"Nasz związek był szalony, pełen emocji. Miłości, ale także łez. Płakałam przez niego kilka razy. Bo miał naturę flirciarza, a ja chciałam go tylko dla siebie. Powinnam uciekać już dawno temu i jak najdalej. Ale nie zrobiłam tego..." Magda, 33 lata
Po tym, jak odkryłam, że Dominik spędził noc z koleżanką z pracy, spakowałam swoje rzeczy i postanowiłam się od niego wyprowadzić.
– Uważasz, że to najlepsze wyjście? – zapytał Dominik, usiłując spojrzeć mi w twarz.
Uciekłam wzrokiem w dal, żeby nie utonąć w jego błękitnych oczach, tak jak utonęłam przed dziesięcioma laty i tak jak tonęłam wiele razy później. Choć nie powinnam, bo ludzie się nie zmieniają. Tak przynajmniej twierdziła matka i niestety miała rację...
– W końcu do tego doszło... Zdradziłeś mnie... Nie jestem nawet pewna, czy to aby pierwszy raz.
– Przysięgam... – Dominik usiłował chwycić moją dłoń.
– Zostaw!
– Magda, to był jeden wyskok... Którego żałuję, którego nawet nie chciałem...
– Nie, nie, nie. Już nie dam się nabrać... – Potrząsnęłam głową.
To mieszkanie należało do niego, więc ja musiałam się wyprowadzić.
– Gdzie w ogóle chcesz pójść? Przecież twoje mieszkanie jest wynajęte. Madziu...
– To już nie twoja sprawa. Po resztę moich rzeczy kogoś przyślę, dam ci znać. Kiedy odchodziłam, czułam na sobie spojrzenie. Mężczyzny, którego wciąż bardzo kochałam. To właśnie było najgorsze.
To była jego koleżanka, która wspominała ich wspólną, gorącą noc. Przynajmniej miał na tyle cywilnej odwagi, żeby przyznać się, że na firmowym wyjeździe przespał się z koleżanką z innego działu. Podobno po pijaku, podobno nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi. A ona podobno wydzwaniała i wypisywała wiadomości, bo wyobraziła sobie coś, czego nie powinna i do czego on nie dał jej prawa. Podobno...
Kiedy odkryłam zdradę Dominika, nie spałam całą noc, a następnego dnia rano wzięłam tydzień urlopu. Dominik poszedł do pracy jak zwykle, a ja miotałam się po mieszkaniu, zastanawiając się, co robić. W końcu zdecydowałam, że zrobić mogę tylko jedno. Po prostu jak najszybciej się wyprowadzić i zapomnieć o nim. Zacząć wszystko od nowa. Na pobliskim postoju wsiadłam w taksówkę.
– Na dworzec, proszę.
Pociąg odjeżdżał dopiero za pół godziny. Usiadłam na dworcowej ławce i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Moje życie właśnie runęło. Plany, nadzieje, to wszystko trafił szlag. „Ludzie się nie zmieniają”, wciąż dźwięczały mi w uszach słowa mojej nieżyjącej już matki. Umarła w samotności. Rozgoryczona. Niekochana przez mężczyznę, żadnego też niekochająca. Ojca wyrzuciła z domu na zbity pysk, po tym jak ją zdradził, i później z żadnym facetem już się nie związała. Czy miałam podzielić jej los? Stać się tak samo zgorzkniała i smutna? Zostać do końca swoich dni sama? Nie miałam złudzeń co do tego, że im kobieta starsza, tym trudniej znaleźć jej wielką miłość. Może to wręcz niemożliwe... Zresztą teraz tak naprawdę nie chciałam nikogo innego. Chciałam tylko Dominika. O ile byłby taki, jaki miałam nadzieję, że jest...
Kiedy zadzwonił Dominik, nie odebrałam. Po prostu wyłączyłam telefon. Dwie godziny później wysiadłam na małej stacji. Miejscowość, którą znałam od dziecka i do której przyjeżdżałam zawsze wtedy, kiedy chciałam wyrwać się ze zgiełku wielkiego miasta. Położona nad jeziorem, malownicza, spokojna, w której tyle razy ładowałam baterie, a najpierw resetowałam umysł. Przez ostatnie lata w towarzystwie Dominika, który mi towarzyszył i którego tak samo jak mnie zachwycało to miejsce. Teraz Dominik należał jednak do przeszłości. Od przystani dzieliło mnie tylko kilkaset metrów. Szłam, wdychając świeże powietrze. Po kwadransie stanęłam przed białym budynkiem, w którym mieszkali gospodarze terenu przy przystani, na którym stało kilka drewnianych domków. Sięgnęłam do dzwonka, a po chwili witałam się z panią Alą. To była dyskretna kobieta, nie zadawała zbędnych pytań, po prostu dała mi klucze do mojego ulubionego domku usytuowanego tuż nad jeziorem.
– Mam szczęście, że domek jest wolny – rzuciłam.
– Wszystkie są wolne. Zapowiadali deszczowy czerwiec, więc odwołano wszystkie rezerwacje. Zresztą i tak już ich ostatnio mało. Ludzie mają pieniądze, wolą jeździć w bardziej reprezentacyjne miejsca – wyjaśniła pani Ala.
