"Wyjechałam leczyć kręgosłup, a wyleczyłam… samotność! W sanatorium spotkałam mężczyznę marzeń"
Fot. Adobe Stock

"Wyjechałam leczyć kręgosłup, a wyleczyłam… samotność! W sanatorium spotkałam mężczyznę marzeń"

"Przez kolejne dni wymykałam się Helenie na te moje potajemne schadzki. Czułam się jak nastolatka, która przeżywa pierwszą miłość. Byłam pewna, że nasz romans widać jak na dłoni, bo porozumiewawcze spojrzenia posyłali nam nawet pracownicy ośrodka. Chyba wszyscy się domyślali. No, poza Heleną!" Teresa, 63 lata

Od roku męczyły mnie bóle kręgosłupa. I choć nie zwykłam się skarżyć, w końcu poszłam na badania

– Oj, pani Teresko. Za dużo się pani nadźwigała – stwierdził lekarz. – Trzeba było tak tyrać i nie myśleć o zdrowiu?

– Łatwo panu powiedzieć – mruknęłam.

Roboty sobie nie wybierałam, bo w moich stronach nie można było przebierać w ofertach. Jak się człowiek gdzieś zaczepił, to się tej pracy trzymał, żeby dzieci wykarmić. Pół biedy, gdy się wydatki dzieliło na dwoje. Ale kiedy dzieci były w liceum, mój ślubny dał nogę z taką jedną Jadzią z warzywniaka. Strasznie to przeżyłam. A jak odkryłam, że na alimenty liczyć nie mogę, wzięłam się do pracy. Załatwiłam sobie dodatkową robotę i w sobotnie wieczory dorabiałam na stróżówce. Nic dziwnego, że na stare lata zdrowie zaczęło mi szwankować.

– Myślała pani o sanatorium? – głos doktora oderwał mnie od wspomnień.

– A o czym tu myśleć? – westchnęłam. – Nie stać mnie.

– Niekoniecznie – rzucił i dał mi skierowanie na wyjazd w ramach NFZ. – Jest kolejka, więc trzeba trochę poczekać, ale warto.

I faktycznie, po kilku miesiącach dowiedziałam się, że jest dla mnie miejsce w całkiem przyjemnym ośrodku w Kołobrzegu. Najpierw się ucieszyłam, ale potem... dopadły mnie wątpliwości. Bo nie nawykłam do podróży, nie lubiłam zmian, a w dodatku na odległość nie mogłabym pomóc córce przy wnukach. Chciałam zrezygnować, jednak dzieci wybiły mi ten pomysł z głowy.

– Musisz pojechać, mamuś, a o wnuki się nie martw – przekonywała Asia. – Odpoczniesz, zrelaksujesz się i, kto wie, może nawet poznasz jakiegoś pana...

– Daj spokój! – oburzyłam się. – Mnie już nie w głowie amory, ale... Odpoczynek chyba mi nie zaszkodzi – stwierdziłam i rozmarzyłam się, bo z dziesięć lat nie byłam nad morzem.

W końcu spakowałam walizkę i zięć zawiózł mnie na dworzec. Nie była to krótka podróż, a jednak nie nudziłam się, tylko obserwowałam krajobraz za oknem i zastanawiałam się, co mnie czeka.

Współlokatorka jak z innej planety

Ośrodek zrobił na mnie ogromne wrażenie. Duży, przestronny, blisko plaży, a przy tym cichy, bo położony na obrzeżach miasta. Dostałam miejsce w ładnym, dwuosobowym pokoju, zanim jednak zdążyłam się rozpakować, drzwi do mojego lokum otworzyły się i stanęła w nich wysoka blondynka z rozwianym włosem.

– Helenka – powiedziała, wyciągając do mnie dłoń upstrzoną pierścionkami i masą różnokolorowych bransoletek. – Zdaje się, że będziemy współlokatorkami.

– Na to wygląda... Teresa jestem – powiedziałam trochę zmieszana.

Kobieta tymczasem rzuciła swoją walizkę na łóżko, które zdążyłam sobie zająć, i zaczęła wyjmować z bagażu koronkową bieliznę, kilka kompletów bikini i sukienki.

