"Spacerowałem znudzony brzegiem morza, kiedy w pewnym momencie zobaczyłem piękną długowłosą dziewczynę. Wpatrywała się w fale i wydawało się, że nic poza tym jej nie interesuje. W pewnym momencie odwróciła się, spojrzała w moim kierunku i ruszyła do wyjścia z plaży. – Do zobaczenia wkrótce – powiedziała przechodząc obok. W to, co się zdarzyło później, długo nie mogłem uwierzyć..." Patryk, 31 lat
Nie lubię morza. Moim żywiołem są góry. Ale one wciąż kojarzą mi się z Magdą. Jeździła tam ze mną, choć wolała wakacje nad Bałtykiem. Tak, przyjechałem tu, mając nadzieję, że ją spotkam. „Wciąż cię kocham”, zwróciłem się do niej w myślach, mimowolnie wypatrując wśród spacerowiczów krótko ostrzyżonej, drobnej blondynki. Tymczasem mój wzrok przykuło co innego...
Wpatrywała się w fale. Wiatr rozwiewał jej włosy i zdawała się nie wiedzieć nic o bożym świecie. W pewnym momencie ocknęła się i odwróciła w moją stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Miałem wielką ochotę podejść do tej dziewczyny. Ale ona podniosła się i ruszyła w kierunku wyjściu z plaży.
– Do zobaczenia wkrótce – szepnęła nagle, gdy się mijaliśmy.
Zaskoczyła mnie. Nie zdążyłem nic jej odpowiedzieć, gdy już zniknęła za wydmą.
„Dziwna dziewczyna”, pomyślałem. Potem wróciłem do pensjonatu i położyłem się spać. Śniła mi się dziewczyna z plaży. Wokół niej fruwały tysiące różnych kwiatów. A ona wciąż powtarzała: „No, wreszcie”. Nie rozumiałem, co to miałoby znaczyć. „Śniła mi się zapewne dlatego, że była ostatnią osobą, z jaką rozmawiałem poprzedniego dnia”, tłumaczyłem sobie racjonalnie, jak wszystko w życiu. Nie wierzyłem w przeznaczenie, zrządzenia losu, a już na pewno w żadne przepowiadanie przyszłości.
Dlatego faktu, że następnego dnia spotkałem tę dziewczynę na latarni w Czołpinie, wcale nie łączyłem z jej wcześniejszymi słowami. Ona tak.
– Mówiłam, że się znów zobaczymy – stanęła obok mnie.
– Tak, prawdopodobieństwo tego, że ludzie przebywający na jednym terenie spotkają się więcej niż raz, jest spore – wyjaśniłem. – Można by nawet obliczyć, jakie i… – zacząłem, bo jako matematyk potrafiłem za pomocą liczb wyjaśnić wszystko.
– Jakie prawdopodobieństwo? – przerwała mi dziewczyna. – Ja byłam tego pewna – spojrzała na mnie zaczepnie.
– Tak? A dlaczego? – wbiłem w nią wzrok, a ona się zawahała i dłuższą chwilę milczała.
Czekając na odpowiedź, podziwiałem regularne rysy jej twarzy i zielony kolor oczu.
– Zobaczyłam to – odparła.
– Gdzie, w falach Bałtyku? – zadrwiłem.
– Zgadł pan – jej odpowiedź brzmiała jednak całkiem poważnie. – A chce pan wiedzieć, co jeszcze widziałam?
– No, słucham…
– Nasz ślub…
– Niezły sposób na podryw – pochwaliłem jej sprytny flirt. – Ale źle pani trafiła, bo ja…
– Tak, wiem, rozstał się pan z kimś. Nie warto rozpamiętywać tego, co nie wróci.
– Magda panią wysłała, by mnie pani przekonała, że ona nie jest dla mnie, tak? – widziałem tylko jedno wytłumaczenie tej sytuacji.
– Nie wiedziałam, że miała na imię Magda.
– O, więc czegoś pani nie wie? – ironizowałem. – A już myślałem, że jest pani wróżką.
Gdy to powiedziałem, zmieszała się i spuściła głowę.
– Co, może chce mi pani teraz powiedzieć, że układa pani horoskopy do gazet?
– Nie, pracuję w kwiaciarni – odparła i odeszła.
