„Ten samotny wyjazd na narty zapamiętam na długo. Nie oczekiwałam fajerwerków, a tu proszę…”
Fot. 123 RF

„Ten samotny wyjazd na narty zapamiętam na długo. Nie oczekiwałam fajerwerków, a tu proszę…”

„To była bardzo męcząca sesja na studiach. Żeby przewietrzyć głowę i dojść do siebie, wybrałam się na narty. Wprawdzie trzeba było poświęcić pieniądze przeznaczone na sukienkę-marzenie i jeszcze parę innych rzeczy, zdecydowałam jednak, że wypoczynek jest ważniejszy. Nie spodziewałam się jednak aż takich wrażeń!”. Agata, 23 lata

Siedziałam z filiżanką herbaty przy barze, gdy wszedł ON. Oniemiałam. Tak właśnie wyobrażałam sobie swój ideał mężczyzny. Wysoki, przystojny, elegancki. I ten uśmiech!

Przy takim wyglądzie facet miał prawo być zarozumiały niczym gwiazdor filmowy, a tymczasem jego uśmiech wydawał się rozbrajająco nieśmiały. Natychmiast wyzwalał instynkt opiekuńczy...

Chyba telepatycznie wyczuł moje zainteresowanie, bo podszedł energicznym krokiem do baru i właśnie miał usiąść na wysokim stołku, kiedy mebel przewrócił się i przystojniak wylądował prawie w moich ramionach.

Oryginalny sposób zawierania znajomości – powiedziałam, aby ukryć zmieszanie. – Agata.

– Darek – odpowiedział i zaczerwienił się.

Wieczór upłynął nam na sympatycznej pogawędce. Darek zaproponował spotkanie następnego dnia. Chętnie się zgodziłam.

Spotkajmy się pod wyciągiem – zaproponowałam. – Pojeździmy razem.

– Nie, lepiej spotkajmy się wieczorem. Może poszlibyśmy gdzieś potańczyć? Jutro przez cały dzień będę, niestety, zajęty.

– W porządku – odpowiedziałam. – Niech będzie wieczorem. A więc do jutra – powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.

„Warto było poświęcić sukienkę”, pomyślałam. „Ten tydzień zapowiada się interesująco.” Nagle opadły mnie wątpliwości: „A może to jakiś niebieski ptak? Poza jazdą na nartach, jakie inne zajęcie można mieć w górach?”.

Postanowiłam, że będę ostrożna, a potem… momentalnie zasnęłam. Zmęczenie i górskie powietrze zrobiły swoje. Spałam jak zabita.

Miałam plan...

Następnego dnia zaraz po śniadaniu poszłam na narty. Po to tu w końcu przyjechałam, więc szkoda każdej chwili.

Jakież było moje zdumienie, gdy niedaleko wyciągu zobaczyłam mojego przystojniaka w towarzystwie dwóch innych mężczyzn. Starszy wydawał mi się podobny do Darka, o ile z tej odległości można było to ocenić.

Darek też mnie zauważył. Lekko się ukłonił i odniosłam wrażenie, że jest zmieszany.

„O rany! Ale sprzęt!”, pomyślałam patrząc na nich z zazdrością. „Musi nieźle jeździć. Pewnie jest członkiem kadry i ma tu jakieś zgrupowanie”.

Poszusowałam w dół i zapomniałam o bożym świecie. Właśnie tego mi brakowało!

Pod wieczór wróciłam do hotelu zmęczona, ale szczęśliwa. Wzięłam prysznic, przebrałam się i zeszłam do restauracji. Darek już tam był. Ucieszył się na mój widok.

Usiedliśmy przy stoliku w rogu i tym razem postanowiłam dowiedzieć się o nim trochę więcej. Nie lubię nadmiernie tajemniczych ludzi.

– Jeździsz wyczynowo? – zapytałam prosto z mostu. – Masz taki bajeczny sprzęt.

Darek zrobił się purpurowy.

– Muszę ci się do czegoś przyznać, w końcu i tak nie da się tego ukryć. Ja nie umiem jeździć na nartach i w ogóle nie uprawiam żadnego sportu, a co dopiero wyczynowo!

Byłam zdumiona.

– Jak to możliwe? Wyglądasz, jakbyś niczego innego w życiu nie robił.