– O, przepraszam! Nie zauważyłam, że położyłaś tu swoje rzeczy, dasz wiarę? – rzuciła, gdy w końcu do niej dotarło, co zrobiła. – Już ci pomagam – dodała i... przeniosła moją walizkę na drugie posłanie! – Mam nadzieję, że się nie gniewasz, ale ja muszę, po prostu muszę spać przy oknie – wyjaśniła, a potem zaanektowała całą szafkę w łazience, ustawiając na niej swoje kosmetyki.

W dodatku cały czas paplała jak najęta:

– Wiesz, ja zwykle nie jeżdżę do sanatoriów. Tunezja, Egipt, to moje kierunki. No ale dostałam skierowanie na podreperowanie zdrowia od takiego młodego lekarza... Mówił, że muszę się oszczędzać. A jak przy tym strzelał oczami! Teresko, facet z ćwierć wieku ode mnie młodszy, a gdybym kiwnęła palcem, klęczałby u moich stóp, dasz wiarę? Ale co ja poradzę, że tak działam na facetów, no co?

Uśmiechnęłam się niepewnie, a gdy współlokatorka na chwilę straciła mną zainteresowanie i włączyła telewizor, zabrałam ręcznik oraz strój i wymknęłam się z pokoju, żeby trochę poplażować.

Było cudownie. Słońce pieściło skórę, a wiatr sprawił, że upał stał się bardziej znośny. Posmarowałam się olejkiem, wyjęłam książkę z torby i usłyszałam:

– O, tu jesteś! – podniosłam wzrok.

Nade mną stała Helenka. Cała w fioletach. Nawet kapelusz miała w tym kolorze i... wysokie szpilki, które dosłownie tonęły w piasku.

– Wiem, wiem – machnęła ręką podążając za moim wzrokiem. – Wzięłam pięć par butów na wysokich obcasach, a zapomniałam o klapkach, dasz wiarę?

Potem rozłożyła kocyk koło mnie i wcisnęła mi w ręce kilka tubek z kremami.

– To jest na twarz, to na plecy, a to na dekolt – wyjaśniła i spojrzała na mnie błagalnie. – Nasmarujesz mnie, kochana?

Westchnęłam. Nie tak wyobrażałam sobie wypoczynek. Oj, nie tak...

Sanatoryjny romans, który rozkwitł w sekrecie

Gdy wróciłyśmy z plaży, postanowiłam wybrać się na masaż.

– Idziesz ze mną, Helenko? – zapytałam trochę wbrew sobie.

– Nie, nie. Idź sama – uśmiechnęła się łaskawie. – Muszę się zrobić na bóstwo, bo wiesz, za trzy godziny kolacja, a potem dansing – puściła do mnie oko.

Podczas masażu wreszcie się zrelaksowałam, a przy okazji ból pleców nieco odpuścił. Już dawno nie czułam się tak dobrze.

Potem wróciłam do pokoju i aż mnie zamurowało. Helenka siedziała przy stole w połyskującej złotem kreacji i wklepywała w twarz ogromne ilości fluidu.

– No, jesteś wreszcie! – ucieszyła się na mój widok i wstała z krzesła, eksponując swoją kreację. – I jak wyglądam?

Rzuciłam okiem. Głęboki dekolt odsłaniał zdecydowanie za dużo, a długość sukienki sprawiała wrażenie, że krawcowej zabrakło tkaniny.

– Chyba... Tak... Hm... Oszałamiająco? – wydusiłam z trudem.

I o ten efekt mi chodziło! – ucieszyła się. – To teraz wskakuj w swoje sexy ciuszki i lecimy.

Prawdę mówiąc, na moje „sexy ciuszki” składały się: szara spódnica za kolano i satynowa bluzka w niebieskim kolorze. Na Helence moja stylizacja nie zrobiła większego wrażenia.

– Bardzo ugrzecznione te łaszki – rzuciła z niesmakiem i kołysząc biodrami, ruszyła w kierunku bufetu.

