trafił Jakub, który właśnie zajrzał do pokoju. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam w jego oczach ból. Odwrócił się i odszedł. Wyplątałam się z objęć małego i poszłam za jego ojcem..." Olga, 30 lat
Kochałam Tatry, ale nigdy nie byłam w nich latem. W tym roku nadarzyła mi się taka okazja – przyjęłam zlecenie na opracowanie albumu o Tatrach wspólnie z fotografem, który mieszkał w małej tatrzańskiej wiosce. Jego dom stał na zboczu wzgórza. Zapukałam, drzwi się otworzyły, lecz... nikogo za nimi nie zobaczyłam. Spojrzałam w dół. Chłopiec, który stał na progu, miał może sześć lat i przyglądał mi się z ciekawością.
– Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
– Tatuś jest tam – chłopiec pokazał palcem budynek gospodarczy.
Obejrzałam się. Mężczyzna w swetrze z surowej owczej wełny rąbał drewno kilkanaście metrów ode mnie.
– Dzień dobry! – zawołałam.
– Słucham panią – zmarszczył brwi.
– Jestem Olga. To ja mam robić z panem ten album – wyjaśniłam.
– Jakub – skrzywił się i zaczął wrzucać drewno do wielkiego kosza, jakby mnie tu nie było. Facet z całą pewnością nie był miły, za to robił dobre zdjęcia i świetnie znał góry.
– Idziemy – podniósł kosz i wsadził go pod pachę. – Pokażę pani pokój.
Poszłam za nim. W sieni czekał na nas jasnowłosy chłopczyk.
– Mam na imię Olga – powiedziałam.
– Ja Jaś – uścisnął mi dłoń z powagą. – Przyjechałaś tu do nas na wczasy?
– Do pracy – sprostowałam.
Jego ojciec odstawił kosz i wziął małego na barana.
– Chodź, pokażemy pani pokój – miękkie brzmienie głosu, jakim zwracał się do syna, zupełnie do niego nie pasowało.
Pokój był piękny, a gospodarz zrobił pyszną herbatę z pigwą, tyle tylko że prawie się nie odzywał, kiedy ją piliśmy. Za to jego syn paplał bez przerwy. Opowiadał mi o swoich zabawkach, o bajkach w telewizji i książkach.
– Ja umiem czytać i pisać – chwalił się.
Łatwo było go polubić. Jego ojciec za to robił wrażenie mruka i obawiałam się, że praca z nim nie będzie łatwa.
Myliłam się. Jakub pracował szybko i rzetelnie. W sprawach pozazawodowych nadal zachowywał ogromną rezerwę wobec mnie. Za to jego synek często zapraszał mnie do wspólnej zabawy. Jakub obserwował to z wyraźną niechęcią. Dziwiłam się temu aż do dnia, kiedy jeździliśmy na rowerze. To było jakiś tydzień po moim przyjeździe. Wróciłam właśnie z zakupów i na podwórzu spotkałam Jasia, który wyciągał z szopy wielki stary rower.
– Pojeździmy? – zapytał.
Chwilę później mały siedział na ramie roweru i udawał samolot, a ja kręciłam kółka na podwórzu. Świetnie się bawiliśmy, gdy zauważyłam Kubę – stał w progu i przyglądał się nam.
– Nieźle wam idzie – powiedział. – Zaraz odfruniecie! Jasieńku, wejdź do domu i przynieś lemoniadę. Pewnie chce wam się pić...
Janek ochoczo spełnił polecenie, a jego ojciec spojrzał na mnie zimno.
– Nie powinnaś tego robić – rzucił.
– Jeździć na rowerze? – spytałam.
– Przywiązywać go do siebie. Niedługo wyjedziesz, a on będzie tęsknił.
– Przecież ja go do siebie nie przywiązuję. Lubię go, bawimy się razem...
– O tym właśnie mówię – warknął.
– To co mam robić? – zdenerwowałam się. – Odpędzać go od siebie?
– Nie wiem – potrząsnął głową. – Nie powinnaś tu była w ogóle przyjeżdżać!