Zrobiło mi się głupio, że tak się niemiło zachowałem. I nagle przypomniał mi się sen – ona w kwiatach. „Kwiaciarnia”, skojarzyłem…
– Niech pani poczeka! – zawołałem, zbiegając za nią krętymi schodami.
Dotarłem wreszcie na dół, ale dziewczyny już nie było.
„Co za dziwna historia”, zacząłem się zastanawiać. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło. To zdarzenie zapadło mi w pamięć. Myślałem o nim do końca pobytu nad morzem. Codziennie wypatrywałem zielonookiej dziewczyny na plaży, na deptaku, w smażalniach… I nic. Albo to jakaś wariatka, albo… „Nie, niemożliwe, wróżki nie istnieją”, odrzucałem tę głupią myśl. „Gdyby rzeczywiście przewidziała nasz ślub, nie odeszłaby tak po prostu”, rozmyślałem, szukając dla tego wszystkiego sensownego wytłumaczenia. Bo dla mnie zawsze musiało się ono znaleźć.
Wróciłem do domu i starałem się normalnie żyć. O dziwo, wreszcie zapomniałem o Magdzie, natomiast wciąż powracało wspomnienie zielonookiej dziewczyny. Nie wiedziałem dlaczego, ale dręczyła mnie myśl, że coś przegapiłem. Że zmarnowałem swoją szansę na szczęście. Gdybyśmy bliżej się poznali, może i skończyłoby się ślubem, kto wie? Ale na pewno nie dlatego, że ona to wywróżyła. Na pewno?
Tamtego dnia poszedłem do marketu ogrodniczego kupić orchideę dla babci na osiemdziesiąte urodziny. Wybierałem kwiaty, gdy nagle usłyszałem:
– W czym panu pomóc? To był ten głos! Odwróciłem się i…
– To pani! – wykrzyknąłem.
– O, ucieszył się pan na mój widok – zauważyła złośliwie.
– Bo nie mogę przestać o pani myśleć – odparłem, a ona uśmiechnęła się tajemniczo. – Wiedziała pani o tym? – zgadywałem.
Pogadaliśmy chwilę i pognałem do babci. Ale postanowiłem znów odwiedzić tę dziewczynę. Następnego dnia poszedłem do kwiaciarni i kupiłem mały bukiecik. A potem udałem się z nim do marketu ogrodniczego.
– Proszę, to dla pani – stanąłem przed zielonooką. – Słyszałem, że kwiaciarki rzadko dostają kwiaty, więc…
– I tylko dlatego pan przyszedł? – spytała smutno.
– Nie, chciałem też panią przeprosić za moje zachowanie wtedy, nad morzem – zacząłem, a ona uśmiechnęła się do mnie promiennie.
Zaczęliśmy się spotykać. Poznałem niezwykłą historię pochodzenia Naty. Jej ojcem był Gruzin, który swego czasu przyjechał stacjonować do Polski z Armią Czerwoną. Ponoć kobiety z Kaukazu często mają zdolność jasnowidzenia. Stąd umiejętności Naty. Miesiące mijały, a my stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Nie wiem, czy Nata umie też czarować, ale mnie oczarowała. Zakochałem się w niej. Powoli stawało się jasne, że bez niej nie mogę żyć. Czułem, że i ja jestem dla niej ważny. Jakby jej wróżba się spełniała. Często wracaliśmy do tego tematu, bo mnie, racjonaliście, sytuacja wydawała się niebywała.
– I jak ty to wszystko zobaczyłaś? – dociekałem kolejny raz.
– To były pojedyncze obrazy, migały mi jak slajdy. Najpierw widziałam ciebie idącego po plaży, potem ten bukiet kwiatów i ślub…
– I wciąż twierdzisz, że do niego dojdzie?
– Czuję, że to była dobra wróżba, nawet bardzo.
– Czyli mi nie odmówisz? – spytałem, wyciągając przed siebie pudełko z pierścionkiem. – Wyjdziesz za mnie?
– No, wreszcie! Doczekałam się – Nata odetchnęła z ulgą. – Bo już się martwiłam, że tym razem się pomyliłam. To się zdarza, gdy patrzy się w swoją przyszłość.
„No, wreszcie!” – coś mi przypominały te słowa. Tak! To mówiła do mnie Nata w tamtym śnie. Może jednak wróżby się sprawdzają? „Oby”, pomyślałem, całując narzeczoną namiętnie…