„Przegadaliśmy pół nocy. Ten mężczyzna mnie zafascynował. Kiedy się w końcu wylogowaliśmy, długo nie mogłam zasnąć. Próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda, jaki ma kolor włosów, oczu. Niestety nie umieścił swojego zdjęcia...” Kaśka, 31 lat
Hanka, powiedz mi, co ze mną jest nie tak? – zapytałam przygnębiona.
– Daj spokój, to nie z tobą jest nie tak, tylko z facetami – odparła przyjaciółka, dolewając mi wina.
– No nie wiem, ty jakoś znalazłaś normalnego...
– Fakt, Darek jest w porządku. Ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę – uśmiechnęła się.
Zazdrościłam jej. Miała fajnego męża, który świata poza nią nie widział. Czemu ja zawsze musiałam trafiać na jakichś popaprańców? Takich jak Jurek... Przystojny, dobrze wykształcony. Tylko że mimo skończonych studiów nie mógł, a raczej, jak się wkrótce zorientowałam, nie chciał pracować. Wolał być na moim utrzymaniu. Artur z kolei zostawił mnie dla innej, która, jak to określił, „po prostu rzuciła go na kolana”. A Tomek bardziej niż mnie kochał swoją mamusię...
– A może powinnam spróbować szczęścia w internecie? – rzuciłam w pewnym momencie.
– Daj spokój – Hanka machnęła ręką. – Skoro w realu trafiasz na takich z felerem, to wyobraź sobie, kogo znajdziesz w wirtualnym świecie... Ja na twoim miejscu...
– Taaa. Tyle że nie jesteś na moim miejscu – odparłam. – O proszę, właśnie kochany mężuś napisał SMS-a. Mam rację? – rzuciłam, kiedy zapiszczała komórka przyjaciółki.
– Zgadłaś – odpowiedziała po chwili. – I niestety, muszę się zbierać.
Kiedy wyszła, włączyłam telewizor. Pech chciał, że trafiłam na jakąś łzawą, romantyczną komedię. Najpierw poryczałam się więc jak bóbr, a potem... włączyłam komputer. Wpisałam w wyszukiwarkę nazwę jednego z portali randkowych. Zamierzałam tylko sobie „pooglądać” panów. Ale jakoś żadne zdjęcie mnie nie zainteresowało. Już miałam wyłączyć komputer, kiedy w oczy rzuciło mi się ogłoszenie bez zdjęcia: „Jestem zwykłym facetem, który znalazł się tu, bo w realu nie udało mu się spotkać tej jedynej. Długo się wahałem, bo, proszę wybaczyć, jeśli kogoś urażę, wydawało mi się, że na tego typu portalach logują się sami nieudacznicy. Ale mimo to postanowiłem zaryzykować. Nie umieszczam zdjęcia i nie wymagam też tego od osoby, którą ewentualnie zainteresuje mój anons (w co nieco wątpię). Uważam bowiem, że od wyglądu ważniejsze jest wnętrze”.
Nie powiem, zaintrygował mnie. Nie zastanawiałam się długo. Napisałam:
„Pewnie się zdziwisz, ale też wcześniej myślałam, że na portale randkowe zapisują się nieudacznicy. Jednak sama się tu znalazłam, a za sierotę życiową się nie uważam. Tylko jakoś tak wyszło, że w realu nie trafiłam na właściwą osobę...”.
Dodałam też kilka słów o sobie i swoich zainteresowaniach.
Michał, bo tak się przedstawił, odpisał kilka minut później. Wkrótce wiedziałam, że tak jak ja jest wielbicielem książek (nie mogłam w to uwierzyć, faceci, których do tej pory spotykałam, brzydzili się słowem pisanym) i woli góry od morza.
„Przegadaliśmy” pół nocy. Ten mężczyzna mnie zafascynował. Kiedy się w końcu wylogowaliśmy, długo nie mogłam zasnąć. Próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda, jaki ma kolor włosów, oczu, jaki ma głos...
Kiedy rano zadzwonił budzik, nie wiedziałam, co się dzieje. Kawa lekko mnie otrzeźwiła, ale i tak w pracy chodziłam jak nieprzytomna. Kiedy po raz kolejny pomyliłam się przy wypełnianiu dokumentów, koleżanka siedząca przy biurku obok spojrzała na mnie zdziwiona, po czym rzuciła:
– Zakochałaś się czy co?
Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo, bo miałam nadzieję, że z tej znajomości faktycznie coś będzie. Zaczynała się naprawdę obiecująco.
– Hej, czy ty nie za bardzo się nakręciłaś? – stopowała mnie Hanka, kiedy po południu umówiłam się z nią na kawę i o wszystkim jej opowiedziałam. – Nie masz pojęcia, co to za facet, jak wygląda...
Nie zamierzałam jej słuchać. Doszłam do wniosku, że niczym nie ryzykuję. Najwyżej po raz kolejny okaże się, że to nie jest facet dla mnie.