Przy stole nie żałowała sobie, a potem, gdy zabrzmiały dźwięki muzyki, od razu chwyciła za rękę jakiegoś jegomościa w zielonym sweterku i zaciągnęła go na parkiet. A ja siedziałam przy stoliku i popijałam wodę z sokiem malinowym.

To pani pierwsza wizyta? – usłyszałam za sobą ciepły, męski głos.

Odwróciłam się. Przystojniak z siwą brodą uśmiechnął się do mnie szeroko.

– Skąd pan wie? – zapytałam.

– Zgadłem. Ponoć nowi zawsze podpierają ściany – wyjaśnił.

Miał w oczach coś miłego, co sprawiało, że człowiekowi od razu robiło się weselej na duszy. Gawędziliśmy sobie, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

– Teresa, ty kokietko! Wystarczy na chwilę spuścić cię z oczu – zarechotała Helenka i wbiła wzrok w mojego rozmówcę. – A pan to kto? – zagadnęła go.

Mój towarzysz momentalnie przestał się uśmiechać.

– Tadeusz – mruknął.

– Śliczne imię – rozochociła się i klapnęła na krześle w taki sposób, że sukienka podjechała jej do góry, eksponując paski do pończoch. – Ale ze mnie niezdara, no patrzcie! – zaśmiała się na wypadek, gdyby Tadeusz tego nie zauważył.

Potem wdzięczyła się, jak tylko potrafiła, a na koniec spróbowała wyciągnąć mojego nowego znajomego na parkiet.

– Nie tańczę – odparł po prostu. – Mam kłopot ze stawem kolanowym.

Helenka zrobiła zbolałą minę, a potem poszukała sobie innego partnera do pląsów.

– To pani przyjaciółka? – zapytał Tadeusz, przyglądając mi się badawczo.

Raczej... współlokatorka. Ale to już zasługa Narodowego Funduszu Zdrowia.

Kiwnął głową i zaproponował mi spacer.

– A twoje kolano? – zaniepokoiłam się.

– Spokojnie – uśmiechnął się porozumiewawczo. – Przy tobie jakby mniej boli – dodał i... Cóż, może tylko mi się wydawało, ale dałabym sobie głowę uciąć, że się zarumienił.

To nie Helenka była gwiazdą turnusu, tylko... ja i Tadeusz

Nazajutrz przy śniadaniu mojej współlokatorce buzia się nie zamykała.

– Wczoraj to dosłownie nie mogłam się opędzić od pożądliwych męskich spojrzeń – wzdychała głośno. – A ten facet przy twoim stoliku. Jak mu było?... Tadeusz! To dosłownie pożerał mnie wzrokiem, dasz wiarę?! Niezły z niego podrywacz.

– Naprawdę? – uśmiechnęłam się do samej siebie.

Potem uwolniłam się od towarzystwa niewątpliwej gwiazdy turnusu, bo Tadzik zaprosił mnie na kawę.

Przez kolejne dni wymykałam się Helenie na te moje potajemne schadzki. Czułam się jak nastolatka, która przeżywa pierwszą miłość. Byłam pewna, że nasz romans widać jak na dłoni, bo porozumiewawcze spojrzenia posyłali nam nawet pracownicy ośrodka. Chyba wszyscy się domyślali. No, poza Heleną!

Dopiero gdy skończył się mój turnus, a Tadzik zaoferował, że osobiście mnie odwiezie, moja współlokatorka zaczęła coś kojarzyć, choć, rzecz jasna, zinterpretowała to po swojemu.

– Masz szczęście, że trafiłaś na mnie! – rzuciła na pożegnanie. – Tadzik tak zwariował na moim punkcie, że postanowił sprawić mi przyjemność i odwieźć cię do domu, dasz wiarę?!

Popatrzyłam na nią i pokręciłam głową przekonana, że ta kobieta nigdy się nie zmieni, a potem wsiadłam do auta.

Wiesz, mam nadzieję, że Helenka też sobie kogoś znajdzie – szepnęłam do Tadeusza i wtuliłam się w jego silne, męskie ramię.

– Tylko kto z nią wytrzyma?...

 

Czytaj więcej