"Mój mąż był pierwszym mężczyzną, z którym spałam. Kochałam go, ale co jakiś czas miałam sny erotyczne, w których pojawiał się mój były chłopak – Czarek. Dopiero znacznie później zrozumiałam, dlaczego podświadomie go pragnęłam..." Kinga, 38 lat
Zanim wyszłam za mąż, byłam w kilku związkach, mniej lub bardziej poważnych. Raczej nie wracałam do tamtych miłostek, nie wracałam do przeszłości. Muszę jednak przyznać, że jeden z moich ekschłopaków od czasu do czasu zaprzątał moje myśli...
Czarek był ode mnie o pięć lat starszy. Kiedy się poznaliśmy, dopiero co zdałam maturę. On był już dorosłym facetem i to mi się okropnie podobało. Choć spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, nie poszliśmy do łóżka. Nie odważyłam się wówczas na seks, a wianuszek podarowałam dwa lata później przyszłemu mężowi.
Z Czarkiem rozstaliśmy się w przyjaźni. Mieszkaliśmy w małym mieście, więc czasami zdarzało mi się go spotykać przypadkiem. A to przepuścił mnie na pasach, gdy jechał samochodem, innym razem trafiłam na niego w poczekalni u dentysty. Wyglądał fantastycznie. Jeszcze bardziej zmężniał, zapuścił zarost. Rozmawiało nam się świetnie. Nie ciągnęło mnie jednak do niego. „Nadal jest fajnym facetem, ale nic więcej”, myślałam. Lecz skłamałabym, twierdząc, że był mi zupełnie obojętny. Śledziłam jego losy i wiedziałam, że się ożenił. Ale jakiś czas później nasze drogi się rozeszły. Czarek z żoną wyjechali za granicę. Ja wkrótce wyszłam za mąż, urodziłam synka.
Marcin był moją wielką miłością, jedynym mężczyzną, z którym spałam. Miewałam jednak sny erotyczne, w których pojawiał się Czarek. To się zdarzyło raptem kilka razy, ale zawsze czułam się po tym nieswojo. Męczyły mnie wyrzuty sumienia, choć przecież nie zrobiłam nic złego. Nie myślałam o Czarku, to się jakoś tak samo działo. Odpowiedzią na pytanie, dlaczego podświadomie śnię o byłym chłopaku, okazały się zdarzenia, które nadeszły znacznie później.
Byłam wtedy po rozwodzie, po tym jak Marcin mnie zdradził. Miałam 34 lata, ośmioletniego syna, i ogromny żal w sercu. Gdyby nie mój mały Janek, chybabym zwariowała. To on wypełniał mi dzień, myśli i okropną pustkę. Organizowałam mu dużo zajęć pozalekcyjnych, między innymi postanowiłam spełnić jego marzenie o nauce judo.
– Już w czwartek zawody! – wołał synek z błyskiem w oku. Kochał ten sport. Na zawodach, dopóki na macie nie znalazł się Janek, trochę się nudziłam. Rozglądałam się po trybunach pełnych rodziców i nagle... zobaczyłam Czarka! Nie wiedziałam, że wrócił do Polski, że ma dziecko w tej samej szkole. Byłam bardzo zaskoczona. I zdałam sobie sprawę, że mój rumieniec na twarzy i przyspieszone bicie serca bynajmniej nie dowodzą zupełnej obojętności wobec niego. „O kurczę, mam dzisiaj fatalną fryzurę”, stwierdziłam, próbując poprawić włosy. „Co on tu robi?”, „Ale dobrze wygląda”. „Za to ja nie najlepiej”, rozmawiałam sama ze sobą.
– Hej, twój młody trenuje w tym klubie? – Czarek podszedł do mnie po zawodach, kiedy dzieci przebierały się w szatni.
– Tak – skinęłam. – Twój też, prawda?
– Uwielbia judo – nie krył dumy z syna.
Chłopcy zdążyli wyjść z szatni, a my wciąż rozmawialiśmy.
– Co u ciebie? – tego pytania się obawiałam.
– Jakoś żyję – westchnęłam. – Rozwiodłam się – nie wiem, po co mu to powiedziałam.
– Ja też – i on się przyznał. – Właściwie jestem w trakcie rozwodu.
Dzieci ciągnęły nas za rękawy, woźny gasił światła, trzeba było iść do domu.
– Na pewno się jeszcze spotkamy – rzucił.
Istotnie, wciąż nadarzały się okazje, by porozmawiać, powspominać stare czasy. Przeżywałam wizyty w szkole, drzwi otwarte dla rodziców, zawody. Planowałam, co na siebie włożę, nie pozwalałam sobie na niedbałą fryzurę...
„Podobam mu się”, myślałam nieskromnie. Przez rozstanie z Marcinem schudłam i miałam figurę jak w liceum. Obcięłam też włosy, za namową koleżanek zaczęłam się malować i nosić sukienki. Ale i on wyglądał świetnie.
Coraz częściej zdarzało mi się o nim myśleć. Choć dość często widywałam się z Czarkiem, nigdy z nim nie flirtowałam, nie prowokowałam dwuznaczności. Przeciwnie, byłam zdystansowana i unikałam osobistych tematów.