– W tym cały problem. Nikt nie może tego zrozumieć, a już szczególnie mój ojciec. Przez wiele lat pracował na placówce za granicą, dlatego właściwie mało się znamy. Zwykle rodziny towarzyszą dyplomatom, ale moja mama nie chciała zostawić babci samej, więc zostałem z nią w kraju. Byłem wychowywany przez dwie kochające kobiety, które trzęsły się ze strachu, że coś mi się może stać i chroniły mnie praktycznie przed wszystkim. Każdy siniak czy guz na czole urastał do rangi problemu. Na pływalni było niebezpiecznie, bo nie wiadomo, kto tam wchodzi do wody. Na boisku można złamać nogę, więc bezpieczniej było załatwić dziecku zwolnienie z wuefu. A że sam nieszczególnie przepadałem za sportem, więc się nie broniłem. Było mi z tym całkiem dobrze, aż do teraz. Ojciec wrócił do domu na stałe i postanowił, że nadrobi ze mną wszystkie zaległości. Dziś rano pewnie widziałaś te próby. Wynajął instruktora i obaj przekonują mnie, że nie ma się czego bać, ale ja chyba wiem lepiej. Nie mogę pokonać lęku.

Zanim skończył swoje „zeznania”, miałam już gotowy plan.

– Potrzebujesz innego instruktora. Nie jestem wprawdzie zawodowcem, ale ponoć coś niecoś umiem. Mogłabym wypróbować swój talent pedagogiczny. Może spróbujemy jutro?

– Naprawdę? Chciałabyś poświęcić mi czas? To może być daremny trud...

– Spróbować zawsze można. Więc jak? Moja oferta będzie aktualna jeszcze tylko przez minutę...

Umówiliśmy się na wczesny ranek.

Pobyt mijał bardzo przyjemnie 

Darek przyszedł przejęty jak pierwszoklasista na początku roku szkolnego.

– Możemy już zaczynać – powiedział odważnie.

– Dobrze. Więc przede wszystkim musisz przestać się bać – powiedziałam spokojnie. – Uwierz mi, że to może być naprawdę duża frajda. Spróbujemy. Jedź za mną, tylko nie za szybko.

Wybrałam łagodny stok. Ruszyłam, a Darek za mną. Nie wiem, które z nas miało większego pietra. Trochę bałam się o niego – rozumiałam doskonale, co musiały czuć jego mama i babcia.

Na szczęście obyło się bez najmniejszych problemów.

Następnym razem Darek spróbował już samodzielnie. Kiedy do niego zjechałam, stał koło wyciągu uśmiechnięty i zaczerwieniony z emocji.

– Miałaś rację, to rzeczywiście może być całkiem przyjemne.

Uśmiechnęłam się.

– Tyle na dziś – powiedziałam, bo coraz więcej chętnych przybywało na stok. – Teraz wracaj do swego instruktora, a jutro znów się spotkamy o tej samej porze.

Tak wyglądał mój pobyt w górach: rano spotykaliśmy się na nartach, a wieczorem chodziliśmy na tańce. Tu Darek okazał się prawdziwym mistrzem. Tańczył po prostu cudownie.

Propozycja nie do odrzucenia

Któregoś wieczoru szepnął mi do ucha:

– Dziś instruktor mnie pochwalił. Obaj z ojcem nie mogą wyjść z podziwu, że tak się zmieniłem i tak szybko robię postępy. Na razie jeszcze się nie przyznaję. Niespodziankę szykuję na koniec...

Wszystko, co dobre, szybko mija. Moje ferie w górach też. Byłam trochę markotna, bo przyzwyczaiłam się do towarzystwa Darka. Pomyślałam, że będzie mi go brak, kiedy już wrócę do Warszawy. Cóż, takie już są te wakacyjne znajomości – obiecująco się zaczynają i szybko kończą...

– Czy mogę cię dzisiaj zaprosić na obiad? – zapytał Darek, pod koniec naszej ostatniej lekcji. – Tato bardzo chciałby cię poznać.

Byłam tak zaskoczona, że nie od razu się zgodziłam.

– Bardzo dziękuję, ale nigdy jeszcze nie jadłam obiadu w towarzystwie dyplomaty. Nie chciałabym palnąć jakiejś gafy.

– Mój staruszek okazał się całkiem fajnym facetem. Gdyby nie ta jego maniakalna fascynacja sportem, nie byłoby między nami żadnych nieporozumień.

Widząc, że w dalszym ciągu się waham, dodał prosząco:

– Zgódź się, bardzo mi na tym zależy.

Co miałam robić? Zżerała mnie trema i obawiałam się, że wypadnę fatalnie. Moje obawy okazały się jednak zupełnie nieuzasadnione.

Ojciec Darka okazał się przemiłym starszym panem i nie czułam się wcale skrępowana w jego towarzystwie. Wkrótce rozmawialiśmy jak starzy znajomi.

– Jestem pani bardzo wdzięczny. Dokonała pani cudu; Darek to nie ten sam chłopak. Mam nadzieję, że wasza znajomość nie zakończy się z chwilą wyjazdu. Warszawa to przecież nie takie znów duże miasto. A tak przy okazji, czy gra pani może w tenisa?

Czytaj więcej