Poczułam się, jakbym dostała w twarz. W końcu nie przyjechałam tu dla przyjemności, tylko do pracy. Minęłam go i weszłam do domu szybkim krokiem.
– Przepraszam! – zawołał za mną. – Olga, nie chciałem tego powiedzieć! Po prostu martwię się o swoje dziecko!
W jego głosie usłyszałam ból i zatrzymałam się... Wiedziałam, jak Jakub kocha synka. No i że o matce Janka w tym domu się nie mówi...
Tydzień później Janek zachorował. Jeszcze po południu był zdrowy, ale w nocy obudził mnie jego kaszel. Wstałam z łóżka i zajrzałam do małego: Jakub już przy nim był.
– To chyba nie jest zwykłe przeziębienie – martwił się.
Po wizycie lekarza okazało się, że Janek ma zapalenie oskrzeli. Chłopiec bardzo się męczył i – jak to dziecko w chorobie – był rozkapryszony. Jakub siedział przy nim cały czas. Przez kilka dni pomagałam im: robiłam zakupy i gotowałam.
Któregoś wieczora zajrzałam do nich, żeby spytać, czy niczego im nie potrzeba. Jaś spał, a Jakub siedział przy łóżku.
– Idź się położyć – wyszeptałam.
Pokręcił głową odmownie.
– Śnią mu się koszmary, kiedy choruje. Nie chcę go zostawiać samego.
– Ja z nim posiedzę, a ty odpocznij – przekonywałam.
– I tak nie zasnę, martwię się o Janka... Jest dla mnie wszystkim...
Położyłam mu rękę na ramieniu.
– Właśnie dlatego powinieneś odpocząć. Nie pomożesz mu, jeżeli sam się rozchorujesz – powiedziałam miękko.
W końcu dał się przekonać i poszedł do siebie, upewniwszy się, że obudzę go, gdyby małemu się pogorszyło.
Nie pogorszyło się na szczęście, Janek spał spokojnie do szóstej, a potem poprosił, żeby mu poczytać.
– Wiesz co? – zaproponowałam. – Najpierw zrobię ci omlet, dobrze?
– Duży! – ucieszył się i nagle jego ramionka zacisnęły się wokół mojej szyi.
– Lubię cię bardzo – powiedział, a ja poczułam, że gardło mi się ściska.
– Ja cię też bardzo lubię – zapewniłam.
Na to wyznanie trafił Jakub, który właśnie zajrzał do pokoju. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam w jego oczach ból. Odwrócił się i odszedł. Wyplątałam się z objęć małego i poszłam za jego ojcem.
– Jaś po prostu mnie lubi, ja jego też. Co widzisz w tym złego? – spytałam.
– Będzie cierpiał, kiedy wyjedziesz.
– Jakub – westchnęłam. – To jest dziecko, to normalne, że kogoś lubi. On rozumie, że wyjadę, bo mieszkam daleko. Nie będzie cierpiał...
– A ja? – spytał cicho, patrząc na mnie smutno. – Robisz mi kawę, gotujesz obiady, przytulasz mojego syna. Pokazujesz, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyś... gdybym nie był sam...
Zrozumiałam. Nie chodziło tylko o dziecko. Przypadkiem wkroczyłam w ich życie i niechcący rozdrapałam zabliźnioną ranę. Ten mężczyzna tylko z pozoru był silny i twardy. Pod tą maską krył się człowiek wrażliwy i samotny. Zraniłam go...
– Muszę wyjechać, Jaś – zaczęłam.
– Bo mieszkasz w Krakowie?
– Właśnie – uśmiechnęłam się zadowolona, że przyjął to tak naturalnie.
Jakub zaciskał wargi i słuchał uważnie.
– Mam lepszy pomysł. Zamieszkaj z nami i zostań moją mamą.
Spojrzałam na Jakuba – przyglądał mi się uważnie. Jego spojrzenie mówiło to, czego nigdy nie powiedział głośno. On też chciał wiedzieć, czy potrafiłabym pokochać ich obu.
– Na razie będę was często odwiedzać, a potem... Potem może zostanę...
Jaś rzucił mi się na szyję, a Jakub nic nie powiedział, tylko chwycił moją dłoń i ścisnął ją mocno.