Czyli idealnie się składało. Chciałam pobyć sama. Ze swoim bólem i swoimi przemyśleniami.
W domku pachniało żywicą. Oboje z Dominikiem uwielbialiśmy ten zapach. Rozpakowałam się, a potem poszłam do miasteczka, żeby zrobić małe zakupy. Bagietka do skubania, wino... Wieczór zapadł szybko, zeszłam z tarasu dopiero wtedy, kiedy ogarnęła mnie kompletna ciemność, a od jeziora powiał zimny wiatr. Alkohol nieco przytępił zmysły, a więc także cierpienie rozrywające moje serce. Położyłam się na miękkiej kanapie, przymknęłam oczy i sama nie wiedziałam kiedy, odpłynęłam w sen...
Stukot, trzask, przekleństwa... Zerknęłam na fosforyzujące wskazówki wiszącego na ścianie zegara. Wskazywały po drugiej w nocy. Panowała nieprzenikniona czerń. Wstałam ostrożnie, starając się nie poddać ogarniającemu mnie przerażeniu. Dom gospodarzy był trzysta metrów stąd, bliżej miałam puste domki letniskowe. A jeszcze bliżej jakiegoś intruza lub intruzów z nie wiadomo jakimi zamiarami. Po omacku wyszperałam z kieszeni walizki telefon komórkowy. Usiłowałam go włączyć, ale z tych nerwów trzykrotnie wstukałam zły kod pin.
– Boże, ratuj... – szepnęłam coraz bardziej przestraszona. Na palcach podeszłam do drzwi, żeby upewnić się, że są zamknięte na klucz, a potem do okna, żeby dojrzeć tego, który czaił się na zewnątrz. Nie widziałam jednak zupełnie niczego. Nawet księżyca odbijającego się w tafli jeziornej wody. Za to znowu usłyszałam jakieś dźwięki. Jakby ktoś z czymś się zmagał, coś szarpał. Może włamywacz? Który nie wie, że w jednym z domków jest gość? A może właśnie wie i usiłuje znaleźć domek, w którym przebywam? Bo chce mnie okraść, zgwałcić, zabić... Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.
Wycofałam się na kanapę. Tam zwinięta w kłębek i dotrwałam do świtu. Nie spałam, ale starałam się nie dopuszczać do głosu tęsknoty. Za silnymi ramionami Dominika, który przecież należał do przeszłości.
Wraz z nastaniem poranka odzyskałam spokój. Nic się nie wydarzyło, na zewnątrz ptaki śpiewały w najlepsze, słońce wpadało do domku przez delikatne firanki, a za tarasem lśniło jezioro. Sceneria była więc przyjazna i nic nie wskazywało na to, żeby stało się coś strasznego. Podniosłam się z kanapy, z trudem prostując zastałe członki. Mięśnie mnie bolały, w ustach czułam suchość. Napiłam się wody z kranu, po czym wyszłam na taras, żeby się rozejrzeć. I pierwszą osobą, którą ujrzałam, był... Dominik.
– Co ty tu robisz?! – zapytaliśmy równocześnie. Dominik wyglądał na równie wstrząśniętego jak ja. Stał przed domkiem obok w samych slipach i wyglądał w sumie dość komicznie...
– Boże, więc tu przyjechałaś – podszedł do mnie. – Powinienem się domyślić. To twój azyl...
– Powinieneś się ubrać – mruknęłam niechętnie, bo widok jego muskulatury mocno mnie rozpraszał.
– Skąd w ogóle się tu wziąłeś? Po co?
– Chyba po to samo co ty. Pomyśleć, zastanowić się, co dalej. Nasze rozstanie mnie rozbiło...
– To ty hałasowałeś w nocy?
– Ja. Korki wywaliło w domku, usiłowałem coś z tym zrobić, ale nie mogłem dostać się do głównej skrzynki, więc ostatecznie dałem spokój.
– Ale zdążyłeś mnie śmiertelnie wystraszyć – mruknęłam.
– Gdybym wiedział, że tu jesteś... – Dominik podszedł tak blisko, że czułam ciepło bijące od jego skóry.
– To co? – chciałam warknąć, ale z moich ust wydobył się niepewny szept.
– To przytuliłbym cię mocno i nie pozwolił ci się bać...
Powinnam go wyśmiać, kazać mu spadać, wynosić się z mojego życia, ale popatrzyłam w jego niebieskie oczy.
– Madziu, ja nigdy wcześniej cię nie zdradziłem. To był pierwszy raz, którego nawet nie pamiętam dokładnie. I którego będę żałował do końca życia. Proszę cię, dajmy sobie jeszcze szansę.
Nagromadzone we mnie uczucia znalazły ujście. Zaczęłam płakać i zanim się zorientowałam, już wpadłam w jego ramiona. Mocne, męskie ramiona mojego wciąż ukochanego mężczyzny...
Od tamtej chwili minęło ponad osiem miesięcy. Czasami zastanawiam się, czy będę żałowała, że nie umiałam być stanowcza. Czas pokaże...