"Jacuś to dobry chłopak, a ja wiem najlepiej, co mówię, bo wychowuję go sama, odkąd jego tatuś skrewił dwadzieścia pięć lat temu, kiedy syn był ledwo w przedszkolu. Jacuś jest wrażliwy, spokojny, z gestem – takich to teraz ze świecą szukać! Tylko kobiety są chyba ślepe na jego zalety! Postanowiłam wkroczyć do akcji i pomóc jedynakowi..." Teresa 58 lat
– Traktujesz mnie tak, jakbym był twoim drugim dzieckiem! – wyrzucał mi mąż, pakując walizki.
Cóż, może i tak robiłam, ale tylko dlatego, że z Roberta to był duży dzieciak i nie poradziłby sobie bez kobiecego wsparcia w życiu. Zresztą moja teoria szybko się potwierdziła, bo niemal od razu znalazł sobie nową żonę i ona też trzymała go pod pantoflem. Wiem o tym od Jacusia, który z początku czasami ich jeszcze odwiedzał, ale kiedy mojemu byłemu urodziły się dwie córki, Jacuś jakoś stracił chęć do tych wizyt.
– A po co tyś jeszcze tam potrzebny? – powtarzałam mu. – Tatuś ma nową rodzinę, a my sobie musimy radzić we dwoje!
No i na szczęście, kiedy nikt mi się nie wtrącał do wychowania, udało mi się wyprowadzić Jacusia na świetnego chłopaka, nie takiego, jak jego ojciec. Wrażliwy, spokojny, z gestem – takich to teraz ze świecą szukać! Tylko, nie wiedzieć czemu, kobiety są chyba ślepe na jego zalety!
Z początku, kiedy był jeszcze w liceum, to nawet miał powodzenie, dziewczyny wręcz narzucały mu się, żeby niby matematykę im tłumaczył, a ja dobrze wiedziałam, co one miały na myśli! Dlatego na te lekcje pozwalałam, a jakże, ale tylko u nas w domu, i kontrolnie, co kilkanaście minut, wchodziłam do pokoju Jacusia, żeby zanieść im herbaty czy poczęstować ciastkami, a tak naprawdę to sprawdzić, czy nic głupiego tym dziewuchom do głowy nie przychodzi. Udało mi się Jacusia uchronić od problemów, a w czasie studiów to był taki zajęty, że nawet na żadną nie spojrzał. Siostra mi powtarza, że jestem naiwna i że nawet Jacuś ma swoje sprawki, o których matce nie mówi. Ale ja wiem lepiej, bo przecież jego plan zajęć na lodówce wydrukowany miałam i zawsze po zajęciach wracał do domu, więc niby kiedy miał się z dziewuchami szlajać? W weekendy też raczej w domu siedział, pomagał mi na działce, a kiedy miał zamiar po nocach się włóczyć, to mnie zawsze tak w sercu kłuło, że bez żalu rezygnował, żeby matką w chorobie się zajmować.
No ale lata mijały, siostra moja babcią została raz, drugi, nie mogła mi przestać opowiadać o swoich wnukach... To i ja pomyślałam, że może by już czas myśleć o jakiejś rodzinie dla Jacusia! Chłopak ma dobrą pracę, bo tak go pokierowałam, żeby informatykiem został. Nie powiem, zarabia dobrze, tyle tylko że czasu ma mało, bo całymi dniami siedzi w pracy. Dobrze chociaż, że ze mną mieszka, to mu wszystko ogarnę, ugotuję, wypiorę, wyprasuję, bo inaczej to nie wiem, jak by żył. Chyba chodziłby głodny i obszarpany... Dobrze nam razem, ale kiedy Jacuś skończył trzydzieści lat, uznałam, że już czas, żeby znalazł sobie jakąś życiową partnerkę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę żyła wiecznie, a Jacusiem powinna zająć się jakaś kompetentna kobieta. Pytanie tylko, skąd taką wziąć?
Zrobiłam przegląd wszystkich znajomych panien przed trzydziestką i wyszło mi, że żadna się nie nadaje! Nie miałam, co prawda, wielkiego wyboru, bo tylko kilka córek moich znajomych, ale i tak nie było na kim oka zawiesić. Kilka z nich było zajętych – oczywiście, Jacuś bez problemu dałby sobie radę z każdą konkurencją, ale ja wolałam, żeby poznał jakąś dziewczynę bez zobowiązań, żeby mogli sobie układać życie bez żadnych byłych amantów. Pozostałe to albo pracoholiczki, które na pewno nie byłyby w stanie należycie zadbać o mojego synka, albo takie, który szukały mężczyzny tylko po to, żeby je utrzymywał, to znów stare panny z kotami.
Kiedy jednak zwierzyłam się ze swojego problemu siostrze, nie znalazłam u niej zrozumienia.