Jednak im dłużej pisałam z Michałem (odezwał się jeszcze tego wieczoru), tym bardziej byłam przekonana, że to jest „ten”. Sama nie wiem, skąd mi się to wzięło. Tym razem czułam, że intuicja mnie nie zawodzi. Do czasu...
Nasza znajomość trwała już dobry miesiąc. Ja byłam coraz bardziej zauroczona Michałem, a Hanka coraz bardziej sceptyczna.
– Dziewczyno, nie rozumiem cię – pastwiła się nade mną przy każdej możliwej okazji. – Dlaczego nie poprosisz go o zdjęcie? Może to jakiś stary brzydal, który tylko podszywa się pod młodego chłopaka?
– Hanka – starałam się zachować spokój. – Nawet jeżeli jest starszy, niż mówi, i niezbyt urodziwy, ma w sobie to coś. Jak sama zauważyłaś, nie brakuje mu inteligencji. Ma też świetne poczucie humoru i...
– I w ogóle jest cudowny. Nie brakuje mu niczego oprócz odwagi – ironizowała Hanka.
– A z tą odwagą to o co ci chodzi?
– Ciągle o to samo. O ten brak zdjęcia, o to, że ani razu nie zająknął się na temat spotkania w realu...
Tak długo mnie męczyła, aż w końcu udało jej się zasiać ziarnko niepewności. Podczas kolejnego czatu z Michałem to ja zaproponowałam spotkanie.
„Aż tak ci pilno? Może lepiej jeszcze trochę się poznać? Dzięki temu oboje zaoszczędzimy sobie rozczarowań”, odpisał.
Po tym stwierdzeniu zaczęłam się naprawdę niepokoić. A Hanka tak skutecznie mnie nakręcała, że któregoś dnia napisałam:
„A może Ty wcale nie jesteś tym, za kogo się podajesz?”.
Jego odpowiedź wcale mnie nie uspokoiła:
„Zauważ, że ja ryzykuję tak samo jak Ty. A mimo to postanowiłem zaufać. Trochę więcej wiary w ludzi”.
– Kaśka, mówię ci, z tym facetem jest coś nie tak – Hanka sączyła jad do mojego ucha.
– To co ja mam twoim zdaniem zrobić?
– Przestań do niego pisać...
– Bo co? Bo facet nie chce pokazać swojego zdjęcia? – naskoczyłam na nią.
– Nie, bo facet nie chce się spotkać...
Nie zamierzałam jej słuchać. Wkrótce okazało się, że wcale nie musiałam, bo... to Michał zakończył znajomość ze mną. Po prostu nie logował się na czacie. Przez kilka dni czekałam na wiadomość od niego, ale nie napisał. Myślałam, że zwariuję. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo mi na nim zaczęło zależeć. Brakowało mi tych naszych wieczornych rozmów. Miałam wrażenie, że rozumiemy się bez słów. „Wszystko zepsułam”, wyrzucałam sobie. „Po co, głupia, tak naciskałam?”. Było mi z tym źle, ale co mogłam zrobić?
Chociaż od ostatniego kontaktu z Michałem minęły ponad dwa tygodnie, co wieczór włączałam komputer, wpisywałam swój login i czekałam, chociaż nie miałam wielkich nadziei. Aż któregoś wieczoru spojrzałam na monitor i...
– Nie wierzę – szepnęłam.
Michał znowu się pojawił. Zanim zdecydowałam się do niego napisać, otrzymałam wiadomość.
„Jeśli nadal tego chcesz, spotkajmy się w Twoim mieście 14 lutego. Powiedz tylko, gdzie i o której”.
Odpisałam natychmiast:
„17.00, kafejka w rynku”.
„Będę”, napisał, po czym zniknął.
„Jezu, chce się ze mną spotkać! I to w walentynki!”, cieszyłam się jak głupia.
Jednak w dniu randki zaczęłam się bać. Sama nie wiem czego. Może tego, że się rozczaruję?
– A jak go poznasz? – Hanka jak zwykle była praktyczna.
– Nie wiem – jęknęłam. – Nie ustaliliśmy takich szczegółów.
Do knajpki przyszłam lekko spóźniona. Jak łatwo się domyśleć, tego dnia była zapełniona niemal po brzegi. Dyskretnie rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś samotnego mężczyzny.
Siedział przy stoliku w rogu. Nie widziałam dokładnie jego twarzy. A kiedy podeszłam, nogi się pode mną ugięły. Facet był boski...
– Michał? – szepnęłam.
– Tęskniłaś? – spytał w odpowiedzi.
Skinęłam twierdząco głową.
– Taki był plan – odpowiedział, po czym przywołał ręką kelnera i zamówił czerwone wino. Wiedział z rozmów, jakie lubię...
– Plan?
– Chciałem, byś zdała sobie sprawę, że jesteśmy sobie przeznaczeni – puścił oko.
Poczułam, że to jest dokładnie ten chłopak, z którym przegadałam tyle godzin, i w którym chyba... się zakochałam. I teraz się już nie dziwiłam, że nie umieścił na portalu swojego zdjęcia. Taki przystojniak dostałby setki ofert. A nie o to mu chodziło…