– Twój Janek na pewno nie ma zacięcia sportowego po tobie – stwierdził któregoś razu. – Pamiętasz, jak uczyłem cię pływać? Jaka byłaś sztywna? – zaśmiał się.
– Za to ty byłeś fatalnym instruktorem – wypomniałam. – Zamiast mnie uczyć i pilnować, bym się nie utopiła, łaskotałeś mnie.
– Bo taka byłaś rozkoszna – spojrzał na mnie tak, że zrobiło mi się ciepło. – Nadal jesteś.
– Przestań – machnęłam ręką.
To był pierwszy komplement, ale nie ostatni. Już nie dało się ukryć, że między nami iskrzy.
– To niesamowite – powiedział kiedyś Czarek. – Czuję, że cię znam tak dobrze, a z drugiej strony mnie fascynujesz, odkrywam cię na nowo. A raczej... chciałbym odkryć.
– Wiem, co czujesz – odparłam szczerze.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie mogłam zasnąć tego dnia. Nazajutrz też byłam podekscytowana. Miałam problemy z koncentracją, przeglądałam się w lustrze i czekałam, aż zadzwoni.
– Hej, chcesz pogadać? – zabrzmiał w słuchawce jego niski głos.
Gadaliśmy ponad ponad godzinę. Po tej rozmowie nic już nie było jak przedtem. Padły takie słowa, wyznania i deklaracje...
– Cieszę się, że znów jesteś – Czarek przytulił mnie, kiedy spotkaliśmy się na randce. Też się cieszyłam. Nie planowałam z nikim być, ale to się po prostu zdarzyło. Czarek się rozwiódł, więc nic nie stało na przeszkodzie, abyśmy byli razem. Nie chciałam jednak od razu nazywać tego związkiem, wciągać w to dzieci i zbyt mocno się angażować.
Zajęci pracą i dziećmi spotykaliśmy się raz na jakiś czas, zwykle w weekendy. Ale to mi wystarczało. Randki z Cezarym były świętem. Czekałam na nie z łopoczącym sercem. Stroiłam się, pielęgnowałam. Rozkwitałam.
Czarek Był mistrzem w sztuce kochania. Jak on dotykał, całował, pieścił godzinami...
– Nie znałam siebie od tej strony – stwierdziłam, opadając na łóżko po wspaniałym seksie.
– Też nie znałem cię od tej strony – chichotał.
Właśnie, pod tym względem dopiero się poznawaliśmy. Czarek odkrył przede mną nowe doznania, obudził miejsca na moim ciele, które dotąd spały, ośmielił, by spróbować pieszczot, na jakie przedtem nie miałam odwagi. To, co znałam z małżeńskiej sypialni, wydało mi się nagle beznamiętne i kiepskie. Z Cezarym fantazjowałam, czerpałam przyjemność pełnymi garściami, głośno krzyczałam i niczego się nie wstydziłam. Nigdy nie było mi tak dobrze z mężczyzną i choć wiedziałam, że taki układ musi się kiedyś wypalić, żyłam chwilą.
To szczęście trwało rok. Wreszcie kombinowane randki, udawanie przed dziećmi i konieczność godzenia tego związku z codziennością wyczerpały nas oboje. Czułam, że czas na kolejny krok, ale byłam przekonana, że Czarek nie chce go wykonać. Od początku nie krył, że łączy nas przede wszystkim seks.
– Jestem zmęczona – wyznałam któregoś razu. – To już się nie rozwija, tylko nas wykańcza.
– Dobrze, że zaczęłaś ten temat – usiadł obok mnie.
– Nie jestem już podlotkiem bez zobowiązań. – Mam pracę, syna... A my chyba nie możemy zaproponować sobie nic więcej.
– Co ty mówisz? – oczy mu się zaszkliły.
– Przecież widzisz, że to już nie działa, że doszliśmy do ściany. Było pięknie, ale utknęliśmy w ślepym zaułku.
– Wiem – ujął moją dłoń. – Bo boimy się powiedzieć, co czujemy i odgrywamy szopkę, zamiast zamieszkać razem i żyć normalnie.
– Co? – zmarszczyłam brwi. Zgłupiałam. Nigdy nie wspominał, że ten układ znaczy dla niego coś więcej.
– Na początku chciałem tylko zbierać śmietankę i niczego nie obiecywać, ale stało się, kocham cię – wyznał. – Chcę z tobą mieszkać, płacić rachunki, wychowywać chłopaków – był poruszony.
Zaskoczył mnie. Choć bardzo tego pragnęłam, musiałam się z tym oswoić. Nie byłam przecież sama, miałam Janka.
Byłam przerażona i niepewna, ale z drugiej strony kochałam Cezarego. Nie dostrzegałam w nim mężczyzny, z którym mogłabym stworzyć dom, bo traktowałam go tylko jako kochanka. A przecież tak blisko był czuły, rozsądny człowiek, który rozumie mnie jak nikt.
– Dlaczego nasze szczęście nie miałoby trwać dłużej? – powiedziałam wreszcie Czarkowi, zgadzając się na nowy etap w życiu.
Dziś jesteśmy udanym małżeństwem, wychowujemy Jasia, Irka i małą Anię. Widać czasem warto wejść dwa razy do tej samej rzeki.