– Weź ty się nie mieszaj! – usłyszałam tylko od Wieśki. – Niech wreszcie Jacek się sam weźmie za swoje życie, a nie, wiecznie wisi ci u spódnicy!
Obraziłam się na te słowa, bo chyba to dobrze, że chłopak szanuje matkę i liczy się z jej zdaniem! Sytuacja stała się jednak przez to trudniejsza, bo Wieśka miała dwie córki, a one swoje koleżanki, i może mogłyby mi jakąś polecić... Ale jak nie, to nie, poradzę sobie sama!
Dzięki Bogu, Jacuś nauczył mnie, jak się tym wszystkim posługiwać, więc nie musiałam nikogo prosić o pomoc. Z pewnego czasopisma dowiedziałam się, że teraz popularne są portale randkowe, więc, krok po kroku, udało mi się tam założyć to całe konto. A właściwie, to oczywiście nie mi, tylko Jacusiowi. Na szczęście na komputerze miałam kilka zdjęć syna, więc je zamieściłam, a bardzo ładnie na nich wyglądał, w koszuli i sweterku, które mu kupiłam na urodziny.
Na początku gryzłam się strasznie, że może te dzisiejsze dziewczyny nie potrafią się poznać na prawdziwym diamencie, jakim jest mój synek. Bałam się nawet otwierać komputer, żeby nie okazało się, że nie ma żadnej wiadomości! Na szczęście myliłam się. Były, i to pięć! Dwie z nich od razu odrzuciłam – dziewczyny pytały o tak nieskromne rzeczy, że aż mi, starej kobiecie, było głupio! Dobrze, że Jacuś tego nie przeczytał! Zamierzałam, oczywiście, z czasem powiedzieć mu o tym profilu, ale najpierw zrobić wstępną selekcję kandydatek – w końcu kto lepiej zna się na kobietach niż druga kobieta? Trzy wydawały się całkiem sensowne, więc pociągnęłam z nimi rozmowę. Spędzałam przed komputerem całe dnie, aż Jacuś się zaniepokoił, bo brakło mu czystych koszul.
– Ty tam randkujesz czy co? – zapytał podejrzliwie, nie wiedząc nawet, jak bliski jest prawdy.
Chciałam mu co prawda pokazać to jego konto, ale miałam tyle pytań do tych dziewczyn, na które on na pewno by nie wpadł! A przecież to istotne, żeby wiedzieć, czy dziewczyna daje cebulę do rosołu i czy lubi dzieci. Studiowałam też uważnie ich zdjęcia – która najlepiej pasowałaby do Jacusia, który, mimo że przystojny, to wzrostem wdał się we mnie i nie należy do najwyższych. A nie zamierzałam dopuścić do tego, żeby przewyższała go byle smarkula na szpilkach!
W końcu udało mi się zdecydować na jedną – Anię, przedszkolankę, czyli dzieci lubi, ładną, ale nie tak, żeby trzeba było się obawiać, że będą ją obcy mężczyźni podrywać... I nawet umówiłam z nią Jacusia do kawiarni, żeby się wreszcie młodzi zapoznali. I już, już miałam powiedzieć o swoim planie Jacusiowi, kiedy coś mnie tknęło. Chłopak niedoświadczony, kto wie, czy nie poleciałby na pierwszą, która się do niego uśmiechnie? Co innego, kiedy porozmawiam z nią jak kobieta z kobietą, opowiem, jakie Jacuś to dobre dziecko... Dlatego nie powiedziałam Jackowi o spotkaniu, tylko poszłam na nie sama. Dziewczyna przy stoliku wyglądała tak, jak na zdjęciach. Śmiało do niej podeszłam i powiedziałam jasno, jak jest.
– Chcę dla mojego syna jak najlepiej – podkreśliłam. – A pani wydaje się fajną dziewczyną, więc chyba się dogadamy!
– I zawsze już będziemy chodzić na randki we trójkę? – zapytała z uśmiechem, co mi się spodobało. Miła, z poczuciem humoru, no takiej właśnie synowej szukałam!
– Nie, skąd – zapewniłam. – Dam pani numer telefonu Jacusiowi, to jeszcze dziś zadzwoni, umówicie się jakoś! Ja tylko chciałam sprawdzić, jaka pani jest, bo ja się na ludziach znam!
Chyba jednak pomyliłam się, po raz pierwszy w życiu. Drugi, jeśli policzyć mojego byłego męża. Dziewczyna wstała i powiedziała, że ona z takim maminsynkiem nie zamierza układać sobie życia.
– Pewnie by go pani na pierwszą randkę ubrała i powiedziała, gdzie ma mnie zabrać, tak? – rzuciła z ironią.
Dziwne, bo tak bym właśnie zrobiła... No nic, nie udało mi się z pierwszą, ale w końcu tego kwiatu jest pół światu! Mam już na oku następne kandydatki. I dobrze, że Jacusiowi o niczym nie mówiłam…